Felietony

Białoruś chciałaby mieć na swoim terytorium kilka dywizjonów S-400, ale bez rosyjskiego personelu

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Białoruś rzekomo nie chce pozyskać od Rosji rakietowych systemów przeciwlotniczych S-400 (SAM) nawet za darmo. Takie doniesienia pojawiły się w wielu rosyjskich i białoruskich mediach, powołujących się na informację chińskiego portalu Sohu. Co jest nie tak w tych doniesieniach? – pyta białoruski portal Naviny.by.

Według portalu Sohu, pod koniec 2019 r. Rosja rzekomo ogłosiła zamiar dostarczenia Białorusi systemów S-400 w ramach stworzenia zunifikowanego systemu obrony powietrznej krajów WNP. Jednak strona białoruska, ponoć, publicznie odmówiła rozmieszczenia rosyjskich systemów obrony przeciwlotniczej na swoim terytorium.

Według autora, przyczyną tego było ostrzeżenie ze strony przywódców USA, że na Białoruś mogą zostać nałożone nowe sankcje gospodarcze, jeśli na jej terytorium pojawią się nowe rosyjskie systemy obrony przeciwlotniczej. A dodatkowo miało się to zbiec z gotowością Mińska do nawiązania współpracy z Waszyngtonem w dziedzinie energii w związku z odmową Moskwy dostarczania ropy po obniżonych cenach.

Wśród niewtajemniczonych tego rodzaju informacje budzą sensację. W końcu prezydent Białorusi wielokrotnie powtarzał, że współpraca wojskowa z bratnią Rosją jest niezachwiana. Jednakże jak się zagłębić w doniesienia Sohu, dostrzeżemy w nich szereg nieścisłości i logicznych sprzeczności.

Portal Naviny.by przypomina, że przywódcy wojskowo-polityczni Białorusi od 2007 roku nieprzerwanie chcą pozyskać od Rosji bardziej zaawansowane systemy przeciwlotnicze aniżeli stare S-300. W szczególności ich zainteresowanie budzi system S-400. Jest on przeznaczony do niszczenia celów powietrznych wszystkich istniejących i będących w opracowaniu typów rakiet balistycznych i kierowanych (w tym naddźwiękowych), samolotów i dronów. Jest półtora raza bardziej skuteczny niż S-300.

Ale osoby decyzyjne w rosyjskim przemyśle zbrojeniowym, a także przedstawiciele rosyjskiego Ministerstwa Obrony wielokrotnie twierdzili, że z powodu braku zdolności produkcyjnych S-400 nie starczają na wyposażenie armii rosyjskiej, a dostawy nawet do państw sojuszniczych są możliwe dopiero po pełnym zaspokojeniu potrzeb własnych sił zbrojnych.

Pierwszy dywizjon wyposażony w S-400 uzyskał gotowość bojową 6 sierpnia 2007 r. Oddanie ostatniego z planowanych 56 dywizjonów przewidziano na 2020 r. Dopiero potem teoretycznie możliwe miało być dostarczenie tych systemów sojuszniczej Białorusi.

Co więcej, znaczenie białoruskiej tarczy obrony przeciwlotniczej ostatnio znacznie wzrosło z powodu ostrej aktywacji lotnictwa NATO i zbliżającego się nabycia przez Polskę samolotów uderzeniowych F-35.

Jednak wielu ekspertów poważnie wątpi w to, że w nieodległej przyszłości pojawią się na Białorusi systemy S-400. W rzeczywiści, dla Rosji, Białoruś, delikatnie mówiąc, nie jest klientem priorytetowym. Pierwszym zagranicznym nabywcą tego systemu były Chiny, a nie Białoruś, jak to kiedyś obiecywano.

Kolejnym nabywcą S-400 była Turcja, ponieważ Władimir Putin akurat dążył do wzmocnienia relacji z Recepem Erdoganem. I oczywiście nie można obrazić Indii, które przez wiele lat były największym nabywcą broni radzieckiej, a następnie rosyjskiej.

Ta lista najważniejszych klientów może wkrótce zostać uzupełniona przez Arabię ​​Saudyjską, która szuka alternatywy dla amerykańskiego systemu obrony powietrznej Patriot, który nie był w stanie obronić jej rafinerii przed dronami i pociskami kierowanymi. A potem i jej sąsiedzi, którzy również mają wiele petrodolarów do wydania, mogą zostać kupcami.

I choć rosną zdolności rosyjskich przedsiębiorstw produkujących S-400, przy takim popycie trudno jest stwierdzić, kiedy na liście pojawi się Białoruś, której wypłacalność jest niska.

Gdyby więc Moskwa nagle naprawdę zdecydowała się dać Mińskowi bezprecedensowo hojny prezent w postaci jednego lub dwóch dywizjonów S-400, każdy o wartości 750-800 milionów dolarów, a jest to wielkość rocznego budżetu białoruskiego Ministerstwa Obrony, wtedy Mińsk (nawet w świetle obudzonych sympatii do Waszyngtonu ) z pewnością nie odmówi.

Inna sprawa jest taka, że Kreml co do zasady nie robi takich prezentów, tym bardziej tak krnąbrnemu sojusznikowi jak Aleksandr Łukaszenka. Dlatego w artykule na chińskim portalu internetowym już samo to, jakoby Rosja zaoferowała Białorusi S-400 za darmo, jest mocno wątpliwe. Co więcej, inne, bardziej wiarygodne źródła, informacji tych nie są w żaden sposób potwierdzić. Na pewno też nie było publicznej odmowy ze strony Mińska.

Jeśli więc informatorzy Sohu rzeczywiście posiedli wiedzę mającą swe źródło gdzieś w okolicach Kremla, że Białorusi złożono pewną propozycję, możemy założyć, że chodziło o rozmieszczenie S-400 z rosyjskim personelem na terytorium Białorusi, a nie podarowanie ich białoruskiemu wojsku. A na to Białoruś absolutnie nie chce i nie może się zgodzić.

/naviny.by/

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!