Felietony

Gorące serca, d… zimna

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

„Gardłuje jeden z drugim za Polską mocarstwową, a tobie za imperium kąt w szynku, bujna głowo! Tobie naftowa lampka Indiami w butelkach płonie. Nędzę ojczystą przetapiasz w stare, zamorskie kolonie. – pisał poeta w koszmarnych czasach sanacji. Bo w koszmarnych czasach sanacji jak było? Towarzysz Szmaciak wyjaśniał te sprawy robotnikowi Deptale: „Ty byś za sanacji po prostu dostał tu wariacji!
Drobiazgu miałbyś szesnaścioro, zapałki dzieliłbyś na czworo” – i tak dalej. Teraz za sprawą Naczelnika Państwa, który sanację szczególnie umiłował, przeżywamy jej historyczną rekonstrukcję i jak tak dalej pójdzie, to tylko patrzeć, jak wrócimy do II RP, której prezydent przecież w Polsce urzęduje i podobno nawet przed niezawisłym sądem już wygrał dla Polski od Niemiec 800 mld dolarów tytułem reparacji wojennych, o których Wielce Czcigodny Arkadiusz Mularczyk, jak dotąd, tylko opowiada. Ciekawe, gdzie te pieniądze są, ale na razie mniejsza z tym. Od razu bowiem widać, że wszystko dopiero przed nami, więc jak pójdzie jeszcze lepiej – to nieuchronnie objawi się również Król. Właściwie już się objawił, ale jeszcze nie wiadomo, czy w tej sytuacji prezydent II RP powinien ustąpić Królowi, czy też Król, idąc na kompromis, powinien prezydenta uczynić Regentem, więc póki co tkwimy z rozkroku. Nie jest to zresztą rozkrok jedyny, bo – jak objawił to niedawno pan premier Mateusz Morawiecki – Polska mocno stoi zarówno na gruncie Unii Europejskiej, jak i sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Pan prezydent Duda w jednym z pytań referendalnych zaproponował nawet, czy by nie wpisać do konstytucji uczestnictwa Polski w Unii Europejskiej, a w następnym – uczestnictwa Polski w NATO. Bardzo to wszystko podobne do wprowadzonego w lutym 1976 roku do ówczesnej konstytucji wpisu o sojuszu ze Związkiem Radzieckim. Czyżby panu prezydentowi Dudzie doradzały te same stare kiejkuty, co Edwardowi Gierkowi? Wszystko to być może, bo widać, że ani wtedy, ani dzisiaj nie mogą wytrzymać bez podpisania jakiejś Volkslisty i tylko Związek Radziecki zmienia położenie; raz jest na wschodzie, a innym razem – na zachodzie. Stojąc tedy jedną nogą na nieubłaganym gruncie uczestnictwa Polski w Unii Europejskiej, a drugą – w sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, pan premier jakby nie zauważył, że drogi Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych coraz bardziej się rozchodzą, a w tej sytuacji narażamy się na umoczenie w chłodnym, północnym Atlantyku. Cóż tedy z tego, że serca będą gorące, jeśli w rezultacie d… będzie zimna?

Już choćby na tym przykładzie widać, że chociaż chcemy dobrze, to wszystko może wyjść, jak zawsze – chyba, że przyjdzie Król i zrobi z tym wszystkim porządek, dzięki czemu do konstytucji będziemy mogli spokojnie wpisać, że Polska jest mocarstwem światowym, przed którym zgina się nie tylko dziób pingwina, ale wszelkie kolano: piekielne, ziemskie i … – no mniejsza z tym. Zanim to jednak nastąpi – bo przecież nastąpić kiedyś musi, to jasne – na razie coraz więcej zgryzot dostarcza nam Unia Europejska, zwłaszcza w postaci Komisji Europejskiej, w której dokazuje niemiecki owczarek Franciszek Timmermans, którego Nasza Złota Pani szczuje na nasz nieszczęśliwy kraj – tym razem pod pretekstem niedostatecznego umiłowania praworządności. Jesteśmy w podobnej sytuacji, jak ów Żyd z anegdoty, co to narzekał przed rabinem na ciasnotę w domu, a ten poradził mu, by sprowadził tam sobie jeszcze kozę. Owczarkowi sekundują rozmaici folksdojcze, również i tacy, co to w przeszłości byli tajnymi współpracownikami Służby Bezpieczeństwa – bo nie bez kozery wymowni Francuzi powiadają, że kto raz był królem, ten zawsze zachowa majestat. Więc kiedy tylko spojrzymy na pana Michała Boniego, czy Dariusza Rosatiego, co to murem stoją za panem Januszem Lewandowskim, od razu przekonujemy się, że wymowni Francuzi mają rację.

Tenże niemiecki owczarek poinformował Parlament Europejski, że gwoli kontynuowania dialogu z polskim rządem, wybiera się właśnie do Moskwy. Większość słuchaczy, a może nawet wszyscy uznali to za tzw. „freudowską pomyłkę”. Wszystko to oczywiście być może, ale niekoniecznie. Możliwe bowiem, że Franciszek Timmermans wie coś, czego my jeszcze nie wiemy. Oto przed kilkoma dniami do Helsinek w Finlandii przybył szef sztabu armii Stanów Zjednoczonych generał Józef Dunford, żeby spotkać się tam z szefem sztabu armii rosyjskiej, generałem Walerym Gierasimowem i porozmawiać o tym, jakby tu uniknąć „incydentów” między wojskami USA i wojskami rosyjskimi, walczącymi w Syrii. Wojska amerykańskie walczą tam o pokój, podczas gdy wojska rosyjskie – o wojnę. W każdym razie takie przekonanie panuje w środowiskach płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, którzy wszelkie wątpliwości w tym względzie kładą na karb ruskiej agentury. Tymczasem w komunikacie czytamy, że „obaj liderzy dostrzegają znaczenie regularnej wymiany informacji w celu unikania pomyłek i promowania transparentności oraz harmonizacji w obszarach, na których wojska USA i Rosji działają w bliskim sąsiedztwie.” Ta „harmonizacja” przypomina mi scenki z wojen opiumowych w Chinach, kiedy to skorumpowany chiński gubernator Kantonu wprawdzie kazał artylerii nadbrzeżnej otwierać wściekłą kanonadę – ale dopiero wtedy, gdy angielski kapitan wyładował w porcie całe opium, zainkasował należność, a statek odpłynął poza zasięg chińskich armat. Naszemu Kukuńkowi, czyli byłemu prezydentowi naszego nieszczęśliwego kraju, w niepojętym przypływie szczerości, wypsnęło się kiedyś wyznanie, że „oni”, to znaczy komuna, udawali władzę, a my – opozycję. Rozmowy, a zwłaszcza ustalenia obydwu wojskowych dygnitarzy na temat „harmonizacji” operacji w Syrii, stanowią poszlakę, że i tu mamy do czynienia z rodzajem „ustawki”: kopiemy się po kostkach, ale nie wyżej.

Ale Syria – to Syria, a warto zwrócić uwagę, że obszarem, na którym „wojska USA i Rosji działają w bliskim sąsiedztwie” jest również terytorium naszego nieszczęśliwego kraju. Skoro tak, to dlaczegóż to, co jest dobre w Syrii, miałoby być złe w Polsce? Nie ma takiego powodu, a skoro tak, to powinniśmy założyć, że z „harmonizacją” mamy do czynienia również u nas. W dodatku wcale nie musi ona dotyczyć wyłącznie spraw wojskowych, bo skoro dobra jest w sprawach wojskowych, to niby dlaczego miałaby być niedobra w sprawach cywilnych? Może nie to nie jest mocny argument, ale z czasów szkolenia wojskowego w Studium Wojskowym UMCS w Lublinie pamiętam majora Czeżowskiego, który kładł wielki nacisk na podobieństwa między sferą cywilną i sferą wojskową, w związku z czym każdą ocenę sytuacji w życiu cywilnym kończył uwagą: „tak samo i w wojsku”.

Skoro tak się sprawy mają, skoro „harmonizacja” wykracza poza sferę wojskową i rozlewa się również na życie cywilne, to dlaczego Franciszek Timmermans nie miałby rozpoczynać dialogu z rządem polskim od wizyty w Moskwie?

Stanisław Michalkiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!