Historia

ROKOWANIA TAJNE, ALE DLA KOGO ? W SETNĄ ROCZNICĘ – CZĘŚĆ PIERWSZA

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Dowiadujemy się ostatnio z doniesień „drugoobiegowych”, więc w praktyce przeważnie internetowych, jak to reprezentujący polskie władze państwowe negocjatorzy prowadzili na terenie obcego państwa tajne rozmowy, w następstwie których polskie władze zmieniały obowiązujące polskie prawo. W przypadku, o jakim tu zwłaszcza myślimy, rozmowy rychło przestały być tajne, gdyż „ktoś” doniósł o nich do prasy wydawanej w tamtym państwie, a ona rzecz rozgłośniła. I tyle…

Oczywiście, dyplomacja z natury rzeczy jest trochę jawna, a trochę tajna. Ważne jest to, przed kim i dlaczego jakąś rzecz się utajnia. Skoro mowa o, w omawianym przypadku tajnym (lecz rychło „odtajnionym”), oddziaływaniu czynników obcych na treść polskiego prawa, takich rozmów prowadzi się obecnie najpewniej bardzo wiele. Ich zaś wyniki są jak najbardziej odtajnione, gdyż zapisane w treści polskich ustaw, w naszych czasach uchwalanych lub zmienianych.

Kto dziś czyta ustawy? Prawie nikt, pomimo że ich najnowsze obowiązujące wersje dostępne są już, jak nigdy dotąd, bez czyjegokolwiek ruszania się z domu (do biblioteki), gdyż za naciśnięciem ledwie kilku guzików na klawiaturze domowego lap-topa. Doprawdy, nie bez powodu Lenistwo jest jednym z tylko siedmiu Grzechów Głównych!

Zachęcamy niniejszym PT Czytelników do przejrzenia choćby kilku z polskich nowych ustaw, na przykład tych sześciu-siedmiu wskazywanych dziś w telewizyjnych programach informacyjnych ustaw „rozdawniczych” – Pięćset-plus, Mama-4-plus itp. Co tam pochodzi od obcej, niepolskiej inspiracji, i to w dodatku tajnej, nam tego przecież nie ogłaszano.

Ale czy prawa o transferowaniu coraz większego potoku pieniędzy z kieszeni wynędzniałego polskiego podatnika do kieszeni coraz bardziej tłumnie kolonizujących nasz kraj cudzoziemców-obcoplemieńców zostały wymyślone przez Polaków? Wymyślone pewnie nie, lecz przez Polaków zaakceptowane i całkiem jawnie uchwalone – w polskim Sejmie, w Senacie, podpisane przez Głowę Państwa – i całkiem jawnie wypełniane przez polskie urzędy. Już sam pomysł, aby cudzoziemcy-obcoplemieńcy, i to tak gwałtownie, z roku na rok, skolonizowali liczne miejsca w Polsce i tu się rozpanoszyli, nie mógł być przecież polski.

I to jest tragedia! Czy zapomnieliście już naszą ojczystą historię ostatniej tercji XVIII wieku? Przypomnijcie ją sobie! Porównajcie! Wszelako obcy wpływ na polskie prawodawstwo, i w ogóle na polską politykę, jawny i tajny, nie ogranicza się bynajmniej tylko do tego okresu.

Jednakże Sto Lat Temu Polska zrywała pęta rozbiorowej niewoli.

W artykule o Roku Polski Mocarstwowej (lipiec 2019) wywoływaliśmy temat rokowań polsko-rosyjskich prowadzonych na przestrzeni zrazu roku 1919 (rozmowy prowadzone wczesną wiosną roku 1920 zostawiając sobie „na później”). Tu od razu trzeba wywołać tytuł książki autorstwa Andrzeja Nowaka – „Polska i trzy Rosje. Studium polityki wschodniej Józefa Piłsudskiego (do kwietnia 1920 roku)”, wydanej w Krakowie najmniej dwukrotnie: 2001, 2015. Rokowania prowadził zatem Naczelnik Piłsudski, za pośrednictwem swoich zaufanych wysłanników, z Rosją „czerwoną”, „białą”, a na miejscu w Warszawie także z tą „trzecią – demokratyczną”. Skupmy naszą uwagę na owych najważniejszych negocjacjach, z pierwszym z wymienionych tu podmiotów, tych wczesnych, z roku 1919. Co o tym czytamy w encyklopedycznych i podręcznikowych streszczeniach, jakże różnej proweniencji? Podkreślenia pochodzą od nas:

„Mała Encyklopedia Wojskowa”, Warszawa 1970, hasło „Mikaszewicze”:
„W październiku-grudniu 1919 w Mikaszewiczach prowadzone były poufne rozmowy polsko-radzieckie (…) rozpoczęte w lipcu 1919 w Białowieży”;
Henryk Zieliński, „Historia Polski 1914-1939”, Wrocław 1983, s. 107-108:

„Tymczasem rząd radziecki nie ustawał w wysiłkach pokojowego uregulowania stosunków polsko-radzieckich, nie cofając się przed gotowością do daleko idących, bolesnych dla siebie ustępstw. Dawał im wyraz m.in. podczas rokowań w Mikaszewiczach (…). Miały one charakter nieoficjalny i poufny i toczyły się w atmosferze pewnego, chwilowego odprężenia na froncie polsko-radzieckim”;

Andrzej Albert, „Najnowsza historia Polski 1918-1980”, Londyn 1989, s. 57:

„Jednocześnie podjął Piłsudski (…) rozmowy z przedstawicielem Rosji Radzieckiej Julianem Marchlewskim. Tajne rokowania odbywały się początkowo w Białowieży, potem w Mikaszewiczach na Polesiu”;

Marian Kukiel, „Dzieje Polski porozbiorowe (1795-1921)”, Londyn 1993, s. 618:

„Julian Marchlewski, czołowy polski komunista, przewodniczący delegacji sowieckiej przybyłej pod pozorem wymiany jeńców, oświadczył pełnomocnikowi polskiemu, że ma upoważnienie do rokowań o warunki pokoju. Zawiązały się w październiku (1919) rozmowy z tajnym delegatem polskim”.

Podrozdział w pracy autorstwa Wojciecha Materskiego pt. „Na widecie. II Rzeczpospolita wobec Sowietów 1918-1943”, Warszawa 2005, nosi tytuł właśnie „Tajne rokowania”, i dotyczy rozmów polsko-sowieckich. Czytamy tam (s. 46) na zakończenie wcześniejszego podrozdziału zatytułowanego „Wstępna faza konfliktu”:

W dniu 3 czerwca 1919 r. sowiecki komisarz spraw zagranicznych „Cziczerin (…) wystąpił z propozycją nawiązania rokowań pokojowych. (…) Dyskusja na posiedzeniu sejmowej komisji spraw zagranicznych 14 czerwca 1919 r. wykazała dużą niejednolitość w sprawach wschodnich – tak w aspekcie stosunku do adm. Kołczaka (wtedy Najwyższego Wielkorządcy Rosji „białej” – M.D.), który w tym czasie przeszedł do wyraźnej defensywy, jak i bolszewików. Nie widząc możliwości prowadzenia w tak skomplikowanej sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej polityki wschodniej opartej na regułach demokracji parlamentarnej, Piłsudski zdecydował się na częściowe jej utajnienie”.

Otóż właśnie! Utajnienie… ale przed kim? Czy aby nie przed wspomnianą Sejmową Komisją Spraw Zagranicznych, przed polskim rządem i – co najważniejsze – przed polskim narodem, wybijającym się właśnie na niepodległość? Naczelnik Państwa dysponował przecież – by tak rzec – swoimi własnymi zaufanymi ludźmi, z udziałem których prowadził swoją własną politykę; wszakże prof. A. Nowak wyraźnie przecież wskazuje na „politykę wschodnią Józefa Piłsudskiego”, a nie kogoś innego, i tym bardziej nie na politykę, po prostu, jednolitą polską.

Oczywiście, i do tego można się próbować „przyczepić” wspominając, że sam Roman Dmowski swoją własną relację z prac prowadzonych przez siebie i swoich współpracowników zatytułował nie inaczej, jak właśnie „Polityka polska i odbudowanie państwa”. Niewątpliwie, polityka przez Polaków prowadzona, mająca na celu odbudowanie Państwa Polskiego, i w dodatku skuteczna, nie mogła być przecież żadna inna, jak polska właśnie – inspirowana niczym innym, jak tylko najstaranniej rozpoznanymi żywotnymi interesami narodu polskiego. Nikt obcy za Polaków tego nie dokonał, bo i nie miał ku temu powodów. Bądźcie tego pewni!

Może my źle szukamy, lecz jakoś nie możemy się w tej lepiej dziś dostępnej historiografii doszukać wyraźnego określenia owej granicy pomiędzy tą mało liczną zbiorowością, dla której owe rokowania Piłsudskiego, ważące na losach narodu polskiego i kilku innych narodów, były znane, a całą tą nieprzeliczoną resztą, łącznie z wieloma, o ile nie wszystkimi członkami sejmowej komisji spraw zagranicznych oraz pracownikami Ministerstwa Spraw Zagranicznych, przed którą były one utajnione. Co na to obowiązujące wówczas polskie prawo konstytucyjne? Czy Naczelnikowi Państwa, w świetle tego prawa, wolno było takie rzeczy utajniać. Bo, że faktycznie mu było wolno, i że to po wielekroć uczynił, o tym już od lat uczy „odtajniona” historia.

Wzmiankujemy wyżej o losach „kilku narodów”. Skoro jednak wtedy, w roku 1919, stawką było samo przetrwanie w Rosji systemu komunistycznego, wiemy to dziś, iż rzecz dotyczyła wszakże losów świata w całym XX wieku.

O tym, jak to działało, czytamy w m.in. pracy prof. Materskiego już w rozdziale pt. „Tajne rokowania” (nadal s. 46 i na s. 47):

„Inicjatywa nieoficjalnej (sic!) wymiany poglądów co do możliwości zahamowania działań zbrojnych na froncie polsko-sowieckim wyszła od przebywającego nielegalnie w Warszawie (sic!) czołowego działacza ruchu komunistycznego, Juliana Marchlewskiego. Poprzez swego dawnego znajomego (sic!) z czasów Związku Robotników Polskich, wiceministra spraw wewnętrznych (sic!) Józefa Becka (ojca późniejszego ministra spraw zagranicznych RP), zainteresował sprawą Piłsudskiego. Wynikiem przeprowadzonych przezeń rozmów była bardzo ważna dla bolszewików deklaracja, że ‘Polska nie będzie prowadzić działań na froncie wschodnim, jeśli zostaną rozstrzygnięte spory co do granic i Armia Czerwona granic tych nie przekroczy’. Po uzyskaniu zgody na przekroczenie linii frontu ukontentowany powyższą zapowiedzią Marchlewski wyjechał do Moskwy. (…) Na osobiste polecenie Lenina 30 czerwca 1919 r. Komitet Centralny partii bolszewickiej przyjął dyrektywę zobowiązującą Komisariat Ludowy Spraw Zagranicznych RSFRR do zajęcia się sprawą i postanowił ‘zlecić Marchlewskiemu, aby powierzone mu rokowania rozłożyć na dwa etapy; aby na pierwszym etapie starał się o szybkie przystąpienie do rokowań oficjalnych, a jeśli to nie nastąpi, przerzucić winę na stronę polską’ (sic!)…”.

Dodajmy, za wspomnianą wyżej pracą prof. A. Nowaka (s. 319, tu i dalej paginacja wg wydania z 2015 r.), że Marchlewskiemu zgody na przejście przez linię frontu „udzielił pełniący pod nieobecność (przebywającego w Paryżu) Paderewskiego obowiązki premiera minister spraw wewnętrznych, Stanisław Wojciechowski, najprawdopodobniej nie bez wiedzy Naczelnika Państwa”. Tak, ten sam Wojciechowski, partyjny towarzysz Piłsudskiego z czasów tajnego „Robotnika”, niebawem już Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, który w maju 1926 r. Piłsudskiego przed wkroczeniem na warszawskie mosty nie powstrzymał, lecz zatrzymał mającą szanse powodzenia militarną akcję prowadzoną przeciwko zamachowcom. Sami swoi.

I tak oto – że wrócimy do dyrektyw danych w Moskwie Marchlewskiemu, w czerwcu 1919 r., czyli Sto Lat Temu – Polska stała się „winowajczynią”, ledwie co sama wydobyła się na niepodległość, zanim jeszcze rozpoczęły się te i inne rokowania; i pozostaje nią nadal, po odejściu w przeszłość tamtej epoki, o czym wytrwale przekonywały nas media, autorzy różnych publikacji, szkoły i uniwersytety w czasach PRL, i o czym my musimy w kółko słuchać także teraz. A jaka to jest owa „wina” Polski? Otóż „winą” Polski jest to, że ona ośmiela się w ogóle istnieć, jako osobna zbiorowość narodowa zorganizowana w państwo, z własną oryginalną kulturą, tradycją, historią, z własnymi zasobami materialnymi i zwłaszcza z tą powszechną religią rzymsko-katolicką.

Praca prof. Materskiego dotyczy wydarzeń rozgrywających się przez 25 lat; zbliżona co do objętości praca prof. Nowaka jest monografią wydarzeń rozpoczynającego tamto ćwierćwiecze dwulecia. Rozmowy wszakże polsko-sowieckie, oczywiście tajne, zostały podjęte jednak dobrze przed czerwcem 1919 r. Już bowiem w marcu owego roku pojechał z Warszawy do Moskwy w trybie pół-jawnym Aleksander Więckowski, inny wypróbowany „towarzysz” z lat dawniejszych. Powiózł on także do „towarzyszy radzieckich” przesłanie podpisane przez jeszcze innego socjalistę, Mieczysława Niedziałkowskiego. Andrzej Nowak pisze:

„Kontynuując podejmowane jeszcze wiosną i latem 1918 roku (sic!) w środowisku PPS i POW (Polskiej Partii Socjalistycznej i będącej jej zbrojnym ramieniem Polskiej Organizacji Wojskowej – M.D.) próby nawiązania politycznego dialogu z bolszewikami, tajemnicza (sic!) i słabo do dziś rozpoznana misja Więckowskiego miała zarazem otworzyć serię tajnych (sic!) kontaktów Belwederu (Piłsudskiego – M.D.) z „czerwonym” Kremlem, ciągnącą się przez Białowieżę i Mikaszewicze latem i jesienią 1919 roku, aż po rozmowy w sprawie warunków pokoju kończącego kampanie roku 1920” (s. 261).

I tak w naszych poszukiwaniach początków kontaktów socjalistów polskich-polskojęzycznych i rosyjskich-rosyjskojęzycznych (tu: w ich komunistycznej-bolszewickiej odmianie) możemy się jeszcze długo cofać, poprzez dziesięciolecia XX i XIX wieku aby, trawestując słowa jednej z piosenek Jacka Kaczmarskiego, stwierdzić, co nie nowe, że to przecież „jedno i to samo drzewo” (aczkolwiek prof. A. Nowak daje zaraz za powyżej cytowanym tekstem odmienną interpretację tamtego stanu rzeczy, jakiej my tu nie podejmujemy).

Zanim przejdziemy do krótkiego z konieczności wzmiankowania owej „Białowieży i Mikaszewicz”, koniecznie trzeba spojrzeć na sytuację „władzy radzieckiej” w połowie 1919 roku. Andrzej Nowak wskazuje na cytowaną w swej pracy opinię samego Józefa Stalina, wówczas już członka Rady Wojskowo-Rewolucyjnej Frontu Zachodniego. Z dniem 18 lipca 1919 r. Stalin pisał do Lenina (a wy czytając to spoglądajcie na mapę):

„Sytuacja na froncie pod Mińskiem (dziś stolicą Białorusi – M.D.) jest na razie kiepska. Pod Dźwińskiem nie lepsza. Pod Łubieńcem (raczej: Łunińcem – M.D.) jeszcze gorsza. Nasze oddziały zostały zdziesiątkowane. Rezerwy, jakie mamy, można wykorzystać za miesiąc. Przeciwnik nie chce czekać. Piłsudski siedzi gdzieś koło Mołodeczna i chwali się, że zamierza zdobyć Mińsk (co się niebawem stało – M.D.). Plan Polaków: dojść do Dniepru, a potem wprowadzić do walki rosyjskie oddziały białogwardyjskie…” (s. 320-321).

Mój Boże – chce się westchnąć po Równo Stu Latach, jakie minęły od sformułowania, przez tamtego człowieka, tamtych zdań… i nie mówić już nic więcej. O tamtej sytuacji dziejowej w polskojęzycznych „publikatorach” jest nadal głucho – które to bieżące spostrzeżenie uparcie w naszych artykułach powtarzamy. Lecz postać towarzysza Stalina przypomina się u nas ciągle, od wielu lat, tę o dwudziestolecie późniejszą, nieodmiennie w roli innej niż przyszło mu pełnić w połowie roku 1919, mianowicie w roli dyktatora z lubością depczącego bezradnych już Polaków (i owe liczne inne narody też). Wspomniana cezura pracy Wojciecha Materskiego: 1918-1943. To na przestrzeni tamtego mniej nawet niż ćwierćwiecza doszło do owej radykalnej zmiany ról. Dlaczego? Kto do tego dopuścił? Kto to spowodował?

W pracy zaś m.in. Andrzeja Nowaka znajdują się rozważania i o tym – tego zagadnienia my tu już podejmować nie będziemy – czy, kiedy i w jakim właściwie celu Wojsko Polskie miałoby maszerować na Moskwę (sic!); już wtedy, w połowie roku 1919 – Równo Sto Lat Temu!

Konsultował tę kwestię Premier Paderewski w paryskich rozmowach z przywódcami mocarstw zachodnich. Niezależnie od działań Paderewskiego Naczelnik Piłsudski rozmyślał nad tym, co by właściwie należało czynić później, już po ewentualnym – jak niegdyś Żółkiewski – zajęciu Moskwy.

Czy nie byłoby lepiej dla wszystkich, aby doprowadzić do sytuacji, kiedy to obecnie „czerwoną” Moskwę odwojują sami Rosjanie, ci „biali”? Lecz jak oni się wtedy zachowają wobec takoż antybolszewickiej Polski?

C.D.N.

Marcin Drewicz, lipiec 2019

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!