Wiara

BISKUPI POLSCY DO NARODU STO LAT TEMU – O PODOBIEŃSTWIE RODZIMEGO SOCJALIZMU DO WSCHODNIEGO BOLSZEWIZMU

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

W grudniu roku 1918 większość polskich biskupów z trzech zaborów miała możliwość podpisać się pod wspólnym listem pasterskim skierowanym „do duchowieństwa i wiernych”, pierwszym takim w historii. W Stulecie tego wydarzenia opublikowaliśmy na portalu „Magna Polonia” wybrane fragmenty tego tekstu, korzystając z bibliotecznego oryginału.

Kilka miesięcy później okazało się, że Uniwersytet Jana Pawła II w Krakowie wydał ten sam dokument drukiem, też „na Stulecie”, w zbiorze zatytułowanym: „Listy pasterskie, orędzia, odezwy Episkopatu Polski 1918-1939”, Kraków 2018. Świetnie! Aczkolwiek jest to mała część tego, co przez różnych polskich dzisiejszych wydawców powinno było być zrobione, lecz nie zostało – mianowicie wydanie podstawowych źródeł i opracowań Sprzed Stu Lat, dotyczących właśnie Odzyskania Niepodległości (my w maju 2018 roku postulowaliśmy na portalu „MP” wydanie książek autorstwa Kazimierza Wł. Kumanieckiego i Michała Bobrzyńskiego).

Redaktorzy krakowskiej edycji nie są pewni, czy udało im się zebrać wszystkie teksty zbiorowo ogłaszane przed wojną przez polskich biskupów (s. 8). Jakkolwiek by nie było, nas tu i teraz najbardziej interesują trzy teksty: wspomniany już i zarazem jedyny z roku 1918 oraz dwa z roku 1919, z 20 stycznia (kilka dni przed wyborami sejmowymi) i z 27 sierpnia.

Grudzień 1918 – sierpień 1919! Porządny opis dziejów Polski w tym kilkumiesięcznym zaledwie okresie wymaga najpewniej więcej niż jednego grubego tomu. Czy taki tom już napisano? Na przełomie grudnia i stycznia, Sto Lat Temu, wewnętrzna i zewnętrzna sytuacja naszego Kraju i Narodu była prawdziwie dramatyczna, pomimo niedawnego ustąpienia obcych wojsk z obszarów Polski centralnej oraz południowej, i nie zapowiadało się na jej poprawę. Natomiast stan rzeczy późniejszy o te kilka miesięcy, z sierpnia 1919 r., w stosunku do sytuacji z początku tamtego roku, to – jak to się mówi – niebo a ziemia. Chociaż nadal kotłowało się i wewnątrz i na zewnątrz Kraju (wciąż pozbawionego większej części swych granic państwowych!), a najgorsze miało dopiero nadejść, w kolejnym 1920 roku.

Jak na to wszystko patrzyli ówcześni polscy biskupi rzymsko-katoliccy? Mieli oni wszak w swoim gronie osoby już wówczas zasłużone dla Kościoła i Narodu, pośród nich te, które po upływie dziesięcioleci wyniesione zostały na ołtarze. Jednakże kordon rewolucyjny uniemożliwił kilku polskim biskupom komunikowanie się z resztą braci znajdujących się na już wyzwolonych polskich terytoriach; ci więc pod owymi wspólnymi wypowiedziami nie są podpisani.

Zestawmy ze sobą pokrótce: obszerny tekst z dnia 10 grudnia 1918 r. zatytułowany „Biskupi polscy do duchowieństwa i wiernych”, nieco krótszy z dnia 27 sierpnia 1919 r. „Biskupi polscy zebrani w Gnieźnie u grobu św. Wojciecha do Narodu Polskiego”; pomiędzy tymi dwoma znajduje się wydana przed sejmowymi styczniowymi wyborami praktyczna instrukcja działań na niwie społeczno-politycznej: „Biskupi polscy do duchowieństwa”.

Wobec wielkich i dynamicznych przemian ustrojowych, politycznych i wojennych – czy główne problemy trapiące ówczesną Polskę (i liczne inne kraje) ustąpiły czy trwały w najlepsze? I co to były za problemy? Czy nie aby podobne do tych dzisiejszych, gnębiących nas, potomnych, po Stu Latach?

Cóż mieli polscy biskupi uczynić przede wszystkiem? Oto złożyć Panu Bogu i Matce Najświętszej dziękczynienie za oswobodzenie i zjednoczenie Ojczyzny po z górą wiekowej niewoli:

„Mirabilia sunt opera tua, Domine – woła psalmista. Przepełnionym wdzięcznością sercem powtarzamy dziś te słowa, gdy nas Bóg cudem wrócił na Ojczyzny łono, gdy dał nam ją już niepodzieloną, już całą, już zjednoczoną. Któż mógł kiedy pomyśleć, iż tak nagle i tak niespodziewanie pokruszą się nasze kajdany i że powalą się nasi wrogowie, mimo żeśmy w dwóch sobie przeciwnych obozach walczyli. Kto mógł pomyśleć, że dzieje tej wojny tak dziwnie się splotą! Jak gdyby niemal wyłącznie rozgrywały się o losy Polski! Wszyscyśmy się mylili, bośmy miarę ciasnego ludzkiego widzenia przymierzali do dzieła Bożego, bośmy w wyrachowaniu ludzkim, a nie we wspaniałomyślności i w miłosierdziu Bożym pokładali naszą ufność. I dobrze nam, Panie, żeś nas upokorzył i zawstydził, bo tym lepiej uwydatnia się dzieło Twoje, nie z mądrości ludzkiej, ale z mocy Twojej powstałe. Dzięki Ci za to” (1918, s. 13).

Kościół jest „prawdziwie arką Noego, która w dzisiejszym ogólnym potopie uchroni wszelaki zdrowy posiew życia moralnego i nadprzyrodzonego. Spełnił on swoją misję względem Polski w czasach ucisku narodu, ale nowa go dziś czeka misja: wspomagać i służyć narodowi, gdy pośród burzy i rewolucji światowej wznosi on swoje królestwo (sic!)”. Z powyższego, jak i w ogóle z blisko już tysiąca minionych lat polskiej historii wypływa nauka na przyszłość: „Tylko wolny i nieskrępowany Kościół zdolen jest utwierdzić w Polsce królestwo Boże. Winien jest też naród dać mu to miejsce w swoich konstytucjach, w swoim ustroju, które się Kościołowi jako instytucji Bożej i nadprzyrodzonej należy” (VIII 1919, s. 48).

Albowiem „Ludem Pańskim stać się mamy, a Bóg Panem ma być i wodzem narodu. Jego przykazania wiekuiste i niezmienione zobowiązują naród do strzeżenia ich, do chodzenia drogami Pańskimi, do pełnienia woli Bożej, do służby Bożej. Najwyższą miarą prawa dla sejmów, wieców i parlamentów jest nieprzemienne, wiekuiste prawo Boże. (…) Suwerennymi mogą się zwać sejmy tylko w tym znaczeniu, o ile one same uznają najwyższą suwerenność Bożą, o ile Jego odwieczne przykazania są im miarą przy uchwalaniu ustaw i są im drogowskazem w ich rządach, o ile więc lud jest ludem Bożym, a Bóg jest mu Panem.

Jednak człowiek dzisiejszy postawił przeciwko królestwu Bożemu królestwo swoje i ogłosił, że państwo nowoczesne nie jest krępowane prawem Bożym, że sejmy i parlamenty nie są wiązane niczym, bo wola ludu idzie ponad wszystko i ponad wolę Bożą” (VIII 1919, s. 46).

W bardzo podobnych słowach biskupi opisywali stan rzeczy w liście wcześniejszym, z grudnia 1918 r. (s. 18 i in.). Niemniej, wtedy nie mogli jeszcze odwoływać się do współczesnego rodzimego przykładu. Atoli w trakcie pierwszego półrocza 1919 r. polski już Sejm aż nadto potwierdził swoimi działaniami słuszność tych ogólnych gorzkich spostrzeżeń.

Gdzie jest niebezpieczeństwo? W tamtych czasach, inaczej niż dzisiaj, nie powstrzymywano się go wyraźnie wskazywać i nazywać. Czynił to już papież Leon XIII, a autorzy listów odwołują się zwłaszcza do jego encykliki „Graves de communi”. Piszą oni m.in.:

„Czym jest pion w budowie domu, tym są przykazania Boże w budowie państwa i ojczyzny. (…) Lecz są i tacy, którzy chcą budować gmach narodu bez pionu, którzy nie uznają przykazań Bożych w życiu publicznym, a zakładają fundament bez Boga, tak też wznoszą budowanie ojczyzny nie na sumieniu i nie na moralnej zasadzie. Są tacy, którzy wolę ludzi stawiają nad wolę Bożą, i za najwyższy trybunał uznają uchwały człowieka, choćby one nawet były powzięte przeciw sumieniu i przeciw zakonowi Bożemu. Są nawet systemy socjalne (społeczne – M.D.), które takie zasady wyznają, wśród nich zaś wyróżnia się socjalizm.

(…) Socjalizm został potępiony przez Kościół, ale dziś potępia również nauki jego doświadczenie (ostatnich lat – M.D.). Jego okrucieństwo, jego anarchię wykazała na przykład rewolucja rosyjska, która była owocem nauk socjalistycznych, a jak sami socjaliści przyznają, różniła się od socjalizmu tylko jedynie metodą postępowania. Do podobnej anarchii musi doprowadzić socjalizm wszędzie, gdzie by tylko jego zasady się przyjęły” (1918, s. 18-19).

Te socjalistyczne zasady biskupi opisują w każdym kolejnym ze swoich wspólnych wystąpień bezkompromisowo, ani trochę nie owijając sprawy „w bawełnę”. Musimy koniecznie docenić zarówno ich rozpoznanie sytuacji, przenikliwość, jak i odwagę. Tak! Przecież grudniowy dokument napisany został i rozpowszechniany w Polsce rządzonej przez gabinet w całości socjalistyczny, podległy takoż socjalistycznemu Naczelnikowi Państwa. To była właśnie klasyczna sytuacja, o jakiej się mówi, że oto „Kościół idzie na konfrontację z rządem”. Zapytajmy atoli, odnośnie tamtego i wszystkich innych podobnych dziejowych przypadków, kto to taki ową konfrontację rozpoczynał:

„Z wielką boleścią serca stwierdzamy – piszą biskupi do narodu – że uwijają się wśród nas (Polaków) ci, którzy chcą wyrzucić dawny fundament nadprzyrodzony przy nowej budowie Polski, a nawet ogłaszają publicznie programy budowania państwa bezwyznaniowego. Oni to pod płaszczykiem wolności wyznań wygłaszają hasła o państwie bez Boga. Stąd nie uznają praw religii prawdziwej. Usuwają z programów państwowych Imię Boże i odbierają wszelki charakter religijny życiu publicznemu, usuwają imię Boga z przysięgi i wkładają w programy publicznego nauczania tak zwaną zasadę szkoły świeckiej, która niczym innym nie jest, jak szkołą bezwyznaniową” (1918, s. 15).

„Ustrój taki zamiast wolności niesie niewolę, a zamiast równości najhaniebniejszy przynosi ze sobą wyzysk. Pomimo to wszystko zwolennicy tej nauki próbują jak najgwałtowniej werbować pod swój sztandar nieświadomych. Zwłaszcza zarzucają sieci na robotnika polskiego, a szczególniej na włościanina. Ich agenci urządzają dziś tysiące wieców, gdzie wygłaszają pobudzające mowy, rozdmuchują namiętności, a malując przyszłość jakoby jaki raj na ziemi, chcą pozyskać wasze głosy, ażeby przez was posiąść rząd i władzę” (1918, s. 19).

„Toteż poskramiajcie w was i ujarzmiajcie tę skłonność przede wszystkim, która jest korzeniem tego zgubnego systemu, to jest chciwość i żądzę użycia. Bo i co prowadzi ludzi do tego, iż pragnęliby zniesienia wszelkich różnic między bogatszym a uboższym na świecie, iżby pragnęli zniesienia wszystkich klas i warstw, a raczej przewodzenia jednych nad drugimi? Co zaprawia ich serce zazdrością i zawiścią? Co obudza ich nienawiść społeczną? Co każe im targnąć się na obcą własność, jeżeli nie chęć użycia i posiadania bezwzględna; jeżeli nie żądza, by tu sprowadzić raj obiecany na ziemi? I nigdy by burzyciele nie zdołali tylu obałamucić, gdyby nie rozdmuchiwali żądzy chciwości. Lecz czegoż oni nie obiecują? Przychodzi im to tym łatwiej, bo nie ze swego czynią obietnice, ale z cudzego” (1918, s. 20).

„Wedle ich doktryny należy uważać wszelką własność za niedopuszczalną i wszelką należy skonfiskować na rzecz państwa. Lecz o tym na razie milczą; owszem, pozwalają zachować włościaninowi zamożnemu tyle morgów pola, ile go potrzeba na zwykłe, wygodne chłopskie gospodarstwo. Na razie paść ma ofiarą tylko własność większa. Lecz z chwilą, gdyby lud dał się uwieść ich agitacji i dopomógł im swymi głosami do utwierdzenia rządów, wtedy niezawodnie staną wobec ludu już bez maski i będą się domagali konfiskaty tych morgów ziemi, jakie jeszcze włościanin posiada. I wzbudzą potem walkę pomiędzy włościaninem a włościaninem: pomiędzy włościaninem, który więcej posiada, a tym, który mniej posiada; między tym, który posiada mało, a tym, który nic nie posiada. Temu, który mało ma albo nic nie ma szepną oni: patrz, oto twój sąsiad ma więcej od ciebie; dlaczegoż nie miałbyś mu zabrać? Przecież prawo własności nie obowiązuje nikogo” (1918, s. 21).

W naszych czasach, w XXI wieku, agitacja polityczna (i rozmaita inna) dysponuje środkami komunikowania się nieznanymi Sto Lat Temu. Nie znaczy to, iż tamta dawna agitacja miałaby być mniej intensywna. Ludzie brak takich, jakie dzisiaj posiadamy, środków technicznych nadrabiali po prostu własną osobistą ruchliwością (gdy dziś niejeden ten sam efekt zamierza osiągnąć nie wstając od podłączonego do internetu komputera). Tak więc w styczniowej odezwie do duchowieństwa biskupi piszą:

„Dziś agitacja wroga Kościołowi i narodowej sprawie (sic!) jak ogień rozgorzała po całym nieszczęśliwym kraju (sic!). Agenci socjalistyczni uwijają się po miastach i miasteczkach i docierają do najbardziej zapadłej wioski, ażeby z serc ludu wyplenić ziarno zdrowe, zasiać kąkol. Niebezpieczeństwo i groza tej agitacji wrogiej naszej sprawie jest przez to szczególnie wielka, iż akcja (tamta) rozporządza funduszami i posiada znakomitą organizację, walczy terrorem i odzywa się do złych instynktów ludzkiej natury”.

Biskupi tyleż alarmująco, co i z uznaniem wypowiadają się o organizacyjnych walorach przeciwnika: „Prawdziwie podziwiać należy tę skrzętność, sprężystość i gorliwość, jaką rozwinął dziś radykalizm socjalny. Z jakimże to gorączkowym pośpiechem urządzane są wiece, głoszone tysiączne przemowy, rozsyłane i do rąk wciskane broszury i gazety. Jakże rozumniejsi są synowie ciemności od synów światłości. Skorzystali z zaniedbań się i opuszczeń społeczeństwa zdrowego i wyprzedzili je, i zaskoczyli swoją wywrotową robotą” (I 1919, s. 39).

Zauważmy, że w tamtych czasach nie wahano się nazwać miejskich i wiejskich socjalistów po prostu „synami ciemności”, co oznacza wszakże sługi szatana. Jakże wiele się przez Minione Sto Lat wydarzyło, skoro dzisiejsi duchowni i nie duchowni bodaj przed niczym tak bardzo się nie strzegą, jak przed popełnieniem tego rodzaju „nietolerancyjnego nietaktu”.

Minęło nieco ponad pół roku, ale zagrożenie nie minęło, lecz przeciwnie. Z Gniezna, od grobu św. Wojciecha biskupi pisali m.in. następująco:

„Jest jedno niebezpieczeństwo, które dziś już nie nam tylko, ale światu zagraża, które jest na ustach wszystkich. Jest nim bolszewizm, który się rozwinął z zasad socjalistycznych i doprowadził je z nieubłaganą konsekwencją do ostatecznych wyników. Wyszedł on z Rosji, ale chce się zagnieździć w całej Europie, a szczególnie Polskę upatrzył sobie na swoje siedlisko – bo Polska jedna stoi na drodze do podboju świata. Póki jej nie posiędzie i nie zdobędzie, póty będzie hamowany w swym zwycięskim pochodzie, dlatego wysyła agitatorów, dlatego bolszewizm nie żałuje olbrzymich pieniędzy, ażeby agitację swoją w Polsce rozpętać. Pomagają mu w tym nieprzyjaciele zagraniczni, którzy by chcieli widzieć Polskę osłabioną i jadem anarchii zatrutą, ażeby ją obniżyć w oczach jej przyjaciół i by w niej znaleźć siedlisko dla swojej wrogiej agitacji. Stąd rozszerza się tysiące broszur i pism, stąd to uwija się po kraju mnóstwo agitatorów, którzy by radzi wywołali nieuzasadnione strajki i innymi sposobami zahamowali źródła dochodów państwa i rozwój jego na zewnątrz i wewnątrz”.

Następują później zdania, które są – jak sądzimy – esencją politycznej historii Polski i innych krajów w XX i w XXI wieku, gdyż dotyczą, najogólniej rzecz ujmując, tych, jakich na pewnym etapie minionego stulecia zaczęto nazywać „czerwonymi i różowymi”. Od tych zdań ową historię należy zacząć badać i pisać na nowo. Brzmią one:

„Do współdziałających z bolszewizmem musimy wliczyć i tych, którzy choć są jego przeciwnikami (sic!), ale mając z nim zasady pokrewne, nie posiadają odwagi, by mu się przeciwstawić; owszem, na jego postępy patrzą przez palce, a broniąc winnych (działalności wprost bolszewickiej – M.D.), ułatwiają im dostęp do wnętrza naszego społeczeństwa. Mamy tu na myśli socjalizm, który się wprawdzie komunizmowi zdaje przeciwstawiać, ale tylko co do sposobu postępowania, gdy zasady socjalizmu i komunizmu są te same” (VIII 1919, s. 50-51). Wcześniej zaś, bo już w styczniu 1919 r., biskupi zwracali się do kapłanów:

„Z programu socjalistycznego rządu (premiera J. Moraczewskiego, wcześniej I. Daszyńskiego – M.D.) i jego roboty jasno widać, iż jest przygotowany u nas na wielką skalę ruch, zupełnie zbliżony do ruchu bolszewickiego w Rosji. Sami zresztą socjaliści bez obłudy mówią, iż nie ma żadnej różnicy między teoriami ich, a teoriami bolszewizmu, chyba tylko w taktyce. Lecz ta taktyka i metody postępowania są tylko do czasu. Wyraźnie na to wskazuje przykład w Rosji, gdzie to umiarkowańszy socjalizm był pomostem do ruchu najskrajniejszego i najradykalniejszego. A któż tego nie widzi z przykładu, iż tak zwany bolszewizm zagraża nie tylko kulturze społecznej i narodowej, ale także mieniu osobistemu każdego” (I 1919, s. 41).

„Jeśli więc już wtedy (za czasów papieża Leona XIII – M.D.) Kościół ostrzegał swoich wiernych przed zgubną nauką, gdy jeszcze nauka anarchii nie była dojrzałą, to cóż dopiero mówić o tym dzisiaj, gdy rewolucja socjalna, która się z tych zasad rozwinęła, dosięgła ostatecznych granic, gdy jej groza i duch zniszczenia wszystkim są widoczne.

Idźmyż więc wszyscy za głosem, wskazaniem i ostrzeżeniem Kościoła. Ale nie możemy tylko na tym poprzestać, by złą zasadę potępić; potrzeba jeszcze nadto złe zwalczać. Zgubnym jest dlatego ciągłe układanie się ze złem. Małoduszne przymykanie na złe oczu, ustawiczne korzenie się przed organizacją złą i wywrotową, strach i obawa, ubezwładniająca wszelką robotę zaradczą, musi prowadzić kraj i społeczeństwo nad brzeg przepaści. Grozi to zwłaszcza tam, gdzie ci, którzy mają władzę, zamiast oglądać się na zdrowe, moralne zasady, których są stróżami i wykonawcami, żyjąc w ciągłej obawie przed przyszłą anarchią, sami przez ustępstwa od (dobrej) zasady powodują anarchię moralną. Stąd rośnie bezwzględność i rozzuchwalenie się radykalizmu, a maleje i umniejsza się odwaga w bronieniu sprawiedliwości, a nawet umniejsza się samo przeświadczenie, że w ogóle potrzeba jej bronić” (VIII 1919, ss. 51-52).

„Jakże więc czujni musicie być, Bracia Najmilsi, ażeby strzec i ustrzec od złego zawierzoną nam owczarnię – pisali biskupi do duchowieństwa. – Jak bacznie śledzić musicie każdy ruch, każde pociągnięcie wrogiej ręki. (…) Dobrze zrozumiana gorliwość domaga się od was, ażebyście agitacjom złym przeciwstawiali agitację w dobrym, (…) ażebyście i sami pomagali sobie dobrą organizacją. Terrorowi ze strony wrogów musicie przeciwstawiać , bracia, gorliwość i męstwo. (…) Bądźcie podobni żołnierzom na posterunku, którzy są gotowi położyć choćby i swe życie w obronie swego kraju i ojczyzny. (…) Bądźcie prawdziwymi żołnierzami Jezusa Chrystusa, gotowymi do poświęcenia siebie za świętą sprawę Jego” (I 1919, ss. 39-40).

Te słowa nie były kierowane bynajmniej szczególnie do kapelanów wojskowych, ani do duchowieństwa na obszarach obejmowanych właśnie obcym zbrojnym najazdem. Chociaż w obu tych przypadkach są one przecież celne i właściwe. Wkrótce i kapelani ruszyli do szeregów, i okrutny najazd zwalił się na Polskę. Słowa te kierowali jednakże biskupi do duchowieństwa znajdującego się na obszarach Polski już wolnej od obcych wojsk, mającej już akceptowanego powszechnie Naczelnika Państwa, powołany przezeń rząd i szykującej się właśnie do wybierania posłów na pierwszy po okresie zaborów ogólnokrajowy Sejm. Co też takiego musiało się już wtedy dziać, przynajmniej w niektórych miejscowościach i regionach (zwłaszcza Kongresówki, lecz także Galicji), skoro pasterze Kościoła szykowali duchowieństwo do podjęcia gotowości poświęcenia nawet zdrowia i życia, zagrożonego z ręki bynajmniej nie obcej? Doprawdy, we wszystkich trzech dokumentach wskazuje się znacznie szerzej na zagrożenie ze strony wroga wewnętrznego, aniżeli tego zewnętrznego, z wewnętrznym wszakże – jak czytamy – nader ideowo spokrewnionego.

Sięgając po wyżej przywoływane trzy dokumenty wydane przez biskupów polskich sprzed Stu Lat staliśmy przed wyborem: czy streszczać je jako jeden tekst, zredagowany wciąż w tej samej sprawie, i tym sposobem wydobywać możliwie wszystkie poruszone przez Czcigodnych Autorów wątki, czy sypnąć garścią dobranych cytatów. Jak Czytelnik widzi, wybraliśmy to drugie; a P.T. Czytelników zachęcamy do lektury całości – i tych konkretnych dokumentów z pierwszych miesięcy Drugiej Rzeczypospolitej, i całego tomu, w jakim się one zawierają, a jaki niedawno został opublikowany.

Lecz nie dość przeczytać – jak zauważają Księża Biskupi Sprzed Stu Lat – lecz trzeba z lektury i z oglądu rzeczywistości wyciągnąć należyte wnioski i… działać.

PS

Kto jest autorem lub współautorami samych tych tekstów? Spod czyjej ręki wyszły one bezpośrednio? Być może jest to wiadome, lecz my już tego nie dochodziliśmy. To ks. abp Józef Teodorowicz, od stycznia 1919 r. poseł na Sejm, miał opinię eksperta wśród biskupów w sprawach społeczno-politycznych. Niemniej, w tamtym polskim episkopacie byli również inni, którzy się na rzeczy znali, a także ją wyraziście opisywali, o czym świadczą zarówno ich życiorysy, jak i publikacje ich autorstwa.

Marcin Drewicz, PIERWSZY MAJA 2019

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!