Historia

ROK POLSKI MOCARSTWOWEJ – W SETNĄ ROCZNICĘ

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Na początku czerwca bieżącego roku (2019), zatem na trzy tygodnie przed Setną Rocznicą Podpisania Traktatu Wersalskiego, zadawaliśmy retoryczne pytanie o to, co jeszcze można o tymże traktacie powiedzieć. Wybiła więc Setna Rocznica – 28 czerwca – i okazało się, że obecnie nie mówi się w Polsce o tamtym epokowym wydarzeniu nic. NIC! Lub raczej – jak to teraz często u nas – prawie NIC! Najwidoczniej wciąż nie dość wiemy o Polsce nam samym współczesnej, jej władzach politycznych i jej massmediach, bośmy się takiego milczenia, na TAKI TEMAT, nie spodziewali. To było i nadal jest zaskakujące.

Czy ktoś wie, dlaczego tak się dzieje? Aha… teraz rządzi u nas „grupa rekonstrukcyjna sanacji”, a Traktat Wersalski jest postrzegany jako „zwycięstwo endecji”, przeto dzisiejsza „sanacja” celowo zamilcza Setną Rocznicę Traktatu, aby nie wysławiać „sukcesów przeciwnika”. Jeśli realizowany jest tak właśnie motywowany scenariusz przemilczania, to znaczy, że mamy do czynienia z polityczo-historyczną dziecinadą lub raczej bezbrzeżną ignorancją (aby dzieci nie obrażać, gdyż one bywają łebskie i niekiedy potrafią celnie zakrzyknąć, że „król jest nagi”). Lecz także „dzisiejsza endecja” o Rocznicy Traktatu nie głosiła. Co więc się dziś w Polsce dzieje? Do diaska…!

Pewna rozgłośnia radiowa reprezentująca – jak rozumiemy – stanowisko obecnego polskiego rządu, w dniu 28 czerwca 2019 roku, Równo Sto Lat po podpisaniu Traktatu Wersalskiego, nadała co najmniej dwie monograficzne audycje poświęcone innej przypadającej na ten dzień rocznicy: 63. Rocznicy Wydarzeń Poznańskiego Czerwca 1956 Roku. Przy okazji mówiono także o wydarzeniach Czerwca 1976 Roku – sprzed 43. lat.

Takie to krótkie metryki ma powojenna Polska – do tylko trzeciego pokolenia wstecz; tyle tylko, do czego sięgnie czyjś sędziwy już dziadek w swoich osobistych wspomnieniach. Lecz przecież pamięć i dzieje narodu nie ograniczają się bynajmniej do czyichś li tylko osobistych rodzinnych wspomnień, ani nawet do wspomnień tylko pokoleniowych.

O, tak… Aliści na falach tej samej rozgłośni pewien młody poseł sejmowy, z jakim właśnie w dniu 28 czerwca przeprowadzano wywiad na temat spraw bieżących, na próżno prosił swego radiowego interlokutora-redaktora, aby dla dobra ogółu polskich słuchaczy porozmawiać chociaż trochę o Setnej Rocznicy Traktatu Wersalskiego. Poseł kilka razy ponawiał swą prośbę… a jego rozmówca kilka razy mu grzecznie odmawiał. „Czwarta” władza triumfowała nad „pierwszą” (czyli ustawodawczą).

W innej rozgłośni, katolickiej i patriotycznej, tematyka „Stulecia Wersalu” w ogóle nie została wspomniana. Z programu stacji telewizyjnych nie wynika, aby była wspominana i tam. Z trzech przeglądanych przez nas miesięczników z podtytułem „Historia”, afiliowanych przy redakcjach dużych „pro-polskich” tygodników, tylko w jednym w ogóle wywoływano tematykę „wersalską”, poruszając atoli zagadnienia poboczne. W internecie przypominano natomiast, że Traktat Wersalski legł u podstaw hitleryzmu i drugiej wojny światowej.

Tak, legł… Ale nas tu przecież, po Stu Latach, interesuje jego aspekt – wybaczcie megalomanię – mniej doraźny niż… druga wojna światowa. Nas interesuje – jak to jeszcze w PRL-u całkiem trafnie nazywano – powrót Polski na mapę świata. I niewiele to szkodzi, że Niemcy oraz inni przeciwnicy Polski głosili o „bękarcie Traktatu Wersalskiego”. W takim kontekście to był nawet swego rodzaju komplement. Wszelako zakreślonego państwowymi granicami obszaru o nazwie „Polska” – przyznajcie – nawet druga wojna światowa nie zniosła. I trwa on nadal, w tej czy innej odmianie, już przez Sto Lat, „po wersalsku”. Dziesięciolecia po drugiej wojnie światowej (i po podpisaniu Traktatu) papież Polak mógł, w Polsce, wypowiedzieć wyraźnie następujące zdanie: „Nie może być Europy sprawiedliwej bez Polski niepodległej”.

Chronologicznym, bo i w ogóle porządkowym warunkiem tej niepodległości jest uprzednie wytyczenie granic danego kraju w terenie i naniesienie ich przebiegu na mapę. W Paryżu zaś, w pierwszej połowie roku 1919 (i później) obradowano – pamiętajmy – nad granicami całej Polski (oraz wielu innych państw!). Natomiast w dniu 28 czerwca tamtego roku poświadczono traktatowo przebieg prawie całej granicy Polski tylko z Niemcami i z nowo powołanym Wolnym Miastem Gdańskiem. Natomiast w Prusach Wschodnich i na Górnym Śląsku o przebiegu granicy miały rozstrzygnąć plebiscyty.

Że przebiegały one w okolicznościach dramatycznych – i o tym przyjdzie wspomnieć po Stu Latach. Dość powiedzieć, że na sierpień bieżącego roku przypada Setna Rocznica Pierwszego Powstania Śląskiego. Jakiekolwiek byłyby pomiędzy znawcami tematu kontrowersje co do okoliczności wybuchu tamtych walk, jest to dobry pomysł, że tegoroczną sierpniową defiladę w Dzień Wojska Polskiego obecne władze postanowiły przeprowadzić w Katowicach. Tym bardziej staje się jednak niezrozumiałe, dlaczego tak haniebnie przemilczały one, oraz polskojęzyczne massmedia rozmaitych pertynencji, owo kardynalne wspomnienie „powrotu Polski na mapę świata”, czyli Setną Rocznicę Podpisania Traktatu Wersalskiego. Przecież wtedy „sprawą Katowic” też „rządził Wersal”.

Podpisania… lecz uprzednio negocjowania, nie tylko od stycznia roku 1919, ale przez długie lata Wielkiej Wojny – tak aby państwa koalicji antyniemieckiej wpisały do celów toczonej przez nie wojny także i przywrócenie zjednoczonego z trzech części Państwa Polskiego z dostępem do morza. Pamiętajmy atoli, że argumenty negocjatorów byłyby jednak słabsze, gdyby nie stała za nimi wojenna ofiara polskiego żołnierza. „Dlaczego nam o tym nie głosicie, panowie…?”.

Na rynku księgarskim pojawiają się nikłe symptomy tego ruchu naukowego, popularyzatorskiego, twórczego i wydawniczego w Setne Rocznice Odzyskania Niepodległości (liczba mnoga), jaki obecnie – połowa roku 2019 – powinien by już u nas buzować i kipieć rozmaitością wątków tematycznych, ujęć, podejść i argumentacji. Jednakże tej pożądanej obfitości nie dostrzegamy i zapewne już się jej nie doczekamy, skoro rocznicowa „petarda” została „odpalona” na 11 Listopada 2018 Roku i od tamtego czasu zdążyła już na dobre ostygnąć.

Obawiamy się, że Setna Rocznica Cudu nad Wisłą też planowo przeminie w ciszy i zamilczeniu. Niedawna sekwencja wydarzeń była oto taka, że na skutek polskiego upominania się o możliwość prowadzenia wykopalisk i ekshumacji w miejscach mordów dokonanych w latach 1943-1944 przez Ukraińców na ludności polskiej (teraz w lipcu roku 2019 temat ten znowu został wzmocniony w massmediach), władze ukraińskie w roku 2017 zakazały stronie polskiej prowadzenia badań terenowych w jakichkolwiek (!!!) miejscach na obszarze Republiki Ukraińskiej. Rezultat jest taki, że polscy archeologowie i antropologowie nie mają obecnie dostępu do owych ukrainnych, nieprzebadanych przecież, chwalebnych i czcigodnych pobojowisk Sprzed Równo Stu Lat – z roku 1919 i 1920 – nawet do tych, jakie wymienione są na płytach warszawskiego Grobu Nieznanego Żołnierza. Aliści, jak wynika choćby z korespondencji pomiędzy pewnym obywatelem polskim a pewnym polskim wysokim urzędem, tzw. strona polska nawet nie planowała prowadzenia badań w tychże miejscach, ani nawet tam, gdzie nikogo obcego nie trzeba się pytać o zdanie, czyli na obszarze nie mniej chwalebnych i czcigodnych pobojowisk Sprzed Stu Lat znajdujących się dziś w granicach Rzeczypospolitej Polskiej.

Skoro zaś defilada w Dzień Wojska Polskiego ma się odbyć w Katowicach, a my się rozglądamy za publikacjami naukowymi oraz popularnonaukowymi przygotowanymi właśnie w okolicznościach obchodów Setnej Rocznicy Odzyskania przez Polskę Niepodległości, to należy wskazać na wydaną ostatnio monografię: Ryszard Kaczmarek, „Powstania Śląskie 1919 – 1920 – 1921”, Kraków 2019 (której jeszcze nie czytaliśmy, więc się o niej nie wypowiadamy).

Czego żądał dla Polski w Paryżu Roman Dmowski już w styczniu 1919 roku? Jak przed wielkimi ówczesnego świata uzasadniał te żądania? Jaką reakcję owe żądania wywołały? Kto, jak, kiedy i dlaczego tak właśnie reagował? Co i dlaczego strona polska zdołała obronić? Czego i dlaczego obronić nie zdołała? Jak to wszystko przekłada się na naszą sytuację dzisiejszą, po Stu Latach? Tych i podobnych treści nasze (polskojęzyczne) massmedia powinny być pełne nie tylko w dniu 28 czerwca bieżącego roku, ale i po tym dniu, i przed tym dniem, przez całe minione pierwsze półrocze. A tu… głucha cisza.

I nie jest żadnym usprawiedliwieniem, że rozważanie kwestii, czy należało żądać na Wschodzie granic z roku 1772, czy może nieco okrojonych, jak i dlaczego tak a nie inaczej okrojonych, jawi się dzisiejszym Polakom jako temat dość abstrakcyjny. No to weźmy temat „nie abstrakcyjny”, gdyż od pewnego czasu wywoływany w polskojęzycznych massmediach:

Że co? Że obecny (polskojęzyczny) samorząd gdański odwołuje się do owej „wolności”, czyli tak po prawdzie do niemieckości miasta Gdańska i chce podtrzymywać bałagan zwłaszcza na Westerplatte? Ależ szczegółowe i powtarzane przypomnienia stoczonej w Paryżu Przed Stu Laty dyplomatycznej walki o między innymi Gdańsk, prowadzonej wówczas przez stronę polską – uwaga! – nawet nie z Niemcami, a także przywoływanie krótkich dziejów i końca Wolnego Miasta Gdańska, skutecznie pozbawiłoby argumentów zarówno dzisiejszych „wolnościowych” samorządowców, jak i ich zwolenników spoza tego miasta, na pewno tych polskojęzycznych.

Jednakże takich debat, dotyczących wszakże obecnego terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, też nie słyszeliśmy. Owszem, przyznajemy, były one prowadzone, także na poziomie powszechnego nauczania szkolnego, ale… w PRL-u. Nie zaprzeczajcie! Prowadzono je i w niektórych przynajmniej środowiskach powojennej emigracji. W Kraju w latach 90. XX wieku może też jeszcze, z rozpędu… Ale temat wraca, obecnie wcale nie przez Polaków wywołany. A to już jest niebezpieczne.

Defilada w Dzień Wojska Polskiego mogłaby się w bieżącym 2019 roku odbywać także i w Poznaniu, a to z uwagi na minioną już Setną Rocznicę Powstania Wielkopolskiego i przypadającą na bieżące miesiące letnie także Setną, lecz najwidoczniej jeszcze głębiej (!) przemilczaną Rocznicę Odzyskania Kresów Wschodnich, w którym to dziele dywizje wielkopolskie miały znaczny udział. Wtedy to, Przed Stu Laty, ustanowiono specjalną odznakę „Za obronę Kresów Wschodnich”, jaką malowano także na burtach bojowych samolotów.

Na dziewięćdziesięciolecie Cudu nad Wisłą wydano na ten temat bardzo ciekawy album archiwalnych fotografii z obfitym opisem: Bartosz Kruszyński, „Poznańczycy w wojnie polsko-bolszewickiej 1919-1921”, Poznań 2010. Album sprawia wrażenie, jak by miał być pierwszym tomem większej całości. Czy będzie uzupełnienie? Czy będzie wznowienie? Na Stulecie! Tematyką albumu jest owa spójnia tamtej odradzającej się Rzeczypospolitej: Poznań – Bobrujsk – Berezyna i inne jeszcze regiony. Wtedy Polacy mieli jeszcze nadzieje, nadal popierane bieżącą rzeczywistością.

Jednakże wszystkimi odniesieniami polsko-niemieckimi Sprzed Stu Lat rządzi już, jak powiedziano, „Wersal” (acz sytuacja przed laty 101, czyli jeszcze wczesną jesienią roku 1918, wyglądała, jak wiemy, zupełnie inaczej). My więc, po czerwcu 2019 roku, wiedzeni tym przykrym i zaskakującym doświadczeniem „przemilczenia wersalskiego”, z niepokojem oczekujemy lutowej Setnej Rocznicy Zaślubin Polski Odrodzonej z Morzem (10 lutego 1920-2020). Ciekawe, czy dzisiejsze polskojęzyczne „stronnictwo pruskie” wymyśli na tę okoliczność jakieś nowe udziwnienia, w nawiązaniu do tych gdańskich.

Jak głucho, to głucho, więc głucho jest obecnie także o tej kardynalnej sprawie Sprzed Równo Stu Lat, której „Wersal” był arcyważną, lecz tylko częścią. Przecież to wtedy, w drugiej połowie Roku Pańskiego 1919, o dziwo, po ponad stuleciu państwowego niebytu, po trwających już piąty rok na jej terytorium morderczych wojnach i po niedawnych wyniszczających okupacjach, Polska stała się mocarstwem na miarę tego przedrozbiorowego. Tak! Mocarstwem, także gdy zważymy stan, w jakim wówczas znajdowały się państwa sąsiednie – Niemcy, Austria, że o Rosji już nie wspomnimy. Krótko trwała ta mocarstwowość! Tylko około jeden rok! Może tylko do podjętej w kwietniu roku 1920 tak zwanej, zresztą słusznie, wyprawy kijowskiej? Może jednak nieco dłużej – do ponownego, po tym z roku 1919 (wspomniani Poznańczycy), zwycięstwa nad bolszewikami, więc do jesieni roku 1920? Trwała więc ona, ta mocarstwowość, Sto Lat Temu przez rok i – jak dotąd – nie powróciła już więcej.

Na przestrzeni tego roku – 1919-1920 – jest przez Odrodzone Wojsko Polskie i przez Odrodzoną Polską Dyplomację (czynną w Paryżu nadal, po czerwcu 1919) realizowany polski program terytorialny. Na zachodzie jest już dlań oparciem dopiero co podpisany w końcu czerwca (1919) Traktat Wersalski. Na południowym wschodzie, po pokonaniu w tymże czerwcu Ukraińskiej Armii Halickiej, i po dotarciu do rzeki Zbrucz, do niedawna granicznej pomiędzy Cesarstwem Rosyjskim i Austriackim (por. ostatnio: Wiesław Helak, „Nad Zbruczem”), Wojsko Polskie maszeruje dalej, w głąb Podola, poza Sienkiewiczowski Kamieniec Podolski (por. Elżbieta z Zaleskich Dorożyńska, „Na ostatniej placówce”). Na północnym wschodzie Wojsko Polskie, bijąc coraz silniejszych na tych obszarach bolszewików, dociera do Dźwiny vis a vis Połocka, i poza Mińsk, nad Berezynę, chociaż tamtejsza ludność, jak w ogóle na Kresach, błaga, aby szło ono dalej, do Dniepru, a niechby i poza Dniepr (por. Florian Czarnyszewicz, „Nadberezyńcy”). Pośrodku zaś, na Polesiu, Wojsko Polskie ma przed sobą strategicznego znaczenia węzeł kolejowy Mozyrz-Kalenkowicze. Zdobycie go, lecz dopiero w marcu roku następnego, uniemożliwia Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej przerzucanie sił i środków pomiędzy północnym-białoruskim, a południowym-ukraińskim teatrem działań wojennych. Dlaczego dopiero wtedy? To już osobna historia…

Dla administrowania tak rozległymi obszarami powołano instytucję nader tajemniczą i nadal nam prawie nieznaną, czyli Zarząd Cywilny Ziem Wschodnich. Zarząd był czymś innym, aniżeli wojskowa administracja przyfrontowa, lecz zarazem czymś innym niż zwykła cywilna państwowa administracja obejmująca kolejne powiaty i nowo organizowane, a w rzeczy samej wcale jeszcze nie organizowane wschodnie województwa (sic!). Czy jakiś historyk dał nam już, Na Stulecie, monografię tamtej instytucji, działającej wszak krótko, bo w ciągu li tylko owego Roku Mocarstwowości?

Popatrzcie sobie na mapy w atlasie historycznym, prześledźcie chronologię wydarzeń, zrazu drugiej połowy roku 1919. A byli przecież i inni sąsiedzi ówczesnej Polski – konfliktowi: Litwini i Czesi (także podporządkowani polityce czeskiej Słowacy) oraz współpracujący z Polską, acz pozostający we wzajemnym zasadniczym sporze: Węgrzy i Rumuni. Byli także Łotysze, którym (lecz przecież nie tym leninowskim strzelcom łotewskim) Wojsko Polskie wyruszyło na początku 1920 roku na pomoc w walce przeciwko bolszewikom, czego pamiątką jest m.in. odbudowany w latach 90. XX wieku pomnik w Daugavpils-Dyneburgu-Dźwińsku. Mogło to uczynić wcześniej, ale „Zachód nie pozwolił”.

I w takiej to sytuacji dziejowej sam towarzysz Lenin wystąpił wobec Polski o pokój, aczkolwiek nie wprost, etapami, nie ostentacyjnie, raczej sondując możliwości i stanowisko przeciwnika. Że działał on nieszczerze – przekonują dziś sympatycy tych, co wówczas owej propozycji pokojowej nie przyjęli. Oczywiście, że nieszczerze! A czy bolszewicy kogokolwiek w ogóle zamierzali traktować szczerze? A czy w marcu roku 1921 Pokój Ryski był przez nich zawierany szczerze? Znamy tę historię.

Że gdyby doszło do zawarcia w roku 1919 przez bolszewików pokoju z Polską Odrodzoną, to przy pierwszej nadarzającej się okazji bolszewicy by ten pokój jednostronnie zerwali… Tak jak to, na przykład, byli przecież uczynili w listopadzie roku 1918 z Pokojem Brzeskim, zawartym przez nich ledwie w marcu tegoż roku z nie byle kim, bo z samymi cesarskimi Niemcami, cesarsko-królewskimi Austro-Węgrami i z ich sojusznikami. Ależ tak, najpewniej by tak było; skoro Sowiety otwarcie głosiły, iż chcą zawojować cały świat, a w pierwszym kroku połączyć się z towarzyszami niemieckimi…

Zresztą, nie ma potrzeby „gdybać”. Wiadomo przecież o sowieckich krwawych próbach rozpalenia rewolucji w Niemczech (że o Polsce już nie wspomnimy), o prowadzonej na dużą skalę dywersji na polskich Kresach, z której to powodu powołano sławny Korpus Ochrony Pogranicza, o gotowości Armii Czerwonej z wiosny roku 1926 (w czasie zamachu majowego)… O dniu 17 września 1939 roku wie przecież każdy; aczkolwiek wtedy obowiązywał ponadto układ polsko-sowiecki nowy, z roku 1932 (i polsko-niemiecki z roku 1934).

Że Polska podpisując w roku 1919 pokój z Rosją Sowiecką legitymizowałaby reżim bolszewicki… A podpisując pokój w marcu 1921 roku to co, za przeproszeniem, zrobiła? Co robiły te wszystkie państwa Zachodu utrzymując w Rosji swoje dyplomatyczne przedstawicielstwa pomimo przewrotu bolszewickiego (czyli: Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej)? Czy im coś przeszkadzało w prowadzeniu polityki zarówno z Rosjanami „czerwonymi”, jak i z „białymi”, w okresie, gdy klęska tych ostatnich jeszcze nie była przesądzona?

Strona polska też przecież w roku 1919 negocjowała z Rosjanami jednymi i drugimi (czemu by należało poświęcić osobną prezentację). Biali nie chcieli wtedy Polsce „oddawać” żadnych terytoriów, chociaż ich wcale w rękach nie mieli. Natomiast czerwoni, którzy stanęli wobec konieczności podjęcia decydującej walki z białymi, dzierżyli interesujące Polskę terytoria i – owszem – gotowi je byli oddać… Wtedy! To się nazywa „mądrość etapu”.

Zresztą, kto jak kto, lecz to właśnie Polska wprost musiała, zawsze, na ile to możliwe, utrzymywać kontakty dyplomatyczne z władzami „każdej” Rosji, a to przynajmniej z dwóch powodów: bo na ogromnych obszarach Rosji, aż po Ocean Spokojny (sic!), znajdowały się wtedy setki tysięcy Polaków wciąż nie mogących powrócić do Ojczyzny (por. Ferdynand Goetel, „Z dnia na dzień”, „Przez płonący Wschód” i in.) oraz ogromne zasoby polskiego mienia.

W rosyjskiej zaś wojnie domowej to właśnie druga połowa roku 1919, i zwłaszcza ostatni jego kwartał okazał się przełomowy. Jaka była w tej wojnie, na tamtym jej etapie, rola Polski Odrodzonej? Czy już znamy wszystkie przynajmniej główne wątki tej historii? Skąd, tak naprawdę, pochodziła owa pierwotna inspiracja, aby pozwolić, by czerwoni pobili białych? Czy w łonie najwyższych polskich władz cywilnych i wojskowych doszło do sporu w tej kwestii? Czy narzekania na Polskę ogłaszane przez generała Denikina – właśnie jego – są uzasadnione?

Czy o tych sprawach usłyszymy, przeczytamy lub coś obejrzymy właśnie teraz, w drugiej połowie roku 2019, w wybijające Setne Rocznice tamtych przełomowych wydarzeń?

Czy też wydarzenia Roku Polski Mocarstwowej – od połowy 1919 do połowy 1920 – zostaną obecnie tak haniebnie przemilczane, jak przemilczana została Setna Rocznica wydarzenia otwierającego tenże rok, mianowicie Podpisania Traktatu Wersalskiego?

Marcin Drewicz, lipiec 2019

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!