Felietony

Odrodzenie Polski

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Jak wiadomo, w roku 2015 nastąpiła w Polsce „dobra zmiana”, w następstwie której obóz zdrady i zaprzaństwa został zdjęty z pozycji lidera politycznej sceny naszego bantustanu, a jego miejsce zajął obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm. Jednym z symboli tej zmiany był pan Andrzej Duda, który w roku 2015 zastąpił pana Bronisława Komorowskiego na stanowisku prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Mniejsza już o szereg zagadkowych przyczyn, które do tego doprowadziły, a o których wielokrotnie mówiłem i pisałem, bo tym razem chciałbym przypomnieć wielkie nadzieje, które z prezydenturą Bronisława Komorowskiego łączyły Wojskowe Służby Informacyjne, których – jak wiadomo – od 2006 roku już w Polsce „nie ma”. Obawiam się jednak, że ta oficjalna nieobecność jest tylko wyższą formą obecności, bo nie wyparowali ani funkcjonariusze, ani – przede wszystkim – zwerbowana przez nich przez 16 lat „wolnej Polski” agentura, uplasowana w dodatku w takich miejscach struktury państwa, że za jej pośrednictwem można bez przeszkód okupować nasz nieszczęśliwy kraj. Myślę, że z punktu widzenia potrzeb tej okupacji, ważnym miejscem jest stanowisko prezydenta i dlatego właśnie pan generał Marek Dukaczewski, zresztą z porządnej, ubeckiej rodziny, w 2010 roku zadeklarował, że w razie zwycięstwa Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich, z radości otworzy sobie butelkę szampana. Myślę, że nie był w tej radości i tym szampanie odosobniony, bo okupowanie nawet takiego nieszczęśliwego kraju, jak nasz, przynosi okupantom, oprócz satysfakcji, całkiem spore dochody.

W roku 2015 miejsce prezydenta Bronisława Komorowskiego zajął prezydent Andrzej Duda, skierowany na to stanowisko przez Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego, dzięki czemu wygrał wybory. Czy Jarosław Kaczyński sam wpadł na pomysł wysunięcia na to stanowisko akurat pana Dudy, czy ktoś mu taki pomysł podsunął – o to mniejsza – dość, że go wysunął. Pan prezydent Duda początkowo zachowywał się wobec swego wynalazcy lojalnie, ale gdy w ramach „dobrej zmiany” miał firmować rozmaite wątpliwe pod względem prawnym posunięcia, chyba nabrał wątpliwości, czy aby nie skończy się to dla niego źle. Rzecz w tym, że Jarosław Kaczyński pozostaje cały czas na stanowisku prostego posła, który za nic nie odpowiada, podczas gdy prezydent za swoje decyzje może stanąć przed Trybunałem Stanu. Wprawdzie Trybunał Stanu jeszcze nikomu nie zrobił krzywdy, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Toteż 3 maja 2017 roku, w ramach sondowania możliwości emancypacyjnych, wystąpił z inicjatywą zorganizowania w roku 2018 referendum konstytucyjnego. Była to inicjatywa samowolna, to znaczy – podjęta bez pozwolenia Naczelnika Państwa, który zresztą, ustami pani Beaty Mazurek, natychmiast dał wyraz swemu niezadowoleniu. W tej sytuacji pan prezydent Duda najwyraźniej uznał, że musi wykonać manewr ucieczki do przodu i w lipcu 2017 roku, po 45-minutowej rozmowie telefonicznej z Naszą Złotą Panią, ogłosił zamiar zawetowania ustaw „sądowych”, które były bardzo ważnym elementem „dobrej zmiany”, a następnie swoją zapowiedź wykonał. W ten sposób jednak przeciął, czy przegryzł pępowinę, jaka łączyła go z Naczelnikiem Państwa i PiS-em – a tymczasem miał przed sobą jeszcze trzy lata prezydenckiej kadencji. W tej sytuacji koniecznie musiał pozyskać nowych politycznych przyjaciół, którzy mogliby stworzyć mu jakieś możliwości politycznego działania. I przyjaciele się zgłosili w postaci funkcjonariuszy WSI, których, jak wiadomo, „nie ma” – ale prawdopodobnie postawili mu warunki, między innymi w postaci rozpięcia parasola ochronnego nad nimi i ich agenturą, a także – przyniesienia im na tacy głowy znienawidzonego Antoniego Macierewicza. Naczelnik Pańastwa, którego felonia prezydenta Dudy bardzo osłabiła, został zmuszony do cofnięcia się na całej linii, czego wyrazem była „głęboka rekonstrukcja rządu”, w następstwie której Antoni Macierewicz przestał być ministrem obrony, a pani Beata Szydło – prezesem Rady Ministrów. Nowy premier, Mateusz Morawiecki, otrzymał od Naczelnika Państwa zadanie „ocieplenia stosunków z Unią Europejską”, co można wykonać tylko w jeden sposób – słuchać się Naszej Złotej Pani. I pan premier Morawiecki się słucha, maskując to niezwykle tromtadracką retoryką, w stylu, że „nie oddamy ani guzika”. Jednym z przejawów tego posłuszeństwa było podpisanie przez Polskę 2 maja br. tzw. Deklaracji z Marrakeszu, w której Polska, w odróżnieniu od Węgier, które odmówiły jej podpisania, zobowiązała się do przyjmowania tzw. „uchodźców”. Przypomnijmy, że niezgoda na wyznaczone przez Naszą Złotą kontyngenty „uchodźców” była jednym istotnych punktów programu rządu pani Beaty Szydło, więc Niemcy, przy pomocy konferencji w Marrakeszu, zwołanej nota bene z inicjatywy Komisji Europejskiej, czyli Berlina, jednak uległość na Polsce wymusiły.

To tło wydawało mi się niezbędne dla lepszego zrozumienia jednostkowej sprawy pana Bogdana Czajkowskiego, który 15 sierpnia br. wystapił do pana prezydenta Dudy z prośbą, a właściwie „kategorycznym żądaniem” odebrania Orderu Odrodzenia Polski panu Zbigniewowi Niemczyckiemu, który – według informacji przedstawionych przez pana Czajkowskiego w piśmie do pana prezydenta – był tajnym współpracownikiem najpierw Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie operacyjnym „Jurek”, a następnie – przejętym przez WSW, z której, jako tajny współpracownik trafił pod skrzydła Wojskowych Służb Informacyjnych. Poza tym pan Zbigniew Niemczycki jest jednym z najbogatszych Polaków, którego majątek szacowany jest na 1,7 mld złotych. Pan Czajkowski przypuszcza jednak, że pan Niemczycki tylko prowadzi przedsiębiorstwa tak naprawdę należące do WSI i chociaż przez 28 lat „wolnej Polski” mógł sobie trochę dorobić na boku, to jednak musi nadal rozliczać się ze swoimi zwierzchnikami. Rzeczywiście pan Niemczycki 3 sierpnia 2015 roku otrzymał Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego, co pan Bogdan Czajkowski, który taki order otrzymał 5 maja 2008 roku z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego, odczuł jako osobistą zniewagę, ponieważ na podstawie materiałów IPN zarzuca panu Niemczyckiemu, że donosił również na niego. Wystąpił więc do pana prezydenta Dudy ze wspomnianym „kategorycznym żądaniem”, by pan prezydent odebrał to odznaczenie panu Niemczyckiemu, albo jemu samemu i zapowiadając, że w razie braku reakcji odbierze je sobie sam. Reakcja jednak wystąpiła w postaci pisma z Biura Odznaczeń Kancelarii Prezydenta z 26 września 2018 roku, którego treść można z pewnością nazwać wymijającą.

Na tej podstawie, podobnie zresztą, jak na podstawie wielu innych wydarzeń i zjawisk, można nabrać graniczących z pewnościa podejrzeń, że nasza młoda demokracja jest tylko parawanem przysłaniającym okupację naszego nieszczęśliwego kraju przez „nieistniejące” oficjalnie Wojskowe Służby Informacyjne i Bóg wie, przez kogo jeszcze, jako że, zgodnie z moją ulubioną teorią spiskową, bezpieczniacy przed transformacją ustrojową, przewerbowali się na służbę do naszych przyszłych sojuszników i przyjaciół, którzy dzięki temu mogą robić z Polską, co tylko chcą.

Stanisław Michalkiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!