Felietony

Cichodajstwo Prawa i Sprawiedliwości

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Nie kijem go, to pałką – powiada polskie przysłowie. Nie wiem, czy Niemcy maja podobne, ale jeśli nawet nie maja, to nasi folksdojcze musieli opowiedzieć o naszym Naszej Złotej Pani, która podczas apogeum kryzysu migracyjnego pragnęła uszczęśliwić również nasz nieszczęśliwy kraj ustalonymi przez siebie kwotami muzułmańskich imigrantów. Rząd Beaty Szydło wraz z rządem węgierskim, odmówił wtedy przyjęcia tych kwot i skrytykował samą zasadę. Ale Niemcy są państwem poważnym i jak sobie coś postanowią, to zawsze znajdą sposób, by dopiąć swego. W moich czasach studenckich popularna była w kołach wojskowych piosenka głosząca, że „zawsze się znajdzie jakaś dziura, którędy będzie można wejść”. I Nasza Złota Pani, zapewne korzystając z pomocy BND, która przez ostatnie 30 lat odbudowała u nas pogłowie folksdojczów (jeszcze za komuny rozmaite święte rodziny polskie dostawały od Niemców subwencje, a to od jakiegoś biskupa, a to od jakiejś fundacji, a na pieniądzach oczywiście nie było żadnej wzmianki, że pochodzą od BND, dzięki czemu święte rodziny i ich potomstwo do dzisiaj może pławić się w stanie pierwotnej niewinności, chociaż oczywiście na sygnał trąbki z Berlina karnie staje do apelu ze ściśniętymi na baczność pośladkami), znalazła taką dziurę w osobie pana prezydenta Dudy, z którym w lipcu ub. roku odbyła 45-minutową rozmowę telefoniczną. Co mu tak konkretnie powiedział – tego oczywiście nie wiemy, ale po tej rozmowie pan prezydent zawetował PiS-owskie ustawy sądowe. W ten sposób przegryzł, a w każdym razie – poważnie nagryzł pępowinę łączącą go dotychczas ze swoim wynalazcą, czyli Naczelnikiem Państwa Jarosławem Kaczyńskim. Musiał w związku z tym na gwałt szukać sobie nowych politycznych przyjaciół, dzięki którym mógłby jakoś dotrwać do końca kadencji, a nie bezczynnie wpatrywać się w belwederski sufit. I zgłosili się przyjaciele w osobach starych kiejkutów, którzy jednak postawili panu prezydentowi warunki. „Dmuchaj ją, ale nie za darmo” – deklarował towarzyszowi Szmaciakowi jego przyjaciel Rurka – więc i stare kiejkuty uzależniły podtrzymywanie przyjaźni z panem prezydentem od tego, czy przyniesie im na tacy głowę znienawidzonego Antoniego Macierewicza. Naczelnik Państwa, który takiej felonii od pana Andrzeja się nie spodziewał, poczuł się bardzo osłabiony politycznie, również dlatego, że Nasza Złota Pani nakazała swoim owczarkom w Komisji Europejskiej eskalować przeciwko Polsce rozmaite „procedury”. Toteż nastąpiła „głęboka rekonstrukcja rządu”, w następstwie której wysadzona została za stołka pani Beata Szydło, o której mówi się, że wkrótce odejdzie na emeryturę w Parlamencie Europejskim, podobnie jak pani Anna Fotyga zwana „Pulardą” czy inne osobistości. Ze stanowiska ministra obrony został też usunięty znienawidzony Antoni Macierewicz. Premierem nowego rządu został pan Mateusz Morawiecki, będący za rządów Beaty Szydło gospodarczym dyktatorem Polski, podobnie jak za pierwszej sanacji był ni wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski. Jednym z priorytetów nowego rządu, w którym tekę ministra spraw zagranicznych objął pochodzący ze stajni „Drogiego Bronisława”, czyli prof. Bronisława Geremka pan Jacek Czaputowicz, było „ocieplenie” stosunków z Unią Europejską. To „ocieplenie” polegało na stopniowym podporządkowywaniu Polski dyrektywom Naszej Złotej Pani, ale pod osłoną buńczucznej antyunijnej retoryki, że to niby „nie oddamy ani guzika”. Ciekawe, czy w tę retorykę uwierzył pobożny minister Jarosław Gowin, deklarując, że Polska „nie wykona” wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, za co sam Adam Michnik raczył podejrzewać go o upośledzenie umysłowe w postaci kretynizmu?

Toteż kiedy amerykański Kongres uchwalił a prezydent Trump podpisał amerykańską ustawę nr 447 JUST, na podstawie której USA przyjęły na siebie obowiązek dopilnowania, że Polska zrealizuje żydowskie roszczenia majątkowe do ostatniego centa, rząd premiera Morawieckiego zdecydował się na cichodajstwo, jako podstawową metodę polskiej polityki zagranicznej. Polega ono na tym, że Polska robi wszystko, co nakaże jej Nasza Złota Pani, ale po cichutku, żeby niepotrzebnie i przedwcześnie nie bulwersować wyznawców Jarosława-Polskę-Zbawa Kaczyńskiego, przynajmniej do najbliższych wyborów parlamentarnych i prezydenckich w naszym nieszczęśliwym kraju, a być może nawet do roku 2027, który z jakiegoś tajemniczego powodu Naczelnik Państwa uznał za datę graniczną. „Po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy” – śpiewał jeszcze za głębokiej komuny Wojciech Młynarski – i o to właśnie chodzi, żeby wyznawcy wierzyli – również w to, że w ten sposób Polska odnosi sukces za sukcesem. Na przykład dygnitarze PiS, podobnie jak rządowa telewizja, otrąbili wielki sukces Polski, kiedy na oczach całego świata została ona wytarzana w smole i pierzu i musiała znowelizować niedawno uchwaloną nowelizację ustawy o IPN. Ostatnio opinię tę powtórzył Wielce Czcigodny Tomasz Poręba, przez co dowiódł, że wiarę ma niezachwianą, niczym Abraham. Ale Abraham miał za to obiecane od Stwórcy Wszechświata nieprzeliczone potomstwo i oddanie mu w arendę terytorium „od wielkiej rzeki egipskiej do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat”, więc od strony handlowej nie można jego wierze w żaden sposób przyganiać. Na co liczy Wielce Czcigodny Tomasz Poręba?

No, mniejsza o to, bo ważniejsze jest oczywiście cichodajstwo i jego medialna osłona. Właśnie w ramach tej osłony pan minister Czaputowicz oświadczył, że sprawa reparacji wojennych od Niemiec jest nadal „otwarta”, chociaż jeszcze całkiem niedawno z podkulonym ogonem mówił niemieckiemu ministrowi spraw zagranicznych, że w stosunkach polsko-niemieckich ta sprawa „nie istnieje”. Najwyraźniej jednak Naczelnik Państwa uznał, że przy pomocy „dążenia” do uzyskania od Niemiec reparacji można rozhuśtywać emocjonalnie wyznawców PiS i w tym celu upodobał sobie w małżeństwie państwa Mularczyków, któremu w związku z tym wróżę wielką karierę, a w każdym razie – wielki majątek. Toteż z jednej strony będzie „dążyli” – o czym będzie na bieżąco informował nas pani red. Danuta Holecka z rządowej telewizji, a czemu nie będzie zaprzeczała pani red. Justyna Pochanke z telewizji nierządnej – bo w sprawach istotnych dla Polski obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm zachowuje się tak samo, jak obóz zdrady i zaprzaństwa. Z tego powodu, kiedy wyszły na jaw śmierdzące dmuchy, że 2 maja br. Polska podpisała „Deklarację z Marrakeszu” na podstawie której zobowiązał się przyjmować imigrantów z Afryki, konkurencyjne telewizje zgodnie sprawę przemilczały, podobnie jak pan Grzegorz Schetyna, co to razem z pulchną panią Katarzyną Lubnauer został przez starych kiejkutów postawiony na fasadzie obozu zdrady i zaprzaństwa. Warto tedy dodać, że konferencja w Marrakeszu odbyła się z inicjatywy Komisji Europejskiej – tej samej, którą Nasza Złota Pani za pośrednictwem niemieckich owczarków: Jana Klaudiusza Junckera i Franciszka Timmermansa z powodzeniem ręcznie steruje. Pan premier Morawiecki podpisał tę deklarację z podkulonym ogonem, bo jużci – jakże tu „ocieplać” stosunki z Unią i jednocześnie sprzeciwiać się Naszej Złotej Pani? Odmówił swego podpisu tylko przedstawiciel Węgier, ale Węgry pod przewodnictwem Wiktora Orbana w polityce międzynarodowej wykazują większą niezależność i elastyczność, niż Polska, która uczepiła się nogawek prezydenta Donalda Trumpa, podobnie jak w 1939 roku nogawek angielskich.

Stanisław Michalkiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!