Wiadomości

Białoruskie służby mają dostęp do skrzynek mailowych polskiej ambasady na Białorusi?

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Aleksiej, mieszkaniec Mińska, twierdzi, że ​​funkcjonariusze w cywilu przyszli do niego zaraz po tym, jak napisał e-mail do Ambasady i Konsulatu RP na Białorusi. Mężczyzna sugeruje, że dostęp do tych skrzynek może mieć białoruska bezpieka.

Aleksiej dzwoni z Turcji, miesiąc temu przyjechał do tego kraju i zamierza się tam zalegalizować. Jeszcze w połowie października planował wyjazd do Polski, ale musiał nagle ewakuować się z kraju. Wszystko zaczęło się tej jesieni od tego, że gdzieś „wyszło” zdjęcie Aleksieja z protestów i zainteresowała się nim policja.

– Dzwonili, rzekomo doprowadziłem do kolizji drogowej. Powiedzieli, że tak naprawdę nawet nie widzieli, czy to w ogóle ja, a ze względu na przedawnienie nie mogli mi nic pokazać, ale byli zobowiązani do przeprowadzenia rozmowy wyjaśniającej – mówi mieszkaniec Mińska. – Zaproponowałem, że zrobię to telefonicznie – powiedzieli: „Nie, musisz przyjść i podpisać”. Zaproponowałem, żeby przesłali mi dokumenty, a ja złożę podpis elektroniczny. Odpowiedź: „Nie, nie możemy tego zrobić. Powiedz, gdzie jesteś, przyjedziemy do ciebie wszędzie”. Zrozumiałem wszystko i odmówiłem pójścia gdziekolwiek.

Aleksiej i jego rodzina nie mieszkają w miejscu zameldowania, więc nie spodziewał się, że bezpieczniacy przyjdą do jego domu w miejscu zamieszkania. Mówi, że w przypadku pojawienia się „gości” pod tym adresem, dowiedziałby się o tym od sąsiadów. Pomyślał jednak, że tak go nie zostawią i postanowił zaplanować swój wyjazd, aby ubiegać się o wizę humanitarną w Polsce. Była połowa października.

– Ze względu na duży przepływ ludzi w agencji nie mogli mnie szybko wpisać do kolejki. Tydzień później, biorąc pod uwagę krytyczną sytuację, zaproponowali, żebym napisał bezpośrednio do konsula – mówi mężczyzna.

Napisał do wydziału konsularnego na adres e-mail podany na oficjalnej stronie internetowej. Stamtąd pismo zostało przekierowane do skrzynki pocztowej wymienionej na stronie internetowej jako skrzynka pocztowa „informacje wizowe”.

– Opisałem sytuację taką, jaka jest: byłem na protestach, jest zaświadczenie o pobiciu przez siły bezpieczeństwa, na ramieniu mam duży tatuaż z flagą BCzB i „Pogonią” – wyjaśnia Alexey. – Otrzymałem automatyczną odpowiedź, że muszę podać adres i numer telefonu. Ja, myśląc, że wszystko jest pewne, napisałem prawdziwy adres, mój nowy numer (wcześniej tylko go zmieniłem, żeby nigdzie nie świecić). Cóż, to wszystko. Trzy godziny później pod drzwiami wujkowie w sportowych dresach i policyjnych mundurach.

Być może był to zwykły zbieg okoliczności i siły bezpieczeństwa w jakiś inny sposób dowiedziały się o jego miejscu pobytu? Mężczyzna nie wierzy w takie zbiegi okoliczności:

– Myślałem o tym. Ale nikt [z moich znajomych] nie został ostatnio zatrzymany. I nie znalazłem w myślach nikogo, kto mógłby mnie wydać. Oczywiście może to być zbieg okoliczności i rozgryźli mnie przez komórkę, ale znając kilka przykładów ich ospałości, trudno w to uwierzyć. Gdyby najpierw przyszli do miejsca zameldowania, nie pomyślałbym o poczcie konsularnej.

Uważa, że ​​służby bezpieczeństwa mają jakiś dostęp do skrytek wydziału konsularnego Ambasady RP.

– Wiedząc, jacy są powolni, wszystko za bardzo się zbiegło. Nawet jak do mnie zadzwonili, a ja odmówiłem przyjścia na rozmowę, uprzedzili mnie przez telefon, że wyślą wezwanie. Powiedzieli: jeśli się na tym nie pojawię, będzie jakaś odpowiedzialność – Aleksiej zbiera fakty. – Ale nic nie przyszło na adres, pod którym byłem zameldowany. Najwyraźniej nie spieszyło im się zbytnio. A wtedy zadziałało od razu!

– Najwyraźniej wypłynąłem w jakichś bazach i chcieli, żebym przyszedł na policję – kontynuuje rozmówca. – Myślę, że dzwonią tam ludzie i ktokolwiek przychodzi, pracują z nim, a reszta jest „w kolejce”. A kiedy pisałem w liście zarówno o tatuażu, jak i o tym, że brałem udział w marszach, chyba naprawdę stałem się dla nich łakomym kąskiem. Nie wiem, jak inaczej mogło się to stać, że nie pojechali do miejsca zameldowania, tylko od razu przyjechali do mnie do domu. Nie jestem ptakiem tego lotu, więc służby bezpieczeństwa właśnie zaczęły mnie szukać – trzeba było dowiedzieć się, kim jest moja żona, gdzie jest zameldowana. I wiedzieli, że jestem w tym mieszkaniu.

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!