Polska Wiadomości

Afera na kolejnej uczelni. Chodzi o sprzedaż dyplomów

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Jeszcze nie umilkły echa afery Collegium Humanum, a już zaczyna się nowa, tym razem dotycząca Akademii Finansów i Biznesu Vistula. Modus operandi oszustów jest w zasadzie ten sam – sprzedaż dyplomów za sowite łapówki. Jednym z beneficjentów ma być Daniel Gorgosz – jeden z likwidatorów TVP z ramienia rządu Tuska. Miał sobie kupić tytuł doktora.

Afera na kolejnej uczelni. W aktach zgromadzonych przez prokuraturę są zeznania i dowody świadczące o tym, że Daniel Gorgosz uzyskał w nieuprawniony sposób dokument poświadczający posiadanie stopnia doktora – ujawnił portal goniec.pl. Wątpliwości pojawiają się także w sprawie jego licencjatu, który zdobyć miał na jednej z podwarszawskich uczelni. Jej rektorem był handlujący dyplomami na masową skalę prof. Bernard K. – ten sam, który niedawno zaangażował się w załatwienie pracy licencjackiej dla byłego wiceministra rolnictwa Michała Kołodziejczaka.

Tytuł rozprawy Daniela Gorgosza brzmi: „Media masowe w systemie politycznym Federacji Rosyjskiej w latach 2000-2012”. I choć Gorgosz nigdy nie był w Rosji i nie zna języka rosyjskiego, to zdziwienie budzi liczba pozycji bibliograficznych w tym języku.   Poza tym, choć jak stwierdził w rozmowie z nami, przygotowując doktorat wynajął do pomocy tłumacza, to bibliografia w jego pracy… jest napisana fonetycznie, czyli nieudolnie przetłumaczona na Polski.

Sam Gorgosz utrzymuje, że „nie płacił ani nie świadczył przysług”, by zdobyć tytuł doktora.  Świadkowie przesłuchani w śledztwie w jego sprawie twierdzą jednak, że fałszywe prace obronione u byłego wykładowcy pseudouczelni, Marka I. da się rozpoznać już po ich tematyce. Konsekwentnie zapewnia, że z powodu nieznajomości rosyjskiego wynajął profesjonalnego tłumacza, który zajmował się bibliografią. Nie potrafi jednak wyjaśnić, dlaczego bibliografia w jego pracy doktorskiej jest zapisana fonetycznie.

– Chodzi o to, że wszystkie dotyczące Rosji są lewe. Marek oprócz tego, że sam dobrze znał się na Rosji, to współpracował z jednym z tamtejszych wykładowców uniwersyteckich. Ten wyciągał prace doktorskie obronione u niego na uczelni, tłumaczył je na polski i na pendrivie przywoził do Polski. Tam prace zyskiwały „nowe życie”. Ten Rosjanin zwykle dostarczał Markowi te prace, które nie były przez uczelnię udostępniane publicznie – przekazał gońcowi anonimowy informator.

Marek I., który handlował pracami dyplomowymi w Polsce, przerabiał je tak, aby program antyplagiat nie wyłapał oszustwa. Marek I., omawiając przestępczy proceder, spotykał się ze swoim współpracownikiem z Rosji zawsze w tym samym miejscu. W mailach czy rozmowach telefonicznych operowali ustalonym wcześniej językiem. Na przykład kiedy Rosjanin mówił, ile będzie kosztowała dana praca, posługiwał się wakacyjnych szyfrem – typu: w tym roku na wakacje wydam 2500 euro.

„Lewe dyplomy kupują, lekarze, sędziowie, celebryci, a nawet sędzia Trybunału Stanu. Produkcja tytułów uczelnianych to dziś biznes transgraniczny” – przyznał inny informator „Gońca”.

W artykule dużo mówi się o potencjalnych przekrętach ze sprzedawaniem dyplomów na „Vistuli” oraz w innych tego rodzaju przybytkach. Nie wspomniano jednak o drobnym szczególe, jakim jest to, że w Vistuli od około dekady „studiują” niemal wyłącznie studenci zagraniczni, głównie z Afryki.

Wszyscy już się przyzwyczaili do tego, że studenci z krajów Globalnego Południa traktują edukację w naszym kraju czysto instrumentalnie, chcąc po prostu dostać się do Europy na wizę studencką. Uczelnia, która rocznie wystawia setki dokumentów poświadczających „przyjęcie na studia” studentów zagranicznych, traktuje ich czysto przedmiotowo. Student zagraniczny to dla pseudouczelni czysty zysk, gdyż budżet państwa przeznacza na ich kształcenie poważne pieniądze, właściwie nie wiadomo z jakiego powodu.

Najczystszy zysk dla uczelnianych oszustów jest jednak wtedy, gdy zagraniczny student opłaci przynajmniej jedno czesne (a musi, gdyż inaczej nie otrzyma wizy), a na zajęciach się nie pojawi. Ulatnia się, zostając w Polsce i Europie jednym z setek nielegalnych imigrantów.

Jak dotąd państwo nic nie zrobiło z tym procederem kompletnie nic.

Polecamy również: Niemcy chowają kawę w sklepach. Imigranci kradną ją na potęgę

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!