Patrzenie duchownym na ręce, jak też oni sprawują swoją kapłańską posługę. Tym się świecki Polak tradycyjny, czy też „łaciński”, nie zajmował. A gdy był za bardzo ciekaw, to usłyszał, jak na przykład ten w „Panu Tadeuszu”, że „to są nasze bernardyńskie sprawy”, a tobie od tego zasie (tak, „zasie”, jest taki wyraz). Tam „bernardyńskie”, tu diecezjalne, owdzie parafialne. Lecz nas, dzisiejszych świeckich, tyleż ośmiela, co i psuje (sic!) to opowiadanie od już półwiecza „o roli świeckich w Kościele”. No to wychodzi w czasie Mszy Św. jakaś paniusia z ławek, wchodzi za aprobatą księdza-celebransa do Prezbiterium, wyjmuje z Tabernakulum Najświętszy Sakrament, po czym rozdaje Go współwiernym, jakby nigdy nic. Acz w Polsce chyba jeszcze nigdzie tak się nie dzieje (?); my tu ośmielamy się zabrać głos właśnie po to, aby i to, i co inszego w naszej Ojczyźnie i w naszym lokalnym-polskim Kościele się nie wydarzyło.
Jednakże i u nas wydarzyło się przez minione trzydziestolecie, oj, wydarzyło, niestety… Wtedy, gdy dopiero co nauczanie Religii zostało przywrócone do szkół, pewien wicedyrektor, którego obowiązkiem było akurat także hospitowanie lekcji kolegów, mówi do dyrektora: „Dzisiaj wypada mi ‘z planu’ wizyta u księdza w czwartej-b”. A dyrektor na to: „Panie kolego, do księdza to nie… No co pan? To są sprawy Kościoła. Księża-katecheci odpowiadają przed swoją duchowną zwierzchnością. Nam nic do tego. A poza tym… po prostu nie wypada. Czy pan chce uczyć księdza, jak on ma naszej młodzieży opowiadać o Panu Bogu?”. Wicedyrektor: „Ależ, bynajmniej. Najmocniej przepraszam. Ma pan dyrektor słuszność. Nie pomyślałem…”.
I tak mijały lata, a ksiądz-katecheta, jako jedyny w szkole nauczyciel, nie był na swych lekcjach przez nikogo hospitowany, bo też nigdy żaden parafialny, dekanalny, ani diecezjalny hospitator-wizytator się w szkole nie pojawił. Z tym więc księdzem-katechetą nikt nigdy nie rozmawiał, choćby jak kolega-nauczyciel z innym kolegą-nauczycielem, po obejrzeniu jego lekcji (!), czyniąc fachowe i pożyteczne na przyszłość uwagi i spostrzeżenia, a niechby i rady, li tylko dydaktyczne. A przecież katechetami u nas są także siostry zakonne oraz świeccy płci obojga.
Coś jest na rzeczy, skoro od lat się słyszy, że tu i owdzie to właśnie przedmiot Religia jest postrzegany jako ten najgorzej prowadzony spośród wszystkich szkolnych przedmiotów. Słyszy się także – aczkolwiek my tu nie znamy statystyk – że młodzież, a nawet dzieci przestają już chodzić „na Religię”, i wcale nie koniecznie dlatego, że ich dziecięca wszakże Wiara Katolicka osłabła lub że ich domy rodzinne ostygły w Wierze.
Od lat byliśmy ciekawi, co się tak po prawdzie teraz dzieje „na Religii”, tej w szkole. Teraz są przecież „podstawy programowe”, „programy”, podręczniki, zeszyty ćwiczeń, rozliczne materiały dydaktyczne. W naszych czasach – wtedy z konieczności dziejowych w czasach salki katechetycznej – chyba nawet nie było żadnego „programu do nauczania Religii”. Duchowieństwo, przynajmniej niektórzy jego członkowie, traktowało cotygodniową lekcję jako ów cenny kontakt najmłodszego pokolenia Polaków-katolików z katolickim kapłanem, inny niż ten drugi cotygodniowy – w trakcie niedzielnej Mszy Św. Rozmawiano tam, zwłaszcza na poziomie Szkoły Ponadpodstawowej, o rozmaitych sprawach publicznych; w latach 80. było wszak o czym (dziś też! dziś też! zawsze jest!). Zasadnicza więc „Religia” odbywała się na etapie szkoły podstawowej (wtedy ośmioletniej), jako przygotowanie do Pierwszej Spowiedzi i Komunii Św. i później do Bierzmowania.
Obawiamy się, że tak do dzisiaj pozostało, niestety. Aczkolwiek nie znamy – to błąd – poprzednich „podstaw programowych” ani „programów” do nauczania Religii, nawet – to wstyd – tych ostatnich z roku 2010. A przecież owa Religia jest to przedmiot niezmierzony co do swojej tematycznej rozległości; do tego stopnia, że już wieleset lat temu powiedziano: „Philosophia ancilla Theologiae”, że mianowicie „Filozofia jest służącą Teologii”. Filozofię atoli rozumiano wtedy szeroko, jako w ogóle Naukę, czyli ogół wiedzy o Wszechświecie – Tym i Tamtym. Jest więc o czym nauczać!
Mamy oto przed sobą liczącą 163 numerowane strony formatu B5 „Podstawę programową katechezy Kościoła Katolickiego w Polsce – Dokument przyjęty podczas 379. Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski (w dniu) 8 czerwca 2018 roku”, wydany w Częstochowie. W miejscu autora podano: „Konferencja Episkopatu Polski”. „Redakcję wydawniczą” przeprowadziła Aleksandra Bałoniak, autorka podręczników katechezy.
Tak jak kilka miesięcy temu przyglądaliśmy się podobnym dokumentom dla Języka Polskiego i Historii – czego owocem są stosowne artykuły na portalu „Magna Polonia” – tak teraz uczyńmy to z „Podstawą” do Religii. Warto tu dodać, że wydawca – Edycja Świętego Pawła – zapowiada opublikowanie „Programu nauczania religii rzymskokatolickiej w przedszkolach i szkołach”. Już w tym miejscu ośmielamy się wygłosić opinię, że z tym „Programem” to lepiej by poczekać, dopóty z owej dla niego „Podstawy” nie wytnie się jednych treści i nie wprowadzi doń innych, a jeszcze innych nie przedstawi się nareszcie wyraźnie.
Słowo przeciw słowu – bo i nowszy ksiądz przeciwko dawniejszemu księdzu. Autorami nowej „Podstawy” są – jak sądzimy – dzisiejsi katoliccy księża. Lecz nas także uczyli katoliccy księża, inni, bo dawniejsi, ci występujący wobec nas jako katecheci, jako kaznodzieje, spowiednicy, celebransi i jako osoby w innych jeszcze okolicznościach napotkane przez nas na drogach życia. A jest przecież jeszcze lektura, takoż Pisma Świętego, jak i tekstów Tradycji, w tym Ojców i Doktorów; więc jest i ta cała bezmierna Tradycja Kościoła, w tak wielu rozmaitych odsłonach się nam objawiająca. Są wreszcie, bo wierzymy w Świętych Obcowanie, Czcigodni Drodzy, acz już nieżyjący Dziadkowie, Babcie i Rodzice – owi Pierwsi Przekaziciele Wiary. I my mielibyśmy się Ich Wszystkich wyprzeć? Bo ktoś w pośpiechu i na kolanie wprowadził pewne zapisy do najnowszej „Podstawy programowej katechezy kościoła katolickiego” w Świętej – o tak! – w Świętej Polsce? A to z jakiej racji?
„Długo spała, Polska Święta, długo Orzeł Biały spał; Lecz się zbudził i pamięta, że on przecież wolność miał…”. Tak brzmi znana pieśń sprzed półtorawiecza. Mowa w niej o wolności Polski, ale i Kościoła Katolickiego w Polsce przecież też.
„Podstawa” jest podzielona na cztery części-etapy edukacji: Przedszkole (stron 10), Klasy I-IV Szkoły Podstawowej (stron 24), Klasy V-VIII Szkoły Podstawowej (wszakże ponownie ośmioletniej; stron 44) oraz Szkoła Ponadpodstawowa (stron także 44). Częścią ostatnią jest ta poświęcona Szkole Specjalnej (stron 22). Szkoła Ponadpodstawowa – zauważmy – nie jest podzielona na Liceum, teraz wszakże czteroletnie, Technikum, pięcioletnie, ani na trzy- oraz dwu-letni człon wymyślonej przez dzisiejsze Ministerstwo Szkoły „Branżowej”, w miejsce znanej nam „Zawodówki”. Czemu ma służyć tak wielkie „niedopatrzenie”?
Wprawdzie treści „nie dla Zawodówki-Branżówki” oznacza się w „Podstawie” gwiazdką. To jednak nie rozwiązuje kwestii rozpisania materiału na lata nauki, skoro tych lat mamy dla Szkoły Branżowej Pierwszego Stopnia – 3, dla Liceum Ogólnokształcącego – ok. 3,5 (maturzyści kończą zajęcia lekcyjne wcześniej), dla Technikum – ok. 4,5. Nie zapominajmy wszakże o tym dziwolągu w postaci dwuletniej – jeszcze inna liczba lat nauki – Szkoły Branżowej Drugiego Stopnia.
Główna treść „Podstawy” ujęta jest w czwórkolumnowych tabelkach, po jednej dla każdej części. W lewej kolumnie mamy „Zadania katechezy” (oznaczone literą), w następnej odpowiadające im „Treści” tejże (oznaczone literą i liczbą rzymską), dalej najważniejsze: „Wymagania szczegółowe; wiedza i umiejętności” (oznaczone literą i dwiema liczbami), a po tym w kolumnie prawej „Postawy niepodlegające ocenie szkolnej” (sic!). Bo też, jak wyznają dzisiejsi kościelni Autorzy, „dokumenty szkolne posługują się pojęciami sformułowanymi w języku wymagań, wynikającym z przyjętych w polskim systemie oświatowym tzw. europejskich ram kwalifikacji dla uczenia się przez całe życie” (sic!, s. 13). I pomyśleć, że ponoć mamy „rozdział Kościoła od Państwa” – może od Państwa Polskiego, lecz najwidoczniej nie od Europejskiego.
W układzie poziomym, w owych tabelach, mamy ujęte dla każdego etapu nauczania sześć grup „Zadań katechezy” (kolumna pierwsza z lewej), oznaczonych literami od A do F. Są to: A-Rozwijanie poznawania wiary, B-Wychowanie liturgiczne, C-Formacja moralna, D-Wychowanie do modlitwy, E-Wychowanie do życia wspólnotowego, F-Wprowadzenie do misji. Tak, tak, „do misji”, już od Przedszkola. Już tutaj zauważmy, że w „Podstawie” nie wyjaśnia się bynajmniej sprzeczności pomiędzy ową katolicką misją – „idźcie i nauczajcie wszystkie narody” – a tzw. dziś ekumenizmem.
Wygląda na to, że owe „Wymagania szczegółowe” są tu traktowane jako kolejne tematy lekcyjne, lub może jakieś proto-tematy. Ile ich jest dla każdego poziomu kształcenia?
Dla czteroletniej Podstawówki młodszej (klasy I-IV) mamy w „Podstawie” tematów 131, ale już dla takoż czteroletniej Podstawówki starszej (klasy V-VIII) jest ich już prawie dwa razy więcej, bo 259.
Dla trzyletniej „Branżówki” Pierwszego Stopnia tematów mamy oto 205, a dla wszystkich Szkół Średnich, niezależnie od czasu trwania w nich nauki, po 279. Tak więc Czteroletnie Liceum Ogólnokształcące ma materiał z Religii „przerabiać” o rok krócej (sic!), aniżeli uczniowie Pięcioletniego wszakże Technikum. Wychodzi więc na to, że właśnie maturzyści-technicy mają być tą częścią naszej młodzieży najbardziej gruntownie wykształconą w zakresie religii; a licealiści mniej od nich wykształceni.
Z „Podstawy” nie dowiadujemy się także, czy owe 205 tematów lekcyjnych dla Szkoły Branżowej przeznaczone jest tylko dla jej Pierwszego Trzyletniego Stopnia – tak by się zdawało – czy dla całego pięcioletniego kursu zapowiedzianej przez MEN „Branżówki”, którą my nazywamy „Technikum Inaczej”, i przed wprowadzeniem której, tej pięcioletniej, namiętnie przestrzegamy. Dlaczego tę a nie inną pulę „Wymagań”, czwartą część całego zbioru (wspomniane oznaczenie gwiazdką), usunięto z nauczania w Szkole Branżowej? Tego też nie wiemy.
Wnioskujemy atoli z tych choćby tylko powyżej przywołanych obserwacji, że Autorzy „Podstawy” zwyczajnie nie panują nad tym rozległym materiałem z zakresu przedmiotu Religia, jaki usiłują oni rozpisać na owe 12. lat nauki szkolnej, poprzedzone wszakże kilkoma jeszcze latami nauczania przedszkolnego. Młodzież by powiedziała, że oni po prostu „nie ogarniają”. I to jest właśnie straszne!
Tym bardziej straszne, że nie dotyczy tylko przedmiotu Religia, o nie…
Nie będziemy tu już wchodzić w szczegóły, ale wiele z tych tematów („Wymagań”) powinno być nauczanych we wszystkich Szkołach Ponadpodstawowych, jak np. (będziemy podawać oznaczenia z „Podstawy”) A.4.2. „(uczeń) charakteryzuje istotę Tradycji i formy jej przekazywania” (s. 101), B.9.1. „wyjaśnia, że pogrzeb chrześcijański jest obrzędem liturgicznym Kościoła” (s. 108), C.2.5 „podaje przykłady skutków niewłaściwego korzystania z wolności” (s. 109), czy E.9.2. „podaje treść Wyznania Wiary i interpretuje poszczególne jego artykuły” (s. 121).
No, żeby na lekcjach właśnie Religii-Wiary nie uczyć jakiejś części młodzieży, czego jak czego, ale samego Wyznania Wiary… To jest, najłagodniej mówiąc, niezrozumiałe. Nasz prostaczy, zatem niższy stan świadomości wprost nie pozwala nam tego pojąć. A Tradycja? Wiara katolicka stoi wszakże na Piśmie i na Tradycji. Czy owe liczne rzesze młodzieży robotniczej i rzemieślniczej – dziś, ze Szkoły Branżowej – właśnie nawet o aż tej rangi prawdach mają nie wiedzieć?
Cała atoli „Podstawa” jawi się jako napisana jakimś dziwnym językiem, tak jakby nie dla swoich, pochodzącym nie z wnętrza i nie z Tradycji Kościoła, więc nie na zasadzie „masz tu, bracie młody, Prawdy Wieczne, i tego się trzymaj, to nie upadniesz”, lecz jakby dla obcych, czających się i przychodzących spoza Kościoła, których dopiero trzeba przekonywać i zapoznawać z katolickimi oczywistościami. Owszem, Tomaszowe dowody na istnienie Boga też powinny być objęte nauczaniem szkolnym, lecz w starszych klasach Szkoły Średniej – ale akurat takiego zagadnienia w ogóle nie ma w „Podstawach”.
Natomiast już uczniowi młodszej Podstawówki, więc już niespełna 10-latkowi każe się, po prostu, wątpić (sic!!!); i dopiero z poziomu tego wymuszonego zwątpienia – a to A.6.3 „uzasadniać, że w Kościele jest realizowana misja Chrystusa” (s. 33), a to B.5.1. „uzasadniać religijny wymiar świętowania Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy” (s. 34), a to C.1.4 „uzasadniać, że Przykazania (Boże) strzegą wolności i godności człowieka” (s. 37). Bo niechby tylko jeden z drugim nie znalazł tych w rzeczy samej antropocentrycznych – więc pozareligijnych (sic!) – uzasadnień, że Przykazania „jednak” strzegą.
Skoro to ma się dziać wśród uczęszczających „na Religię” siedmio- dziesięcio-latków, to co dopiero się stanie w klasach i szkołach starszych! Doprawdy, już wtedy, przed laty, czy to uchodziło, czy nie uchodziło, czy wypadało, czy nie wypadało, trzeba było także i lekcję Religii zhospitować – już wtedy, zawczasu!
Marcin Drewicz, luty 2019
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!