Wiadomości

Arcybiskup Kondrusiewicz: „Kuropaty to papierek lakmusowy kondycji białoruskiego społeczeństwa”

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Zwierzchnik Kościoła Katolickiego na Białorusi abp Tadeusz Kondrusiewicz uważa, że wszystko to, co dzieje się w ostatnich miesiącach wokół uroczyska Kuropaty, czyli otwarcie centrum rozrywki i restauracja działająca obok miejsca masowych egzekucji dokonywanych przez NKWD na podmińskich Kuropatach, to papierek lakmusowy kondycji białoruskiego społeczeństwa.

Wieczorem 6 sierpnia, gdy Kościół katolicki obchodził święto Przemienienia Pańskiego, arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz odprawił mszę w mińskiej archikatedrze Najświętszej Maryi Panny. Hierarcha skupił sie w kazaniu na znaczeniu Święta Przemienienia w życiu chrześcijanina i zwrócił uwagę na aktualne problemy białoruskiego społeczeństwa. Nie szczędził gorzkich słów pod adresem tych, którzy wydali zgodę na budowę skandalicznej restauracji na Kuropatach, choć nie wskazał z nazwiska osób odpowiedzialnych za tę profanację.

– W ostatnich miesiącach, najważniejszym problemem w naszym kraju jest restauracja „Pojedziemy, pojemy” zbudowana obok Golgoty naszego narodu – na uroczysku Kuropaty. Jak coś podobnego mogło się wydarzyć? Kto i dlaczego udzielił pozwolenia? Gdzie są etyczne normy zachowania? Dlaczego w pobliżu miejsca ludobójstwa naszego narodu zbudowaliśmy miejsce rozrywki? – pytał arcybiskup.

– Czy normalny człowiek jest w stanie pojechać tam, czy naprawdę będzie on w stanie bawić się tam, patrząc przez okno na miejsce straszliwego męczeństwa naszych przodków? A może zasnęło sumienie tych, którzy udzielili pozwolenia, którzy budowali obiekt, i tych, którzy tam jeżdżą?, pytał retorycznie.

– Okazuje się, że pragnienie zysku za wszelką cenę staje się większe niż szacunek dla miejsc pochówku zmarłych, tym bardziej niewinnych ofiar. Na Kuropatach potrzebujemy memoriału, miejsca pamięci – miejsca modlitwy i refleksji nad tym, do czego może doprowadzić brak miłości do bliźniego, aby nigdy więcej się to nie powtórzyło, a nie centrów rozrywki.

Abp Kondrusiewicz niezwykle trafnie zauważył, że to co dzieje się wokół restauracji „Pojedziemy, pojemy”, to „papierek lakmusowy kondycji białoruskiego społeczeństwa, które wymaga przede wszystkim duchowej przemiany”.

Przypomnijmy, że restauracja powstała obo uroczyska, na którym w latach 1937-41 sowieci wymordowali setki tysięcy niewinnych ludzi.

Tymczasem tuż obok pod ziemią spoczywają w masowych grobach ofiary egzekucji dokonywanych przez NKWD. Ile ich jest? Tego dokładnie nikt nie wie. Według oficjalnych danych białoruskich – kilkadziesiąt do stu tysięcy, według niezależnych historyków, w tym Zenona Paźniaka – od 100 tys. do 250 tys. Profesor Zdzisław Winnicki z Uniwersytetu Wrocławskiego podaje liczbę 250 tys., a brytyjski historyk Norman Davies twierdzi, że zamordowano tu nawet więcej niż ćwierć miliona osób, zarówno Polaków jak Białorusinów.

Zdaniem historyków, może tu spoczywać także 3872 Polaków z tzw. „białoruskiej listy katyńskiej” zamordowanych w kwietniu i maju 1940 r. Są tu także ofiary tzw. „operacji polskiej” NKWD i Polacy z zajętych przez sowietów przedwojennych Kresów zabici po roku 1940. Wśród ofiar najwięcej jest dawnych mieszkańców Mińska i Mińszczyzny. Na Kuropatach znaleziono przedmioty z napisami w języku polskim, medaliki Matki Boskiej Częstochowskiej i Matki Boskiej Ostrobramskiej, obuwie z dawnymi polskimi znakami firmowymi.

W białoruskich podręcznikach szkolnych temat Kuropat jest całkowicie przemilczany. Na miejscu zbrodni władze do dziś nie ustanowiły żadnego pomnika. Stoją tu jedynie proste drewniane krzyże postawione przez zwykłych ludzi – najczęściej potomków ofiar zbrodni i białoruskich opozycjonistów oraz krzyż Straży Mogił Polskich.

/znadniemna.pl/

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!