Felietony

Kim jest Bertold Kittel, którego reportaż zainicjował ostatnią kampanię, jak to w Polsce „odradza się nazizm”?

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

W 2001 roku Bertold Kittel, wraz z Anną Marszałek oskarżyli Romualda Szeremietiewa, wiceministra obrony narodowej w rządzie Jerzego Buzka, o udział w działaniach korupcyjnych w Ministerstwie Obrony Narodowej.

– Po latach okazało się, że zapadły wyroki uniewinniające, dziś już prawomocne. To, co zostało tam przedstawione było fałszem – mówił dziś w porannej rozmowie Radia Wnet, będąc gościem Witolda Gadowskiego, Szeremietiew.

– Do dziś nie odzyskałem pozycji, która miałem, uznawany za znawcę, eksperta i zdolnego do tego, by kierować sprawami sił zbrojnych. I zdaje się, że o to chodziło – dodał.

Szeremietiewowi udało się wybronić od nieprawdziwych zarzutów. W rozmowie z Gadowskim relacjonuje swoje spotkanie z dawnym znajomym z czasów pracy w MON, który prawie 20 lat temu ostrzegł go przed działaniami wojskowych służb.

– Powiedział, że  wojskowe służby specjalne przeprowadzają akcję, by mnie skompromitować. Powiedziałem wtedy, że nie wydaje mi się, by to było możliwe, że to absurdalne, nie brałem tego aż tak poważnie. W 2001 roku wybuchła afera- mówił Szeremietiew.

Znajomy wytłumaczył mu w jaki sposób przeprowadzona została akcja skompromitowania wiceszefa MON. W sprawie pojawia się nazwisko Bertolda Kittela.

– Zapytał mnie, czy chcę wiedzieć dlaczego nie mogę wrócić do resortu obrony, dlaczego nie mogę decydować o tym, co dzieje się w siłach zbrojnych. Opowiadał mi, że wyspecjalizowana grupa oficerów WSI miała za zadanie przygotować te kompromitująca mnie aferę, przez miesiące zbierano różnego rodzaju plotki, dopisywano różne konteksty do różnych zdarzeń, zapisywano to w formie notatek i dopisywano do materiałów operacyjnych. I mówi tak: te materiały zostały podzielone na trzy części. Jedna trafiła do prokuratury, ale jedna część wcześniej trafiła do dziennikarzy i tutaj pojawia się pan Kittel. A jedna część została zachowana w archiwum – powiedział Szeremietiew.

Trzecia część materiałów wciąż jest w archiwum i, jak przekonuje Szeremietiew, wciąż używana jest przeciwko niemu, gdy tylko ktoś chce zaproponować osobę Szeremietiewa na ważne stanowisko państwowe.

– W tym wszystkim ma swój udział nieduży człowieczek nazywający się Bertold Kittel – stwierdził Szeremietiew.

Były wiceszef MON opowiedział też o pewnym spotkaniu w warszawskim parku, o którym opowiedział mu informator.

– Jeden z tych panów to gen. Dukaczewski a drugi to Bertold Kittel. Nie przeszkadzała im zła pogoda, padający deszcz – ujawnił.

Przypomnijmy w tym miejscu jeszcze artykuł Teresy Kuczyńskiej sprzed wieku już lat „Dziennikarze uzależnieni są”

Jak ostatnio ujawniono, w grudniu 2000 roku Elżbieta Kruk, wówczas dyrektorka gabinetu ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego, sporządziła dla niego notatkę tej oto treści: “Pozyskałam informację, że dziennikarze «Rzeczpospolitej» Anna Marszałek i Bertold Kittel… otrzymali zlecenie wykorzystania mediów do wyeliminowania z życia politycznego trzech polityków: Marka Kempskiego, Jerzego Widzyka i Lecha Kaczyńskiego. Działania te prowadzone są w porozumieniu z UOP”.

W tymże miesiącu 2000 roku ukazał się na pierwszej stronie “Rzeczpospolitej” artykuł zatytułowany skandalizująco “Wojewoda w sieci”. Chodziło o byłego szefa śląskiej Solidarności, mianowanego nieco wcześniej wojewodą śląskim, Marka Kempskiego. Zdobywającego w regionie sławę skutecznie działającego na rzecz bezpieczeństwa ludzi i pogromcy korupcji. Artykuł Anny Marszałek i Bertolda Kittla oskarżał wojewodę o to, że zatrudnił jako doradców biznesmenów, którzy wykorzystywali swoją pozycję przy wojewodzie do ciemnych interesów.

Marek Kempski ujął się honorem i zrezygnował z urzędu. Wycofał się z polityki. Prokuratura, która wszczęła śledztwo, nie potrafiła jednak potwierdzić zarzutów przeciw wojewodzie ani też jego wymienionym przez dziennikarzy “Rz” współpracownikom. Wytoczyli oni proces “Rzeczpospolitej” o oszczerstwo, który redakcja przegrała. 

Wkrótce pojawił się na łamach “Rzeczpospolitej” i “Gazety Wyborczej” podobny oskarżycielski artykuł o ministrze rządu Buzka Jerzym Widzyku. Dziennikarze sugerowali nieuczciwe pochodzenie pieniędzy na budowę jego willi. Śledztwo niezwykle długo trwające nie wykazało jednak żadnych ukrytych źródeł dochodów Widzyka, a willa okazała się skromnym segmentem. Gazety nie przeprosiły ministra, zamieściły tylko krótkie notki, że dochodzenie umorzono.

Mimo to media zainscenizowały taką sytuację, że nieco strachliwy premier Buzek poczuł się zobligowany do zdymisjonowania ze stanowiska ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego. I tak urzeczywistniła się do końca treść notatki dyrektor Kruk. A Anna Marszałek i Bertold Kittel, mimo falstartów – w glorii dziennikarskiej chwały, nagradzani przez organizacje dziennikarskie – brali pod obcas coraz to nowych polityków. Czasem ich zarzuty znajdywały potwierdzenie, czasem nie, ale stali się sławni jako najbardziej przebojowi i skuteczni dziennikarze śledczy.

Z pomocą służb specjalnych?

Tymczasem w środowisku dziennikarskim coraz głośniej było o inspirowaniu tych osiągnięć dwojga reporterów, przede wszystkim Anny Marszałek, przez służby specjalne. Mówiono o tym przy okazji jej wcześniejszych publikacji, które zadziwiały jej możliwościami dotarcia do tajnych informacji, i to w superszybkim czasie. Na przykład o tajnych kontach różnych polskich menedżerów czy polityków w egzotycznych krajach, gdzie nie pytają o pochodzenie pieniędzy.

Wszystko wskazywało, że informacje nie były wynikiem żmudnego dziennikarskiego śledztwa. Dlatego napisałam wówczas w “Tygodniku Solidarność”, że dziennikarze mogą czerpać informacje z różnych źródeł, nawet od służb specjalnych, ale muszą sprawdzać skrupulatnie ich prawdziwość i baczyć na to, jakie cele chcą nadawcy tych informacji osiągnąć. Dopiero wówczas mogą z nich korzystać. Poza tym nie może to być stała współpraca, bo to uzależnia. Wchodzimy w układ ze służbami specjalnymi.

1. Prawomocnym wyrokiem z dnia 24 kwietnia 2003 r. wydanym przez Sąd Apelacyjny w Warszawie (sygn. akt I ACa 1222/02) spółka Presspublica (wydawca dziennika „Rzeczpospolita”) oraz redaktor naczelny Maciej Łukasiewicz zostali solidarnie zobowiązani do przeproszenia Tadeusza Smolczewskiego i Szymona Węgrzynowskiego (udziałowców spółki cywilnej „Iurator”) za nieprawdziwe i oszczercze twierdzenia dotyczące tych osób, zawarte w artykule prasowym pióra red. Anny Marszałek i Bertolda Kittela zatytułowanym „Wojewoda w sieci. Korupcja w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim” opublikowanym w dzienniku „Rzeczpospolita” w dniu 23 grudniu 2000 r.

2. W dniu 21 lutego 2006 r. Sąd Okręgowy w Warszawie (sygn. akt XXV C 2334/05) wydał prawomocny wyrok nakazujący Annie Marszałek i Bertoldowi Kittelowi opublikowanie na swój koszt oświadczenia przepraszającego Piotra Woyciechowskiego za insynuacje dotyczące jego osoby zawarte w artykule zatytułowanym „Fundusz Przyjaciół” opublikowanym w dzienniku „Rzeczpospolita” w dniu 30 marca 2001 r. Oświadczenie zostało opublikowane przez dziennikarzy na pierwszej stronie dziennika „Rzeczpospolita” dopiero w dniu 4 maja 2007 r. na skutek wszczęcia przez powoda przeciwko Annie Marszałek i Bertoldowi Kittelowi egzekucji świadczenia niepieniężnego.

3. W dniu 8 listopada 2010 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił Romualda Szeremietiewa od ostatniego z zarzutów postawionych mu przez Annę Marszałek i Bertolda Kittela(a następnie prokuraturę) w artykule „Kasjer z Ministerstwa Obrony” opublikowanym w dzienniku „Rzeczpospolita” w dniu 7 lipca 2001 r. Tym samym R. Szeremietiew – po 9 latach od rozpoczęcia śledztwa w całej sprawie – został uwolniony od winy we wszystkich zarzutach, jakie mu postawiono.

/pressmania.pl, salon24.pl, tysol.pl, wpolityce.pl/

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!