Historia

„Śląscy Czwartacy” w walkach pod Kędzierzynem

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

4 czerwca 1921 roku w rejonie na południe od Góry św. Anny Niemcy wznowili ofensywę, mającą doprowadzić do zdławienia powstania. Kosztem ogromnych strat naszym oddziałom udało się zatrzymać niemieckie natarcie. Kluczową rolę w tych wydarzeniach odegrał pułk Karola Gajdzika, którego jeden z batalionów złożony był z siemianowiczan.

Podjęte przez oddziały niemieckie w dniu 21 maja 1921 roku natarcie w rejonie Góry św. Anny przyniosło im niewielkie zdobycze terenowe, nie zdołały one jednak osiągnąć zasadniczych celów, jakie przed nimi stawiano:

Pod Górą św. Anny

2 czerwca 1921 roku dowodzony przez Karola Gajdzika 4 pułk piechoty im. „Czwartaków”, o czym była już mowa, włączony został do 1 Dywizji Górnośląskiej, którą to dowodził major Jan Ludyga – Laskowski. Kapitan Adam Benisz, dowódca powstańczego garnizonu w Kędzierzynie, pisze w książce „Walki o Kędzierzyn. Z trzeciego powstania na Górnym Śląsku (od 3 V – 5 VII 1921 r.)”:

„Po unicestwieniu w dniu 25. V. na odcinku pułku II usiłowań Niemców sforsowania Odry nasze oddziały utrzymały się do dnia 26. V. na następującej linji: Wielmierzowice – Krasowa – Łąki – Zalesie – Klucz – Zimna – Wódka.

Na powyższej linji luzują dotychczasowe pułki dnia 26. i 27. V. – 3 pułk Niemczyka w sile 1375 ludzi, baon Rybnicki w sile 380 ludzi, baon Mikulski z grupy południowej, oraz dnia 2. VI. pułk 4-ty Gajdzika w sile 2400 ludzi.”

Wykrwawione pułki Walentego Fojkisa i Franciszka Rataja zostały wycofane z frontu. Oddajmy jeszcze raz na moment głos dowódcy 1 Dywizji Górnośląskiej majorowi Janowi Ludydze – Laskowskiemu:

„Front I dywizji, ciągnący się od Brzeziec do Januszkowic i od Januszkowic do Olszowy i Księżego Lasu, zajęty był w chwili ataku niemieckiego przez dwa pułki wojsk powstańczych, mianowicie przez 3 pułk pod dowództwem Niemczyka, w sile 1375 karabinów, 10 karabinów maszynowych i 19 mino- i bombomiotaczy, i przez 4 pułk pod dowództwem Gajdzika, który w sile 1854 karabinów i 7 karabinów maszynowych przybył na front I dywizji dnia 2 czerwca, luzując 2 pułk Cymsa, który dnia następnego rozpocząć miał ewakuację oddziałów swoich z frontu do zagłębia przemysłowego. Poza tym dowództwo I dywizji rozporządzało dwoma batalionami grupy południowej w łącznej sile 360 karabinów, dwoma kompaniami 6 pułku zabrskiego w sile 98 karabinów, jednym samochodem pancernym i czteroma bateriami artylerii. W chwili ataku dwa bataliony 2 pułku znajdowały się w okolicy Pogorzelec – Brzeziec, a jeden batalion znajdował się w drodze Ujazd – Rudziniec.”

Prace Adama Benisza i Jana Ludygi – Laskowskiego stanowiły do niedawna podstawowe źródło dla określenia sił powstańczych, jakie w pierwszych dniach czerwca 1921 roku znalazły się na przedpolu Kędzierzyna. Oto w Encyklopedii Powstań Śląskich, w notce o 4 pułku piechoty Gajdzika („Królewskohucki Pułk Powstańczy im. Czwartaków”), możemy przeczytać:

„Pod koniec V siły pułku zostały skierowane na centralny odcinek działań, wchodząc w skład 1 Dywizji Wojsk Powstańczych. 2 VI pułk zajął pozycje na linii: Januszkowice – Raszowa – Łąki Kozielskie – Cisowa; liczył wówczas 2400 żołnierzy i był uzbrojony w 1845 karabinów i 7 kaemów.”

Oczywiście, mamy tu czeski błąd. Według Jana Ludygi – Laskowskiego pułk miał mieć bowiem na wyposażeniu nie 1845, ale 1854 karabiny. Ważniejsze jednak jest to, że podane liczby … dalekie są od precyzji.

W świetle raportu stanu dowództwa grupy „Wschód” z dnia 1 czerwca 1921 roku, tego dnia 4 pułk Karola Gajdzika liczyć miał 14 oficerów, 23 pełniących obowiązki oficerów, 243 podoficerów i 1202 szeregowych (w sumie – 1482 ludzi). Na jego uzbrojenie składać się miało 797 karabinów, 10 ciężkich karabinów maszynowych, 4 lekkie karabiny maszynowe, 2 miotacze granatów oraz 4 działa.

W powyższym zestawieniu nie został ujęty I batalion 4 pułku, którym to w tym czasie dowodził ppor. Walenty Podstawski i który to już wcześniej został wydzielony ze składu pułku i podporządkowany dowództwu 1 Dywizji Górnośląskiej. Batalion, który sformowany został z oddziałów powstańczych z Chropaczowa, Łagiewnik, Szarlocińca, Lipin i Świętochłowic, teraz powracał do macierzystego pułku. W skład batalionu wchodziły cztery kompanie strzeleckie oraz kompania karabinów maszynowych i liczył on około tysiąca ludzi. Cały pułk liczył więc prawie 2,5 tysiąca powstańców.

Batalion ppor. Podstawskiego po dziesięciu dniach walk został zluzowany przez III batalion 4 pułku i mógł się udać na zasłużony odpoczynek. Sierż. sztab. Karol Hawelko, dowódca 1 kompanii w I batalionie 4 pułku, wspomina:

„Moją kompanią obsadziłem linię od Odry przez Januszkowice w kierunku Leśnicy. Był to odcinek bardzo długi, a nasze siły za słabe. Stała gotowość bojowa wyczerpywała kompanię do ostatecznych granic. W tych ciężkich warunkach trzymałem mój odcinek frontu do 3 czerwca, kiedy to zostaliśmy zmienieni przez 2 baon 10 pułku, a nasz udał się na upragniony odpoczynek do Kędzierzyna.”

Dowódca 3 kompanii z tegoż batalionu, sierż. sztab. Józef Trojok, z kolei stwierdza w swej relacji:

„Po prawie 10 dniach ostrych walk kompania została wysłana na spoczynek.”

Nieco inną strukturę organizacyjną, niźli I batalion, miały bataliony II i III. W skład każdego z nich wchodziły bowiem po trzy kompanie strzeleckie oraz kompania karabinów maszynowych. II batalion 4 pułku piechoty, którym dowodził ppor. Henryk Majętny, sformowany został w Królewskiej Hucie i jego trzon stanowili powstańcy z Królewskiej Huty i Hajduk Wielkich. III batalionem 4 pułku piechoty dowodził ppor. Jan Wilim, a tworzyły go oddziały powstańcze sformowane w Siemianowicach i Laurahücie. W składzie pułku znajdował się jeszcze IV batalion, którym dowodził sierż. sztab. Alojzy Starzyński. W jego składzie znalazły się kompanie specjalne pułku – kompania saperów, kompania miotaczy min i granatów, kompania karabinów maszynowych oraz kompania sztabowa.

1 Dywizja Górnośląska w przeddzień włączenia doń 4 pułku poiechoty liczyć miała (w świetle raportu Dowództwa Grupy „Wschód” z 1 czerwca 1921 roku) 95 oficerów, 9 pełniących obowiązki oficerów, 458 podoficerów i 2851 szeregowych (w sumie – 3413 ludzi). Jej uzbrojenie to 3002 karabiny, 116 szabel, 45 ciężkich karabinów maszynowych, 17 miotaczy granatów i 6 dział. Trzon dywizji stanowiły dwa pułki piechoty – 2 pułk piechoty Pawła Cymsa oraz 3 pułk piechoty Rudolfa Niemczyka. Do tego dochodziło kilka samodzielnych batalionów (w tym wspomniany I batalion 4 pułku) oraz pododdziały specjalne i służby.

Siły, wchodzącego w skład 1 Dywizji Górnośląskiej, 3 pułku poiechoty jego dowódca, Rudolf Niemczyk, charakteryzuje następująco:

„Według raportu z dnia 1 kwietnia 1921 r. stan ludzi wynosił 1.893 plus 35 oficerów, karabinów 1.775, w tym: rosyjskich 191, austriackich 110, francuskich 11, miotaczy granatów 11 i karabinów maszynowych 29. Mieliśmy też 1 auto pancerne, 2 haubice, 7 kuchni polowych, amunicji do karabinów niemieckich 198.730, rosyjskich 4.576, austriackich 100 sztuk, francuskiej amunicji nie było w ogóle.”

Dodajmy, że (według meldunku z 28 maja 1921 roku dowództwa 1 Dywizji Górnośląskiej) poszczególne bataliony 3 pułku piechoty liczyć miały: I baon – 600 ludzi, II baon – 475 ludzi, III baon – 342 ludzi. W świetle tego samego meldunku stan 2 pułku piechoty na ten dzień to 48 oficerów, 228 podoficerów i 1202 szeregowych. Uzbrojenie tegoż pułku tego dnia stanowiły: 1501 karabinów, 13 ciężkich i tyleż lekkich karabinów maszynowych oraz 7 miotaczy granatów.

Pomijając już to, że w relacji Rudolfa Niemczyka mamy ewidentną pomyłkę w nazwie miesiąca (z całą pewnością chodziło mu o raport z 1 czerwca 1921 roku, nie zaś z 1 kwietnia), to trudno nie zauważyć, że dane te nie są ze sobą spójne. Na obecną chwilę nie jestem w stanie ze stuprocentową odpowiedzieć, z czego te niespójności wynikają.

Wydaje się, że do relacji Rudolfa Niemczyka wkradł się błąd, gdy chodzi o podaną przez niego liczbę karabinów i że rację ma tu Major Ludyga – Laskowski, iż karabinów pułk miał 1375 (nie zaś 1775). Moją wątpliwość budzi też, podana w raporcie dowództwa 1 Dywizji Górnośląskiej z 28 maja 1921 roku, informacja, iż 2 pułk piechoty miał tego dnia na stanie 13 lekkich karabinów maszynowych, które jednakże nie występują w innych dokumentach. Podejrzewam, że autor raportu przez pomyłkę wpisał do rubryki „lekkie karabiny maszynowe” ilość ciężkich karabinów maszynowych, po czym uzupełnił rubrykę „ciężkie karabiny maszynowe”, ale nie wykreślił ich już z rubryki „lekkie karabiny maszynowe”. Są to jednak wszystko tylko hipotezy…

Niezależnie od wymienionych pododdziałów piechoty, majorowi Ludydze – Laskowskiemu podporządkowano nadto nowo sformowaną grupę artylerii, na czele której stanął major Kwak – Krzewiński. Ale powróćmy do książki Adama Benisza, który pisze dalej:

„Powyższe oddziały obejmują front I dywizji w sposób następujący: 3-ci pułk piechoty – I baon – Zalesie z placówką w Lichyni. II baon – Zimna – Wódka – Popice – Klucz – Olszowa, rezerwa Zimna – Wódka. III baon – rezerwa w Rudzieńcu. Sztab pułku w Ujaździe. Baon żorski: Brzeźce – Pogorzelec aż do szosy Kłodnica – Koźle – Kłodnica wyłącznie.

Baon Mikulskiego: Kłodnica, Przystań Kozielska – Grabina. 4-ty pułk piechoty sztab w Kędzierzynie. III baon na północ od Grabina – Januszkowice – Raszowa – dworzec Rokicz włącznie. II baon – Rokicz włącznie – Łąki – Czisowa włącznie. IV baon Lenartowice – Miedary; bateria, 4 działa 3 calowe rosyjskie: 1 pluton, rejon Czisowa. 2 pluton rejon półn. wschód od Raszowej.”

Spójrzmy teraz na siły strony przeciwnej… Do przeprowadzenia operacji, która miała doprowadzić do opanowania całego obszaru przemysłowego Górnego Śląska, Niemcy przeznaczyli dwie brygady, które miały liczyć łącznie około 11.500 żołnierzy. Wspierało je sześć baterii artylerii oraz kilka pociągów pancernych. Pozycje wyjściowe obu brygad rozdzielała rzeka Odra.

Lewoskrzydłowa brygada pułkownika Magnisa nacierać miała z rejonu Czarnocina, Lichyni i Łąk Kozielskich, przy czym zasadnicze uderzenie wykonać miało lewe skrzydło brygady, które miało za zadanie obejście sił głównych broniącej się w tym rejonie 1 Dywizji Górnośląskiej i zamknięcie ich w „worku”.

Brygada płk Reibnitza, operująca na prawym skrzydle niemieckiej grupy uderzeniowej, miała wspierać częścią sił natarcie brygady pułkownika Magnisa na odcinku od Solowni po Krasową, zaś pozostałymi siłami sforsować Odrę na południe od Koźla i po przełamaniu oporu powstańców rozwijać natarcie w kierunku na wschód i na południe.

Siemianowicki III batalion 4 pułku piechoty zajął stanowiska na lewym skrzydle pułku. 7 kompania zajęła pozycje po prawej stronie toru kolejowego do Leśnicy, 9 kompania zaś po lewej stronie toru, aż do szosy Januszkowice – Leśnica. Po lewej stronie szosy, wzdłuż Odry, rozlokowała się 8 kompania. Sztab batalionu ulokował się we dworze w Januszkowicach. Oddajmy ponownie głos Augustynowi Hanke z Laurahüty, który służył właśnie w III baonie 4 pułku piechoty, którym to dowoził ppor. Jan Wilim:

„Nasz batalion zajmuje pozycje na zachodzie Kędzierzyna, pod Januszkowicami, koło Góry św. Anny. W chwili objęcia stanowisk istnieje za porozumieniem obu stron walczących zawieszenie broni na przeciąg siedmiu dni. Któż jednak nie zna chytrości i fałszywości Niemców? Terminu zawieszenia nie dotrzymują i już po czterech dniach rozpoczęli generalną ofensywę.”

Dowódca 1 Dywizji Górnośląskiej major Jan Ludyga – Laskowski wspomina:

„Rozpoczęcie bombardowania frontu powstańczego dowodziło, że dowództwo Selbstschutzu o żadnych zawieszeniach broni nie myślało. Przeciwnie, Niemcy postanowili wykorzystać bierność Naczelnej Władzy i NKWP oraz niezaradność Komisji Międzysojuszniczej i śmiałym atakiem uderzyć na powstańców, oczekujących pomocy wojsk koalicyjnych w obsadzeniu przez nie Kędzierzyna i przez utworzenie linii demarkacyjnej. Powtórzyła się po raz wtóry smutna historia Gogolina. Generał Hoefer wbrew oczekiwaniom Komisji Międzysojuszniczej rozpoczął drugą ofensywę w kierunku Ujazd – Gliwice z zamiarem okrążenia poważnych sił powstańczych i zawładnięcia zagłębiem przemysłowym.

O godzinie 2.30 rano dnia 4 czerwca 1921 r. obłożyli Niemcy ogniem artyleryjskim, bombo- i minomiotaczami, cały front od Odry aż po Popice – Klucze, po czym aeroplany wzniosły się w powietrze, by zawiadomić ludność niemiecką na terenie przez powstańców zajętym o rozpoczętej ofensywie.

Pierwsze zwiastuny zbliżającego się niebezpieczeństwa to odgłosy ognia artylerii niemieckiej, jakie dochodziły z frontu do Rudzińca. Pierwsze meldunki z frontu otrzymało dowództwo dywizji o godzinie 4 od dowództwa 3 pułku. Po dwugodzinnej ciężkiej walce padły miejscowości Olszowa, Popice, Klucze, Zimna Wódka. Prawe skrzydło dywizji było poważnie zachwiane. Zalesie wystawione było na atak z trzech stron, a wkrótce groziło niebezpieczeństwo całkowitego okrążenia tej miejscowości przez Niemców. Powstańcy zmuszeni zostali do odwrotu. Na odcinku Sławięcice – Ujazd zawiązały się zacięte walki. Bateria Ligockiego, cofając się spod Zalesia, strzela w atakujące oddziały niemieckie „a bout portant”. Oficerowie rywalizują z najwaleczniejszymi szeregowcami. Mimo widocznej przewagi liczebnej i technicznej nieprzyjaciela powstańcy bronią zaciekle każdej piędzi ziemi. Sztab dywizji wydaje rozkaz bronienia się aż do ostateczności. W czasie tych walk giną najlepsi przywódcy powstańców. O godzinie 5 toczyła się walka o Sławięcice i Ujazd.”

Tak więc, 4 czerwca o godzinie 2.30 (według Wacława Ryżewskiego – o 2.00) niemiecka artyleria rozpoczęła potężny nalot z dział średniego i lekkiego kalibru, który trwał równo godzinę, po czym oddziały obu brygad ruszyły do natarcia – najpierw oddziały lewego skrzydła brygady Magnisa, tj. odziały freikorpsów „Oberland” i „Heintze” wraz z batalionem Bergerhoffa, które przez Popice i Zalesie Śląskie nacierały w kierunku na Stary Ujazd. Dwie godziny później do ataku ruszyło prawe skrzydło brygady Magnisa, tj. pułki pułkowników Irmera i Martina.

Gwałtownego uderzenia freikorpsów „Oberland” i „Heintze” oraz batalionu Bergerhoffa nie wytrzymały pododdziały 3 pułku piechoty, broniącego się na prawym skrzydle 1 Dywizji Górnośląskiej. 2 batalion ppor. Alojzego Gruszki znalazł się w potrzasku i mimo desperackich prób przebicia się z okrążenia w większości dostał się do niewoli. Niemcy zawlekli wziętych do niewoli powstańców do pobliskich zagajników i tam ich wymordowali. 1 batalionowi ppor. Kalemby oraz 3 batalionowi ppor. Nędzy udało się wycofać, ale za cenę ogromnych strat. Klucz, Popice, Zalesie Śląskie, Stary Ujazd i Sławięcice znalazły się w rękach niemieckich.

Wskutek wycofania się 3 pułku powstańczego 4 pułk piechoty Karola Gajdzika walczył z odsłoniętym prawym skrzydłem. Groźba okrążenia z każdą chwilą stawała się coraz bardziej realna. Powróćmy do relacji Adama Benisza, opisującego natarcie niemieckie w pasie bronionym przez pododdziały II baonu 4 pułku piechoty, którym to dowodził ppor. Henryk Majętny. Oto kapitan Benisz pisze:

„Druga linja [niemieckiego ataku] to: Leśnica – Cisowa, którą atakował pułk. Irmer z batalionami Garnier i Bethusy – Huc. Łąki wpadły w ręce niemieckie około godziny 5.10, a następnie po krwawych walkach trójkąt Leśnica – Raszowa – Cisowa.

Tymczasem zaostrzyło się położenie w pasie obrony siemianowickiego III baonu 4 pułku, którym to baonem dowodził Jan Wilim i którego sztab ulokował się w Januszkowicach. Adam Benisz pisze:

„Trzecia linja [niemieckiego ataku] szła: Deszowice – Wielmierzowice, którą atakował pułk. Martin Marienburg. Atak II brygady miał uderzyć od zachodu w powstańcze lewe skrzydło. Oddziałom pionierskim Kagelmana udało się w wczesnych godz. rannych zbudować most na Odrze pod Deszowicami dla II brygady, której część przystąpiła do rozpoczętej ofenzywy, skutkiem czego powstańcze oddziały zmuszone były wycofać się po uporczywej walce na Januszkowice.”

Nieco dalej kapitan Benisz stwierdza:

„Wobec tych wypadków powstańczy front załamał się, a oddziały zaczęły cofać się od godziny 5-ej na Kędzierzyn wzdłuż toru kolejowego i szosy Januszkowice – Pogorzelec – Kędzierzyn – Sławięcice. Krótko potem wyjechały drogą na Bierawę treny pułku Gajdzika, a w ślad za nimi opuścił Kędzierzyn sztab pułku Gajdzika.”

Wyjaśnić należy, że informacja o załamaniu się powstańczego frontu, przynajmniej w pasie obrony 4 pułku, jest dalece przedwczesna. W odwrocie znalazły się bowiem jedynie grupy rozbitków, które zaczęły odchodzić w kierunku Kędzierzyna. Zasadnicza część pułku Gajdzika trwała natomiast na zajmowanych pozycjach. Dla ratowania położenia Karol Gajdzik skierował do walki I batalion, który dopiero co został zluzowany i skierowany na odpoczynek. Dowódca 3 kompanii w tymże batalionie sierż. sztab. Józef Trojok wspomina:

„Spoczynek trwał zaledwie 3 godziny. Wojsko niemieckie przerwało front i posuwało się w kierunku Kędzierzyna. Trzeba było dawać mu odpór.”

Nieco obszerniej pisze o tym dowódca 1 kompanii, sierż. sztab. Karol Hawelko:

„Po 6-cio godzinnym wypoczynku baon został zaalarmowany i ponownie wysiany na przerwany front. Kompania Trojaka udała się o godzinie 5-ej szosą przez Kuźniczkę na Cisową. O godzinie 6 natknęła się na czołówkę lewego skrzydła natarcia i została przywitana salwami nieprzyjaciela. Doradca pułku, który maszerował w czołówce poległ od pierwszych kuł. Zmuszeni byliśmy wycofać się do Kędzierzyna. Druga kompania pod dowództwem Rychlika wyjechała pancerówką na Raszową. Niemcy skierowali na nią silny ogień, też była zmuszona wycofać się. Ja dostałem rozkaz od podporucznika Millera odmaszerowania przez las Kuźnicki i pola w kierunku Cisowej, celem umocnienia pozycji powstańczej, której jak się okazało później już nie było.”

Z kolei Henryk Pośpiech z I batalionu wspomina:

„Kiedy … zostaliśmy przez Niemców zaatakowani, wkradł się w nasze szeregi chaos. Szczególnie młodsi wśród nas nie wytrzymywali nerwowo. Nie pomagały namowy ze strony nas — starszych, którzyśmy mieli za sobą walki w pierwszej wojnie światowej. Niedoświadczeni młodzi ludzie całymi grupami wycofywali się nocą na tyły, wskutek czego nasz front został osłabiony.”

Powróćmy jeszcze na moment do sprawy wycofania się sztabu 4 pułku piechoty z Kędzierzyna. Otóż – według majora Ludygi – Laskowskiego – sztab 4 pułku piechoty opuścił Kędzierzyn o godzinie 6.30 i udał się nie na Bierawę, ale do Ortowic. Ale wracajmy do relacji Adama Benisza:

„Do należytego oporu brakowało jednak rezerwy. Stał wprawdzie w Pogorzelcu z bronią u nogi II-gi pułk Kościuszki, gotujący się do wymarszu na zasłużony odpoczynek po zluzowaniu go przez IV-ty pułk Gajdzika, ale dowódca tego pułku Cyms, nie czując się na siłach, nie chciał zmęczonego i wyczerpanego trzytygodniową insurekcją żołnierza pchać w niepewną walkę z świeżymi siłami niemieckimi i narażać pułk, którego siła zmniejszyła się, a oddziały stanowiące w Ujaździe rezerwę I-szej dywizji, na rozbicie.

Ograniczył się więc Cyms do obsadzenia baonami Ziarnka, Müllera i Pospiecha pozycji: Brzeźce – Pogorzelec – Kłodnica, celem zatrzymania cofających się oddziałów IV-go pułku i ewentualnego zabezpieczenia się na wypadek ataku niemieckiego.”

Obronę rejonu Kędzierzyna organizował tymczasem cytowany powyżej kapitan Adam Benisz, dowódca miejscowego garnizonu powstańczego, mający do dyspozycji oddział żandarmerii zabrskiej por. Nowakowskiego oraz straż obywatelską w sile ok. 100 ludzi. Kapitan Benisz zbierał też rozbitków z 4 pułku piechoty, z których organizował oddziały do obrony miasta. Na czele tych ostatnich stanął Lemański, który zorganizowanymi przez siebie patrolami penetrował rejon na północ od Kędzierzyna, przenikając aż w rejon Sławięcic. Do dyspozycji kapitana Benisza przybyła nadto kompania z 2 pułku piechoty. Trudną do przecenienia rolę w walce o ten niezwykle ważny punkt powstańczego oporu, jakim był Kędzierzyn, odegrały dwa pociągi pancerne: „Ludyga” i „Lubieniec”.

Tymczasem o godzinie 7.00 przybył na front major Ludyga – Laskowski, który nakazał bezwzględnie utrzymać rubież Ujazd – Rudziniec – Chechło, po czym przystąpił do montowania przeciwuderzenia. Przejdźmy więc do relacji Jana Ludygi – Laskowskiego:

„O godzinie 10 II batalion 2 pułku Cymsa wyrusza z Rudzińca do Niezdrowic, by zaatakować Niemców w Sławięcicach od strony wschodniej. Wywiązały się ciężkie walki z nieprzyjacielem, który się usadowił nad Kanałem Kłodnickim, który jest doskonałym punktem obrony. Atak II batalionu 2 pułku poparty był przez oddziały 3 pułku Niemczyka, które z Chechła wyruszywszy poprzez Ujazd, zaatakowały Sławięcice od strony północnej. W pełnej walce, w chwili, gdy powstańcy wkroczyć mieli do Ujazdu, zaszedł zupełnie niespodziewany fakt. Mianowicie do Rudzińca i Ujazdu przybyły na samochodach ciężarowych oddziały wojsk francuskich, które obsadziły dworzec w Rudzińcu i wszystkie wejścia do Ujazdu gęstymi posterunkami. Francuzi zajęli linię Rudziniec – Ujazd, zabraniając równocześnie powstańcom jakichkolwiek bądź akcji zaczepnych.”

Inni autorzy skutki przybycia w rejon walk oddziałów francuskich oceniają diametralnie inaczej niźli Jan Ludyga – Laskowski, który uważa wręcz, że uratowały one Niemców od niechybnej klęski. Oto Wacław Ryżewski w pracy „Trzecie Powstanie Śląskie” stwierdza:

„Zbawienne w skutkach było wkroczenie do Ujazdu wojsk francuskich, które w myśl poleceń gen. Le Ronda wchodziły między walczące strony, by utworzyć strefę buforową. Choć na pewien okres zagrodziło to Niemcom drogę na wschód. W ten sposób groźba obejścia od tyłu 4 pułku Gajdzika została przynajmniej chwilowo oddalona.”

Powróćmy jednak do relacji Jana Ludygi – Laskowskiego:

„Na skrajnym prawym skrzydle ataku udało się pierwszej grupie niemieckiej zająć Wielmierzowice, po czym siły całej grupy skierowane zostały przeciwko Januszkowicom, które ostatecznie przeszły w ręce nieprzyjaciela o godz. 12, przy czym poniósł on ciężkie straty w ludziach. Do zajęcia Januszkowic przyczynił się w znacznej mierze oddział saperów Kagelmanna, którzy przy czynnej pomocy Włochów stacjonowanych w Koźlu dnia 4 czerwca zbudować zdołali w czasie kilku godzin most pontonowy poprzez Odrę, umożliwiając tym samym I brygadzie generała von Hülsena, stacjonowanej na zachodniej stronie Odry, przekroczenie rzeki i wdarcie się do lasku Grabiny. Oddziały I brygady pod nazwą „Oberschutz” posuwały się następnie w stronę Januszkowic, zmuszając powstańców do opuszczenia Januszkowic i wycofania się ich w kierunku na Rokiczę – Raszową.”

4 pułk piechoty tymczasem, pomimo przytłaczającej przewagi przeciwnika, bronił się w sposób, który nie może nie budzić podziwu. Walczący w III baonie Jana Wilima Augustyn Hanke wspomina:

„Nasze pozycje Niemcy zasypują huraganowym ogniem z karabinów maszynowych i pociskami artyleryjskimi z Góry św. Anny. Jednak wszystkie ataki Niemców odparliśmy i następują mordercze walki.

Niemcy posiadają najwyszukajniejszego żołnierza regularnej armii pod dowództwem generała Hoefera, tak zwaną die schwarze Schar. Każda drużyna jest w posiadaniu lekkiego karabinu maszynowego i najdoskonalszego sprzętu wojennego, natomiast powstańcy są kiepsko uzbrojeni, a ponadto odczuwamy brak amunicji. To też pod naporem tych sił i w znacznej mierze wyższych od naszych udało się Niemcom przerwać nasz front pod Kędzierzynem, którego z braku rezerw nie można było utrzymać. Jeńców nie brano w ogóle do niewoli, lecz z miejsca w najokrutniejszy sposób mordowano. Wyjątek zrobiono z naszemi sanitariuszkami Dominiokówną i Kempnówną, które zabrano do niewoli.”

Ale nie uprzedzajmy wypadków. Kędzierzyn bowiem wpadł w ręce niemieckie dopiero w godzinach popołudniowych. Tymczasem walki wciąż jeszcze toczyły się na zachód i na północ od Kędzierzyna. Jan Ludyga – Laskowski pisze:

„Gdy koło godziny 12 Januszkowice przeszły w ręce wroga, kpt. Sobolta zdobył się na silne kontrataki wzdłuż szosy Kłodnica – Januszkowice i w trójkącie toru kolejowego Kędzierzyn – Leśnica i drogi Kłodnica – Januszkowice. W czasie tych walk pojedyncze oddziały niemieckie szturmowe wdzierające się od strony południowo – zachodniej w głąb lasu, położonego na południu od Januszkowic, zostały przez powstańców doszczętnie zniesione. Pozycje własne były wbrew nie ustającym atakom niemieckim silnie w posiadaniu powstańców. Położenie zmieniło się dopiero z chwilą pojawienia się oddziałów Oberland, które ukazaniem się swoim na tyłach frontu powstańczego spowodowały zamieszanie na pierwszej linii.”

Choć położenie pododdziałów 4 pułku piechoty pogarszało się z każdą chwilą, te broniły się zaciekle. Kozielskie Łąki dwukrotnie przechodziły z rąk do rąk, a Cisowa – aż pięciokrotnie. W dramatycznym położeniu znalazła się 1 kompania I batalionu 4 pułku. Jej dowódca sierż. sztab Karol Hawelko wspomina:

„Około jednego kilometra przed Cisową, natknęliśmy się na niemiecki patrol w sile 16 żołnierzy, otwarł na nas ogień, zginął ppor. Miller. Odpowiedzieliśmy ogniem naszych karabinów. Patrol uciekł pozostawiając na polu 5 zabitych. Następnie zaatakowaliśmy niemiecki oddział artylerii przejeżdżający szosą przez Cisową, wycofał się w popłochu, ale wnet Niemcy zorganizowali przeciwnatarcie i zmusili nas do cofania się. Gajdzik przysłał mi mylny rozkaz, trzymać pozycję do nadejścia wzmocnienia, ale dał do pomocy tylko 31 powstańców bez karabinów. W południe zorientowałem się, że jesteśmy okrążeni. Udałem się w las za Pogorzelec. Tam dostaliśmy się do niewoli.”

W ciężkich walkach dopełnił się też los 3 kompanii I batalionu. Sierż. sztab. Józef Trojok, jej dowódca, pisze w swej relacji:

„Na skutek przewagi i potężnej siły ogniowej nieprzyjaciela nasza kompania pod Raszową została rozbita, jej resztki wycofały się na Kędzierzyn, inni pogubili się w lesie dostając się do niewoli. W walkach tych polegli: Jan Pyrek, Alojzy Kokot, Konrad Kantach, Paweł Zimnol, Leon Gruca, Augustyn Bieńkowski i inni. Do niewoli dostali się Franciszek Kolon, Piotr Bednarek, Augustyn Chrobok, Józef Gawenda, Mikołaj Fila.”

Ocalały Trojok z niedobitkami podążył w kierunku Lenartowic. Kapitan Adam Benisz pisze:

„Silny opór, na jaki natrafił nieprzyjaciel w trójkącie Januszkowice – Kłodnica i Raszowa – Kłodnica, oraz w punkcie stycznym szosy Raszowa – Kłodnica i linji kolejowej Leśnica – Kędzierzyn, wreszcie w okolicy Cisowa – Raszowa przypisuje on walce z wyborowymi oddziałami powstańczemi, których dowództwo wybrało umiejętnie powyższy odcinek, jako miejsce głównego kontrataku.

Te słowa uznania dla naszego żołnierza świadczą o jego bohaterstwie, rozpaczliwych wysiłkach i o leonidasowym czynie na polu chwały. Hołd należy się tu tak żołnierzom jak i dowódcom, którzy, rozporządzając w najcięższych chwilach zdemoralizowanym żołnierzem, umięli go odpowiednio użyć.

Bohaterski wysiłek tak komp. dziergowickiej jak i innych oddziałów z rozbitego pułku IV. wreszcie z pułku Kościuszki zahamowały ofenzywę nieprzyjaciela, którego ataki chwilowo osłabły. Około godziny 13 ½ przyszły nieprzyjacielowi widocznie nowe posiłki, gdyż przypuścił nowy atak na słabe i zmęczone walką oddziały – luźno ze sobą związane. Każdy oddział tworzył już dla siebie linję i walczył o tę piędź ziemi, którą siłami obejmował. […]

Ciężkie chwile przechodziła też baterja pułku IV. por. Żmigrodzkiego, która otoczona z trzech stron w okolicy Lenartowic, przebiła się przez pierścień i zdążyła do Kędzierzyna w momencie bardzo krytycznym, gdy nieprzyjaciel skoncentrował na nią ogień karabinowy i artyleryjski. Pomimo rozpaczliwego położenia baterji jej dowódca wziął dalszy udział w odpieraniu nieprzyjaciela, tworząc na tyłach atakujących oddziałów niemieckich możliwy zapór ognia artyleryjskiego. Dopiero wskutek obawy, że nieprzyjaciel wystrzela zaprząg i ubezwładni armaty, wycofał się spokojnie bez strat na Bierawę.”

Tymczasem oddziały niemieckie, które zapędziły się w rejon Sławięcic, zwróciły się w kierunku Kędzierzyna. Broniące miasta oddziały powstańcze zmuszone zostały do opuszczenia go. Adam Benisz w taki oto sposób opisuje okoliczności tego:

„O godzinie 14 weszły na dworzec w Kędzierzynie dwa silne patrole od strony północno – wschodniej, lecz zostały wyparte przez pociąg pancerny „Ludyga”. Wkrótce wróciły one ponownie i otwarły gwałtowny ogień. Trójka powstańców schowała się do zabudowań dworca, mając zabezpieczenie w pociągu pancernym „Ludyga”, który stał na torze koło mostu. Tymczasem patrole zbliżały się do środka długiego peronu. Wówczas trójka pośpiesznie opuściła swój schron i schowała się za nastawnią, z której Krzykała nastawił zwrotnicę dla pociągu pancernego „Ludyga”. Chodziło o to, by pociąg mógł podjechać do zagrożonej trójki i tym samym zmniejszyć pole śmierci, które należało przebyć, aby wsiąść do pociągu. Za biegnącą trójką nieprzyjaciel wysłał kilka spóźnionych serii, w odpowiedzi na nie pociąg pancerny obrzucił peron dworca kartaczami. Po dotarciu Benisza, Krzykały i Lemańskiego do pociągu, odjechał on do Bierawy, zbierając po drodze rozbitków.”

W międzyczasie pododdziały 2 pułku piechoty Pawła Cymsa znajdujące się w rejonie na południe i południowy – wschód od Kędzierzyna zostały zluzowane przez przybyły w rejon walk, stojący dotąd w rejonie Bierawy, pułk żorski kapitana Sadowskiego. Teoretycznie siły powstańcze znacząco wzrosły, pułk Sadowskiego bowiem był w niezłej kondycji. Na dzień 1 czerwca pułk wykazywał 3 oficerów, 26 pełniących obowiązki oficerów, 183 podoficerów i 2050 szeregowych (w sumie – 2.262 żołnierzy). Na jego uzbrojenie składało się 1118 karabinów, 23 ciężkie karabiny maszynowe, 15 lekkich karabinów maszynowych, 5 miotaczy granatów i jeden miotacz min. Dowódca pułku, kpt. Sadowski, nie kwapił się jednak z podjęciem energiczniejszych działań. Adam Benisz pisze dalej:

„Dowództwo okręgu kędzierzyńskiego podjęło bezzwłocznie kroki w celu zmobilizowania siły, zdolnej do odbicia Kędzierzyna oraz do wyrwania z pierścienia nieprzyjacielskiego walczących w jego obrębie powstańców. Po wycofaniu się pułku Cymsa pozostał na froncie nienaruszony pułk żorski i wyczerpane niedobitki z 4 pułku. Dowódca pułku żorskiego, Sadowski, odmówił współudziału w jakiejkolwiek akcji ofensywnej. Powołał się on na rokowania toczące się pomiędzy naczelnym dowództwem i wydziałem wykonawczym z jednej a Komisją Międzysojuszniczą z drugiej strony, co do zaprzestania ognia i zakończenia powstania. Natomiast kpt. Sobolta i Karol Krzykała podjęli z miejsca plan Benisza. Sobolta zorganizował formację złożoną z rozbitków z 4 pułku i innych oddziałów, a Krzykała przystąpił do kompletowania nowej jednostki bojowej. Pociągi pancerne miały stać się trzonem ofensywy. Wtedy Sadowski zgodził się na przystąpienie do akcji z jedną kompanią. Plan ataku na Kędzierzyn był prosty. Sadowski ze swoją kompanią miał uderzyć na Kędzierzyn od południowego – zachodu, a zadaniem pociągów pancernych było zająć dworzec. Wyznaczono godz. 17 na rozpoczęcie ataku. Sytuacja była o tyle korzystna, że pociągi pancerne już około godz. 15 wyrzuciły chwilowo nieprzyjaciela z dworca, co ułatwiło kompanii dziergowickiej, cofającej się pod naporem oddziałów niemieckich, wyrwanie się z kleszczy niemieckich bez większych strat do Bierawy. Wynikało z tego, że nieprzyjaciel nie posiada dużej siły w Kędzierzynie.”

Jednak znów na przeszkodzie stanęło kunktatorswo dowódcy pułku żorskiego. A tymczasem położenie broniących się w rejonie na zachód i północny – zachód od Kędzierzyna pododdziałów 4 pułku piechoty stawało się wręcz tragiczne. Oto bowiem coraz to nowe bataliony z brygady pułkownika Reibinitza, sforsowawszy Odrę, uderzały na Żabiniec i dalej – na Kłodnicę. W tym samym czasie lewoskrzydłowe elementy brygady pułkownika Magnisa posuwały się od strony Sławięcic na południe, aby zacisnąć pierścień okrążenia wokół 4 pułku piechoty. Pułki Martina i Irmera nacierały tymczasem w kierunku Kędzierzyna od zachodu i północnego – zachodu, tak aby zgnieść zamknięte w „worku” oddziały powstańcze. Szef oddziału operacyjnego sztabu 1 Dywizji Górnośląskiej Jan Keller pisze w swej relacji:

„Uprzedzone o grożącym niebezpieczeństwie okrążenia, baony Gajdzika wycofały się na południowy brzeg kanału kłodnickiego, po czym most na kanale wyleciał w powietrze. W ten sposób udało się Gajdzikowi skoncentrować swoje siły bliżej Kędzierzyna i osłonić je od zachodu i wschodu, zanim jeszcze nadeszła kolumna Oberlandu od Sławięcic.”

Ale powróćmy do relacji dowódcy 1 Dywizji Górnośląskiej. Oto major Jan Ludyga – Laskowski pisze dalej:

„Koło godziny 17 bataliony 4 pułku, broniące się dotychczas świetnie, rozpoczęły odwrót do Kłodnicy. … W międzyczasie, o godz. 17 przekroczyły Odrę dalsze oddziały pierwszej brygady i pod dowództwem kapitana Maya szły naprzeciw grupie „Oberland”, by spotkać się w Kędzierzynie. Oddziały te posuwały się z Grabiny ku południowi, omijając atoli Przystań Kozielską, i o godz. 19 zajęły Kłodnicę.”

W międzyczasie Niemcy przeprawili część swoich pododdziałów przez Odrę pod Brzeźcem i Starym Koźlem, tj. na głębokich tyłach pułku dowodzonego przez Karola Gajdzika. Jan Ludyga – Laskowski pisze:

„I stała się rzecz straszna w swych następstwach. Otóż 4 pułk przybył na front jednolicie wyekwipowany, ubrany w mundury i czapki wojska niemieckiego. Żołnierze 4 pułku powstańczego nie różnili się w zewnętrznym swoim wyglądzie niczym od żołnierzy Selbstschutzu. Toteż to, co się działo dokoła Kędzierzyna w nocy z dnia 4 na 5 czerwca, trudno ująć w słowa. Grupa „Oberland” zajęła wszystkie mosty i przejścia nad rzeką i Kanałem Kłodnickim. Powstańcy, cofając się z frontu, zbliżali się coraz więcej ku nieprzyjacielowi, który tak samo jak pod Gogolinem uciekł się do podstępu. Mianowicie Niemcy naprędce sfabrykowali sztandary o barwach polskich, uwidaczniając je powstańcom, którzy nie przeczuwając nic złego, zbliżali się do nich w zwartych grupach, gdy nagle rażeni zostali morderczym ogniem karabinów maszynowych. Zwarte dotychczas jednostki bojowe przestały istnieć. Przyczynił się do tego brak dowódców wśród powstańców i zwątpienie, jakie ich ogarnęło, gdy się przekonali, że są otoczeni przez nieprzyjaciela.

Potworzyły się luźne oddziały, które na własną rękę szukały przejścia przez Kanał Kłodnicki. Oddziały te, błądząc, napotykały na siebie i tu nie pomogły nawoływania wzajemne, wymieniano strzały, zabijając jedni drugich. Było to bezlitosne mordowanie i nie raz w czasie bitewnego zgiełku zabijał powstaniec powstańca.”

Powróćmy jeszcze na moment do relacji Henryka Pośpiecha, który był jednym z tych, którzy walczyli w rejonie mostu na Kanale Kłodnickim. W swojej relacji wspomina on:

„Jednostka nasza otrzymała rozkaz odwrotu. Szliśmy przez Raszową w kierunku na Kędzierzyn, tocząc bezustanne walki z niemieckimi patrolami. Boje trwały w lasach nocą, przy słabej widoczności; nie bardzo wiedzieliśmy, kto swój, a kto wróg. Mieliśmy dość poważne straty.

Nad ranem w dniu 5 czerwca 1921 r. znaleźliśmy się w 11-osobowej grupie w pobliżu Kanału Kłodnickiego. Szybko znalazłem drogę do mostu, przez który zamierzaliśmy się wycofać. Przed mostem zastaliśmy powstańczego oficera, który objaśnił sytuację: mostu należało bronić, aby nie dopuścić do utraty Kędzierzyna; miał niewielu żołnierzy, prosił nas o pomoc. Wyraziliśmy zgodę. Oficer wskazał nam stanowiska, które bezzwłocznie zajęliśmy. Mieliśmy mało amunicji: każdy z moich żołnierzy posiadał 40—60 naboi karabinowych i 4 ręczne granaty. W tej sytuacji uzasadniony był mój rozkaz, aby oszczędzać amunicję. Ledwie zajęliśmy stanowiska, już pokazał się pierwszy patrol wroga; żołnierze byli w mundurach i stalowych hełmach. Dopuściliśmy ich na odległość 80 m i krótką salwą położyliśmy ich pokotem. Podobnie załatwiliśmy drugi, nieco liczniejszy patrol wroga. Ale w ten sposób ujawniliśmy nasze pozycje. Niemcy rozpoczęli intensywny ogień z ckm-ów i karabinów na nasze stanowiska, co trwało 2 lub 3 godziny (o dokładnej rachubie czasu nie było mowy, gdyż zgubiłem mój zegarek w leśnych walkach). Z rzadka tylko odpowiadaliśmy na ogień przeciwnika. Widząc, iż wróg szykuje się do ataku, zarządziłem, by Niemców dopuścić na odległość rzutu granatem. Istotnie odparliśmy atak nieprzyjacielski przy pomocy granatów.

Niemcy jednak nie rezygnowali, bezustannie zasypując nas ogniem, który nie wyrządzał nam większych szkód, gdyż byliśmy ukryci za kamieniami. Koło południa rozległa się wielka strzelanina na naszym lewym skrzydle, skąd nieprzyjaciel próbował nas obejść i okrążyć. Kilku moich kolegów rzuciło się w wody kanału, aby przedostać się na drugi brzeg. Daremne były ich wysiłki: zostali śmiertelnie trafieni w wodzie.

Niemcy podchodzili coraz bliżej i już przykrywali nas granatami ręcznymi Jeden z nich eksplodował na moim stanowisku. Zostałem trafiony i straciłem przytomność. Nie wiem, jak długo leżałem nieprzytomny. Kiedy się obudziłem, zobaczyłem nad sobą Niemca z Freikorps Oberland, który trzymał wycelowany we mnie karabin, oraz żołnierza z opaską Czerwonego Krzyża na ramieniu. Znajdowałem się w jakiejś stodole, wzięty do niewoli. Nigdy nie dowiedziałem się, co się stało z moimi towarzyszami walki.”

Walki toczone na przedpolu Kędzierzyna toczyły się z ogromną zaciętości. Do końca dnia 4 sierpnia Niemcy stracili w nich 50 zabitych, 30 ciężko i 120 lekko rannych. Straty polskie były jeszcze większe. Dopiero nad ranem, dnia 5 czerwca, dowodzony przez ppor. Karola Gajdzika 4 pułk piechoty opuścił Lasy Nyskie i udał się w kierunku Bierawy. Cytowany już Augustyn Hanke z Laurahüty wspomina:

„Pomimo już niemal całkowitego oskrzydlenia nas przez Niemców od strony Kędzierzyna i zajęcia takowego, utrzymujemy nasze pozycje. Ponieważ groziła nam wszystkim niechybna śmierć, wydali nasi dowódcy rozkaz wycofania się w kierunku Bierawy. Czujność Niemców zdołaliśmy zmylić i z już gotowych sideł udało nam się wymknąć. Straty w zabitych i rannych były dosyć poważne i z rannych, których nie można było zabrać, już też nikt żywy nie powrócił.”

Wykrwawiony 4 pułk piechoty skierowany został tymczasem na tyły, do Kotlarni, gdzie miał się doprowadzić do porządku. Według Adama Benisza, przy dowódcy pułku zebrało się tego dnia ledwie 580 powstańców. Różne grupy powstańców z 4 pułku wciąż natomiast błąkały się po okolicy. Doradca techniczny dowódcy 4 pułku piechoty kapitan Franciszek Sobolta meldował w dniu 5 czerwca 1921 roku:

„Brzeziec – patrole nasze i nieprzyjacielskie. Pogorzelec – nieprzyjaciele. Kędzierzyn – około 100 ludzi, przeważnie Bawarczycy. Kuźniczka – 2 armaty. Od Nowej Wsi do Blachowni prawdopodobnie Niemcy. Naszych nie ma na pewno.

Dworzec w Sławięcicach przez naszych opuszczony. Na wysadzenie trójkąta kolejowego na południe od Kędzierzyna pod żadnym warunkiem nie zgadzam się. W najgorszym razie mamy tyle materiału wybuchowego, aby zniszczyć tor Kędzierzyn – Birawa. Tor Kędzierzyn – Sławięcice wysadzą za 10 min. w miejscu oznaczonym. Mam do dyspozycji pociągi pancerne nr 9 i 10, od czasu do czasu 100-200 ludzi z 4 pułku, którzy zajmują ze mną (z pancerkami) Kędzierzyn. W czasie kroków nieprzyjacielskich powstańcy uciekają – wtedy ja cofam się z pancerkami i opuszczam Kędzierzyn. Tak było już trzy razy od wczoraj godz. 12, gdy po raz pierwszy opuściliśmy dworzec Kędzierzyn. O ile dostanę 300 – 400 powstańców, mniej więcej pewnych, zabiorę Kędzierzyn.”

Tymczasem niemieckie natarcie, wskutek poniesionych strat i ogólnego przemęczenia żołnierzy, wypaliło się. Niemcy nie byli już zdolni do podjęcia jakiejś bardziej zdecydowanej akcji zaczepnej (sam tylko batalion Freikorps Oberland stracić miał w ciągu dnia 5 czerwca 15 zabitych i 56 rannych i 4 kontuzjowanych).

W świetle meldunku Dowództwa Grupy Wschód z dnia 5 czerwca 1921 roku, 1 Dywizja Górnośląska liczyć miała tego dnia 90 oficerów, 44 pełniących obowiązki oficerów, 738 podoficerów i 4355 szeregowych (w sumie – 5.227 żołnierzy). Na jej uzbrojenie składały się 3.752 karabiny, 67 szabel, 57 ciężkich karabinów maszynowych, 4 lekkie karabiny maszynowe, 31 miotaczy granatów i 18 dział artyleryjskich.

I znów – co kryje się za tymi liczbami? Jakie pododdziały wzięte zostały tu pod uwagę? Wygląda na to, że musiał tu zostać ujęty pułk kapitana Sadowskiego, który w takim razie musiałby zostać czasowo podporządkowany dowództwu 1 Dywizji Górnośląskiej. Pewności jednak, ze tak było w istocie, nie mam.

Tymczasem dowódca 4 pułku piechoty, Karol Gajdzik, zbierał rozproszone grupy żołnierzy. Augustyn Hanke pisze w swej relacji:

„Po przybyciu do Bierawy od razu budujemy pozycje obronne celem zatrzymania naporu niemców. Tu nasz bataljonowy p. Wilim Jan odbiera przez telefon raport sztabu niemieckiego z naszym sztabem, przyczem nie traci zmysłu orjentacji i przez fałszywe odpowiedzi wprowadza niemców w błąd, skutek których był dla nich fatalny. Na podstawie właśnie fałszywych informacji opracowali nasi dowódcy plan kontrataku na Kędzierzyn, który im się całkowicie powiódł. O godzinie 11 wieczorem alarm, przegląd sił bojowych i pada rozkaz, kto zgłasza się na ochotnika wystąpić naprzód i w tej chwili chłopcy Siemianowiccy wszyscy naraz występują ze szeregu na ochotników. Bataljon ponownie podzielono na kompanie, które nad ranem posuwają się w kierunku Kędzierzyna, popierani przez pociąg pancerny. Przed Kędzierzynem rozwijają się w tyralierę i następuje gwałtowny atak. Niemcy dumni z częściowo odniesionego zwycięstwa zostali tak nagle zaskoczeni, że pobito ich na łeb na szyję. Przy bardzo ciężkich stratach byli niemcy zmuszeni wycofać się z Kędzierzyna.”

Wiele cennych szczegółów wnosi tu praca Zdzisława Janeczka „Od Sanokowic do Siemianowic”. Zdzisław Janeczek, opierając się na nieznanej mi relacji Karola Gajdzika, pisze:

„6 czerwca III batalion otrzymał rozkaz zajęcia pozycji w rejonie stacji kolejowej Kędzierzyn i nawiązania łączności z sąsiednimi oddziałami, co okazało się niemożliwe, gdyż Pogorzelec i Sławęcice zajęli już Niemcy. Do wykonania zadania bojowego zgłosiło się 200 ochotników, którzy pod dowództwem Józefa Morkisa i Jana Szeji zajęli „stawidła” pod Kędzierzynem i do godziny 24.00 przygotowali umocnienia, wystawili posterunki i rozesłali patrole. Mimo oskrzydlenia siennanowiczanie się nie poddali. Batalion wydostał się z okrążenia dzięki przytomności dowódcy Jana Wilima. Odebrał on mylnie połączony telefonicznie raport niemieckiego sztabu i „fałszywymi odpowiedziami” wprowadził wroga – w błąd.

Przeprowadził rozmowę z dowódcą pułku niemieckiego, którego poinformował, iż „stawidła” kędzierzyńskie są w rękach zagrożonej kompanii niemieckiej wzywającej natychmiastowego wsparcia od strony Pogorzelca. W ten sposób wciągnięto Niemców w pułapkę. Nadciągające oddziały dostały się w krzyżowy ogień karabinów maszynowych i strzelców 7 kompani. Równocześnie 8 i 9 kompania III batalionu, wsparte ogniem dział i karabinów maszynowych pociągu pancernego, zaatakowały Kędzierzyn i w ciągu godziny zajęły miasto. Podczas walk o Kędzierzyn powstańcy zdobyli dużo sprzętu wojskowego, m.in. dwa karabiny maszynowe i dwa działa, które z powodu braku środków transportu musieli zniszczyć. Sukces pozwolił zabrać zabitych i rannych. Lekką ranę odniósł także adiutant dowódcy batalionu Mieczysław Kopiec. Wobec braku posiłków powstańcy pod osłoną pociągu pancernego wycofali się do Bierawy, a stamtąd III batalion wyruszył do Kotłami, gdzie zatrzymał się na jeden dzień postoju.”

O działaniach oddziałów powstańczych w dniach 6 – 7 czerwca 1921 roku w rejonie Kędzierzyna, gdzie położenie było wielce złożone, w taki oto sposób pisał z kolei w swym meldunku Adam Benisz:

„Noc z dnia 5 czerwca przepędził oddział na moście Kędzierzyn – Sławięcice, dokąd dojeżdżały na zmianę pociągi pancerne, które dnia 6 otwarły ogień tak na miasto, jak i stację Kędzierzyn. Nieprzyjaciel wycofał się zupełnie z miasta, pozostawiwszy pewną ilość patroli, które od czasu do czasu ostrzeliwały się naszym patrolom. Zająć ponownie miasta nie można było skutkiem braku sił po zupełnym wycofaniu się z terenu operacyjnego resztek pułku Gajdzika i pułku Kościuszki.

Nieprzyjaciel nie atakował naszych oddziałów, tylko ostrzeliwał patrolami. Wobec tego ciężkie zadanie utrzymania miasta aż do przybycia rezerw spadło na pociąg pancerny, który dzień i noc patrolował na przemian linię Birawa- Kędzierzyn, urządzając patrole z oficerów złożone, w kierunku Kędzierzyna i trzymając w szachu nieprzyjaciela. Dnia 6 czerwca zaatakował nieprzyjaciel Stare Koźle. Oddziały pułku żorskiego broniły do wieczora pozycji, po czym zaczęły się powoli wycofywać, lecz nie ustąpiły zupełnie. Stare Koźle padło na kwadrans przed przybyciem posiłków, w sile l batalionu pszczyńskiego, który natychmiast po wyładowaniu na stacji Birawa, poszedł na pozycję. Nie zdołał jednak wobec zapadającej nocy wyrzucić nieprzyjaciela ze Starego Koźla. Wobec trudności komunikowania się z dowódcą odcinka Birawa kpt. Sadowskim, który ściągnął zdemoralizowane resztki jego pułku, objąłem komendę nad całym odcinkiem Odra – Sławięcice i zamierzałem w nocy o świcie dnia 7 czerwca zaatakować Stare Koźle. Jednakowoż z powodu braku odpowiedzi Gajdzika, który wedle założenia miał współdziałać w akcji, nie można było zamierzenia wykonać. Po przybyciu artylerii i części piechoty Gajdzika do Birawy wyznaczyłem godzinę l30 po południu do rozpoczęcia ataku na Stare Koźle. Wobec jednak oporu ze strony kpt. Sadowskiego, który w razie atakowania Stare Koźle zagroził mi przyaresztowaniem i ściągnięciem swoich sił, będących dotąd wobec powagi chwili pod moimi rozkazami, atak w wyznaczonym czasie nie przyszedł do skutku. Dopiero po drugiej konferencji zgodził się do zaatakowania Starego Koźla, wyznaczając godzinę 630 po południu do rozpoczęcia ataku i powierzając mi zarazem, po porozumieniu się z grupą północną, dowództwo grupy Birawa, na którą złożyły się baon pszczyński komp. 10, oddziały karabinów maszynowych, dwa pociągi pancerne l bateria armat. Zadaniem tej grupy było zaatakowanie nieprzyjaciela pod dowództwem kpt. Włodarczyka, którego zadaniem jest obsadzenie linii, nad brzegiem Odry od lasu na półn.-zach. stacji Birawa do wsi Birawa.

Osłonę prawego skrzydła grupy birawskiej powierzono por. Stanowskiemu. Po przygotowaniu artyleryjskim i pociągów pancernych przypuszczono do ataku na Stare Koźle, które nie zdobyto, jednak nieprzyjaciel wycofał się w nocy aż poza Kędzierzyn. Z powodu jednak braku sił odpowiednich i rozkazów kpt. Sadowskiego, aby część baonu pszczyńskiego, który w części wytrzymał na posterunku, poszedł na wypoczynek do wsi Korzonek, następnie wskutek jego rozkazów, aby oddziały karabinów maszynowych i pociągi pancerne wycofały się z frontu i zajęły pozycję obronną koło stacji Birawa, było niemożliwym wykorzystać zwycięstwa. Dopiero późno wróciły oddziały na opuszczone stanowiska, bez żadnego oporu ze strony nieprzyjaciela, który przez cały dzień jeszcze nie ochłonął z paniki, mnie zaś wobec tych zarządzeń pozostał jedynie raport do dowództwa grupy „Wschód”. Linia nasza szła do dziś dzień od Odry skrajem lasu na południowy wschód od Starego Koźla. Patrole i pociągi pancerne patrolowały las aż do Sławęcic i Kędzierzyna. Dzisiaj o godz. 11 rano zajęli tę pozycję Francuzi, nasze oddziały wycofały się. Artyleria niemiecka ostrzeliwała od dni stację Birawa i domy przed stacją – bardzo celnie.”

W kolejnym meldunku (w raporcie sytuacyjnym nr 2) kpt. Adam Benisz pisał:

„Melduję, że dnia 7 czerwca zdałem dowództwo odcinka Odra – Stare Koźle – Sławięcice, po porozumieniu się z oficerem operacyjnym grupy, kapitanowi Sadowskiemu i odebrałem od niego dowództwo grupy Birawa. Atak na Stare Koźle – Sławięcice przeprowadziłem 7 czerwca o godz. 6 min. 30 wiecz. z pomyślnym wynikiem, gdyż chociaż nie zajęto miasta, nieprzyjaciel wycofał się w nocy aż pod Kędzierzyn. Wobec częściowej paniki lewego skrzydła i cofnięcia się tam oddziałów kpt. Sadowski zarządził natychmiastowe wycofanie się pancerek i oddziału karabinów maszynowych z prawego skrzydła z rozkazem bronienia stacji Birawy. Za tym rozkazem opuścił baon pszczyński okopy, otrzymawszy rozkaz zgrupowania się na stacji w Korzonku. Dwa patrole, z których jeden sam prowadziłem, i wywiad pancernika wykazały ucieczkę nieprzyjaciela.

Skutkiem tych rozkazów była niemożliwość zajęcia opuszczonych stanowisk przez nieprzyjaciela. Wczoraj oddziały wróciły na poprzednie stanowiska bez oporu ze strony nieprzyjaciela. Odparto wieczorne ataki Niemców, którzy wrócili na pozycję.

Dzisiaj sytuacja nie zmieniona. Słabe patrole niemieckie. Dużo karabinów maszynowych na Odrze na wysokości Starego Koźla, artyleria w Lenartowicach. Linia nasza ciągnie się od Odry skrajem lasu na połudn. zachód od Starego Koźla. Patrole patrolują las na prawo od taboru kolejowego w kierunku Sławięcice.”

Tymczasem 7 i 8 czerwca pomiędzy walczące strony zaczęły wkraczać oddziały podległe Komisji Międzysojuszniczej. III Powstanie Śląskie miało się ku końcowi…

10 czerwca 4 pułk piechoty im. „Czwartaków”, który w międzyczasie przesunięty został do Sierakowic, liczył 16 oficerów, 29 pełniących funkcję oficerów, 189 podoficerów i 796 szeregowych (w sumie – raptem 1030 żołnierzy). Na jego uzbrojeniu znajdowały się 744 karabiny, 7 ciężkich karabinów maszynowych, 2 lekkie karabiny maszynowe oraz 3 miotacze granatów (bateria pułkowa została już wcześniej wyłączona ze składu pułku). W krwawych walkach stan pułku stopniał o połowę!

Wojciech Kempa

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!