Kultura

SOŁŻENICYN A „POLSKI MARZEC ’68”

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Zamieszczamy fragmenty z drugiego tomu książki Aleksandra Sołżenicyna zatytułowanej „Dwieście lat razem. Rosjanie i Żydzi 1795 – 1995” (Wyd. Wektory, Wrocław 2014). Sołżenicyn pisze wprawdzie nie o Polsce – Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, lecz o Rosji, czyli o Związku Sowieckim. Jednak ów „polski marzec ’68” był zaledwie jedną z odsłon tego, co na znacznie większą skalę dokonywało się w Sowietach, także przed, lecz zwłaszcza po wojnie sześciodniowej (5-10 czerwca 1967 r.).

Czy także w historii innych „krajów demokracji ludowej” wyróżnia się zjawiska społeczno-polityczne podobne do tych szeroko opisywanych przez Sołżenicyna lub do „polskiego marca”?

Wspomniany tom drugi dzieła noblisty nosi tytuł „W porewolucyjnej Rosji”; ale… najpierw była rewolucja roku 1917, zrazu lutowa, wkrótce październikowa (obydwie setne rocznice na głucho przemilczane w Polsce; a trzeba te sprawy rozważać, ku przestrodze). Tak więc owa książka jest o udziale Żydów w rozpętaniu i przeprowadzeniu rewolucji oraz o ich przemożnym wkładzie w budowę potęgi Związku Sowieckiego wraz z jego aparatem przemocy i represji. Sołżenicyn, powołując się zwłaszcza na rosyjskojęzyczne źródła żydowskie, pokazuje, jak tamtejsi Żydzi, acz w różnym stopniu, asymilowali się do kultury rosyjskiej, aby w końcu stać się „ludźmi sowieckimi”, czyli „internacjonalistami”, i to bardzo gorliwymi. Jednakże historia się na tym nie zatrzymała. Także wśród „ludzi sowieckich” pojawiało się zjawisko, jakie my na gruncie polskim poznaliśmy jako rozdźwięk i rywalizację pomiędzy „Chamami” i „Żydami” właśnie. Ci ostatni dochodzili do przekonania, że na kolejnym etapie dziejów lepiej dla nich będzie opuścić Związek Sowiecki oraz podległe mu kraje europejskie, który to proces sami nazwali Wielkim Wyjściem (sic!). Wiemy to jednak doskonale, że nie wszyscy Żydzi z rosyjskiego, ani z naszego obszaru wyszli, o nie. Ci, co pozostali, przekonują od lat, że oni są przecież Rosjanami, Ukraińcami, Polakami, Węgrami, i innymi, aczkolwiek „inaczej” niż owe narody patrzącymi na sprawy, odpowiednio, rosyjskie, ukraińskie, polskie, węgierskie i innych krajów, „do czego mają prawo” – jak ciągle to słyszymy.

Zjawiska obserwowane na m.in. warszawskich ulicach począwszy od roku 2016 każą domniemywać o podejmowanej właśnie próbie czegoś na kształt Wielkiego Powrotu. Tak rychłego? – zapytajmy. Po upływie zaledwie półwiecza, i nawet mniej niż półwiecza? W pierwszym, najdalej drugim pokoleniu po owym Wielkim Wyjściu? Co za wielki brak stabilnej polityki migracyjno-osiedleńczej! – chciałoby się wykrzyknąć.

Zmieńmy na chwilę temat i zauważmy że, dla odmiany, wciąż utrzymuje się stabilizacja w niechęci kolejnych dwudziestowiecznych polskich (nie żydowskich!) fal emigracyjnych do powrotu do Kraju. Muszą być ku temu ważne powody. Nasi jakże liczni wojenni i polityczni emigranci nawet na starość do Polski (po roku 1989) nie wrócili, ich dzieci i wnuki ze swoimi „biznesami” też nie; milionowa emigracja „Pierwszej Solidarności” także nie powróciła, obecna najmłodsza ponaddwumilionowa emigracja również nie wraca. Jednocześnie w ostatnich latach na polskich ulicach słyszymy coraz szerzej język ukraiński (rozbrzmiewał już przed rokiem 2004), rosyjski, kilka niezrozumiałych dla nas języków azjatyckich, i wreszcie, podobnie niezrozumiały, język hebrajski.

Czy tak zwana strona polska, skoro chce na tym świecie przetrwać, nie powinna by z owych złożonych zjawisk nareszcie wyciągnąć dla siebie praktyczne wnioski na przyszłość?

Pomijamy przypisy do tekstów, które cytuje Sołżenicyn (w książce w ogóle posługuje się on obficie cytatem); skróty w nawiasach okrągłych pochodzą od tegoż autora. Zachęcamy atoli Czytelników do zapoznania się z całym jego dziełem.

Z rozdziału „Przed wojną sześciodniową”, s.s. 344-345:

„Poczynając od chruszczowowskiej ‘odwilży’, a dalej, w latach sześćdziesiątych, już bez niej, szybko prostowali się w duchu sowieccy Żydzi, i czuli się – właśnie sobą. […] I gdy świadomość ta dojrzewała – rozszalała się, i zaraz potem zwycięsko zakończyła, co wydawało się cudem, wojna sześciodniowa. W wyobrażeniach sowieckich Żydów Izrael uniósł się, a oni przebudzili się do powinowactwa z nim, z ducha i z krwi. Jednak władze, które wpadły we wściekłość z powodu kompromitującej klęski Nasera [prezydenta sojuszniczego Egiptu – M.D.], zwaliły niedługo potem na żydowskie głowy dudniącą kampanię przeciwko ‘judaizmowi, syjonizmowi, faszyzmowi’, nawołując, żeby nie wszyscy Żydzi byli ‘syjonistami’; że (…) ‘światowy spisek’ (…) syjonizmu (…) ‘stanowi konieczne, nieuniknione następstwo całej żydowskiej historii, żydowskiej religii oraz ukształtowanego przez nie żydowskiego charakteru narodowego (…)’; że (…) ‘judaizm okazał się religią bardzo przydatną w zdobyciu światowej przewagi, gdyż nader konsekwentnie wprowadzał ideologię dominacji rasowej i apartheidu’.

Kampanii w telewizji i w gazetach towarzyszyło jeszcze dramatyczne zerwanie stosunków dyplomatycznych z Izraelem. Sowieccy Żydzi mieli powody, by się przestraszyć, (…) ‘wydawało się, że lada chwila nastąpi wezwanie do pogromów’. Jednak pod skorupą tego strachu narastał nowy i niemożliwy już do przezwyciężenia wybuch żydowskiej świadomości narodowej.

[…] ‘Zaktywizowała się działalność grup syjonistycznych w różnych miastach (…). W 1969 podejmowano próby stworzenia (w ZSRS) zjednoczonej organizacji syjonistycznej (…). Rosła liczba Żydów składających dokumenty (podania o zgodę) na wyjazd do Izraela’.

Liczne odmowy wydania takiej zgody doprowadziły – 15 czerwca 1970 roku – do nieudanego porwania samolotu. Przeprowadzony po tym (zdarzeniu) ‘proces samolotowy’ uznać można za granicę dziejową w losie sowieckich Żydów.”

Z rozdziału: „Początek Wyjścia”, s.s. 382:

„Epoka Wyjścia, jak po pewnym czasie nazwali ją sami Żydzi, weszła, jakby się skradała. Za jej początek uznaje się artykuł w ‘Izwiestiach’, z grudnia 1966 roku, w którym w wyważony sposób poinformowano o zgodzie władz na ‘połączenie rodzin’, i pod tym hasłem (…) Żydzi uzyskali prawo opuszczenia ZSRS. Pół roku później wybuchła – zgodnie z biegiem historii – wojna sześciodniowa. Podobnie jak każdy epos, Wyjście rozpoczęło się od cudów. I, jak powinno być w eposie, Żydom z Rosji – pokoleniu Wyjścia – objawiły się trzy cudy: powstanie państwa Izrael, cud Purim 1953 (czyli śmierć Stalina) oraz wesołe, wspaniałe i upajające zwycięstwo 1967 roku.

Wojna sześciodniowa dała sowieckim Żydom silny i nieodwracalny impuls do rozwoju samoświadomości i spowodowała wygasanie u wielu z nich pragnienia asymilacji. Zrodziła też potężny pęd do tworzenia żydowskich narodowych kółek samokształceniowych oraz do studiowania języka hebrajskiego. I wreszcie położyła podwaliny emigracyjnego nastawienia do świata.”

Z rozdziału: „Początek Wyjścia”, s.s. 388-389:

„W wielu głosach rozbudzonej świadomości żydowskiej antyrosyjskie uczucia i argumenty zadziwiały, raniły uszy i serce. W tej, jak słyszeliśmy, ‘dojrzałej wściekłości’ także przecież, niestety, nie słychać skruchy naszych żydowskich braci, choćby za lata dwudzieste. Ani śladu odniesienia się do Rosjan jako do cierpiącego narodu.

[…] W walce o swobodę emigracji do Izraela wykazali wyjątkowy upór i pomysłowość w zakresie form działania. […] Oczywiście walka ta mogła zakończyć się sukcesem jedynie przy silnym międzynarodowym żydowskim poparciu. ‘Obecność w świecie żydowskiej solidarności stanowiła dla nas, w tej sytuacji, wstrząsające i przynoszące nadzieję odkrycie (…) – wspomina jedna z pierwszych (rok 1971) otkaznic’ [czyli osób, które się odżegnywały od ZSRS – M.D.]. Pomoc materialna nadchodziła natychmiast: (…) ‘w Moskwie, w środowisku otkazników, rodził się szczególny rodzaj niezależności, oparty na silnym wsparciu ekonomicznym (otrzymywanym od) Żydów z zagranicy’. Tym bardziej jednak zaczęto oczekiwać od Zachodu równie wielkiej pomocy politycznej.

Pierwsza poważna próba nastąpiła w 1972 roku. Ktoś z kręgów sowieckich rozważył, że oto przecież wyjeżdża żydowska inteligencja, która otrzymała w ZSRS bezpłatne wyższe wykształcenie, a następnie możliwość uzyskania stopni naukowych – i teraz bez trudu wywozi za granicę, mając zamiar tam pracować, cały ten ulgowo nabyty bagaż. Czy zatem nie (należałoby) obłożyć tych ludzi specjalnym podatkiem? Dlaczego państwo ma bezpłatnie przygotowywać specjalistów dla innych państw, odsuwając swych własnych zakorzenionych mieszkańców? Ci mogliby przecież zdobyć wykształcenie, jednak nie zostali dopuszczeni. Zaczęto tworzyć przepis dotyczący takiego podatku.

[…] Wybuchło międzynarodowe oburzenie. Przez pięćdziesiąt pięć lat istnienia reżimu sowieckiego żadna jego masowa zbrodnia nie wywołała takiego zgodnego, napierającego, światowego sprzeciwu, jak podatek od wykształconych emigrantów. Amerykańscy akademicy – pięć tysięcy profesorów – podpisali protest (jesienią 1972 roku); dwie trzecie senatorów USA wstrzymało planowaną umowę dotyczącą ułatwień handlowych dla ZSRS. Podobnie zareagowali parlamentarzyści europejscy. Poza tym pięciuset sowieckich Żydów wysłało list otwarty do sekretarza generalnego ONZ. […], mówiący o ‘(…) pańszczyźnianej zależności ludzi z wyższym wykształceniem’ (W uniesieniu, dążąc do osiągnięcia celu, nie słyszeli samych siebie, nie pojmowali, jak to brzmi w kraju rzeczywistej pańszczyźnianej niewoli kołchozowej). I rząd sowiecki ustąpił, dekret przestał obowiązywać.

A umowa o uprzywilejowaniu w handlu? […] Senatorowie […] zawarcie jej uzależnili od całkowicie swobodnej emigracji Żydów z ZSRS. Na całym świecie stało się głośno o targach amerykańskiego kapitału: będziemy pomagać rządowi sowieckiemu, jeśli wypuści z kraju – właśnie, i tylko, Żydów!

I nie znalazł się taki, który wyrzekłby donośnym głosem: panie i panowie, ale przecież, przez pięćdziesiąt pięć lat, nie dziesiątki tysięcy, lecz wiele milionów naszych współobywateli jedynie we śnie oglądało wyrwanie się spod znienawidzonego reżimu, jednak prawa do wyjazdu nie miał nikt, nigdy – a zachodni działacze polityczni i społeczni nigdy też nie wyrazili zdziwienia, nie protestowali, nie proponowali, by ukarać rząd sowiecki choćby ograniczeniami w handlu.”

Tak więc Rosjanin Aleksander Sołżenicyn szeroko nakreślił dążenia kilkumilionowej niegdyś zbiorowości Żydów sowieckich. W zmieniających się po drugiej wojnie światowej okolicznościach przestali oni chcieć być Rosjanami, a nawet „internacjonalistami”, gdyż zapragnęli być ponownie Żydami, i koniecznie już opuścić Związek Sowiecki, „światową ojczyznę proletariatu”. Działo się to zarówno przed rokiem 1967, jak i zwłaszcza później.

Raz jeszcze zacytujmy Sołżenicyna (ze str. 389): „Żydowska emigracja z ZSRS zainicjowała wielkie dziejowe poruszenie. Początek Wyjścia oddzielił dwuwiekową epokę przymusowej koegzystencji Żydów i Rosjan [w przypadku Polski o wiele dłuższą – M.D.]. Od tego momentu każdy rosyjski Żyd mógł sam zadecydować, czy żyć w Rosji, czy poza nią. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych emigracja do Izraela stała się całkowicie swobodna, nie wymagała już walki. […] Żydzi zakończyli kolisty cykl rozprzestrzeniania się wokół Morza Śródziemnego, aż do wschodniej Europy, i ruszyli z powrotem, na swoją początkową ziemię”.

Dodajmy atoli, że rosyjski pisarz porusza w swoim dziele także inne żydowskie kwestie, jak zwłaszcza asymilacja, szczególnie w Rosji, oraz diaspora, zwłaszcza ta amerykańska, i jej stosunek do rosyjskich oraz izraelskich współbraci Żydów.

Czy jest już badacz-Polak, który te same zmiany w zachowaniu się Żydów, ale w innym spośród „bratniej rodziny krajów socjalistycznych”, czyli w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, opisuje podobnie wyraźnie, jak to był uczynił właśnie Sołżenicyn w odniesieniu do Związku Sowieckiego?

Bo, jak dotąd, w ramach polskojęzycznej narracji medialnej wciąż słyszymy owe zagadkowe historie o tym, jak to akurat w PRL-u, zupełnie odwrotnie aniżeli w tym samym czasie w ZSRS, Żydzi koniecznie chcieli pozostać, i jak to ich właśni partyjni towarzysze koniecznie chcieli się ich pozbyć z Polski. Po lekturze Sołżenicyna, lecz przy jednoczesnym zachowaniu owej PRL-owskiej bałamutnej „haggady”, to Związek Sowiecki jawi się niezorientowanemu Polakowi jako kraina żydowskiej swobody, a ów biedny siermiężny PRL jako ostoja zionącego „polskiego antysemityzmu”, którą to z nie polskiego języka wziętą etykietkę przekłada się z jakże wielką łatwością, i to bez względu na upływ kolejnych dziesięcioleci – jak to dziś słyszymy i widzimy – także na Trzecią (i nawet tę Czwartą) Rzeczpospolitą Polską, wykiełznaną z okowów komunizmu, w której Żydów jakoby już nie ma, ale jednak wciąż są (sic!).

Czas więc na odkrycie i ogłoszenie prawdy historycznej także o Żydach przebywających i działających w Polsce również w drugiej połowie XX wieku. Jaka jest prawda o „polskim marcu 1968 roku”? Niechże swoboda i szerokość spojrzenia Aleksandra Sołżenicyna posłużą za przykład dla polskich autorów.

Wybór, wprowadzenie i komentarz: Marcin Drewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!