Felietony

Maupassant pogrzebany raz jeszcze

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Ktoś musi jeszcze stać na warcie. Pisać o literaturze oraz o kulturze wysokiej. Jedni pobiegli do polityki, drudzy – ulicami w okolicznościowym biegu, trzeci… . Jako młode dziewczę zaczytywałam się w powieściach oraz nowelach Guy de Maupassanta. Pierwszym moim osobistym „odkryciem” była słynna „Baryłeczka” – pierwsze opowiadanie z cyklu „Wieczorów medańskich”.

W głębokiej dorosłości pamięć nakazuje powrót do lektur młodości – niosą za sobą pogłębione przesłanie. Czerpiemy z metafor, zaskakujących zwrotów akcji. I smutno nam, że niby-świat niby-książek nie przeszkadza ani wielu czytelnikom, ani wielu twórcom, obojętność już nawet nie zasługuje na miano „znieczulicy” – wszechobecna, wszechpotężna… .

Byłam uczennicą klasy IV czy V gdy po raz pierwszy przeczytałam całą historię – jakość opowieści była zupełnie inna, gdy jako licealistka czytałam „Baryłeczkę” w oryginale – nikt już Maupassanta nie czyta, jesteśmy świadkami śmierci książek ( ledwie dyszą lektury, a pisarze dostają palpitacji), bo jeśli książka nie pachnie książką, a jest jedynie elektronicznym substytutem, to kim my b będziemy już niedługo?

Bohaterka noweli to dziewczę rubensowskich kształtów i leciusieńkich obyczajów. Przed nią podróż zatłoczonym dyliżansem. Musi jak najszybciej opuścić okupowane przez Prusaków Dieppe. „Baryłeczka” ma dobre serduszko, toteż dzieli się wygłodniałymi współpasażerami jedzeniem. Jakże są nagle milutcy, wręcz nadskakujący! Nadchodzi noc, a pewien pruski kapitan pojawia się i cóż?

Przepuści dyliżans tylko pod warunkiem bezpośredniego dostępu do wdzięków dziewczęcia. Ona mówi „nie”, ale współpasażerowie nalegają, by się poświęciła dla wspólnego dobra. Skoro dla dobra – to zgadza się ona naiwnie, a po niedługim czasie dyliżans rusza w dalszą drogę. Tyle, że „Baryłeczka” nie zabrała ze sobą jedzenia – tak niedawno jeszcze służalczo mili współpasażerowi odwracają się od niej z odrazą. Żaden z nich nie ofiaruje głodnej, zbrukanej dziewczynie nawet kruszyny chleba.

Przypominam „Baryłeczkę” w kontekście literackim, olśniło mnie jednak w kwestii beczki w wymiarze filozoficznym: u Schopenhauera było o dobru absolutnym jako sprzeczności, jako beczce Danaid, nieistnieniu dobra absolutnego, lecz tylko dobra tymczasowego. I tym razem – choć z racji moich pasji retorycznych ze spokojem oraz rozważnie zazwyczaj wczytuję się w rzeczonego filozofa, ręce mi się zatrzęsły, a tachykardia etyczna dała o sobie znać.

A w końcu co z tą beczką Danaid? Dziurawa była, a rzeczone Danaidy musiały ją napełniać oraz napełniać bez końca w Tartarze (albo nosić w wodę), bowiem były morderczyniami swych mężów. Mnie akurat w przypływie realizmu kojarzy się mityczna beczka z naczyniem Ponceleta / Danaidą i mierzeniem natężenia przepływu cieczy. Czy – gdyby to od nas zależało – inaczej brzmiałoby zakończenie noweli Maupassanta?

Marta Cywińska

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!