Felietony

Apokalipsa z figurami

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Śledząc ostatnie doniesienia mediów niezależnych i wszystkich pozostałych, można by odnieść wrażenie, że swoją podróż właśnie rozpoczęli Jeźdźcy Apokalipsy. Osobom wierzącym, że Boga nie ma, które w związku z tym mogą nie wiedzieć, o co chodzi, wyjaśniam, że w Apokalipsie św. Jana, mówiącej o wydarzeniach tak zwanych „dni ostatnich” przed rozpoczęciem procedury końca świata, jest mowa o czterech jeźdźcach, symbolizujących najgorsze plagi. Jeden jeździec personifikuje Wojnę, drugi – Zarazę, trzeci – Głód, a czwarty, galopujący na bladym koniu – Śmierć. To są wydarzenia zapowiadające koniec świata, ale tylko tego, jaki znamy, bo kiedy on się skończy, w jego miejsce pojawi się nowy: nowe Niebo i nowa Ziemia, kiedy dawne Niebo i dawna Ziemia przeminęły – „i morza już nie ma”. Nawiasem mówiąc, Apokalipsa, chociaż naturalnie różni sie w sposób istotny od innych starożytnych tekstów katastroficznych, wykazuje też między nimi podobieństwa. W księgach sybillińskich, jakie rzymski król Tarkwiniusz Stary otrzymał od „wieszczki kumańskiej”, dzieje świata zostały podzielone na okres złoty, czyli królestwo Saturna, wiek srebrny, wiek spiżowy i wiek żelazny. „Złoty wiek najpierw nastał; nie z bojaźni kary lecz z własnej chęci człowiek cnoty strzegł i wiary” – pisze Owidiusz w „Metamorfozach”. Opiekunem wieku żelaznego był Apollo, czyli Niszczyciel. Ale po zniszczeniu przez Apollina dotychczasowej postaci świata, pojawi się świat nowy: „Oto powraca Panna, powraca królestwo Saturna, Dziecię się rodzi i kres pokolenie otrzyma żelaza” – pisze w natchnieniu Wergiliusz. Ciekawe, że św. Jan też wspomina w „Apokalipsie” o Apollinie, ale jako „Królu Czeluści”. Wspominam o tym wszystkim również dlatego, by pokazać, że osoby pogardzające religią amputują i sobie i Ludzkości wielki obszar kultury.

Mniejsza jednak z tym, bo jeden jeździec już się pojawił, w postaci Zarazy. Wprawdzie wiele wskazuje, że jest ona tylko pretekstem do realizowania innych celów, jakie postawili przed sobą społeczni inżynierowie z piekła rodem, ale – jak to bywa z rozmaitymi przedsięwzięciami – skutki mogą być zupełnie odmienne od deklarowanych. Toteż tylko patrzeć, jak może pojawić się kolejny jeździec z postaci Głodu – bo na skutek restrykcji, jakimi rządy pod pretekstem zarazy spętują swoje narody, właśnie on wydaje się najbardziej prawdopodobny i ludziom na nic zda się nawet trening w weganizmie, który polega, jak wiadomo, na tym, by tradycyjną żywność zastępować jakimiś obrzydliwymi namiastkami. Te namiastki produkuje się z roślin, bo wegański zabobon polega na tym, by nie jeść ani mięsa, ani nabiału – ale żeby nawet te namiastki wytworzyć, potrzebny jest przemysł, który z kolei nie tylko niszczy środowisko, ale wymaga utrzymania sieci gospodarczych naczyń połączonych, bo w przeciwnym razie wszystko przestanie funkcjonować. Stanisław Lem w powieści „Kongres futurologiczny” przedstawia apokaliptyczną wizję takiego świata, którym jakaś anonimowa szajka sprawuje kryptochemokrację przy pomocy maskonów. W powietrzu i wodzie znajdują się maskony, które odurzając ludzi, stwarzają im podstawiony obraz świata. Na przykład wydaje im się, że jeżdżą wygodnymi samochodami, podczas gdy tak naprawdę galopują na piechotę, od czego dręczy ich chroniczna zadyszka. Kiedy Ijon Tichy siedzi z profesorem Tarantogą w restauracji przy pieczonym bażancie i czerwonym winie, prrofesor podsuwa mu pod stołem ocykan, który te maskony neutralizuje. Osłupiały Ijon Tichy widzi, że to, co miało być palmą, to troczki od kaleson, zwisające z nary usytuowanej wyżej, a zamiast bażanta, na talerzach jest jakaś brunatna bryja, którą obsługa nalewa gościom ze szlauchów. Ale tę bryję ktoś jednak musi robić, toteż profesor Tarantoga wyjaśnia swemu zdrętwiałemu rozmówcy, że robotnicy przy wejściu do fabryki, dostają porcję ocykanu z jakimś dodatkiem skłaniającym człowieka do poświęcenia, produkują bryję i inne rzeczy, a przy wyjściu dostają znowu potężną porcję maskonów i natychmiast zapominają o tym, co było w fabryce. Ale przy którymś kolejnym spotkaniu, profesor Tarantoga podsuwa Tichemu najnowszą odmianę bardzo silnego ocykanu. Kiedy Tichy pociągnął z buteleczki, z przerażeniem zobaczył, że żadnego profesora przed nim nie ma, tylko zardzewiały, poskręcany drutami robot, do którego ktoś uczepił szmatkę z napisem „Fryzak” i numerem. Rzucił się do ucieczki, a uciekając potrącił „profesora”, który na jego oczach zaczął się rozpadać. Jak widzimy, powrót do „wieku złotego” może być bardzo problematyczny, a i to pod warunkiem, że fundamenty cywilizacji zostaną zachowane. To jednak też nie jest pewne, bo jej filary są z wściekłością niszczone przez proletariat zastępczy na usługach żydokomuny, która ma nadzieję, że wreszcie odnowionym światem zawładnie. Nie jest jednak pewne, czy będzie miała jeszcze czym władać, czy też hordy, jakie pojawią się na miejscu dawnych narodów, nie bedą tolerowały żadnej władzy, również ichniej.

Ale to wszystko jeszcze nic w porównaniu z gromem, który z jasnego nieba gruchnął 15 października. Oto Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymało pana mecenasa Romana Giertycha, który w ostatnim czasie intensywnie usiłował przejść na jasną stronę Mocy. Najwyraźniej musiał zlekceważyć możliwość schronienia się za murami immunitetu, toteż nie tylko został zatrzymany, ale w dodatku CBA urządziło mu przeszukanie domu. Podczas tego przeszukania mecenas Giertych zasłabł i zabrało go pogotowie. Nie wiadomo, czy coś tam znaleziono, czy też mecenas Giertych doznał wstrząsu z powodu samego zatrzymania i rewizji – bo to może być zwiastun wkraczania w etap surowości w całej przerażającej postaci. Skoro i pan mecenas Giertych i pan Ryszard Krauze, któremu jeszcze w roku 2007 pan minister Kaczmarek o północy składał meldunek sytuacyjny na 40 piętrze hotelu Marriott – skoro takie figury trafiają w szpony CBA, to nikt nie może czuć się bezpiecznie. Zresztą jakże inaczej, skoro pod pretekstem zbrodniczego koronawirusa Polska powoli wraca do strefy czerwonej, no a tak – jak to zazwyczaj bywa w strefie czerwonej – moc obowiązująca leżącej u fundamentów III RP zasady: my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych – zostaje czasowo zawieszona, a kto wie, czy nie odwołana?

Stanisław Michalkiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!