Stanisław Michalkiewicz: Biologiczna podszewka kultury
Jeden z mistrzów mojej młodości, Konrad Lorenz, autor książki “Tak zwane zło” twierdził, że większość, a może nawet wszystkie zachowania ludzkie uważane za kulturowe, tak naprawdę mają podłoże biologiczne. Teraz takie stwierdzenia uważane są, zwłaszcza w środowiskach hołdujących nieubłaganemu postępowi, za rodzaj myślozbrodni – bo postępactwo najwyraźniej zostało zawrotu głowy od sukcesów – czemu poddają się zwłaszcza kobiety, nie bez przyczyny wytypowane przez promotorów rewolucji komunistycznej na proletariat zastępczy.
Pewnie znowu będę się powtarzał – co nieubłaganym palcem wytyka mi pan Adam Warszawski, namawiając mnie do oryginalności. Na przykład wytknął mi, że w przemówieniu wygłoszonym podczas konwencji wyborczej Grzegorza Brauna, powtórzyłem się po raz “dwutysięczny” – jak twierdzi pan Warszawski, który zapewne wszystkie moje powtórzenia liczy – a w rezultacie nie dało się tego słuchać.
Moje nieporadne tłumaczenia, że rewolucja komunistyczna w Europie jest w pełnym natarciu, że jednym z taranów używanych do burzenia łacińskiej cywilizacji są właśnie ”kobiety”, wykorzystywane przez żydokomunę w charakterze proletariatu zastępczego, bo kobieta, wszystko jedno – biedna czy bogata – kobietą być nie przestanie, więc wystarczy jej wmówić, że jest oprymowana przez “męskie szowinistyczne świnie”.
O skuteczności tej perswazji, w której w naszym bantustanie patronuje Judenrat z ulicy Czerskiej, świadczą chociażby rosnące szeregi zwoleniczek bezkarności dzieciobójstwa, przez “złodziei szyldów” nazwanego “prawem kobiet”. Jeśli obywatel Trzaskowski Rafał wygra wybory dzięki głosom kobiet, to czyż nie będzie to poszlaka wskazująca nie tylko na postęp w podboju naszego mniej wartościowego narodu tubylczego przez żydokomunę, ale i na zmierzch chrześcijaństwa w Polsce, postępujący w miarę rozwoju “dialogu z judaizmem”?
Wprawdzie Janusz Korwin-Mikke twierdzi, że kobiety przyjmują za własne poglądy mężczyzn, z którymi akurat spółkują – ale czy mężczyźni w Polsce mają w ogóle jakieś własne poglądy? Kiedyś może tak było, ale dzisiaj zdecydowana większość mężczyzn próbuje się kobietom podlizywać w nadziei, jak nie na głosy wyborcze, a w ostatecznosci – że w nagrodę udostępnią im odrobinę słodyczy swojej płci, w związku z czym kobiety siłą rzeczy ulegają perswazji Judenratu, nawet jeśli z nim akurat nie spółkują.
W ten sposób promotorzy rewolucji komunistycznej żerują jednocześnie i na bezwzględności kobiet, które w racjonalnym administrowaniu słodyczą swojej płci upatrują źródła swojej przewagi – ale zarazem z ich naiwności – bo tylko osoba wyjątkowo naiwna może traktować serio obietnice promotorów komunistycznej rewolucji, że tylko oni potrafią je uwolnić od opresji “męskich szowinistycznych świń”. Myślę, że nigdy dość powtarzania takich rzeczy – ale dla zblazowanego pana Adama Warszawskiego liczy się raczej oryginalność.
Toteż gdybym tak na konwencji wyborczej Grzegorza Brauna powiedział: ludzie, dajcie wy sobie spokój z tym całym Grzegorzem Braunem, zapiszcie się lepiej do Volksdeutsche Partei, albo do Prawa i Sprawiedliwości – a nie zapomnijcie też o podpisaniu zobowiązania do tajnej współpracy z ABW – a będziecie czerpali satysfakcję ze swoich politycznych wyborów i swojej skuteczności – to wtedy nikt by mnie nie prześcignął w oryginalności. Czy jednak w moim wieku wypada tak gonić za oryginalnością – czy raczej trzymać się “narracji” sprawdzonej?
Wracając do spostrzeżenia Konrada Lorenza o biologicznej podszewce większości, a może nawet wszystkich ludzkich zachowań uważanych za kulturowe, to zauważył on, iż zwierzęta wyposażone przez naturę w śmiercionośne narzędzia, takie jak kły, pazury, czy rogi, rzadko kiedy walczą na śmierć i życie. Z reguły osobnik słabszy, przekonując się o własnej słabości, ratuje się ucieczką, a zwycięzca nawet go nie sciga. Tymczasem zwierzęta nie wyposażone przez naturę w śmiercionośne narzędzia, na przykład – synogarlice – podczas walki z reguły zadziobują się na śmierć.
Poszlaką przemawiającą za trafnością tego spostrzeżenia jest choćby wojna na Ukrainie, która już wkrótce może przekształcić się w “zapomnianą wojnę”, zwłaszcza gdy Stany Zjednoczone naprawdę wycofają się z mediacji no i z finansowego i materiałowego wspierania Ukrainy, cedując ten radosny przywilej na “Europę”. Jak pamiętamy, sekretarz generalny Sojuszu Atlantyckiego troszczył się przede wszystkim o to, by ta wojna “nie wymknęła się spod kontroli”.
Najwyraźniej się spod niej nie wymknęła, bo chociaż od dronów na niebie aż sie roi, to pociągi kursują zgodnie z rozkładem – jakby-nigdy-nic, a ruski gaz płynie sobie przez Ukrainę gazociągiem i – w odróżnieniu od Nord Stream – nikt nawet nie pomyśli, by wysadzić go w powietrze. Tej dbałości o utrzymanie konfliktu w bezpiecznych granicach towarzyszy pewna teatralizacja, widoczna zwłaszcza po stronie ukraińskiej, gdzie prezydent Zełeński nosi specjalnie zaprojektowany dla “wojenskiego naczalnika” strój w postaci specjalnej gimnastiorki, spodni, a nawet sapogów. Kto wie – może obejmuje on również kalesony?
Ale wojna na Ukrainie dostarcza nam tylko poszlaki, podczas gdy całkowitego potwierdzenia trafności spostrzeżeń Konrada Lorenza dostarcza nam konflikt między Indiami i Pakistanem. Lorenz twierdził nawet, że walki między zwierzętami wyposażonymi przez naturę w śmiercionośne narzędzia, stopniowo ulegają “rytualizacji”, to znaczy – zatracają nawet swój pierwotny sens w postaci uzyskania przewagi, a przekształcają się w widowisko.
To zjawisko obserwujemy na codzień – ale właśnie dlatego, że jest ono codzienne, to nie zauważamy jego głębokiego sensu, który polega na zacieraniu granicy między rzeczywistością i fikcją – dzięki czemu przemysł rozrywkowy odgrywa dzisiaj taką rolę – kiedyś zupełnie nie do pomyślenia. Natomiast w przypadku konfliktu między Indiami i Pakistanem, kiedy to i jedno i drugie państwo dysponuje bronią jądrową, a więc “narzędziem śmiercionośnym” – rytualizacja konfliktu aż rzuca się w oczy.
Nie chodzi przecież nawet o to, by zadać przeciwnikowi jakieś ciosy, zwłaszcza takie, które mogłyby zostać przez niego uznane za dotkliwe – tylko żeby nie utracić prestiżu. Skoro Indie z takich czy innych powodów uznały atak na indyjskich turystów w Kaszmirze za zniewagę, to nie mogły puścić tego płazem bez ryzyka utraty prestiżu. Zatem dokonały zemsty – ale tak, by nikomu nie zrobić specjalnej krzywdy. Pakistan też nie może stracić prestiżu, więc będzie musiał odpowiedzieć – ale też w podobny, bliski rytualizacji, sposób.
Okazuje się zatem, że nawet polityka międzynarodowa może być warunkowana biologicznie – bo na przykład w Europie najbardziej wojownicze są mocarstwa bałtyckie – rodzaj politycznych synogarlic. W podobnej roli obsadzony został przez Judenrat pan prof. Matczak, który właśnie nawymyślał nie tylko prezydentowi Trumpowi od “chuliganów”, ale również – narodowi amerykańskiemu – że “chuligana” wybrał sobie na prezydenta. Czyż trzeba nam lepszego dowodu, że na tym etapie Żydowie kolaborują z Niemcami?
Polecamy również: Unia Europejska znów uderzyła w transakcje gotówkowe
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!