W niedawnym felietonie w „New York Timesie” trzech lekarzy współpracujących z centrami transplantologicznymi zaproponowało poszerzenie prawnej definicji śmierci mózgu. Nie kryli się przy tym ze swoim celem – chodzi o pozyskanie większej liczby narządów do przeszczepów. Co ciekawe, pod koniec artykułu, jego autorzy przyznali, że definicję tą naciągano z tego powodu już wcześniej.
„Śmierć mózgu” została wynaleziona w celu pozyskania większej liczby organów? W 1968 roku komisja lekarzy i etyków z Harvardu opracowała definicję śmierci mózgu. We wstępnym raporcie komisja stwierdziła, że „istnieje ogromna potrzeba tkanek i narządów osób w stanie beznadziejnej śpiączki, aby przywrócić zdrowie tym, których wciąż można uratować”. Ta szczera ocena została usunięta z raportu końcowego z powodu sprzeciwu recenzenta, który obawiał się negatywnego odzewu społecznego, wobec tak zarysowanej koncepcji.
Krótko po tym, jak dr Christiaan Barnard przeprowadził w 1968 roku pierwszy, udany przeszczep serca, 13 mężczyzn z Harvard Medical School zaproponowało koncepcję śmierci mózgu w przełomowym artykule zatytułowanym „Definicja nieodwracalnej śpiączki”. Ich artykuł nie zawiera żadnych odniesień naukowych i zaczyna się od słów: „Naszym głównym celem jest zdefiniowanie nieodwracalnej śpiączki jako nowego kryterium śmierci”.
Bez testów, badań ani dowodów, mężczyźni ci uznali, że pewne osoby w śpiączce (które wcześniej zawsze uważano za żywe) można ponownie zakwalifikować jako zmarłe. Jedynym uzasadnieniem przedstawionym przez komisję, dla którego osoby w śpiączce powinny zostać ponownie zaklasyfikowane jako zwłoki, była użyteczność. Stwierdzili, że życie tych osób jest ciężarem dla nich samych i dla społeczeństwa, a ponowne zdefiniowanie ich jako zmarłych zwolniłoby łóżka na oddziałach intensywnej terapii i rozwiałoby kontrowersje związane z pobieraniem ich narządów.
Nowa definicja okazała się niezwykle użyteczna, ponieważ pozwoliła lekarzom ominąć zasadę „martwego dawcy”. Zasada „martwego dawcy” to maksyma etyczna, która głosi, że ludzie nie mogą być żywi w momencie pobrania narządów ani uśmiercani w procesie ich pobierania. Samo zdefiniowanie osób z ciężkim uszkodzeniem mózgu jako już martwych, sprowadza się do iluzji, że zasada „martwego dawcy” jest przestrzegana. Zmiana definicji nie zmienia jednak rzeczywistości. Osoby ze zdiagnozowaną śmiercią mózgu są dotknięte urazem neurologicznym, ale nie są już martwe.
Według Kościoła, śmierć następuje, gdy niematerialny duch oddziela się od materialnego ciała. Ponieważ jednak nie dysponujemy żadnym instrumentem pozwalającym na dokładne określenie momentu odejścia ducha, historycznie ludzie posługiwali się oznakami zatrzymania akcji serca, zatrzymania oddechu i upływu czasu, aby upewnić się, że nastąpiła śmierć.
Nasze tradycje odwiedzin i czuwania przy zmarłym dawały zarówno pewność, że nastąpiła śmierć, jak i czas na żałobę. Tymczasem diagnoza śmierci mózgu ignoruje kwestię odejścia ducha danego przez Boga, zastępując ją pojęciem „utraty funkcji neurologicznych”.
Dr Edmund D. Pellegrino, dyrektor założyciel Centrum Bioetyki Pellegrino na Uniwersytecie Georgetown, tak argumentował przeciwko definicji „śmierci mózgu”:
„Jedynymi niepodważalnymi oznakami śmierci są te, które znamy od starożytności, czyli utrata czucia, bicia serca i oddychania; plamistość i zimno skóry; sztywność mięśni oraz ostatecznie gnicie będące wynikiem ogólnej autolizy komórek ciała.
Postanowiłem nadać priorytet dobru pacjenta, zanim zostanie on dawcą, ponieważ uważam, że nie wolno wyrządzać krzywdy, nawet jeśli wynika z niej dobro. Nikt nie powinien być poświęcany dla dobra innej osoby, wbrew swojej woli. Jest to zasada moralna, która uznaje wewnętrzną wartość każdej istoty ludzkiej”.
Od samego początku „śmierć mózgu” była motywowana chęcią posiadania żywych narządów. – Diagnoza śmierci mózgu zależy od tego, czy istnieje program transplantacji lub czy są chirurdzy transplantologiczni. Nie sądzę, aby badanie śmierci mózgu miało obecnie, w praktyce, jakiekolwiek znaczenie, gdyby nie cel transplantacji – powiedziałw 2006 roku dr Eelco F. Wijdicks, autor wytycznych Amerykańskiej Akademii Neurologii (AAN) dotyczących śmierci mózgu z lat 1995, 2010 i 2023.
Badania dowiodły, że osoby ze zdiagnozowaną śmiercią mózgu nadal zachowują funkcje mózgowe: u 20% (spośród badanych) występuje aktywność EEG, a u ponad 50% nadal funkcjonuje podwzgórze, będące częścią mózgu. Ponadto, dobrze znane zdolności osób ze śmiercią mózgu, takie jak gojenie się ran, zwalczanie infekcji, rodzenie zdrowych dzieci i nienaruszona reakcja na stres po nacięciu narządów, świadczą o tym, że nadal żyją.
Najnowsze wytyczne Amerykańskiej Akademii Medycznej z 2023 roku, dotyczące śmierci mózgu przyznają, że w części dotyczącej metodologii nie ma wiarygodnych dowodów naukowych na śmierć mózgu. „Z powodu braku wysokiej jakości dowodów w tej kwestii”, nowe wytyczne zostały ustalone w trzech turach anonimowego głosowania. Niepokojące jest to, że po prawie 60 latach uznawania ludzi za „zmarłych mózgowo”, nadal nie ma wiarygodnych dowodów na poparcie tej diagnozy.
Co więcej, sposób, w jaki lekarze diagnozują śmierć mózgu na podstawie centralnych wytycznych, jest niezgodny z prawem wynikającym z Ustawy o Jednolitym Ustalaniu Zgonu (UDDA). Ustawa ta wymaga nieodwracalnego ustania wszystkich funkcji całego mózgu, w tym pnia mózgu, w celu neurologicznego stwierdzenia zgonu. Ponadto wytyczne wyraźnie stanowią, że śmierć mózgu można stwierdzić w przypadku istnienia trwającej funkcji mózgu: funkcji podwzgórza. Jest to sprzeczne z prawem, które wymaga nieodwracalnego ustania wszystkich funkcji całego mózgu.
Podobnie dzieje się w innych krajach świata, w tym w Polsce.
Należy powiedzieć to jasno: osoby ze zdiagnozowaną „śmiercią mózgu” są niepełnosprawne neurologicznie i ich rokowanie może wskazywać na śmierć, lecz wciąż żyją. Żyjących osób ze złym rokowaniem nie należy zatem definiować jako zmarłych, w celu pozyskania narządów.
Polecamy również: Nawrocki zdecydował: po pierwsze Ukraina, po pierwsze Ukraińcy
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!