W szpitalu w Bielsku-Białej sześć kobiet tego samego dnia przeszło cesarskie cięcie bez zapewnionej im opieki lekarza ginekologa, którego w ogóle nie było na oddziale. Jedna z nich nie przeżyła. Wykrwawiła się na śmierć.
Kobieta zmarła tuż po porodzie, gdyż w szpitalu nie było ginekologa. Sprawa śmierci Anny z Żywiecczyzny pokazuje w sposób brutalny, jak wygląda stan opieki okołoporodowej w Polsce Donalda Tuska. Pani Anna miała 41 lat, była osobą zdrową, rodziła drugie dziecko przez cesarskie cięcie. Po operacji doszło do powikłań. Przez wiele godzin nikt ich nie rozpoznał, ponieważ na oddziale ginekologiczno położniczym nie było lekarza ginekologa. Nie było go także w momencie rozpoczęcia drugiej operacji.
Szpital o najniższym poziomie referencyjności powinien natychmiast przekazać pacjentkę do wyższej placówki. Zrobiono to dopiero po 12 godzinach od cesarki, gdy matka była już w stanie agonalnym. Zmarła w szpitalu w Cieszynie, wykrwawiona wewnętrznie, nigdy nie biorąc na ręce swojego nowo narodzonego syna. Sekcja zwłok wykazała, że pani Anna zmarła na skutek niewydolności wielonarządowej spowodowanej krwotokiem po cesarskim cięciu. Biegła powołana przez prokuraturę potwierdziła związek przyczynowo skutkowy między opóźnionym przekazaniem pacjentki a jej śmiercią.
To nie był nieszczęśliwy wypadek. To była konsekwencja systemowej słabości opieki okołoporodowej. Po pół roku postawiono zarzuty dwóm lekarzom i dwóm pielęgniarkom, w tym osobom z kierownictwa placówki. Kontrole państwowe w placówce wykazały więcej uchybień niż tylko brak lekarza specjalisty. Były to: chaos organizacyjny, brak uprawnień personelu, sprzęt bez przeglądów, nieczytelna dokumentacja medyczna oraz rażące naruszenie prawa pracy i przepisów ministra zdrowia.
Najpoważniejszy był jednak wciąż brak całodobowej obecności ginekologa na oddziale. Sprawa ma drugie dno. NFZ zerwał umowę z podmiotem prowadzącym Centrum Medycznym Esculap w Bielsko-Białej w trybie natychmiastowym z powodu zagrożenia życia i zdrowia pacjentek. Wojewoda, który odpowiada za nadzór nad takimi placówkami, zadziałał znacznie wolniej. Tymczasem szpital chwalił się realizacją programu Koordynowanej Opieki nad Kobietą w Ciąży, pobierał publiczne pieniądze i przyjmował kolejne pacjentki.
Tymczasem odpowiedzią rządu na tak skandaliczne wydarzenia jak to z Bielska Białej, nie jest zwiększenie wydatków na oddziały położnicze, szkolenia dla kadry ani kontrola sytuacji na porodówkach. Odpowiedzią są likwidacje całych oddziałów, dzięki czemu kobietom będzie jeszcze trudniej dotrzeć na czas porodu do szpitala w sytuacji, gdy liczą się minuty. Co więcej, lada chwila wejść mają nowe, tuskowe „standardy” opieki okołoporodowej, w ramach których porody mają być odbierane na SOR, przez pielęgniarki. Wszystko wskazuje na to, że przypadków podobnych do tego z Bielska Białej, będzie więcej.
To jest prawdziwe „piekło kobiet” w Polsce, ale tym nie przejmuje się ani rząd Tuska ani też feministki, dla których najważniejsze są przecież aborcje.
Polecamy również: Nowa afera na Ukrainie. Posłanka stała na czele mafii
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!





