Stanisław Michalkiewicz: Światełko w tunelu?
Po przyzwoleniu, jakiego w marcu 2023 roku udzielił amerykański prezydent Józio Biden ówczesnemu niemieckiemu kanclerzowi Olafowi Sholzowi, by Niemcy, w nagrodę za dobre sprawowanie, tzn. – za zerwanie strategicznego partnerstwa z Rosją, urządzali sobie Europę po swojemu, wydawało się, że nie ma ratunku, że zostaliśmy wepchnięci na równię pochyłą, na końcu której jest Generalna Gubernia, albo i coś gorszego. Dodatkową przygnębiającą poszlaką, wskazującą, że wypadki zmierzają w tym właśnie kierunku, była inicjatywa Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje, by znowelizować traktat lizboński.
Ta nowelizacja, którą w ubiegłym roku rekomendował Parlament Europejski, ma objąć 270 punktów – ale najważniejsze wydają się trzy. Po pierwsze – likwidacja prawa weta – co oznacza, że członkowskie bantustany mogą być zmuszone do robienia czegoś, co wcześniej uznały za sprzeczne ze swoim interesem państwowym. Po drugie – zmniejszenie liczebności Rady Europejskiej z 27 do 15 członków – co oznacza, że prawie polowa członkowskich bantustsanów będzie pozbawiona uczestnictwa w organie władzy prawodawczej UE – bo to Rada Europejska, a nie Parlament Europejski ma w UE władzę prawodawczą.
Wreszcie – po trzecie – przekazanie do wyłącznej kompetencji UE 65 obszarów decyzyjnych. Wszystko to składa się na wizję IV Rzeszy – zresztą całkowicie zgodną z wizją Adolfa Hitlera, który w roku 1943, na spotkaniu z gauleiterami powiedział m.in, że “małe państwa” nie mają w Europie racji bytu, bo tylko Niemcy potrafią Europę prawidłowo zorganizować.
Wydawało się zatem, że nie ma rady – musimy ześliznąć się do poziomu Generalnego Gubernatorstwa, a więc – rodzaju niemieckiej kolonii w IV Rzeszy, tym bardziej, że Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje nawet nie ukrywała, że w tym własnie celu posłała tu obywatela Tuska Donalda na stanowisko tubylczego premiera.
Na domiar złego, nowa administracja amerykańska pod przewodnictwem prezydenta Trumpa sprawiała wrażenie, że podtrzymuje przyzwolenie udzielone Niemcom przez prezydenta Józia Bidena i pod pretekstem zmuszenia Europy do wzięcia sprawy swojej obronności we własne ręce, godzi się na oddanie jej Niemcom w arendę.
Taki obrót spraw byłby dla Niemiec prawdziwym darem Niebios, bo przecież od 1990 roku stały sie one wyznawcami doktryny “europeizacji Europy”, a więc cierpliwego i metodycznego, chociaż delikatnego, wypychania Ameryki z europejskiej polityki oraz zwolennikami europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO, dzięki którym spełniłyby swoje marzenie o położeniu palca na francuskim atomowym cynglu.
To wrażenie w ostatnich tygodniach nabrało, można powiedzieć, ciała, wskutek ogłoszenia nowej amerykańskiej doktryny, w której Rosja nie jest już uznana za “zagrożenie”, a Europa najwyraźniej została pozostawiona sama sobie – ale to oznaczało tylko tyle, że Ameryka godzi się na oddanie jej Niemcom w arendę.
To przygnębiające wrażenie zostało wzmocnione zapowiedzią wprowadzenia regulacji o zwalczaniu antysemityzmu i “wspieraniu życia żydowskiego” w Polsce – co zapowiada z jednego strony terror wobec tubylców, a z drugiej – system przywilejów dla Żydów, dzięki czemu będą oni mogli bezpiecznie, to znaczy – bez obawy jakichś polskich nieprzyjaznych gestów, przystąpić do realizowania programu żydowskich roszczeń majątkowych wobec Polski dotyczących tzw. własności bezdziedzicznej.
Oznacza to, że w Generalnej Guberni nadzór nad mniej wartosciowyum narodem tubylczym Niemcy powierzą Żydom, którzy staną się dla tubylców rodzajem Herrenvolku. Towarzyszące tym przygotowaniom wydarzenia w postaci rozpoczęcia procesu Grzegorza Brauna oraz zapowiedzi delegalizacji Konfederacji Korony Polskiej, jak tylko vaginet obywatela Tuska Donalda obsadzi Trybunał Konstytucyjny stosowną agenturą, a potem – delegalizacji pozostałych Konfederacji – nie pozostawiały złudzeń.
W świetle tego wszystkiego słowa pocieszenia ze strony amerykańskiego ambasadora w Warszawie, pana Róży, brzmiały prawie ironicznie i wyglądały na komplementy pod adresem Polski – komplementy, które Ameryki nic przecież nie kosztują. Aliści w dniach ostatnich media przyniosły informację o drugiej części amerykańskiej doktryny strategicznej, z której wynika niemal exressis verbis, że USA nie porzuciły myśli o dekompozycji Unii Europejskiej, czyli zablokowaniu albo przynajmniej terytoprialnym zredukowaniu IV Rzeszy.
Można było się tego domyślać, po wystąpieniach Elona Muska, za które Książę-Małżonek wysyłał go nawet na Marsa – ale dzięki tej publikacji zyskaliśmy pewność. Skoro Ameryka próbuje wznowić ściślejszą współpracę z Włochami, Austrią, Węgrami i Polską, to znaczy, że nawiązuje do koncepcji Heksagonale – ale uzupełnionego i poprawionego – ze Stanami Zjednoczonymi, jako protektorem tego przedsięwzięcia.
Wypada tedy przypomnieć, że pod koniec lat 80-tych państwa Europy Środkowej, w obliczu ewakuacji imperium sowieckiego z tej części kontynentu, postanowiły wziąć sprawę swojej niepodległości we własne ręce i na spotkaniu w Budapeszcie w roku 1989, podpisały porozumienie o politycznej współpracy, zwane potocznie od czworga sygnatariuszy (Włoch, Austrii, Węgier i Jugosławii) “Quadragonale”.
Do tego porozumienia dołączyła – jeszcze przed aksamitym rozwodem – Czechosłowacja – jako piąty sygnataraiusz, stąd Quadragonale przekszałciło się w Pentagonale – oraz Polska jako sygnatariusz szósty – wobec czego Pentagonale przekształciło się w Heksagonale. Ale Niemcy, które od 1990 roku odzyskały w Europie swobodę ruchów, natychmiast przystąpiły do wysadzania Heksagonale w powietrze i za cel pierwszego ataku obrały Jugosławię, która miała być bałkańskim filarem Heksagonale.
Doszło tam – jak pamiętamy – do rozpętania krwawej wojny domowej, a pozostali sygnatariusze widząc co grozi za politykowanie za niemieckimi plecami, natychmiast się od tego projektu zdystansowały i odtąd Niemcy wypełniają próżnię po ewakuacji imperium sowieckiego, rozszerzając na wschód Unię Europejską, której są politycznym kierownikiem.
W li.pcu 2017 roku Donald Trump podczas swego pobytu w Warszawie powiedział, że “projekt Trójmorza” bardzo mu się podoba i USA będą go “wspierały” O co chodzi? Ano – o Heksagonale, tylko uzupełnione i poprawione – z Ameryką, jako protektorem. Wygrana Józia Bidena i rozpętanie wojny na Ukrainie sprawiło, że ten pomysł sprawiał wrażenie odesłanego do lamusa – ale oto obecnie powraca on i to nie w postaci luźno rzuconego zdania – ale elementu ogłoszonej właśnie amedrykańskiej doktryny strategicznej. I co Polska na to?
Niestety nie wygląda na to, by Polska była gotowa na podjęcie tej inicjatywy. Volksdeutsche Partei obywatela Tuska Donalda wykonuje zadanie doprowadzenia Polski do Generalnej Guberni – ale i Naczelnik Państwa, uważający się za tęgiego strategosa, dał się omotać żydowskiemu, kijowskiemu komikowi i dcoprowadził do całkowitego zamrożenia stosunków z Węgrami do tego stopnia, że prezydent Nawrocki splamił mundur na samą myśl o s;potkaniu z węgierskim premierem.
Jedyna tedy nadzieja w Konfederacjach – o ile BND nie zdąży wcześniej doprowadzić do ich delegalizacji, a Ameryka nie kiwnie palcem by doprowadzić do przesilenia rządowego w Polsce.
Polecamy również: Żydowskie porachunki oligarchów. Próba zamachu na Mindicza
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!





