Historia

PIŁSUDSKI, DMOWSKI I SPRAWA POLSKA. CZY TO BYŁO NAJWAŻNIEJSZE STO LAT TEMU?

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Wiele lat temu, bo wkrótce po śmierci Sługi Bożego Stefana Kardynała Wyszyńskiego, pewien licealista zaprosił kilkoro rówieśników na wygłaszaną przez siebie prelekcję zatytułowaną „Kardynał Wyszyński a sprawa polska”; rzecz odbywała się w prywatnym mieszkaniu, jak to w tamtych czasach. Piszący niniejsze, a wówczas jeden ze słuchaczy owej prelekcji, zauważył, że na jedno „Wyszyński” przypadały w wypowiadanym tekście trzy „Piłsudski” i pięć „Dmowski”.

Minęły dziesięciolecia, a dyżurne opowieści „o Piłsudskim i Dmowskim” nadal dominują w polskim historycznym dyskursie o wydarzeniach sprzed stu już lat. Dowodem na to jest datowane na dzień 21 listopada 2017, a utrwalone w internecie w postaci filmowego dźwiękowego nagrania, odbyte w Warszawie spotkanie panelowe zatytułowane „O rząd centralny” (w Polsce na przełomie roku 1918/1919). W ponadgodzinnej dyskusji uczestniczyli profesorowie: Jan Żaryn, Włodzimierz Suleja, Krzysztof Kawalec oraz redaktor Tomasz Łysiak. Ten skład osobowy oraz fakt, że spotkanie firmował Instytut Pamięci Narodowej, a także Centrum Edukacyjne Powiśle, nadaje mu najwyższą merytoryczną rangę – zatem wypowiadane treści są przeznaczone do wierzenia dla zainteresowanych tematem szerokich rzesz odbiorców.

Piszący niniejsze wprawdzie profesorem nie jest (która to okoliczność sama w sobie stanowi „w dzisiejszych czasach” osobne i nie tylko prywatne zagadnienie), atoli uważa, że ów problem sprzed stu lat postawiony został w w/w debacie błędnie, a przy tym tak, jak go stawiano wcześniej, czyli – bez urazy dla nikogo – w kolejnych podokresach historiografii PRL-u. Literacki motyw „zgody narodowej”, „połączenia wysiłków”, „komplementarności poczynań” w imię Mickiewiczowskiego „kochajmy się”, jest wszakże w polskim dyskursie politycznym i historycznym żywy od wielu pokoleń, że odwołamy się choćby do elekcji „viritim”.

Sto lat temu nie szło jednak przede wszystkiem o to, aby „dwa wielkie obozy polityczne” personifikowane przez Piłsudskiego i Dmowskiego złączyły wysiłki dla dobra Odrodzonej Ojczyzny; aczkolwiek w tak prosty sposób pojmowane rozwiązanie w każdym miejscu i czasie jest niewątpliwie pożyteczne (vide: dzisiejsze kłopoty ze sformowaniem rządu Niemiec). Albowiem sto lat temu nasi czcigodni drodzy przodkowie, i w ogóle ówcześni Europejczycy, mieli do czynienia z kolejnym i bardzo burzliwym starciem pomiędzy Rewolucją i Kontrrewolucją (takimi jak je w nieco późniejszych czasach przedstawił choćby Plinio Correa de Oliveira, nawet wcale nie Europejczyk).

Rewolucja na ziemiach polskich, i w wielu innych krajach, przebiegała na przestrzeni XIX wieku etapami, często niepostrzeżenie dla ogółu mniej uważnych obserwatorów, zatem inaczej ni na przykład we Francji na przełomie XVIII/XIX i w kilku późniejszych paroksyzmach, lub w Rosji, właśnie wtedy, sto lat temu. Toteż wczesna polska Kontrrewolucja była jakby uśpiona, pozostająca bardziej i zaledwie na poziomie potencjalnego ruchu społecznego, aniżeli owej zaawansowanej formy – organizacji, mafii czy partii. A naokoło szalała Rewolucja, więc także na Ukrainie, w Niemczech i na Węgrzech, wywołując zorganizowaną reakcję, właśnie Kontrrewolucyjną, że w ten jakże ogólny sposób rzecz tu nazwiemy.

Wszelako w Polsce, sto lat temu, wbrew stanowczej opinii jednego z w/w panelistów, Rewolucja też szalała, może mniej intensywnie aniżeli w krajach ościennych, lecz co najmniej na poziomie owego znanego z PRL-owskiej historiografii „wrzenia rewolucyjnego”. Były gromadne napady na dwory, także napady na oddziały Wojska Polskiego, były walki i ofiary śmiertelne, były destrukcyjne strajki w miastach, i były masowe strajki rolne, do reszty i dosłownie ogładzające wyniszczony wojną i okupacją kraj. Tak, tu, nad Wisłą; nie tylko na Kresach Wschodnich. Doprawdy, jakże liczne źródła potwierdzają, że nie wzięły się znikąd tytuły owych, skądinąd PRL-owskich opracowań historycznych, jak np.: „Wrzenie rewolucyjne na wsi polskiej 1917-1919”, „Wieś w walce o Polskę Ludową 1918-1920”, „Konflikty społeczne na wsi polskiej 1918-1920”, „Rady Delegatów Robotniczych w Polsce 1918-1920”; czy relacje z chociażby owej Republiki Tarnobrzeskiej, dowodzonej przez dwóch posłów na pierwszy polski Sejm, z których jeden był katolickim księdzem (ale na owe czasy jednak nietypowym), a drugi piłsudczykiem, który jednak wkrótce wybrał wolność w Rosji Sowieckiej.

O powołanym w Lublinie w dniu 7 listopada 1918 roku samozwańczym „rządzie Daszyńskiego” paneliści wyrażali się z życzliwym pobłażaniem, chociaż „rząd” ten, wobec sprawowania wówczas władzy na Kongresówką wciąż przez Radę Regencyjną, miał podobnie rewolucyjny charakter, jak i owa galicyjska Republika. Odtąd trudno będzie okiełznać pochodzącą z bojówek POW partyjną Milicję Ludową, panoszącą się zwłaszcza na prowincji i nie mającą wcale zamiaru udać się wreszcie na front – któryś z frontów wojen opasujących wówczas Polskę „krwawym pierścieniem”. Ale o tym w czasie w/w spotkania nie wspominano.

W opinii bowiem w/w panelistów, dobrze osadzonej w całej powojennej krajowej historiografii, Józef Piłsudski miał być sto lat temu postrzegany przez przedstawicieli owej ówczesnej polskiej uśpionej Kontrrewolucji jako swoisty „wentyl bezpieczeństwa”, który obejmując władzę nad Polską nie pociągnie dalej Rewolucji, gdyż przez nią samą zostanie uznany za prawowitego władcę naszego kraju.

Otóż rzeczywistość polska sprzed stu lat rysowała się zgoła inaczej. Dla piszącego niniejsze jest przykrym zaskoczeniem, że w/w paneliści i o tym nic nie powiedzieli. Z jednej bowiem strony był wtedy Naród Polski, postrzegany wprawdzie jako ogromna siła, ale dopiero budząca się, wciąż jeszcze nie ujawniająca swoich pełnych możliwości, będąca wciąż na etapie, na jakim ją był ukazał Reymont w „Chłopach”, czy Wyspiański w „Wyzwoleniu”. Tenże naród to był właśnie, jak my go tu nazwiemy, dopiero potencjał Kontrewolucji.

Ze strony przeciwnej, a nie „komplementarnej” (jak o tym przekonywali w/w paneliści), była Rewolucja, uosabiana przez Partię, oczywiście Partię Socjalistyczną, w kilku wszakże odmianach, także we wciąż w historiografii „niedocenianej”, a bardzo groźnej i wpływowej odmianie wiejskiej, jak zwłaszcza Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwolenie”. W Partii zgromadzona była owa mniejszość, czyli socjaliści, zwani w tamtych czasach powszechnie wywrotowcami, który to polskiego pochodzenia wyraz oznacza rewolucjonistów.

Tylko dla porządku dodajemy, że Roman Dmowski wraz ze skupiającymi się stopniowo wokół jego osoby środowiskami politycznymi odwoływał się oczywiście do Narodu. Natomiast Józef Piłsudski powszechnie był postrzegany jako mniej lub bardziej przywódca lub może swoisty patron owej Partii.

Tak więc to Partia, podobnie zresztą jak i w innych krajach Europy sprzed stu lat, rozmaitymi sposobami sięgała po władzę nad Narodem. Zadaniem zaś Narodu było tak dobrze się zorganizować, aby nie dopuścić Partii do objęcia rządów nad sobą samym. W przypadku zaś, gdy Partia już ten rząd nad Narodem była uchwyciła, należało się owego partyjnego rządu pozbyć. I to właśnie jest przypadek z przełomu roku 1918/1919, rządu socjalistycznego pod kierownictwem Jędrzeja Moraczewskiego, któremu paneliści poświęcili niemało uwagi, o powyższym problemie wszakże zamilczając.

Lecz czyż nie jest to również przypadek owej Pierwszej „Solidarności” lat 1980-1981? Samoświadomy Naród przeciwko gnębiącym go rządom Partii, wtedy zwanej w skrócie PZPR. Gdy kilka lat temu piszący niniejsze wystąpił był z publikacją zawierającą owo porównanie – pomiędzy sytuacją w Polsce z lat 1918/1919 a tą z lat 1980/1981 – wtedy jeden w wczorajszych w/w panelistów, zrazu skutecznie, zablokował druk tejże publikacji. No, cóż. Cenzura prewencyjna wiecznie żywa. W imię jakiego „wyższego dobra” działał ten pan profesor, nie nam to wiedzieć.

„Precz z Rządem Partyjnym! Chcemy Rządu Ogólnonarodowego!” – huczała polska prasa 99 lat temu, w czasie poprzedzającym sejmowe wybory.

Ale paneliści nam o tym nie powiedzieli, gdyż oni mówili o „dogadywaniu się” Dmowskiego i Piłsudskiego w sprawie powołania wspólnego rządu „centralnego”, co w dzisiejszych czasach nazywa się bodaj „rządem centrowym”. Lecz jak tu mówić o jakimś geometrycznym „centrum”, skoro Naród jest ogromny, a Partia, pomimo niejakich zdobyczy poczynionych na żywym ciele tego Narodu, jest jednak wyraźną mniejszością?

Jeden z panelistów przekonywał, że rząd Paderewskiego był pod względem ideowym wyraźnie przeciwny uprzedniemu socjalistycznemu rządowi Moraczewskiego, gdyż był on nawet „konserwatywny”. Teza ta jest nie do utrzymania choćby dlatego, że jedna trzecia ministrów gabinetu poprzedniego przeszła do gabinetu nowego. I ten twór wszyscy zgodnie okrzyknęli owym upragnionym „rządem narodowym”. Pod nieobecność premiera Paderewskiego, biorącego udział w Konferencji Pokojowej, krajem zawiadował minister spraw wewnętrznych Stanisław Wojciechowski, jeszcze nie tak dawno wraz z Józefem Piłsudskim, obecnie już Naczelnikiem Państwa, wspólnie wydający konspiracyjnego socjalistycznego, właśnie partyjnego „Robotnika”. Dlaczego tak się stało? I dlaczego nie wymieniono całego składu rządu? Paneliści tego nie wyjaśnili.

Kilka lat później, bo w roku 1926, już Prezydent Wojciechowski podda Polskę zamachowcowi Piłsudskiemu, nie dając narodowym wojskom wiernym przysiędze czasu na pokonanie partyjnych (sic!) wojsk zbuntowanych; tym sposobem na rozmaite szykany, z zadawaniem śmierci włącznie, wyda on mściwym zamachowcom całe rzesze polskich patriotów, w tym najpierwszych bohaterów narodowych; i w wiadomym kierunku sprowadzi dzieje Polski. Tak było! Taka jest nasza historia ojczysta! O tym nam mówcie, o panowie profesorowie! Tę właśnie „Pamięć Narodową” w nas „instytucjonalnie” wzbudzajcie!

A takie częściowe tylko wymiany rządu, ogłaszane nieodmiennie jako „przełomowe”, później także się zdarzały w tamtej Polsce, ale i w naszych już czasach przełomu XX/XXI, w innych krajach także. Sprawdźcie to sami, Drodzy Czytelnicy, i się nad tym fenomenem głęboko zadumajcie.

Jedyny, acz krótkotrwały spór pomiędzy dwoma spośród panelistów dotyczył tego, czy socjalistyczny rząd Moraczewskiego koniecznie chciał się był utrzymać, aby fałszować mające się wkrótce odbyć wybory sejmowe, czy też chciał jak najprędzej ustąpić. Nie zapominajmy atoli, że sto lat temu, w przeciwieństwie do czasów dzisiejszych (po drugiej wojnie światowej), jeszcze istniały dość zamożne, liczne i wpływowe „polskie klasy posiadające”, z rodową arystokracją na czele. I otóż te klasy oświadczyły, że nie będą płacić ani podatków, ani żadnych „pożyczek narodowych” na socjalistyczny partyjny rząd; a zapłacą dopiero rządowi ogólnonarodowemu. Proste? Bogacze czasów dzisiejszych – jak się o tym z massmediów dowiadujemy – również nie płacą w Polsce podatków, i to możliwie żadnemu polskiemu rządowi, jaki by nie był. I to jest różnica między dawnymi a nowymi laty!

Tematem omawianego tu panelu historycznego były rządy nad Polską sto lat temu, wszelako jego uczestnicy przyczyn składów personalno-partyjnych owych rządów nie wyjaśniali. Chętnych poznania tych i innych szczegółowych ich wypowiedzi odsyłamy oczywiście do internetowego nagrania, jednakże droga zwłaszcza Józefa Piłsudskiego, przez wszystkie owe rządy i instancje rządzące pozostawiona jest wciąż w sferze tajemnicy.

Dlaczego do Tymczasowej Rady Stanu, właśnie on, a nie na przykład któryś z owych Polaków generałów w służbie austriackiej? Dlaczego powołał go gabinet Świerzyńskiego? Co się działo z Piłsudskim w czasie kilkunastomiesięcznego pobytu w Magdeburgu? O czym rozmawiał on w dniu 10 listopada 1918 roku z Księciem Regentem Zdzisławem Lubomirskim? I kim właściwie był ten książę – prezydent Warszawy i pod moskiewskim i pod pruskim zaborem? Tu uwaga, wobec niewątpliwego przejęzyczenia się jednego z panelistów. To nie Piłsudski rozwiązał Radę Regencyjną, lecz ona rozwiązała się sama. Ale, dlaczego? Nie mówiono ani o kontaktach Rady Regencyjnej z rządem niemieckim, ani o jej kontaktach z paryskim Komitetem Narodowym Polskim Romana Dmowskiego. Nie przywoływano dość już dawno temu pod hasłem „Lodowa ściana” poczynionych ustaleń co do politycznej drogi Józefa Piłsudskiego. A wszystko to, i wiele więcej, każe powątpiewać o owej politycznej „suwerenności” Pierwszego Naczelnika, o jakiej przekonywał co najmniej jeden z panelistów; ani o tym, że Naczelnik „wziął władzę z ulicy”, bynajmniej.

Wbrew temu, co powiedziano, Dowborczycy brali udział w rozbrajaniu Niemców w Warszawie, w listopadzie 1918 roku, czego świadectwem są nawet dzieła malarskie. Ale oni byli nie politykami, ale karnymi żołnierzami, na terenie do dnia 14 listopada tegoż roku rządzonym przez Radę Regencyjną. Jakże więc podległy Radzie, jak każdy inny, generał Dowbór-Muśnicki miał, ot tak, sięgać po władzę?

Co najmniej dwaj paneliści słusznie kwestionowali dzień 11 Listopada jako szczególną datę związaną z odzyskaniem przez Polskę niepodległości po okresie zaborów. Był to kolejny, ważny, ale tylko etap w tym długim pasjonującym procesie. Lecz na tej osi czasu trzeba było „coś wybrać”, więc wybrano, i tak już zostało. Aczkolwiek jeden z rozmówców wzmiankował Manifest Rady Regencyjnej z 7 października 1918 roku.

Styczniowy (1919) „zamach stanu” sygnowany w historiografii nazwiskiem pułkownika Januszajtisa. Paneliści wskazują na swoiście groteskowy wymiar tych wydarzeń zupełnie pomijając, że traktowane są one przez niektórych jako prowokacja poczyniona przez Piłsudskiego, a mająca na celu po prostu kompromitację strony przeciwnej. Czy to już zostało źródłowo potwierdzone? Czy nadal pozostaje naukową hipotezą? Jak i to, że kilka lat później, w podobnym celu, lecz z odmiennym skutkiem, sprowokowany był właśnie przez piłsudczyków do działania Eligiusz Niewiadomski? To są ważne pytania badawcze, jak i wiele innych dotyczących tamtej epoki, wciąż bez odpowiedzi.

Wypowiedzi uczestników omawianego tu spotkania prowadzone były co do bogactwa poruszanych wątków bardzo szeroko. Komentowanie ich wszystkich wykracza poza ramy jednego artykułu. Raz jeszcze odsyłamy Szanownych Czytelników do internetowego oryginalnego nagrania.

Niemniej, 99 lat temu na pewno nie było tak, że po powołaniu rządu Ignacego Jana Paderewskiego i po podjęciu obrad nowo wybranego Sejmu wszyscy Polacy w przykładnej zgodzie żyli długo i szczęśliwie. Przeciwnie, Rewolucja atakowała bezustannie, we wszystkich dziedzinach życia, czego skutkiem dalszy przebieg wieku XX, i fatalne tegoż następstwa, z którymi my musimy się dziś borykać.

Słusznie zauważył jeden z panelistów, że już w pierwszych dniach obrad polskiego ówczesnego Sejmu rozebrzmiały doskonale przez wszystkich wtedy zrozumiałe okrzyki: „zdrada!”. Czy my dziś rozumiemy jeszcze, co to znaczy zdrada – zdrada narodowa? Czy my dziś potrafimy wskazać przejawy działania owej Rewolucji i Kontrrewolucji? Czy jeszcze potrafimy się bronić? Czy potrafimy przeciwdziałać złu?

Marcin Drewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!