Felietony

Czary stare i nowe

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Czytelnicy „Potopu” Henryka Sienkiewicza z pewnością pamiętają opowieść księcia Bogusława Radziwiłła o przekupniu, który zachwalał mu balsam skutkujący odpornością na rany. Każdy, kto się tym balsamem wysmarował, nie musiał obawiać się zranienia żadną bronią, ani palną, ani sieczną. – Kazałem go wysmarować tym balsamem, a potem kazałem trabantowi pchnąć go dzidą. Imaginuj sobie waćpan – na wylot przeszła! – opowiadał rozbawiony książę Bogusław, który jednak przy całym sceptycyzmie wobec takich cudownych balsamów, wierzył jednak w gusła i czary. W XVII wieku wiara w gusła i czary była w Europie bardzo rozpowszechniona, zwłaszcza w krajach protestanckich, gdzie nieraz dochodziło wręcz do dziesiątkowania starszych kobiet – bo to one właśnie bywały najbardziej podejrzane. O czary została oskarżona nawet matka sławnego podówczas astronoma Keplera. Pozostawała w więzieniu i areszcie domowym – ale i tu w kajdanach – przez 6 lat, w trakcie których cudem uniknęła tortur, aż wreszcie, dzięki – co tu ukrywać – wpływom syna, została uznana za niewinną, chociaż zarzucano jej również kontakty z diabłem. Ciekawe, że takie oskarżenia mogły mieć pewne podstawy, to znaczy – że niektóre przynajmniej osoby o takie kontakty oskarżane, mogły mieć subiektywne wrażenie takich przeżyć. W przedwojennym tygodniku „Na szerokim świecie” czytałem, jak to pewien niemiecki naukowiec, badając lochy zamku, w którym więziono czarownice, trafił na słoiki z jakimiś maściami. Kiedy się nimi posmarował, doświadczył uczucia nieznanej lekkości i wrażenia lotu powietrznego. Co to były za narkotyki – o tym autor relacji nie wspominał. Ciekawe, że na obszarach podanych inkwizycji hiszpańskiej, oskarżenia o czary się nie pojawiały, przynajmniej w skali masowej. Stało się tak po tym, jak do Supremy hiszpańskiej inkwizycji wpłynęło doniesienie, że w jakiejś wsi w Pirenejach pojawiła się czarownica. Suprema wysłała ojca Salazara, by zbadał sprawę na miejscu. Ten po powrocie złożył sprawozdanie, na podstawie którego Suprema orzekła, że oskarżenie kogokolwiek o czary jest objawem herezji – no a z heretykami inkwizycja nie żartowała, więc w tej sytuacji żadnych oskarżeń nie było. Wspomina o tym Kurt Baschwitz w „Dziejach procesów o czary”, zwracając uwagę, że jedną z przyczyn rozpętania polowań na czarownice była okoliczność, że majątek osoby skazanej za czary, przechodził na donosiciela. Toteż rozwinął się podówczas cały przemysł, podobny do przemysłu molestowania, jaki rodzi się na naszych oczach.

W książce „Stanisław August” Stanisław Cat-Mackiewicz opisuje, jak wyglądało przesłuchanie czarownicy poddanej torturom. „Oskarżona rozebrana do naga i ogolona z włosów (…) sadzana była na stołku pośrodku izby. Ręce miała związane postronkiem, który był zaczepiony o hak wbity na półtrzecia łokcia (dwa i pół łokcia, czyli ok. 1,5 metra) wysoko u jednej ściany, nogi zaś miała związane innym postronkiem, który znowu przechodził przez hak wbity nisko. (…) Mistrz, to jest kat, zaczynał od następującej ceremonii: zwracał się o siedzących za stołem wójta i urzędników magistrackich i do oskarżyciela siedzącego przed stołem ze słowami: „Mości panowie zastolni i przedstolni, jeśli z wolą, czy bez woli”. Pytanie to powtarzał trzy razy i instygator trzy razy odpowiadał mu: Z wolą”. Wtedy dopiero kat zaczynał naciągać postronek, rece się wyłamywały i wychodziły na równy poziom z głową, nogi zawisały w powietrzu. Czarownica (…) zaczynała się do zarzucanych czynów przyznawać, to znaczy, że na zadawane jej pytania, czy robiła to lub tamto, krzyczała, że robiła. Wtedy następował „trakt” drugi: kat przywoływał pomocnika, obydwaj naciągali sznury, co mieli siły, na piersiach czarownicy – według świadectwa księdza Kitowicza – robiła się dziura, w którą wchodziła głowa, cała wisiała w powietrzu. Wtedy czarownica wydawała już inne czarownice z tej samej wsi lub ze wsi sąsiednich. (…) W trzecim „trakcie” kładli czarownicy na nogi żelaza, które przez jakichś piekielników były obmyślane dla zadania bólu takiego, że nawet najbardziej zawzięte czarownice do wszystkiego się przyznawały. (…) Szlachta nie podlegała torturom. Szlachciance oskarżonej o czary trzeba było tego dowieść w sposób ludzki.”

Ciekawe, że wszystkie te okropności nie tylko nie powstrzymały wiary w czary, ale jeszcze ją umocniły, zwłaszcza gdy, w Polsce, w myśl konstytucji sejmowej z 1776 roku, zniesiona została kara śmierci za czary i zakazano tortur. Współczesny polski wróżbita Maciej zarabia 150 złotych za 15 minut, za pół godziny – 300 złotych, a za 45 minut – 450 złotych. Takie stawki dowodzą, że klientów mu nie brakuje. Czarowników i wróżbitów w Paryżu liczy się na tysiące, a w TVN zatrudnieni są chyba oficjalnie. Najwyraźniej wiara w czary kwitnie również wśród tak zwanych racjonalistów. Zresztą w czary zdają się wierzyć nawet wysoko postawieni dygnitarze. W swoim czasie, podczas dyskusji telewizyjnej, ówczesny minister przekształceń własnościowych, pan Janusz Lewandowski powiedział, że do zarządzania narodowymi funduszami inwestycyjnymi rząd sprowadzi zagranicznych specjalistów. Zwróciłem wtedy panu ministrowi uwagę, że gdyby Cyganka naprawdę potrafiła przewidywać przyszłość, to zagrałaby raz i drugi w totolotka, a nie zaczepiałaby przechodniów na ulicy, proponując, że im powróży za 5 złotych. Zatem gdyby ci cudzoziemcy naprawdę byli tak uzdolnieni biznesowo, jak myśli niedoświadczony w tych sprawach rząd polski, to już by byli milionerami, a nie polowaliby na posady u biednego rządu polskiego. Ten argument najwyraźniej nie dotarł jednak do pana ministra Lewandowskiego, w związku z czym również z narodowymi funduszami inwestycyjnymi wyszło jak zawsze.

Bo wróżbici chyba jednak nie potrafią przewidywać przyszłości, o czym świadczą wydarzenia w Korei Północnej. Tamtejszy rząd właśnie zaostrzył kary przeciwko nim, niektórych skazując na rozstrzelanie, a innych – na ciężkie roboty w łagrach, których oficjalnie „nie ma”. Skoro nastąpiły takie, pożałowania godne, wydarzenia, to nieomylny to znak, że wróżbici nie mieli najmniejszego pojęcia, co ich czeka. Skoro jednak nie potrafili przewidzieć nawet swojej własnej przyszłości, to cóż dopiero przyszłości innych ludzi, których nawet nie znają? Ale postępowanie ludzi nie jest racjonalne, podobnie zresztą jak polityków. W przeciwnym razie ideologia socjalistyczna nie tylko by w ogóle nie powstała, ale nie znalazłaby ani jednego zwolennika. Tymczasem od zwolenników socjalizmu na świecie aż się roi, zwłaszcza w naszym nieszczęśliwym kraju, co jeszcze raz potwierdza trafność spostrzeżenia francuskiego XVII – wiecznego aforysty, Franciszka księcia de La Rochefoucauld, że tylko dlatego Pan Bóg nie zesłał na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezskuteczności pierwszego.

Stanisław Michalkiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!