Niedobór mieszkań w Szwajcarii, w związku z masowym napływem imigrantów z „trzeciego świata”, pogłębia się. Aby zaradzić kryzysowi, skrajnie lewicowa aktywistka, pracująca na codzień jako architekt, zaproponowała rzekomo „innowacyjną” koncepcję w budownictwie mieszkaniowym. Chodzi o przymus państwowy i budowę bloków ze wspolnymi kuchniami oraz łazienkami. To nic nowego – tego typu projekty były na porządku dziennym w Związku Sowieckim za czasów Józefa Stalina.
Szwajcarska aktywistka postuluje wprowadzenie „komunałek”. Termin ten odnosi się do bloków mieszkalnych, powstających w Związku Sowieckim od lat 40. XX wieku. Jest to system mieszkaniowy o bardzo ograniczonej prywatności, gdzie wiele rodzin dzieli kuchnię, toaletę i inne pomieszczenia socjalne. Zjawisko to miało swoje korzenie w trudnej sytuacji mieszkaniowej i niedoborze lokali w państwie Stalina po zakończeniu II Wojny Światowej. Komunałki, oprócz tego, że były uciążliwe, stwarzały idealne warunki dla powszechnej inwigilacji ich mieszkańców.
Pomysł wzorowany na nich, pojawił się ostatnio w Szwajcarii. Od tego lata mniej niż jeden procent mieszkań stoi pustych w ponad połowie wszystkich gmin. Dlatego też architekt Regula Lüscher z Zurychu, która przez 14 lat pełniła funkcję dyrektora ds. budownictwa w tamtejszym Senacie i sekretarza stanu ds. rozwoju miast w Berlinie, zaapelowała do polityków o przemyślenie kwestii zmiany myślenia o budownictwie mieszkaniowym.
Kryzys mieszkaniowy w Szwajcarii powstał, gdy kraj przyjął 1,5 mln imigrantów w ciągu ostatnich 20 lat. Jako remedium, Regula Lüscher nie zaproponowała oczywiście masowe deportacje, ale zmiany w stylu życia i rezygnację przez Szwajcarów z własnej kuchni czy salonu na rzecz wspólnego użytkowania przestrzeni. – Czy naprawdę każde mieszkanie musi mieć wszystko? Mieszkańcy mogliby dzielić pewne rzeczy – powiedziała w wywiadzie dla szwajcarskiego portalu Blick.
Jako lewicowa aktywistka, zasugerowała oczywiście wprowadzenie państwowej regulacji rynku mieszkaniowego. – Pociąg odjechał i pędzi z dużą prędkością. Są aspekty, na które nie mamy już wpływu. Czynsze będą nadal rosły, a konsumpcja na metr kwadratowy będzie spadać, co jest korzystne dla środowiska. Ale przede wszystkim osoby o niższych dochodach będą musiały żyć w ciasnych warunkach. To może prowadzić do niepokojów społecznych – stwierdziła. Dalej było już tylko ciekawiej:
– To chciwość. Kiedy ktoś ma produkt i ma na niego wielu kupców, winduje ceny. Co więcej, ceny gruntów są teraz tak wysokie, że inwestorzy mogą pokryć swoje wydatki jedynie wysokimi czynszami. Gdyby grunty należały do państwa, nacisk byłby położony nie na zysk i zwrot z inwestycji, ale na dobro wspólne.
W Szwajcarii obowiązuje teraz prawo dotyczące planowania przestrzennego, które nakłada na nas obowiązek tworzenia określonych stref mieszkaniowych. Nie możemy tworzyć kolejnych osiedli mieszkaniowych; zamiast tego musimy wykorzystać istniejącą przestrzeń i zwiększyć jej gęstość.
Istniejące budynki powinny być wykorzystywane jako zrównoważone źródło, ale także jako najbardziej przystępne cenowo mieszkania. Jeśli uda nam się powiększyć istniejącą przestrzeń życiową na szerokość lub wysokość, z większym prawdopodobieństwem doprowadzi to do zagęszczenia zabudowy – nawet w domach jednorodzinnych. Tylko wtedy mieszkańcy będą mogli pozostać w swoich domach. Tak, nawet prywatni właściciele domów muszą zadać sobie pytanie, czy sensowne jest, aby stosunkowo niewiele osób mieszkało na dużym obszarze.
W przeszłości kilka pokoleń mieszkało na jednej posesji. Młodzi mieszkali na dole, a dziadkowie na górze, w małym domku. Nikt nie był samotny. Osiedle domów jednorodzinnych nie powinno być przekształcane w wieżowiec, ale podwojenie powierzchni mieszkalnej poprzez dobudowę ma znaczący wpływ. A w zamożnej Szwajcarii często prowadzi to do rozbiórki. Jest to niekorzystne z ekologicznego punktu widzenia i pogłębia przepaść między bogatymi a biednymi, ponieważ ceny mieszkań rosną.
W tym przypadku konieczna jest presja ze strony władz – na przykład poprzez wprowadzenie zakazu rozbiórki, który zostałby zniesiony, gdy tylko właściciele udowodnią, że po rozbiórce pomieszczą co najmniej dwa razy więcej osób niż w istniejących budynkach. Ponieważ rynek nie będzie się regulował sam, a rezultatem byłoby wypychanie uboższych ludzi, głównie imigrantów, z centrów i zmniejszanie się różnorodności społecznej. Mówiąc o tym, nie mam na myśli tylko centrum Zurychu.
My, Szwajcarzy, musimy to przemyśleć. Czy każde mieszkanie naprawdę potrzebuje wszystkiego, czy też najemcy mogliby dzielić pewne rzeczy? Na przykład kuchnię, salon lub pokój gościnny? (…) Do tego trzeba być gotowym na dzielenie się. Wiele spółdzielni mieszkaniowych już stosuje to podejście. Prywatni inwestorzy i fundusze emerytalne koncentrują się jednak na „anonimowym” budownictwie mieszkaniowym.
Szwajcaria stawia na współpracę i osobistą odpowiedzialność. Niemcy stawiają na przymus. To wynika z mentalności. Państwo niemieckie dysponuje zatem skuteczniejszymi środkami ustalania standardów.
NASZ KOMENTARZ: „Na to, by w danym kraju zapanował socjalizm, wystarczy wprowadzić w nim demokrację” – Karol Marks.
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!