Antoni Ciszewski: Coraz większa dziura w gębie
Przyjrzyjmy się postępującemu procesowi emocjonalnego rozdęcia. Niestety, ale ten stan rozsadzania rozsądku w prawidłowym postrzeganiu rzeczywistości, szczególnie w kręgach upolitycznionych, pogłębia się z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień – z kadencji na kadencję.
Z większą uwagą należy zatem podejść do zagospodarowywania wolnych przestrzeni w obiektach administracji publicznej, gdzie konferencyjny styl wyposażenia pomieszczeń w niczym nie przypomina już zwykłego klepiska w stodole, czy nawet świeżo umytej podłogi w izbie. Dawna czystość sumienia miała przyjemny chłód (i świeżość) wyszorowanych desek w wiejskiej chacie.
Niemniej jednak cała sceneria, związana z używaniem urządzeń video-konferencyjnych, prompterów służących do wyświetlania tekstów przemówienia, frontalnego ustawiania pulpitów do wygłaszania programów politycznych na briefingach prasowanych i konferencjach, co do sprężystości kroku i tężyzny fizycznej, po stronie organizatorów tego widowiska, niczym nie różni się od ręcznego noszenia wiader z wodą podczas obrządku w gumnie.
Bywa też, że i statyw z mikrofonem niekiedy niespodziewanie wywraca się przed rozmówcą, zwykle wskutek nerwowych ruchów spowodowanych niedorzecznymi pytaniami ze strony niektórych dziennikarzy z kręgów lewicowo-liberalnych.
Stąd realizm decyzyjny, w strukturach administracji państwa – liczony w obrotach na minutę – ma prędkość człapieja, ruchomej deseczki (pedału) do napędzania wrzeciona w dawnym drewnianym kołowrotku. Dla przypomnienia kołowrotek, to nieskomplikowany przyrząd do ręcznego wytwarzania przędzy z lnu, konopi i wełny.
W muzeum wsi na Kurpiach lub na Lubelszczyźnie można na osobności samemu popróbować tego rozwiązania połączonego z korbowodem, by od razu wyczuć różnicę między dawną elegancją, w postaci naturalnej tkaniny, a jej współczesną formą: syntetyczną, otrzymywaną z monomerów w procesach polimeryzacji lub polikondensacji (ale nazwy) lub mieszaną typu bawełna (5%) z poliestrem (95%).
Podobnie bywa też z korytem dla świń – było – i pewnie jest jeszcze – częściej wywracane ryjami przez wygłodniałe kabany i (utytłane w gnoju) przepchane na drugi koniec kojca.
Nowoczesne chlewnie radzą sobie z tym problemem kosztem tego właśnie, że w tym unowocześnieniu brakuje tej samej definicji, związanej z polską wsią i polskim zwyczajem, jakiej w ogóle nie spotyka się już w zabudowaniach miejskich (i konceptach), z przeznaczeniem na cele dygnitarskie.
W przypadku świń czy dzików zaobserwować można nieprzypadkową dziurę w ziemi, z nierównymi brzegami po jej obwodzie (świadczącymi raczej o dużej żywiołowości zwierzęcia rozweselonego przybyciem gospodarza miejsca).
Natomiast, w obrębie obiektów publicznej staranności, wszelkie wyrwy i uskoki w ziemi wpierw się starannie zasypuje, równa i zasklepia trawą, tak na wszelki wypadek.
Poniekąd też – ta wizualizacja obiektu – odbywa się na potrzeby lansu medialnego na rzecz niezasłużonych preferencji wzrostu gospodarczego, opartego na sile pieniądza wirtualnego, pogrążającego ludzkość w coraz większym lęku i biedzie, w zupełnej izolacji wsi i mniejszych miasteczek.
Zauważmy, że zagrodowy tryb życia w niczym nie ustępuje luksusowi ustronnego legowiska w lesie, jakie z upodobaniem preferują jego wierni użytkownicy: dziki, szopy, borsuki, łosie czy jelenie. Bowiem, w tak wymagających warunkach, wciąż jednak zachowana jest, w stopniu umiarkowanym, samozachowawcza determinacja i zwierzęca prosperita.
W tej scenerii – lasu i wolnej przestrzeni – znamienną jest tylko dziura w drzewie, zwana dziuplą. To wygodne miejsce schronienia dla dużej liczby ptaków, wiewiórek. Drzewo dotknięte tą chorobą powoli obumiera jak człowiek; zrazu robi się grubsze w pniu, z roku na rok traci też na wadze, nie przybywa mu nowych słoi, gubi pierwsze gałęzie. Zaczyna wyraźnie przechylać się na jedną stronę.
Z zewnątrz już widać, że od wewnątrz próchnieje – więc koniec jego z pewnością jest bliski – albo samo się wpół złamie, albo z korzeniami wywróci podczas silniejszego wiatru; albo zostanie wycięte w związku z planem poszerzenia drogi lub podczas zwykłej przecinki w lesie, jeśli wcześniej wybrało (lub wybrano mu) inną lokalizację.
Dobrze, ale co autor tego felietonu konkretnego ma na myśli, kreśląc tego rodzaju zbieżne obrazy: obiektów użyteczności publicznej, wiejskich chałup i dziur w drzewie? Otóż to właśnie, że kiedy dochodzi do nieoczekiwanego zwrotu sytuacji wskutek nadmiernej aktywności określonych zespołów ludzkich, wprzęgniętych z entuzjazmem w te lub inne nienaturalne przesilenia, w te lub inne zawiadomienia lub umorzenia konkretnych spraw, warto może przyjrzeć się długotrwałym procesom zachodzącym w przyrodzie. Nie tylko w obrębie swarów ludzkich.
Niestabilny mikrofon (czasem z chwiejącym się na nogach przemawiającym politykiem) ma dużo wspólnego z próchniejącym i wywróconym drzewem. Z leżącym gdzieś tam w rogu korytem również.
Polecamy również: System kaucyjny – droga zabawa w pseudoekologię
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!