Historia

Misja ibn-Fadłana, czyli Słowianie z Arabami przeciw Chazarom

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Jak pisałem ostatnio, nad środkową Wołgą i dolną Kamą mieszkali Słowianie, którzy na początku IX wieku, a może nawet już wcześniej przyjęli islam:

O Słowianach, którzy przyjęli islam

Tymczasem zajmijmy się wspomnianą relacją z wyprawy poselstwa arabskiego do kraju Sakaliba, którym to imieniem, jak wiemy, Arabowie określali Słowian. Wszystko zaczęło się. Od tego, że do czcigodnego al Muktadira z Bagdadu przyszło pismo od al Hasana, syna Baltazara, władcy Bułgarów, którego to Ahmed ibn Fadłan nazywał w swej relacji królem Słowian. W piśmie tym władca Bułgarów prosił o przysłanie kogoś, kto nawróciłby jego i jego poddanych na religię muzułmańską i kto wzniósłby w jego kraju meczet. Ibn-Fadlan napisał był:

„Powiedział Ahmed ibn-Fadłan: Kiedy dotarło pismo al-Chasana, syna Baltawara, króla Słowian, do przywódcy prawowiernych al-Muktadira, w którym prosił on go o przysłanie do niego kogoś, kto nauczyłby go wiary, przedstawił mu zasady pisma (Koranu), wybudowałby dla niego meczet, wzniósłby dla niego minbar, żeby odbywała się w nim modlitwa za króla w jego mieście i w całym jego państwie, i prosi go o zbudowanie twierdzy, żeby on umocnił się w niej przed królami, jego wrogami. Otrzymał on zgodę na to, o co on prosił.”

W arabskim poselstwie do owego króla Słowian, jak jest nazywany w omawianym tu źródle władca nadwołżańskich Bułgarów, znaleźli się między innymi: Nadir al Hurami, autor przekazu – Ahmed ibn Fadłan i Susan ar Rassi, ale także – Baris as Sakalabi, czyli Słowianin Borys oraz Takim at Turki (pochodzący z Choresmu Turek Takim). Prawdopodobnie ci dwaj ostatni pełnili funkcję tłumaczy.

Poselstwo wyruszyło z Bagdadu 21 czerwca 921 roku, udając się nad środkową Wołgę okrężną drogą, obchodząc od wschodu nie tylko Morze Kaspijskie, ale i Jezioro Aralskie (prawdopodobnie by ominąć terytorium Chazarów, z którymi Arabowie znajdowali w stanie permanentnej wojny). Przejdę od razu do momentu, w którym poselstwo dotarło do kraju Oguzów:

„Króla tureckich Guzów nazywają Jabga, i to jest tytuł przywódcy. I każdy, kto rządzi tym plemieniem, nosi ten tytuł. A zastępcę jego nazywają kiuzerkin. I właśnie każdy, kto zastępuje kogoś z wodzów, nazywa się kiuzerkin.

Potem, po naszym odjeździe z okręgu tych Turków zatrzymaliśmy się u dowódcy ich wojska. Nazywają go Etrek syn Katagana. On rozbił dla nas jurty i rozmieścił nas w nich. A oto jego czeladź, i świta, i wielkie domy. O przygnał do nas owce, i przyprowadzili konie, abyśmy zarżnęli owce i jeździli na koniach. On wezwał swoich domowników oraz synów swojego dziadka (po ojcu) i zabił dla nich mnóstwo owiec. A jeszcze wcześniej my przynieśliśmy mu podarki: ubrania, rodzynki, orzechy, pieprz i proso. Zobaczyłem jego żonę, która wcześniej była żoną jego ojca. Wzięła ona mięsa i mleka i co nieco z tego, co my mu podarowaliśmy, wyszła z domów w dzikie miejsce, wykopała jamę i zagrzebała w niej to, co miała ze sobą, wygłaszając jakąś mowę. Spytałem tłumacza: „Co ona mówi?”. A on odpowiedział: „Ona mówi: „To dar dla Katagana, ojca Etroka, który przynieśli Arabowie.”

Kolejnych kilka akpitów dotyczy zwyczajów Uguzów, co postanowiłem pominąć, tymczasem przejdę do opisu pobytu poselstwa arabskiego u Pieczyngów:

„Udaliśmy się w dalszą drogę, aż dotarliśmy do rzeki Jagandy (Czegan). Ludzie powyciągali drogowe worki, a one ze skór wielbłądów, i rozpostarli je. Wzięli samice tureckich wielbłądów, jak one okrągłe, i umieścili je w ich wgłębieniach, tak że one (worki) były rozciągnięte. Następnie nałożyli oni na nie ubrania i inne rzeczy. I jak już ponakładali te rzeczy, porozsiadała się w nich grupa ludzi, w pięciu, sześciu, czterech – mniej lub więcej. Biorą do ręki kije z hadangi (białej topoli) i używają ich jako wiosła, na wysokość grzbietu. A woda niesie je i one płyną, póki się nie przeprawiliśmy. Co do wielbłądów czy też koni, to oni krzyczą na nie, a one przepływają rzekę wpław. Koniecznie, zanim przeprawi się jakaś część karawany, przeprawia się oddział wojów, mających broń, w charakterze awangardy dla ludzi. To z obawy przed Baszkirami, jako że oni mają w zwyczaju napadać na ludzi w trakcie przeprawy.

I tak, opisanym sposobem, przeprawiliśmy się przez rzekę Jagandy. Następnie przeprawiliśmy się przez rzekę Dżam (Emba), również w drogowych workach, następnie przeprawiliśmy się przez Dżacham, potem Uził, potem Erden, potem Anchaty, potem Banę; i to wszystko większe rzeki.

Potem dotarliśmy do Pieczengów. A ci zatrzymali się nad wodą, przypominającą prawdziwe morze (Jezioro Indierskie w Kazachstanie). Oni – ciemni bruneci, z dokładnie wygolonymi brodami, w zestawieniu z Guzami ubodzy. Tak bowiem widziałem pośród Guzów takich, którzy posiadali dziesięć tysięcy koni i sto tysięcy owiec. W większości owce pasą się na śniegu, wybierając kopytami i wyszukując suchych traw. A jeśli jej nie znajdą, gryzą śnieg i tyją do skrajności. Kurdiuki tych owiec włóczą po ziemi. A kiedy nachodzi lato, one jedzą trawę i chudną. Pozostaliśmy u Pieczyngów jeden dzień.

Potem udaliśmy się dalej i zrobiliśmy postój nad rzeką Dżajch, a to największa rzeka, jaką my widzieliśmy, największa i z najsilniejszym nurtem. W istocie, widziałem drogowy worek, który przewrócił się w niej i wszyscy, którzy w nim byli, utonęli. I zginęło wielu ludzi spośród naszych ludzi oraz potonęła pewna liczba wielbłądów i koni. Przeprawiliśmy przez nią z wielkim trudem.

Potem jechaliśmy wiele dni i przeprawiliśmy się przez rzekę Dżacha, potem przez rzekę Irchiz, potem przez Bachar, potem przez Samur, potem przez Kinał, potem przez rzekę Such, potem przez rzekę Kiundżuliu i dostaliśmy się do kraju narodu tureckiego, nazywający się Baszkirowie…”

Warto zwrócić uwagę na to, że w miejscu, gdzie inni autorzy wskazują Madziarów, ibn-Fadłan opisuje Baszkirów. Dodam, że Baszkirowie przeważnie identyfikowani są właśnie ze wschodnimi Madziarami. Ale idźmy dalej…

„My pilnowaliśmy się z zachowaniem wszelkich środków ostrożności, jako że to najgorsi z Turków, najgroźniejsi i najbardziej ze wszystkich skorzy do zabijania. Spotkawszy człowiek człowieka, odcina mu głowę, zabiera ją ze sobą, a jego samego zostawia.

Oni golą swoje brody i jedzą wszy. Oto jeden z nich dokładnie przeszukuje swoją kurtkę w poszukiwaniu wszy i rozgryza wszy swoimi zębami. Po prawdzie był z nami jeden człowiek spośród nich, który już przyjął islam i który służył u nas. Jednakże widziałem, jak on schwycił wesz na swoim ubraniu, rozgniótł ją paznokciami, a następnie zlizał ją, a kiedy mnie ujrzał, powiedział: „Wspaniałe.”

Każdy z nich wyciosuje laskę odpowiedniego rozmiaru z fałł i wiesza ją na sobie. I jeśli on zechce wybrać się w podróż, lub spotkać wroga, to całuje ją i mówi: „O Panie, zrób dla mnie to, to i to”. Powiedziałem do tłumacza: „Poproś któregoś z nich, jakie jest uzasadnienie tego i dlaczego on nazwał go swoim panem?” On powiedział: „Dlatego, że wyszedłem z podobnego do niego i nie znam innego stwórcy samego siebie, prócz tego.”

Któryś z nich mówi, że posiada on dwunastu panów: „ pana zimy, pana lata, pana deszczu, pana wiatru, pana drzew, pana ludzi, pana koni, pana wody, pana nocy, pana dnia, pana ziemi, pana śmierci, a pan, który jest w niebie, jest największym z nich, Jednakże on jednoczy się z nimi w zgodzie, i każdy z nich z uznaniem odnosi się do tego, co robi jego współtowarzysz.” Nasz pan przewyższa tego, co mówią niegodziwie, nadzwyczajnym wzrostem.

Widzieliśmy, jak jedna ich grupa pokłaniała się żmijom, inna grupa pokłaniała się rybom, a jeszcze inna grupa pokłaniała się żurawiom. Poinformowano mnie, że oni prowadzili wojnę z jakimś ich wrogiem, i że ci wrogowie doprowadzili ich do nędzy, i że żurawie zaczęły krzyczeć na nich (tych wrogów) z tyłu i oni pouciekali i sami znaleźli się w biedzie, po tym jak doprowadzili do nędzy Baszkirów. Dlatego oni (Baszkirowie) zaczęli oddawać hołd żurawiom i mówić: „One naszymi panami, bo one sprowadziły biedę na naszych wrogów.” Za to oni oddają hołd żurawiom.

Ibn-Fadłan powiedział: odjechaliśmy z ich kraju i przeprawiliśmy się przez rzekę Dżaramsan, potem przez rzekę Uran, potem przez rzekę Uram, potem przez rzekę Bajnach, potem przez rzekę Batyg, potem przez rzekę Nijasna, potem przez rzekę Dżawszyz. Odległość od rzeki do rzeki, o których wspomniałem – dwa lub trzy lub cztery dni drogi, mniej lub więcej. Kiedy już byliśmy w odległości dnia drogi od króla Słowian, do którego kierowaliśmy się, posłał on na nasze spotkanie czterech królów, podlegających jego władzy, swoich braci i swoich synów. Oni powitali nas, niosąc chleb, mięso i proso, i pojechali dalej wraz z nami. Kiedy byliśmy w odległości dwóch farchasów, on przywitał nas osobiście, a jak nas zobaczył, zsiadł z konia i padł na twarz i pokłoniwszy się błogosławił Allacha wszechmogącego. W swojej ręce miał dirhemy, które wysypał na nas. Postawił dla nas jurty i my zamieszkaliśmy w nich. Nasze przybycie do niego miało miejsce w niedzielę, kiedy upłynęło dwanaście nocy miesiąca mucharrema trzysta dziewiątego roku. A odległość od Dżurdżanii do jego kraju wynosiła 70 dni drogi.”

Jak widzimy, Ahmed ibn Fadłan niezwykle szczegółowo opisał drogę, którą przebyło poselstwo, nim dotarło do kraju Słowian (Bułgarów), co nastąpiło 12 maja 922 roku. Ale idźmy dalej:

„Tak więc, spędziliśmy niedzielę, poniedziałek, wtorek i środę w jurtach, które zostały dla nas rozbite, dopóki zebrali się królowie z jego ziemi, przywódcy i mieszkańcy jego państwa, żeby usłyszeć czytanie pisma. Kiedy nastał czwartek i oni zebrali się, rozwinęliśmy dwa sztandary, które mieliśmy ze sobą, osiodłaliśmy konia, którego sprowadziliśmy w charakterze podarku, siodłem, ubraliśmy go (króla) w sawad i nałożyliśmy na niego turban. Wtedy wyjąłem pismo kalifa i powiedziałem do niego: „Nie powinno być tak, aby siedzieć, kiedy czytane jest to pismo.” I on wstał na nogi; on i obecni przy nim znamienite osobistości oraz mieszkańcy jego państwa., a on był człowiekiem bardzo grubym i pyzatym. Zacząłem czytać początek pisma i, kiedy doszedłem do słów: „Pokój tobie, i zaprawdę rozsławiam, zwracając się do ciebie, Allacha, prócz którego nie ma innego boga”, wtedy powiedziałem mu: „Odpowiedź życzeniem pokoju przywódcy prawowiernych.”. I on odpowiedział, i oni odpowiedzieli wszyscy razem.

Tłumacz nie przestawał tłumaczyć nam słowa po słowie. Kiedy kończyliśmy jego czytanie, oni wykrzyknęli „Wielki Allach!” takim głosem, od którego zatrzęsła się ziemia. Potem odczytałem pismo wezyra Chamida ibn-al-Abbasa, w tym czasie jak on stał. Potem pozwoliłem mu usiąść, i na czas czytania pisma Nazira al-Charami on siedział. Kiedy skończyłem, jego towarzysze rozsypali na niego niezliczone dirhemy. Potem wyjąłem podarki, na które składały się pachnidła, ubrania, perły, dla niego i dla jego żony i nie przestawałem prezentować jemu i jej jedną rzecz po drugiej, dopóki my nie skończyliśmy tego. Potem ubrałem jego żonę w chałat w obecności ludzi, w tym momencie kiedy ona siedziała obok niego, takie było ich prawo i obyczaj. Kiedy ją ubrałem, kobiety rozsypały na nią dirchemy, a my oddaliliśmy się.

Po upływie około godziny, on posłał po nas i my weszliśmy do niego, w tym momencie gdy on siedział w namiocie. Królowie siedzieli z jego prawej strony, a nas posadził on na lewo od niego, natomiast jego synowie siedzieli przed nim, a on jeden na tronie, pokrytym bizantyjskim brokatem. On nakazał przynieść mu stół, który został mu przyniesiony. Na nim było tylko jedno smażone mięso. Wówczas on zaczął – wziął nóż, odciął kawałek i zjadł go, i drugi, i trzeci. Potem odciął kawałek i podał go posłowi Susanowi. Kiedy on go wziął, został mu przyniesiony maleńki stół i postawiony przed nim. Taki to obyczaj, że nikt nie kieruje swojej ręki ku jadłu, póki król nie wręczy mu kawałka. I wówczas, jak tylko ten go otrzyma, przynoszono mu stół.

Potem on wręczył (mięso) mi, i został mi przyniesiony stół. Potem on odciął kawałek i wręczył go królowi, który był na prawo od niego, i jemu został przyniesiony stół, potem wręczył drugiemu królowi, i jemu został przyniesiony stół…, potem wręczył czwartemu królowi, i jemu został przyniesiony stół, potem wręczył swoim synom, i im zostały przyniesione stoły, i tak to trwało, póki każdemu , kto był przed nim, nie został przyniesiony stół, i my jedliśmy każdy ze swojego stołu, nie mając wspólnego stołu z nikim innym, i prócz niego samego nikt nie brał niczego z jego stołu. Kiedy ktoś kończył jedzenie, to, co zostało na jego stole, zabierał ze sobą. Kiedy pojedliśmy, on nakazał przynieść napitek z miodu, który oni nazywają sudżuw, przygotowany w ciągu minionego dnia i nocy. Wtedy on wypił kubek. Potem on wstał, wyprostował się i powiedział: „To moja radość o moim panie, przywódcy prawowiernych, oto Allach przedłuża jego pobyt na tym świecie.” A jak on wstał, wstali i czterej królowie, i jego synowie, i myśmy także wstali, a on uczynił to trzy razy. Potem oddaliliśmy się od niego.”

W chwili przybycia poselstwa arabskiego do Bułgarii Wołżańsko Kamskiej jego władca był już muzułmaninem, podobnie jak wielu jego poddanych. Wydaje się, że islam pojawił się tam za pośrednictwem Chorezmijczyków, którzy nie tyko docierali tam w swych wyprawach kupieckich, ale nawet utrzymywali na terenie Bułgarii Wołżańsko Kamskiej liczne faktorie handolwe. Na istnienie licznego i trwałego osadnictwa chorezmjjskiego wskazują niektóre nazwy miejscowe z dorzecza środkowej Wołgi i Kamy oraz z terenów sąsiednich, jak np. nazwy 22 wsi na obszarze Wotjaków, będące niewątpliwie pozostałościami po osadach chorezmijskich obsługujących handel z Wesią i Jurgą.

Zadaniem ibn-Fadłana było uporządkowanie i wyjaśnienie różnych kwestii religijnych i obrzędowych. Ale nie był to jedyny cel ekspedycji. Ibn-Fadłan miał też dostarczyć pieniądze, których to jednak nie zabrano, bowiem – jak tłumaczono – nie zabrano, bowiem zabrakło czasu na ich zgromadzenie, przy czym miały one dotrzeć w późniejszym czasie. Na co miały być przeznaczone te pieniądze, dowiadujemy się ze słów, które miał wypowiedzieć król Słowian do in-Fadłana:

„Wy wszyscy przybyliście, a to, co wydał na was mój Pan, wydał tylko po, abyście przywieźli mi pieniądze, ażebym zbudował twierdzę, która broniłaby mnie od żydów, którzy mnie gnębią.”

Bułgaria zmuszona była uznawać zwierzchnictwo Chazarów, które najwyraźniej chciała zrzucić przy pomocy Arabów. W innym miejscu bowiem Ahmed ibn-Fadłan pisze:

„Na królu Słowian ciąży danina, którą płaci królowi Chazarów, z każdego domu w jego królestwie skórę sobola. Gdy przybywa statek z kraju Chazarów do kraju Słowian, król udaje się tam wierzchem, przelicza, co na nim się znajduje i od wszystkiego bierze dziesięcinę. A gdy przybędą Rusowie, albo inni z pozostałych narodów z niewolnikami, król może wybrać sobie od każdych dziesięciu głów jedną.

Syn króla Słowian jest zakładnikiem u króla Chazarów. Do króla Chazarów doszła wieść o urodzie córki króla Słowian. Zażądał więc jej ręki, ale król sprzeciwł się mu i odmówił. Wtedy ten wysłał [ekspedycję] i wziął ją siłą, a on był żydem, ona zaś muzułmanką. I wkrótce u niego umarła. Wtedy zażądał ręki drugiej córki. Gdy tylko doszło to do króla Słowian, pospiesznie wydał ją za mąż za króla Askilów, który podlega jego władzy, z obawy że on weźmie mu ją siłą, jak to uczynił z jego siostrą. I właśnie obawa przed królem Chazarów skłoniła króla Słowian, by napisać do sułtana, prosząc go, aby wybudował mu twierdzę.

Powiedział [ibn-Fadłan]: Spytałem go pewnego dnia, mówiąc do niego, „Twoje królestwo jest rozległe, twój majątek znaczny, a twoje dochody wielkie – więc dlaczego prosisz sułtana, aby zbudował ci twierdzę za pieniądze [pochodzące] od niego, w niewiadomej ilości?” Odpowiedział: „Uważałem, że potęga Władcy Islamu przynosi pomyślność, a ich pieniądze pochodzą z dozwolonych źródeł; prosiłem go o to z tej przyczyny. Jeżeli bowiem chciałbym zbudować twierdzę z moich zasobów srebra czy złota, a pewnością nie byłoby to dla mnie trudne. Chciałem jednak uzyskać błogosławieństwo poprzez pieniądze prawowiernych i dlatego go o nie prosiłem.”

Ahmed ibn-Fadłan był bacznym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości, dzięki czemu przekazał wiele bezcennych informacji na ten życia i obyczajów mieszkańców kraju, do którego dotarł:

„Zatrzymaliśmy się z królem na pewnym postoju i udałem się ja i moi towarzysze Takim, Susan i Barys pomiędzy drzewa, a z nami pewien człowiek ze świty króla. I oto pokazał nam małą łodygę, niby cienkie wrzeciono, ale dłuższą, w niej zielony odrostek, na czubku rozgałęzienia szeroki liść rozpostarty na ziemi – na nim złożone [coś] w rodzaju rośliny, wśród nich jagody. Kto je jadł, nie wątpił, że to granat imlisi. Zjedliśmy ich nieco i doprawdy były wybornego smaku, więc nie przestawaliśmy ich szukać i jeść. Widziałem, że mają oni jabłka bardzo zielone i bardziej kwaśne niż ocet winny; jedzą je dziewczęta i od tego są one nazywane. Nie widziałem w ich kraju czegoś w większej ilości od drzew leszczyny. Widziałem nawet takie lasy, a las miał czterdzieści farsahów długości i tyleż szerokości.

Widziałem u nich drzewa, nie wiem, co to za jedne, niezwykłej wysokości. Pnie jego są pozbawione liści, a korony podobne są do koron palm daktylowych. Ma ono cienkie liście wyrastające z pnia, ale zebrane razem. Przystępują oni do miejsca, które znają w jego pniu, robią w nim otwór i podstawiają podeń naczynie, do którego cieknie z tego otworu płyn, lepszy od miodu. Jeśli człowiek dużo tego wypije, oszołomi go niczym wino, a nawet bardziej.

Najczęstszym ich pokarmem jest proso i mięso koni, ale i pszenica i jęczmień w dużej ilości. Każdy, kto posiał coś, zbiera to dla siebie. Król nie ma do tego żadnego prawa, poza tym że płacą mu co roku od każdego domu skórę sobola. A jeśli król poleci wysłać oddział wojska na wyprawę grabieżczą przeciw jakiemuś krajowi i weźmie on łup, ma on [król] w nim swój udział wraz z nimi. Każdy, kto wyprawia ucztę weselną lub zaprasza gości, obowiązkowo musi dać królowi daninę, odpowiednio do wielkości uczty – stosowną ilość napoju z miodu pitnego i popsutej pszenicy. Tak jak ziemia ich jest czarna, cuchnąca, a oni nie mają miejsc, w których składaliby swoją żywność, lecz kopią w ziemi głębokie jamy i wkładają do nich pożywienie. I mija niewiele dni, kiedy zmienia się, zaczyna cuchnąć i nie nadaje się do użytku.

Nie ma u nich oliwy z oliwek, ani oleju sezamowego, ani tłuszczów zwierzęcych i używają zamiast tych tłuszczów tłuszczu rybiego, i wszystko, do czego oni go używają, cuchnie. Robią z jęczmienia bryję, którą piją dziewczęta i chłopcy. Czasem gotują jęczmień z mięsem i panowie jedzą mięso, a dziewczęta karmią jęczmieniem. Chyba, że mięso jest z głowy kozła, to dziewczęta dostają możliwość jedzenia mięsa.

Wszyscy ono noszą czapki. A kiedy król wyjeżdża konno, jedzie sam, bez sługi, i nie ma z nim nikogo. Gdy przejeżdża przez plac targowy, nikt nie śmie siedzieć, zdejmują z głowy czapkę i wkładają ją sobie pod pachę. Kiedy ich minie, wkładają swoje czapki z powrotem na głowy. I podobnie, każdy, kto przychodzi do króla, mały czy duży, włącznie z jego synami i braćmi, gdy go zobaczą, zdejmują swoje czapki i wkładają pod pachę. Potem skłaniają przed głowy i siadają, po czym powstają, dopóki nie zezwoli im usiąść. Każdy, kto siedzi przed nim, w rzeczywistości siedzi na klęczkach. I nie wyjmuje swojej czapki, ani jej nie pokazuje, dopiero kiedy wyjdzie od niego – wtedy ją wkłada.

Wszyscy oni [mieszkają] w jurtach, tylko że jurta króla jest bardzo duża, mogąca pomieścić tysiąc osób i więcej, wyścielona kobiercem armeńskim. Ma on pośrodku niej tron, pokryty brokatem bizantyjskim.

Wśród ich praw jest, że jak urodzi się synowi jakiegoś człowieka chłopiec, zabiera go jego dziadek zamiast jego ojca i mówi: „Ja mam większe prawo niż jego ojciec do wychowywania go, aż stanie się mężczyzną.” Jeżeli umrze człowiek spośród nich, dziedziczy po nim jego brat, przed jego synem. Wyjaśniłem królowi, że to jest niedozwolone i pouczyłem go, jakie winno być prawo dziedziczenia, aż to zrozumiał.

Nie widziałem większej liczby piorunów aniżeli w ich kraju. A jeśli piorun uderzy w dom, nie zbliżają się do niego i pozostawiają go w takim stanie, a także wszystko, co się w nim znajduje:człowieka, mienie i wszystko inne – póki nie zniszczy go czas. I oni mówią: „to jest dom, na który spadł gniew.”

Uwagę badaczy zwraca tu fakt, iż po raz kolejny mowa jest o domu, podobnie jak we fragmencie dotyczącym danin w postaci skóry sobola, oddawanej królowi rokrocznie od każdego domu. Tymczasem w innym miejscu mowa była o tym, iż wszyscy mieszkają w jurtach.

Prawdopodobnie w jurtach mieszkali (tureccy) Bułgarzy, stanowiący elitę państwa i którzy kontynuowali tradycje koczownicze. Z kolei słowiańska ludność, trudniąca się rolnictwem, zapewne mieszkała w drewnianych chatach. Ale wróćmy do relacji ibn-Fadłana:

„Jeżeli człowiek spośród nich zabije człowieka rozmyślnie, zabijają go za niego. Jeżeli zabije go nieumyślnie, robią dla niego skrzynię z drzewa hałandża i wkładają go do środka. Zabijają ją nad nim i wkładają do niego wraz z nim trzy bochenki i dzbanek wody. Przygotowują dla niego trzy paliki podobne do palików namiotowych, zawieszają go pomiędzy nimi i mówią: „Umieszczamy go pomiędzy niebem i ziemią, aby go mogły dosięgnąć deszcz i słońce; może Allah ulituje się nad nim”. I I pozostaje tak zawieszony, dopóki nie zniszczy go czas i nie rozwieją wiatry.

A jeśli widzą człowieka wykazującego przedsiębiorczość i znajomość rzeczy, mówią: „Ten godzien byłby służyć Panu”. Biorą go, zakładają mu na szyję sznur i wieszają go na drzewie, aż się rozpadnie. Opowiadał mi tłumacz króla, że pewien Sindiec [mieszkaniec kraju Sind w południowym Pakistanie] dotarł do tego kraju i pozostał u króla przez pewien czas służąc mu; a był on rzutki i rozumny. I oto jedna grupa spośród nich zapragnęła wyruszyć w swych sprawach handlowych. I ten Sindiec poprosił króla o pozwolenie wyruszenia z nimi. Ale on mu tego zabronił. Ale ten dotąd nalegał, aż się zgodził. I wyruszył z nimi statkiem. Oni zaś zobaczyli, że jest obrotny i bystry, naradzili się między sobą i rzekli: „Ten nadaje się, żeby służyć naszemu Panu, poślemy go do Niego”. A przepływali w swej podróży obok lasu i wyprowadzili go do niego, założyli mu na szyję sznur, przywiązali go na wierzchołku wysokiego drzewa i pozostawiwszy go tam, oddalili się.”

Jak więc widzimy, w Bułgarii Wołżańsko Kamskiej składano ofiary z ludzi, przy czym wybierać na nie miano osoby wybijające się inteligencją i zaradnością. Ale wróćmy do tego, co pisał ibn-Fadłan:

„Jeżeli znajdują się w drodze, a jeden z nich chce oddać mocz i oddaje go, mając na sobie swój oręż, chwytają go i zabierają mu odzież i wszystko, co ma ze sobą. To jest ich obyczaj. Zaś przeciw temu, kto zdejmie z siebie swój oręż, położy go obok i oddaje mocz, nie przeszkadzają mu.

Mężczyźni i kobiety schodzą do rzeki i kąpią się razem nago, nie zakrywając się jedno przed drugim. Nie uprawiają cudzołóstwa dla żadnego powodu i pod żadnym warunkiem. A kto popełni cudzołóstwo, kimkolwiek by nie był, wbijają dla niego cztery żelazne pręty, przywiązują do nich obie jego ręce i obie nogi i rozcinają toporem od szyi aż po uda; podobnie postępują również z kobietą. Potem zawieszają wszystkie kawałki jego i jej na drzewie. Nie przestawałem starać się, aby kobiety zasłaniały się przed mężczyznami, ale nie osiągnąłem tego. Złodzieja zabijają tak samo, jak zabijają cudzołożnika.”

Należy podkreślić, że wspólne (nagie) kąpiele były zupełnie obce ludom tureckim, a także innym ówczesnych ludom, poza Słowianami.

„W lasach ich jest mnóstwo miodu w barciach pszczół, które oni znają i udają się, by go zbiera. Czasami napadają na nich ludzie spośród ich wrogów i zabijają ich.

Jest wśród nich wielu kupców, którzy wyruszają do ziemi Turków i przywożą owce i do kraju, który zwie się Wisu, i przywożą sobole i czarne lisy.

Widzieliśmy u nich ród w liczbie pięciu tysięcy dusz – kobiet i mężczyzn. Wszyscy oni przyjęli już islam. Wszyscy oni znani są jako Barandżar. Wybudowano im meczet z drzewa, w którym się modlą. Ale oni nie umieli czytać, nauczyłem jedną grupę spośród nich, jak się modlić.

I za moją przyczyną przyjął islam człowiek imieniem Talut. Dałem mu imię Abdullah, a on rzekł: „Chcę, abyś nazwał mnie twoim imieniem – Muhammad”, i uczyniłem to. Przyjęła islam jego żona, jego matka i jego dzieci. I wszystkich ich zaczęto nazywać imieniem Muhammad. Nauczyłem go sury „Chwała Allahowi” oraz sury „Rzeknij: On jest Bogiem Jedynym”. I radość jego od poznania tych dwóch sur była większa, niż gdyby on został królem Słowian.

Wtedy, gdy przybyliśmy do króla, znaleźliśmy go obozującego nad wodą zwaną Halladża. Były to trzy jeziora, z których dwa były duże i jedno małe, ale wśród nich nie ma takiego, którego dna można by dosięgnąć. Między tym miejscem a ich wielką, rzeką płynącą do kraju Chazarów, zwaną rzeką Atil, jest [odległość] około jednego farsaha. Nad tą rzeką znajduje się targ, czynny w krótkich odstępach czasu. Sprzedaje się na nim liczne cenne towary. […]

Kiedy umiera u nich muzułmanin i jeśli kobieta chorezmijska, myją go sposobem muzułmańskim. Potem kładą go na wózku, który go wiezie, a przed nim [idą] z proporcami, aż dotrą do miejsca, w którym go pochowają. Gdy przybędzie do niego, zdejmują go z wózka, kładą na ziemi, po czym obrysowują wokół niego linię i odkładają go na bok. Następnie wykopują wewnątrz tej linii grób, robią do niego boczną niszę i grzebią go.

W ten sposób postępują ze swoimi zmarłymi. Kobiety nie płaczą nad zmarłymi, lecz płaczą nad nimi ich mężczyźni. Przychodzą w dniu, w którym umarł, zatrzymują się u wejścia jego jurty i ryczą najokropniejszym i najdzikszym płaczem, jakim można płakać. To wszystko tyczy się ludzi wolnych. Kiedy ich płacz dobiega końca, przychodzą niewolnicy, [niosąc] splecione pasy skóry; nie przestając płakać, biją się po bokach i obnażonych częściach swojego ciała tymi rzemieniami, aż na ich ciałach pojawią się [ślady] podobne jak po uderzeniach bicza. U wejścia do jego jurty ustawić muszą proporzec. Przynoszą też jego oręż i kładą go wokół jego grobu. I nie przestają opłakiwać go przez dwa lata. Kiedy te dwa lata upłyną, zdejmują proporzec, obcinają sobie włosy, a krewni zmarłego zapraszają na stypę, oznajmiając przez to o zakończeniu żałoby. Jeżeli miał żonę, wychodzi ona [powtórnie] za mąż. Tak dzieje się, jeżeli należał do przywódców. A co do zwykłych ludzi, to odprawiają ze swymi zmarłymi część tego.”

Wojciech Kempa

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!