Felietony

Aktywiści-flagellanci

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Jak tak dalej pójdzie, to coraz więcej dzieci pytanych, kim chciałyby zostać w przyszłości, będą odpowiadały, że „aktywistami”. Aktywista nie musi bowiem niczego umieć, nawet czytać i pisać. Wystarczy, że potrafi słuchać, najlepiej przez telefon komórkowy, co mu tam poleci robić jak nie oficer prowadzący, to dzielnicowy fuhrer Obywateli SB, a w ostateczności – sam pan red. Adam Michnik, albo ktoś z redakcyjnego Judenratu. Bo tymi wszystkimi aktywistami bez względu na to, pod jakimi występują flagami, tradycyjnie kręci żydokomuna. Tradycyjnie – bo w latach 40-tych i 50-tych też kręciła „aktywistami”, wysyłając całe ich hordy, a to do walki z „kułakami”, a to do pacyfikowania „drobnomieszczan”, ewentualnie – „zaplutych karłów reakcji” albo „reakcyjnego kleru”. Do walki z „zaplutymi karłami reakcji” aktywiści nie wystarczali; używani byli przede wszystkim do ich demaskowania i wskazywania nieubłaganym palcem, a właściwą robotę odwalali już „czekiści”, wśród których było całkiem sporo awansowanych „aktywistów”, zwanych także „czajnikami społecznymi”. Taki pan redaktor Michnik musiał nasiąknąć tą atmosferą aktywizmu w dzieciństwie, więc trudno się dziwić, że na starość te wszyskie smrody oddaje. Zresztą nie on jeden; współwłaściciel spółki „Agora”, która wydaje żydowską gazetę dla Polaków pod redakcją kierunkiem Adama Michnika, stary żydowski finansowy grandziarz, nie tylko roztacza znajome wonie, ale w dodatku futruje aktywistów jurgielgtem, żeby się uaktywniali, jak Lenin przykazał. W takiej sytuacji dla młodego człowieka, który nie tylko nie zdążył nabyć żadnych pożytecznych umiejętności, ale właśnie dlatego, że jeszcze nie wie, czego nie wie i uważa że zjadł wszystkie rozumy – kariera „aktywisty” jest znakomitym, jeśli nie jedynym wyjściem. Inna rzecz, że za te wszystkie dobrodziejstwa trzeba płacić posłuszeństwem wobec dysponentów miłego grosza, ale wiadomo, że nie ma róży bez kolców. Dopóki jednak aktywista się słucha i robi, co mu tam starsi i mądrzejsi każą, nie tylko jest wynagradzany bezkarnością, ale może nawet powiększyć grono – ale nie aniołków, tylko autorytetów moralnych. Znakomitym przykładem takiego awansu jest niejaki „Margot”, którego uwolnienia z aresztu domagają się „naukowcy” z całego, no może nie do końca „całego”, ale niektórych części świata. A których „niektórych”? Ano tych, w których sprawami publicznymi kręci żydokomuna, podobnie jak tamtejszymi Umiłowanymi Przywódcami, którzy skaczą przed nią z gałęzi na gałąź. Przejrzałem listę sygnatariuszy tego apelu, ale nie chce mi się wierzyć, by było aż tylu utytułowanych zboczeńców, natomiast wiele nazwisk wskazuje na znakomite „korzenie”. Nie dotyczy to oczywiście pani profesorowej Magdaleny Środy, która „korzeni” zdaje się nie ma, ale tym bardziej musi się starać, żeby ten brak nadrobić. Bo – jak mawiano w SS – czysty typ nordycki bez mydła jest czysty, podczas gdy typy nieczyste muszą się pucować. Bo monopol na rytualną czystość i nieczystość mają starsi i mądrzejsi, podobnie jak na martyrologię, którego to monopolu zazdrośnie strzegą, bo ciągną z niego grubą rentę. Jaka szkoda, że Sławomir Nowak nie skapował w porę, by zostać „aktywistą” i w rezulacie wylądował w areszcie, podobnie jak ten cały „Margot” – ale w jego sprawie naukowcy jeszcze nie protestują. Najgorsze są nieproszone rady, ale radziłbym panu Sławomirowi, żeby ogłosił, iż właśnie odkrył, że jest kobietą. Jestem pewien, że tym fenomenem zainteresowałby się pan prof. Zbigniew Lew-Starowicz, a za nim – jeszcze inne osoby utytułowane. Gdyby tak „świat” się za nim ujął, jak za „Margotem”, to nawet niezawisły sąd musiałby się zreflektować, uznać swój błąd i wypuścić panią Sławomirę Nowakową, która pewnie zaraz powiększyłaby grono autorytetów moralnych. W przypadku niezawisłego sądu najważniejsze jest, do której partii taki jeden z drugim sędzia należy; jeśli do partii sędziów „starych”, którzy samego jeszcze znali Stalina, to już tam nieomylny instynkt klasowy podpowiada mu, kogo wtrącać do lochu, żeby tam jęczał i szlochał, a kogo w żadnym wypadku tam nie wtrącać. Jeśli taki jeden z drugim sędzia należy do partii sędziów „młodych”, to instynkt samozachowawczy mu podpowiada, kogo wtrącać do lochu, a kogo nie. Z tego powodu grono skazanych przez sędziów należących do partii „starych” nie pokrywa się z gronem skazanych przez sędziów zapisanych do partii „młodych”.

Wdałem się w te rozważania na wieść o przełomie, jaki w jurysprudencji pojawił się w słynącym na całym świecie z niezawisłości sądowej Poznaniu. Okazało się, że ta chwalebna niezawisłość rozciąga się nie tylko na niezawisłe sądy, ale nawet na prokuraturę. Oto bowiem pani prokuratorowa Magdalena Włodarczak doszła do, przekonania, że tęczowa flaga nie znieważa pomników i odmówiła ścigania osób, które udekorowały nią pomnik Adama Mickiewicza. Najwyraźniej musi ona należeć do partii „starych”, bo instynkt klasowy… – i tak dalej. Mniejsza jednak o to, bo znacznie ważniejszy i brzemienny w skutki jest pogląd, że tęczowa flaga nie znieważa pomników. Dlaczego akurat tęczowa ich nie znieważa – tego już pani prokuratorowa nie wyjaśniła. Najwyraźniej flaga fladze nierówna i tylko patrzeć jak powstanie wnet straszliwa wiedza, która flaga znieważa, a która nie. Jestem pewien, że wyższe szkoły gotowania na gazie będą co roku wypuszczały magistów-flagellantów (ja oczywiście wiem, że to słowo pierwotnie oznaczało biczowników, podobnie jak określenie „zboczeniec” oznaczało sodomitów płci obojga – chociaż sodomita „przyjaźnie machający” do uczestników marszu ku czci Powstańców Warszawskich, sprawiał wrażenie, jakby walił konia, więc choćby z tego powodu mógłby zolsftać flagellantem) oraz promowały uczonych doktorów i marcowych docentów, którzy dokumentnie wyjaśnią, dlaczego, dajmy na to, czerwona flaga ze swastyką na białym polu w środku ma charakter znieważający, a, dajmy na to, czerwona flaga ze złotą, pięcioramienną gwiazdą – już nie. Pojawią się rozprawy doktorskie i habilitacyjne tak, że Kancelaria Prezydenta nie nadąży z drukowaniem i oprawianiem w cielęcą, albo oślą skórę nominacyjnych aktów. Ale to na razie pieśń przyszłości, natomiast istotne jest, że ta decyzja niebywale rozszerza możliwości działania aktywistów. Jak dotąd bowiem wystrzegali się oni starannie przed wieszaniem tęczowych flag na pomnikach żydowskich, na przykład na pomniku Umschlagplatz. Najwyraźniej nie byli pewni, czy nie okaże się, że ta tęczowa flaga taki pomnik jednak znieważa – co pociągnęłoby za sobą uznanie takiego „aktywisty” za przestępcę, a być może nawet prowokatora i nie tylko nikt nie stanąłby „murem” w jego obronie, tylko stado autorytetów moralnych ze świętym oburzeniem wołałoby o przykładne i drakońskie kary. Skoro jednak niezależna pani prokuratorowa ze słynącego na całym świecie z sędziowskiej niezawisłości Poznania orzekła, że tęczowa nie znieważa, to dlaczego „aktywiści” mieliby sobie żałować i nie umajać tęczowymi flagami na przykład pomnika Bohaterów Getta, czy wspomnianego Umschlagplatzu?

Stanisław Michalkiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!