Wiadomości

Poseł: “Tusk obiecał mi działkę w stolicy za przejście do KLD. Odmówiłem. Poluzowano mi śruby w kołach”

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

– Zgłosiłem projekt, by firmy, które przyjadą tu zarządzać Narodowymi Funduszami Inwestycyjnymi, wpłacały do Skarbu Państwa 5 proc. wartości zarządzanego majątku jako gwarancję. Jeśli to zarządzanie im nie wyjdzie, to te 5 proc. przepadnie – powiedział o początkach swoich kłopotów były poseł Przemysław Sytek w programie Piotra Lisiewicza „Wywiad z chuliganem”. Jak twierdzi, po zgłoszeniu tego projektu, w czasie urodzin posła Jarosława Ulatowskiego w Sali Lustrzanej Sejmu, przewodniczący KLD Donald Tusk zaproponował mu przejście do jego klubu w I kadencji Sejmu. – W zamian mieli mi umożliwić zakup działki wielkości 1500 metrów w centrum Warszawy – opowiada. Odmówił. Wkrótce potem ktoś poluzował śruby w trzech kołach jego samochodu. “To był samochód, który miał śruby samozaciskowe. Wystarczyło tylko lekko dokręcić śrubę i ona się trzymała, wyglądała jakby była zakręcona”. Sensacyjna opowieść obciążająca Tuska pojawia się w 34. minucie programu na filmie poniżej.

Przemysław Sytek był gościem Piotra Lisiewicza w programie „Wywiad z chuliganem”, który ukazuje się w Telewizji Republika i Radiu Poznań jako koprodukcja obu nadawców. Sytek, były działacz NZS, jako poseł KPN w Sejmie I kadencji z lat 1991-1993 zasiadał w kluczowych z punktu widzenia transformacji komisjach sejmowych – komisji systemu gospodarczego oraz komisji budżetu i finansów. Ich przedstawiciele trafili do specjalnej podkomisji, która została powołana po to, żeby opracować ustawę o Narodowych Funduszach Inwestycyjnych, czyli NFI.

To tam zgłosił niewygodny dla KLD, które było jedną z partii koalicyjnych wspierających rząd Hanny Suchockiej, projekt. – To była kluczowa sprawa, bo chodziło o interes. Zgłosiłem projekt, żeby te firmy, które przyjadą tutaj zarządzać NFI, były traktowane choć trochę uczciwie. Jeśli się nie wykażą niczym, to muszą za to zapłacić. Zaproponowałem, żeby skoro dostają majątek do zarządzania, wpłaciły do Skarbu Państwa 5 proc. jego wartości jako gwarancję. Że jeśli to zarządzanie im nie wyjdzie, to te 5 proc. przepadnie – mówił Sytek w „Wywiadzie z chuliganem”.

W komisji systemu gospodarczego przewodniczącym komisji był poseł KLD Jarosław Ulatowski, a jego zastępcą Sytek. – Przewodniczący mojej komisji poseł Ulatowski zaprosił mnie na swoje urodziny w Sali Lustrzanej – wspominał gość programu. Tam zaproponował mu rozmowę z Tuskiem.

– Na końcu sali był stoliczek, stała na nim buteleczka z whisky. Siedział sobie w jednym fotelu Donald Tusk, poprosił mnie, żebym usiadł w drugim. Kolega Jarek powiedział, że on pójdzie bawić innych, a wy sobie chwilę porozmawiajcie. Pan Tusk powiedział, że obserwują mnie w tej Konfederacji Polski Niepodległej i ja się tam marnuję. I że mógłbym przejść do nich. To jest bardzo proste, wystąpisz z klubu, a po kilku miesiącach przyjdziesz do nas – mówił gość „Wywiadu z chuliganem”.

Co Tusk miał mu zaoferować w zamian? – To nie tak zupełnie charytatywnie. Nie, nie, gratyfikacja będzie. Mieli mi umożliwić zakup działki wielkości 1500 metrów w centrum Warszawy. Zapytałem, za co niby miałbym kupić tę działkę. „Z kredytu”. „Ja nie mam możliwości wzięcia kredytu”. „Tym się nie przejmuj. Dokonuje się podziału takiej działki. Tę pierwszą połowę sprzedajesz. Ten od podziałów też jest znany. Za to spłacasz ten kredyt i jesteś ustawiony” – zrelacjonował rozmowę z Tuskiem Sytek.

Niedługo po tym, jak ostatecznie odmówił, w rozmowie z Ulatowskim, przyjęcia propozycji Tuska, coś dziwnego zaczęło się dziać z jego samochodem. Doszło do tego w czasie niedzielnego wyjazdu z dziećmi na lody na Stary Rynek w Poznaniu. Być może poseł wykrył uszkodzenie samochodu dlatego, że jest inżynierem, absolwentem Wydziału Maszyn Roboczych i Pojazdów Politechniki Poznańskiej.

– Na ulicy Zawady był bruk, słyszę jakiś hałas w samochodzie. Jestem silnikowcem, więc sprawdziłem co się dzieje. Nic się nie zdarzyło. Pojechałem dalej po asfalcie, na lody z dziećmi na Stary Rynek. Kiedy wracałem, na tym samym odcinku znów to samo. Kopnąłem w koło. Słyszę brzdęk. Uklęknąłem. To był samochód, który miał śruby samozaciskowe. Wystarczyło tylko lekko dokręcić śrubę i ona się trzymała, wyglądała jakby była zakręcona. Tylko od strony kierowcy miałem przykręcone koło. A wszystkie trzy pozostałe koła na jednej śrubie się trzymały – relacjonuje.

Jak mówi, gdyby zginął, nie byłoby sprawy jego wniosku mniejszości w Sejmie. – Skończyłby się ten wniosek, bo nie byłoby wnioskodawcy – uważa.

/niezalezna.pl/

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!