Stanisław Michalkiewicz: portki w dół
Niebieskim oznajmiona cudem i poprzedzona głuchą wieścią między ludem rekonstrukcja vaginetu obywatela Tuska Donalda oddala się w mglistość, jak zresztą większość jego wspaniałych planów. Obywatel Tusk Donald odgrażał się, że vaginet zostanie odchudzony, że odejdzie co najmniej 20 procent dygnitarzy, co to – jak pisze poeta – “z pustego w próżne przelewają, a sobie na konto” – ale tak to już bywa z vaginetami koalicyjnymi, że każdemu z koalicjantów trzeba dać jakąś trafikę, gdzie mógłby przychylać nieba znękanemu ludowi.
Rzeczywiście vaginet obywatela Tuska jest bardzo liczny, chociaż nie rekordowo, bo rekord należy do vaginetu panny Hanny Suchockiej, który powstał po przejściowym vaginecie obywatela Pawlaka Waldemara, co to podczas “nocnej zmiany” na głos przepowiadał sobie, co ma zrobić po obaleniu rządu premiera Olszewskiegi: “czyszczę sobie MSW…” – i tak dalej. Ale i vaginet obywatela Tuska Donalda budzi respekt.
Razem z premierem liczy 27 ministrów – ale to jeszcze nic, bo najliczniejszą armię dygnitarzy tworzą wiceministrowie, których jest 89 – i każdy ma oczywiście pełne ręce roboty. Ot na przykład teraz – Lewica chciałaby, żeby przydzielić jej “mieszkalnictwo”. “Niech mi chociaż dyferencjał dadzą!” – śpiewał Kazimierz Grześkowiak w piosence “To je moje”. No ale inni też by chcieli przychylać ludowi nieba – każdy na swoim odcinku – wskutek czego dług publiczny rośnie, jak na drożdżach.
Według Ministerstwa Finansów, które przecież raczej zainteresowane jest pomniejszaniem długu niż jego rozdymaniem, na koniec kwietnia br. wynosił on ponad 1750 miliardów złotych, a powiększa się w tempie prawie 10 mld miesięcznie. Inni twierdzą jednak, że dług publiczny Polski powiększa się o miliard złotych dziennie. Jak tam jest, tak jest; w każdym razie w ten sposób rządzić potrafi każdy głupi – i dlatego właśnie twierdzę, że vaginet obywatela Tuska Donalda to najgłupsza ekipa przy władzy od czasów Bolesława Chrobrego.
Zapowiedź rekonstrukcji vaginetu wywołała oczywiście tak zwane “wrzenie” w koalicji – a każdy dygnitarz próbuje dowieść, że jego obecność w vaginecie jest dla Polski niezbędna. Wprawdzie trudno sobie wyobrazić, żeby w następstwie rekonstukcji rządu zlikwidowane zostało Ministerstwo Spraw Zagranicznych, ale najwyraźniej jaskółczy niepokój musiał udzielić się nawet Księciu-Małżonku.
Między nami mówiąc, gdyby akurat to ministerstwo zoistało zlikwidowane, to nikt nie zauważyłby różnicy, bo – jak powszechnie wiadomo – prowadzenie polityki zagranicznej Nasi Umiłowani Przywódcy mają surowo od naszych sojuszników zakazane – ale MSZ trwa siłą inercji, również ze względu na tak zwaną “godność narodową”.
Teraz jednak, kiedy w koalicji “wrze”, również Książę-Małżonek zrobił pokazuchę, demonstrując nie tylko samodzielne politykowanie, ale nawet – politykowanie mocarstwowe. Pretekstem stała się pielgrzymka Radia Maryja na Jasną Górę, podczas której biskup Wiesław Mering i biskup Antoni Długosz dopuścili się myślozbrodni, wprawdzie nie tak strasznej, jak to zrobił Grzegorz Braun, niemniej jednak wypowiedzieli “niedopuszczalne słowa, które godzą w fundamentalne zasady godności człowieka”.
Tak w każdym razie głosi nota, którą ambasador naszego nieszczęśliwego kraju przy Watykanie przekazał tamtejszemu szefowi protokołu dyplomatycznego. Ale nie tylko o opis myślozbrodni chodziło, bo Książę-Małżonek zażądał również, by Watykan zaprzestał ingerowania w polskie sprawy wewnętrzne.
Na razie nie ma jeszcze odpowiedzi z Watykanu i nie wiadomo, czy w ogóle będzie, bo na mieście krążą fałszywe pogłoski, iż tamtejsze władze uznały, iż Książę-Małżonek sobie zażartował, jak niegdyś Nikita Chruszczow na spotkaniu z kołchoźnikami. – Jak wam się żyje – zażartował towarzysz Chruszczow? – Znakomicie – zażartowali kołchoźnicy. Jeśli by jednak Watykan na wspomnianą notę odpowiedział, to mógłby co najwyżej zapytać Księcia-Małżonka od kiedy ma te objawy.
Chodzi o to, że gdyby myślozbrodni na Jasnej Górze dopuścił się, dajmy na to, nuncjusz apostolski w Warszawie, to taka nota miałaby przynajmniej jakieś uzasadnienie. Tymczasem obydwaj biskupi nie reprezentowali Watykanu. Są obywatelami polskimi i wypowiadali się w granicach wolności słowa, zagwarantowanej konstytucyjnie. Wolność słowa zaś polega m.in. na tym, że dopuszczane do dyskursu publicznego są również opinie, które innym się nie podobają. Tedy wysyłając do Watykanu wspomnianą, mocarstwową notę, Książę-Małżonek zwyczajnie się wygłupił.
To nie byłaby tragedia, bo prawdopodobnie wszyscy na świecie wiedzą, że największą zaletą Księcia-Małżonka jest wiązanie krawatów i że w tej dziedzinie rzeczywiście ociera się o genialność, podczas gdy z innymi zaletami jest znacznie gorzej. Ot na przykład podczas ostatniej narady w eurokołchozie, kto ma zapłacić za amerykańską broń dla Ukrainy, podobno właśnie Książę-Małżonek zaproponował, by w tym celu ukraść pieniądze z zamrożonych w UE aktywów rosyjskich.
Podobno był bardzo ze swojego pomysłu zadowolony, aż dopiero ktoś starszy i mądrzejszy zwrócił mu uwagę, że byłoby to sprzeczne z prawem międzynarodowym. Najwyraźniej tedy Książę-Małżonek mógł nie zdawać sobie z tego sprawy, bo podobno studiował w Anglii teologię stomatologii, czy jakąś podobno do niej dyscyplinę, dzięki czemu myśli, że nabrał eksperiencji w sprawach watykańskich.
Najgorsze są nieproszone rady, ale w czynie społecznym, dla dobra Polski, radziłbym, żeby mimo planowanej rekonstrukcji vaginetu obywatela Tuska, MSZ zostało wzmocnione kadrowo – ale nie kimś w rodzaju pana red. Wrońskiego, tylko poprzez zaangażowanie w charakterze doradczyni doskonałej Wielce Czcigodnej Marty Wcisło, o której wieść gminna głosi, że wszystko u niej poszło w warkocz.
Pani Marta charakteryzuje się poczuciem godności w stopniu porównywalnym do pani Anny Fotygi, więc może odradziłaby Księciu-Małżonku kierowanie do biskupa Merninga aspelu, by “zdjął sukienkę”. W dzisiejszych czasach bowiem taka propozycja może być uznana za zaproszenie do bliskich spotkań III stopnia – a od tej strony jeszcze Księcia-Małżonka do tej pory nikt o nic nie podejrzewał. Wielce Czcigodny Biedroń, czy inny Śmiszek – to co innego – ale Książę-Małżonek? Ładny interes!
W dodatku w ten sposób naraża się na ewentualną radę wzajemną biskupa Wiesława Meringa, który mógłby mu zacytować wezwanie Wojciecha Cejrowskiego, z którego przed laty zasłynął podczas Ciemnogrodu na Kociewiu: “Podatki w dół i portki w dół!” Jak wiadomo, chodziło o to, że wtedy łatwiej sprawdzić, czy ktoś przeprowadził sobie drobną operację chirurgiczną. Aż strach pomyśleć, jaki klangor by się wtedy podniósł, aż po same nozdrza Najwyższego. Ajajajajajajajaj!
Polecamy również: Tajne nabory w Ministerstwie Rozwoju
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!