W sejmie odbyła się burzliwa debata nad projektem ustawy, która ma umożliwić władzom blokowanie „nielegalnych treści” w Internecie. Dzień wcześniej projekt został zaakceptowany na posiedzeniu Rady Ministrów.
Donald Tusk wdraża kontrowersyjne unijne rozporządzenie (DSA), które ma służyć moderacji treści w sieci. Rząd chce przyznać prezesowi Urzędu Komunikacji Elektronicznej prawo do wydawania natychmiast wykonalnych nakazów blokowania wpisów w Internecie. Oznacza to, że bez wyroku sądu, bez procedury kontradyktoryjnej i bez realnego prawa do odwołania, urzędnik będzie mógł decydować o tym, co Polacy mogą czytać, oglądać i publikować.
– Rząd Donalda Tuska zdecydował, że w Polsce ma obowiązywać cenzura internetu. To nie sąd, ale urzędnik podległy rządowi ma decydować, co jest prawdą, a co nie. W teorii chodzi o poważne przestępstwa, ale przerzucili tam tak zwaną mowę nienawiści. Kto ma decydować, kto będzie mową nienawiści i fake newsem? Urzędnik rządowy Donalda Tuska – powiedział w trakcie debaty sejmowej poseł Dariusz Matecki z PiS.
Projekt przewiduje szeroką listę podmiotów, które będą mogły wnioskować o blokadę treści – od Policji, przez KAS, po Straż Graniczną. Kryteria obejmują zarówno oczywiście naganne czyny (pedofilia, handel ludźmi), jak i kategorie całkowicie nieostre i podatne na arbitralną interpretację, takie jak „mowa nienawiści” czy „nawoływanie do nienawiści”. W praktyce będzie to furtka do usuwania treści politycznie niewygodnych, krytycznych wobec władzy.
Szczególnie groźne jest to, że od decyzji prezesa UKE nie będzie możliwości zwykłego odwołania – autor treści będzie zmuszony składać sprzeciw w sądzie powszechnym, już po fakcie zablokowania materiału. To odwraca logikę państwa prawa: zamiast ochrony obywatela przed nadmierną ingerencją administracji, otrzymujemy mechanizm administracyjnej cenzury, którą można stosować prewencyjnie i natychmiastowo. Decyzja o usunięciu danej treści będzie mogła zostać wydana, jeśli „nie powoduje negatywnych skutków dla dyskursu obywatelskiego i procesów wyborczych”.
Warto przypomnieć, że DSA jako rozporządzenie unijne dopuszcza udział organów sądowych i administracyjnych, ale to państwa członkowskie decydują, jakie konkretne mechanizmy wdrożą. Polski rząd wybrał wariant najbardziej radykalny i najbardziej niebezpieczny dla debaty publicznej.
W konsekwencji ta ustawa może stać się narzędziem kneblowania ust obywatelom i mediom – zwłaszcza w kampaniach wyborczych czy w momentach kryzysów politycznych. To klasyczna metoda każdej władzy, która boi się wolnej dyskusji: ubranie cenzury w pozory walki z przestępczością i pedofilią w sieci.
DSA to pierwsza na świecie regulacja (rozporządzenie) nakładająca na firmy w państwach członkowskich Unii Europejskiej odpowiedzialność za treści zamieszczane na ich platformach. W całości obowiązuje w krajach członkowskich od 17 lutego 2024 r. Artykuły 9. i 10. tego aktu normatywnego stanowią, że państwowe organy sądowe i administracyjne mogą nakazywać dostawcom blokowanie treści w internecie. W maju br. Polska została pozwana do TSUE przez Komisję Europejską za niewywiązywanie się z wymogu realizacji DSA w wyznaczonym terminie.
Polecamy również: Kolejna duża inwestycja ukraińska w Polsce
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!