Rynek pracy w Polsce wyraźnie hamuje. Jest coraz mniej etatów i rekrutacji. Jednocześnie nie ustają wysiłki rządu Tuska, by zalewać kraj imigrantami zarobkowymi z „trzeciego świata”.
W Polsce znów rośnie bezrobocie. Najnowsze odczyty sugerują, że czas wysokiej aktywności firm mamy już za sobą. W listopadzie 2025 r. zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw skurczyło się o 0,8% (ok. 50 tys. etatów) w relacji rocznej. Słabnie też popyt na nowych pracowników: 209 tys. ofert na czołowych portalach to wynik o 9% gorszy niż rok temu. Trend spadkowy utrzymuje się już od półrocza, sprowadzając liczbę ogłoszeń do poziomów z pandemicznego 2020 roku.
Tendencja spadkowa nie jest jednorazowa. W praktyce trwa od połowy 2023 r. i – mimo pojedynczych miesięcznych wahań – utrzymuje się już ponad dwa lata. W listopadzie przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw wyniosło 6413,8 tys. etatów. W porównaniu z październikiem liczba etatów wzrosła o 9,3 tys., jednak ekonomiści zwracają uwagę, że taki przyrost może wynikać głównie z czynników sezonowych (m.in. wzmożonej aktywności handlu i logistyki w końcówce roku), a nie z trwałej poprawy sytuacji.
Spadek liczby ogłoszeń rekrutacyjnych wzmacnia obraz ostrożności po stronie pracodawców. Wynik około 209 tys. nowych ofert w listopadzie nie tylko jest wyraźnie niższy niż przed rokiem, ale też potwierdza konsekwentne ograniczanie naborów. Dla kandydatów oznacza to trudniejsze warunki szczególnie w branżach wrażliwych na koszty i niepewność popytu, gdzie rekrutacje są zwykle „przykręcane” jako pierwsze, gdy firmy ostrożniej planują kolejne kwartały.
Kluczowym tłem dla tych danych jest demografia. W 2025 r. liczba osób w wieku produkcyjnym (20–64 lata) miała zmniejszyć się o 277 tys., czyli o 1,2% populacji w tej grupie. Rok wcześniej spadek wynosił około 0,8%, a prognozy wskazują na dalsze kurczenie się tej grupy również w kolejnym roku. W praktyce oznacza to, że nawet jeśli zatrudnienie w firmach maleje, rynek pracy nie musi od razu gwałtownie się pogarszać, bo równolegle zmniejsza się pula potencjalnych pracowników. To jeden z powodów, dla których nastroje społeczne mogą pozostawać względnie spokojne.
Listopadowe dane pokazują też lekkie pogorszenie w statystykach bezrobocia rejestrowanego. Stopa bezrobocia wzrosła do 5,7% z 5,6% miesiąc wcześniej, a w urzędach pracy zarejestrowanych było 875,3 tys. bezrobotnych – o 100,8 tys. więcej niż rok wcześniej. Jednocześnie w ujęciu porównawczym Polska nadal jest w unijnej czołówce krajów o najniższym bezrobociu według metodologii Eurostatu: w październiku wskaźnik dla Polski wyniósł 3,2%, co dawało drugie miejsce w UE po Malcie.
Mimo pogorszenia części wskaźników, nie widać sygnałów gwałtownego wzrostu obaw o utratę pracy. Eksperci tłumaczą to m.in. tym, że spadki zatrudnienia są rozłożone w czasie, a demografia działa jak „amortyzator” – mniej osób w wieku produkcyjnym oznacza mniejszą presję na rynku. Równocześnie firmy, zamiast przeprowadzać masowe redukcje, częściej ograniczają rekrutacje, nie zastępują części odchodzących pracowników i ostrożniej planują tworzenie nowych etatów.
Jeżeli spadek liczby ofert utrzyma się dłużej, rynek pracy może stać się bardziej wymagający dla osób szukających zatrudnienia lub zmiany pracy – szczególnie w zawodach, w których nie występują duże braki kadrowe. Z perspektywy gospodarki rosnąć będzie znaczenie poprawy wydajności i automatyzacji, bo kurczących się zasobów pracy nie da się łatwo „nadrobić” samym zatrudnianiem. Krótkoterminowo kluczowe będzie to, czy końcówka roku okaże się głównie sezonowym odchyleniem, czy też sygnałem, że firmy na dłużej przechodzą w tryb ostrożnego planowania i ograniczania rekrutacji.
Polecamy również: Rząd Tuska dołączył do państw wspierających cenzurę klimatyczną
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!




