Felietony

Stanisław Michalkiewicz: Salwa sprawiedliwości

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Stanisław Michalkiewicz: Salwa sprawiedliwości

Bardzo modne w pewnych kręgach jest twierdzenie, że w naszym nieszczęśliwym kraju nic się w gruncie rzeczy nie zmieniło od czasów komuny, a nawet – że teraz jest gorzej, niż było wtedy. Po raz pierwszy wołania “komuno, wróć!” pojawiły się się już w roku 1990, kiedy to 1 stycznia weszły w życie ustawy składające się na tzw. “plan Balcerowicza” – które rzeczywiście pozwoliły dawnej “nomenklaturze” a więc – środowisku komunistycznej władzy – utrzymać, a nawet ugruntować w nowych warunkach ustrojowych dotyczasową pozycję społeczną.

Nie mówiąc już o materialnej, uzyskanej dzięki “uwłaszczeniu nomenklatury” w drugiej połowie lat 80-tych, kiedy to na skalę masową rozkradane było mienie państwowe za pośrednictwem tzw. “spółek nomenklaturowych oraz tzw. “afer”, na czele której plasuje się “matka wszystkich afer”, czyli afera Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Na nielegalną operację skupienia na międzynarodowym rynku finansowym polskiego długu państwo wyłożyło 1700 mln dolarów.

Długi skupiono – a jakże – ale tylko za 60 mln dolarów, podczas gdy reszta zniknęła – niezupełnie  bez śladu – bo ślady pozostały m.in w postaci tzw. “starych rodzin” i niektórych niezależnych mediów głównego nurtu. Kropkę nad “i” postawił pan Janusz Lewandowski z Kongresu Liberalno-Demokratycznego, firmujący operację tzw. “powszechnego uwłaszczenia”, która przybrała postać ustawy o Narodowych Funduszach Inwestycyjnych i ich prywatyzacji.

Doprowadziła ona do istnego finansowego wyszlamowania obywateli, zaś pan Janusz znalazł asylum w instytucjach europejskich, gdzie żadna surowa ręka sprawiedliwości dosięgnąć go nie jest w stanie.

Wprawdzie wiele wskazuje na to, iż  opinie, jakoby obecnie było podobnie, a może nawet gorzej, niż za komuny, inspirowane są przez środowiska, które na transformacji ustrojowej nie tylko skorzystały materialnie, ale przede wszystkim otrzymały rzecz bezcenną w postaci bezkarności zarówno łajdaczenia się w ramach sowieckiej kolaboracji, jak i rozkradania państwa w trakcie transformacji ustrojowej – ale zarówno tak opinia, jak zresztą większość, a może nawet wszystkie inspirowane przez to środowisko, nie jest prawdziwa.

Pewna zmiana na lepsze, chociaż mająca charakter satysfakcji moralnej, jednak się dokonała, mimo ujadania rozmaitych łajdaków i durnic.

Oto w dniach ostatnich uczestniczyłem w pogrzebie pana Stanisława Szostaka, żołnierza Armii Krajowej, potem – żołnierza niezłomnego, którzy nazywani są też “wyklętymi” – “absolwenta” ciężkiego więzienia we Wronkach  (“to są Wronki, kochasie!” – wołali strażnicy do przybyłych więźniów, którzy na powitanie musieli rozbierać się do naga) -aż wreszcie, po nacieszeniu się odzyskaną w 1956 roku wolnością, zmarł w Warszawie, przeżywszy 100 lat.

Osobliwość towarzyszyła mu, co prawda nie tylko w czasach komuny, kiedy to w dowodzie osobistym wpisano mu, że urodził się “w ZSRR”, podczas gdy tak naprawdę urodził się w 1924 roku w Ignalinie, miejscowości leżącej w obrębie polskich Kresów Wschodnich. Podobnie było w przypadku mojego ojca, któremu też przypisano urodzenie “w ZSRR”, chociaż w roku 1902, kiedy się urodził, ZSRR jeszcze nie istniał.

Pan Stanisław Szostak urodził się już w Polsce – ale nawet i teraz władze niepodległej Rzeczypospolitej nie chciały tego przyznać i chociaż nie przypisywały mu już urodzenia  “w ZSRR”, to  dla odmiany przypisały mu urodzenie “w Litwie”. Okazuje się, że Michał Kryspin Pawlikowski miał świętą rację pisząc, że cofamy się i cofamy, na coraz to nowe “linie Curzona” – a wygląda na to, że w tej sprawie chyba nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa.

Ale pan Stanisław Szostak w młodości nie tylko nie rejterował, ale od 1942 roku, kiedy to przystapił do Armii Krajowej, gdzie przyjął pseudonim “Jadzin”, starał się dokumentować przynależność  Kresów do Polski, służąc jako żołnierz Ośrodka Dywersyjnego nr 23 w ramach V odcinka “Wachlarza”. W 1945 roku został po raz pierwszy aresztowany przez NKWD, ale cudem udało mu się uciec.

Przedostawszy się do Krakowa rozpoczyna studia, ale jednocześnie, wykonując polecenie szefa Sztabu PSZ na Zachodzie, według którego rozkaz rozwiązania AK nie dotyczył Okręgu Wileńskiego, tworzy patrol dywersyjny w ramach Ośrodka Mobilizacyjnego Wileńskiego Okręgu AK.  W ramach tej służby wykonał m.in. wyrok śmierci na agencie NKWD. W roku 1948 aresztowany został komendant OM WOAK Antoni Olechnowicz “Podhorecki”, u którego podczas rewizji znaleziono spisy członków organizacji.

Stanisław Szostak został aresztowany w Szczecinie i po ciężkim śledztwie, w trakcie którego nikogo nie wydał, został przez niezawisły sąd skazany na dożywotnie więzienie. Trafił do Wronek, skąd wprawdzie wyszedł w grudniu 1956 roku, ale musiał co tydzień meldować sie na milicji. Dopiero w roku 1991 niezawisły sąd uchylił tamten wyrok. Pan Stanisław Szostak powiedział wówczas:

“Zawsze wierzyłem, że Polska wybije się na niepodległość, nie wierzyłem tylko, że nastąpi to jeszcze za mojego życia. Teraz jestem szczęśliwy i dumny, że sąd Niepodległej Polski, anulując ferowane z obcego nadania wyroki, przywraca cześć swoim obrońcom. Zbyt wielu nie doczekało tej satysfakcji. Jeżeli jednak historia ma być nauczycielką życia, niech ta symboliczna sprawiedliwość – słabym będzie ku przestrodze, zaś wiernym Przysiędze i Ideałom pokrzepieniem, że ich wierność nie była daremną”.

I oto po mszy św. w kościele Panien Wizytek, kondukt pogrzebowy z asystą wojskową przeszedł alejkami Cmentarza Wojskowego na Powązkach, mijając nagrobki zasłużonych sowieckich kolaborantów: Edwarda Ochaba, rozmaitych generałów LWP, między innymi – Wacława Komara (właśc. Mendla Kossoja), powoli zmierzając do miejsca przeznaczenia. Tam księża odprawili egzekwie, a orkiestra odegrawszy awizo ”uwaga!” – odezwała się sygnałem Wojska Polskiego, żegnając w ten sposób oficera Armii Krajowej, kapitana Stanisława Szostaka.

Kiedy trumna spuszczana była do grobu, oficer dowodzący pododdziałem asysty podał komendę: “ładuj!” – a po chwili drugą: “salwą – pal! – którą powtórzono trzykrotnie.

“A za jego młode lata, zagra trąbka: tratatata. A za jego trudy znoje, wystrzelą mu trzy naboje” – głosi stara wojskowa piosenka ”Jak to na wojence ładnie”. Trzy naboje, trzykrotna salwa… Niby niewiele – ale tak właśnie na oczach uczestników tego pogrzebu, dopełniła się sprawiedliwość. Za komuny tego by jednak nie było, więc jakaś różnica jest.

Polecamy również: Tusk spacyfikował protest górników i hutników

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!