Felietony

Katarzyna Siuta (Godlewska) – poezja i sztuka macierzyństwa! Radości i smutki, walka o zdrowie trojaczków!

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Zdumiewające są ludzkie historie…  Najpierw „poznałam” Jej córeczkę Kalinkę, za pośrednictwem dziadka, Zbigniewa Godlewskiego – muzyka, który udzielił mi wywiadu, a dopiero później, można by rzec na samym końcu, Ją samą. I przyznaję… otworzyłam szeroko oczy. Stanęła przede mną piękna, silna, wrażliwa i utalentowana kobieta, którą od zawsze pochłaniała sztuka i poezja, obecnie jedynie i aż… macierzyństwa. Kim jest moja bohaterka?

Pochodząca ze Zduńskiej Woli Katarzyna Godlewska jest zakochana w słowie – to poetka i… anglistka. Już jako nastolatka zdobywała nagrody w konkursach poetyckich, w tym O Laur Topoli. Mając lat piętnaście, w roku 1995, zadebiutowała tomikiem Myślałam, że goni mnie życie, który nominowano do nagrody im. Jacka Bieriezina (Łódź). Następnie drukiem ukazały się zbiory: Poza tym nic (1998) i Jeszcze jedna opowieść (2001). Wiersze poetki znalazły się też w antologiach i czasopismach literackich. Na podstawie Jej ostatniego tomiku Sister Kate powstała sztuka teatralna, którą wystawił TEATR TERMINUS A QUO z Nowej Soli (następna Dark Room, będąca kontynuacja historii Sister Kate, jest w przygotowaniu). Kasia jest też członkiem Klubu Literackiego Topola i Związku Literatów Polskich.

Obecnie to pełnoetatowa mama 12-letniego syna i 7-letnich trojaczek, będąca całkowicie w ich świecie.

Początkowo nie chciałaś zestawiać, jeśli chodzi o naszą rozmowę, tematu swojej twórczości z walką o zdrowie Kalinki…

Nigdy nie próbowałam tego łączyć, ponieważ oznaczałoby to konieczność zmierzenia się z jakimś brakiem.  Poza tym zawsze starałam się nie łączyć tych rzeczy, pisania i spraw domowych.

Ale… te dwie rzeczy przecież same przeplotły się ze sobą, nie pytając nikogo o zdanie!

Tak i od czasu, kiedy urodziły się dziewczynki (tego trudnego porodu) niczego nie brakuje mi tak, jak tworzenia. Moje życie całkowicie się zmieniło. Musiałam wejść w zupełnie nowe role, choć byłam już mamą 5-letniego Bartka (obecnie ma już 12!). Uczyłam się tak wielu rzeczy, o których nie miałam pojęcia.  Wszystko inne poszło w tzw. odstawkę.

Jednak duszy poetyckiej nie da się oszukać, nakarmić czymś innym?

Latami obiecywałam sobie, że wrócę do pisania – wywalczę sobie tę przestrzeń, wydam zaległy tomik, który w szufladzie leży już 10 lat.

Katarzyna Godlewska (z tomiku Sister Kate)

Rodzaj: Człowiek
jestem. jestem. jestem.
Dwukomorowo nie poddaję się.
Każdego dnia biorę głęboki oddech
wspinam się po gałęziach aorty niczym
szalony pionier alpinista
jeszcze. jeszcze. jeszcze
staram się nie odpaść z gry
nie przesunąć w dół łańcucha pokarmowego
Otwieram oczy i widzę gęsty busz
na lianach w dzikim pędzie wirują małpy
nie spaść. nie spaść. nie spaść.
Wciąż wydaję się sobie pełen zbędnego balastu
opróżniam ciężkie kieszenie
z biletów i jednogroszówek
Wspinam się
mogę tak dalej i dalej i dalej
ale kogo to obchodzi
małpy w dżungli pode mną
nawet nie otwierają oczu wirując
sabotaż. sabotaż. sabotaż

W Twoim życiu istotną rolę odgrywał też teatr…

Zdecydowanie.  Chciałabym znowu stanąć na jego deskach! Na bazie mojej ostatniej książki Sister Kate powstała sztuka, dzięki szalonym ludziom z  Teatru Terminus a Quo w Nowej Soli.

W Sieci można znaleźć znakomita recenzję tej sztuki: „Sister Kate  to bardzo osobista wypowiedź pary autorskiej Godlewska-Gramont. Katarzyna Siuta (Godlewska) napisała teksty, które wrażliwością nie mają sobie równych. Edward Gramont stworzył obraz ludzi uwięzionych w domu obłąkanych. Teksty i wizja teatralna ściśle ze sobą współgrają, tworząc przejmujący, czasami wręcz niesamowicie (…)”. Wiem, że miałaś w planach kolejne projekty teatralne?

Tak – kolejna sztuka, niestety nie udało mi się wydać książki. Wspólnie z Edwardem pracowaliśmy nad Dark Roomem, (taki był tytuł sztuki i mojej kolejnej książki). Miałam zagrać główną rolę w opartym na niej spektaklu. Niestety do tej pory nie było na to ani szans, ani przestrzeni. I może już nigdy nie będzie…

Filmik nakręcony 10 lat temu ze mną jako promocja mojej niestety ostatniej wydanej książki, zachęcam do obejrzenia.

Autorem filmu jest mój dawny uczeń i wychowanek Kamil Golec (z zawodu jestem anglistką, pracowałam wiele lat w gimnazjum, uczyłam angielskiego, jeździłam ze zdolnymi uczniami na spotkania z młodzieżą z całego świata, na tzw. Euroweeki, robiliśmy wspólnie sztuki, happeningi, prowadziłam także zajęcia z kreatywności).

W życiu zdarzają się momenty, kiedy zupełnie nie wierzymy, że może nas jeszcze spotkać coś dobrego (coś o tym wiem!), ale…  wtedy tym bardziej trzeba się uśmiechać  – tak na przekór! Masz cudowną rodzinę! A dziewczynki są urocze!

O tak! Moje dzieci są cudowne! (uśmiech!) Jednak nie oszukujmy się, niepełnosprawność dwójki z czworga dzieci zmienia całkowicie sytuację życiową. Zarówno Kalinka, dla której zbieramy teraz pieniądze na operacje bioder, jak i Lenka mają swoje smutne historie. Ale staramy się żyć szczęśliwie pomimo wszystko, czerpać z życia ile się da, dlatego nie chcę brzmieć jak ktoś, kto ma poczucie straty, jak ktoś, kto musiał zrezygnować ze swojego życia na rzecz dzieci. Mimo pewnych wyrzeczeń i rezygnacji nigdy nie chciałabym cofnąć czasu, dziewczyny i syn są dla mnie wszystkim, nadali kształt mojej życiowej drodze, są odpowiedzią na tyle pytań, a bycie z nimi daje miłość w tak czystej postaci, że mogłabym z tego tworzyć eliksiry, gdybym była wiedźmą! (śmiech!)

Kalinka jest tą najbardziej poszkodowaną spośród ich trzech…

Kalina cierpi na czterokończynowe porażenie mózgowe, porusza się na wózku inwalidzkim, ma porażone mięśnie wzroku i krtań. Mimo to funkcjonuje naprawdę nieźle, jest mądrą, komunikatywną dziewczynką, bardzo ciekawą świata i otwartą na ludzi. Wraz z siostrami chodzi do szkoły integracyjnej w naszym mieście i radzi sobie wspaniale. Jest to oczywiście wynik nieustającej pracy, naszej w domu, rehabilitantów, którzy prowadzili i prowadzą ją przez wszystkie lata (a trafialiśmy na wspaniałych ludzi!) oraz pedagogów, którzy z nią pracują. Przede wszystkim jednak to ciężka praca Kaliny, która od czwartego miesiąca życia nie zna słowa NUDA. Jest małą-dużą pszczółką, która przekracza swoje limity, pokonuje ograniczenia i mimo ogromnych trudności, wciąż idzie do przodu.

Obserwując ją każdego dnia, jestem dumna z jej każdego wysiłku, ale jednocześnie jestem także świadkiem cierpienia dziecka świadomego swoich ograniczeń, dziecka, które boryka się jednak z ogromnym problemem, jakim jest brak współpracy własnego mózgu z całym ciałem. Tu niestety, nie wystarczy chcieć! Tu nawet ciężka mozolna praca często nie przyniesie oczekiwanych efektów albo przyniesie je w wymiarze nie do końca satysfakcjonującym dla małej dziewczynki, która chciałaby wiele, a niewiele może zrobić bez pomocy innych. Zaburzone jest poczucie sprawstwa, poczucie niezależności. Trzeba pomóc jej poradzić sobie z tym także w wymiarze psychicznym. I trzeba pomóc rodzeństwu także sobie z tym wszystkim radzić. To nie jest normalne dzieciństwo. Ale staramy się, żeby było piękne, mimo szpitali, rehabilitacji i bardzo napiętego rocznego grafiku.

Z czym musi zmierzyć się Kalina?

Wiem, że moje dziecko nie umiera i może są dzieci bardziej potrzebujące, ale patrzę na cierpienie mojej małej wojowniczki, na przeszkody, które pokonuje od urodzenia, widzę jak mierzy się tyle razy, że sprawami, z którymi często nie radzą sobie dorośli i niestety, jest gorzej!!! Było całkiem nieźle, a obecnie jest słabiutko. Częste jest u dzieci z MPD (mózgowe porażenie dziecięce), że dochodzi do podwichnięcia bioder. Składa się na to niestety wiele czynników, o których teraz nie będę mówić, bo nigdy nie skończymy wywiadu! (śmiech!) U Kaliny doszło do takiego podwichnięcia, które, pomimo zastosowanych środków i zapobiegawczych i rehabilitacyjnych, pogłębiło się znacznie na przestrzeni lat. Operacja także była niepotrzebnie odwlekana. Potrójna osteotomia miednicy będzie bolesna, a rekonwalescencja trudna, wymagająca czasu i poświęcenia tylko Jej, a ja mam przecież czworo dzieci i każde mnie potrzebuje, każde się z czymś zmaga. Jestem tylko jedna, ale wiem, że jeśli nie zrobimy tego teraz, to za moment posypie się kręgosłup, wda się skolioza, bo już Kala ledwo trzyma się na wózku, leci na boki, nadwerężona miednica i prawe biodro są  niemal całkiem poza panewką, nie podtrzymują już wiotkiego tułowia.

To straszne patrzeć na stare filmiki, bo kiedy Kala miała 3, 4 latka i uczyła się chodzić w specjalistycznym chodziku, dawała radę naprawdę pięknie! Ach… co to była za siła! A teraz  chyli się na boki, nie może utrzymać dłużej pozycji siedzącej nawet na wózku, świadoma, że Jej ciężka wieloletnia praca nie dała wymarzonych rezultatów i być może już nigdy nawet nie „poczłapie” za uciekającymi siostrami!

To są nasze sprawy codziennie i nie życzę żadnemu rodzicowi przeżywania takich chwil, ale wiem, że może być jeszcze większe cierpienie dzieci. Ja przynajmniej z moją córką mogę porozmawiać, wiem, co czuje i myśli, choć czasem chciałabym tego nie wiedzieć!

https://drive.google.com/file/d/1RBZvSFiMumsVWBLbTmT0nmCPoPO6jo00/view

U każdego cierpiącego człowieka w którymś momencie pojawia się pytanie: dlaczego ja?

To jest ciężkie, gdy pyta o takie rzeczy małe dziecko: dlaczego ja; dlaczego się taka urodziłam;  dlaczego nie mogę chodzić, tańczyć!. Kiedy Kala była lżejsza, wszędzie z nią wlazłam, w każdą dziurę, nawet na drzewo, żeby mogła doświadczać świata jak zdrowe dziecko i aby niczego nie traciła. Teraz ledwo udaje mi się ją przenieść z samochodu do pokoju na kanapę i choć wiem, że ona waży już 21 kg plus ortezy, plus zimowe odzienie, to i tak to odczuwam jako moją porażkę, bo w tym momencie jest już ciężko, a co będzie dalej? Że jednak, jako matka, nie mogę jej „nieba przychylić” i magicznie sprawić, że wszystko będzie jakby była zdrowa, że nic jej nie ominie!

Ale robisz wszystko, by tak było! Na pewno osoby, które przeczytają Waszą historię, nie pozostaną obojętne i pomogą zebrać kwotę potrzebną na operację. Miałaś odwagę szczerze opowiedzieć o Waszych zmaganiach z niepełnosprawnością i o sobie jako artystce, która (naprawdę w to wierzę, nauczona własnym doświadczeniem) ma tylko chwilową przerwę, bo…   tak po prostu teraz musi być!

Kasiu, bardzo dziękuję Ci za rozmowę, a Państwa proszę o pochylenie się nad Kalinką i Jej historią. Można pomóc:

Nie tylko mama Kalinki jest artystką, ale Jej dziadek, Zbigniew Godlewski to wspaniały gitarzysta i nauczyciel, który wychował  wielu młodych muzyków. Trochę gra również Kalinka, która wystąpiła w jednym z odcinków Szkółki Antywirusowej prowadzonej w czasie pandemii właśnie przez dziadka. Można o tym przeczytać tutaj: https://kulturanacodzien.pl/tag/zbigniew-godlewski/

W akcje włącza się w związku z tym środowisko artystyczne. Na prośbę o pomoc od razu fantastycznie zareagowała Beata Czernecka (Kabaret Piwnica pod Baranami)

https://www.facebook.com/100000726807590/videos/3996620067038847/

i Remi Juśkiewicz (Piosenki na koniec tygodnia). A już do pomocy szykują się kolejni artyści, grając, śpiewając czy recytując dla Kalinki, a także jak np. Jarosław Kocoń, wystawiając na licytacji lekcje gry na gitarze czy też jak poetka Maria Duszka, przekazując płyty Może Pojutrze  (Maria jest jedną z autorek tekstów). Z kolei płyta ZOO Cafe Piosenki z mojej ulicy i tomik poetycki (Nie)wyśpiewane piosenki  podarowane przez muzyka Piotra Cajdlera do nabycia będą u mamy lub dziadka Kalinki (płyta)  i w księgarni internetowej: https://ridero.eu/pl/books/nie_wyspiewane_piosenki/freeText (tomik)! W promowanie akcji włączył się też muzyk Dariusz Wudkowski, który specjalnie dla Kalinki wkrótce wykona utwór Wstań i Walcz skomponowany dla fundacji Ewy Błaszczyk Akogo?  – niebawem ta dedykacja ukaże się m. in. na Jego facebookowym profilu.

Pomagajmy!

Agnieszka Kuchnia-Wolosiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!