Historia

Paulek, Ty świnio !

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Por. Wacław Smoczyk (na zdjęciu powyżej) był człowiekiem obdarzonym niespożytą energią i pełnym poświęcenia. Jesienią 1939 roku związał się on z Organizacją Orła Białego; początkowo organizował na Śląsku sieć „Akcji Kolejowej”, powołanej do prowadzenia działalności sabotażowej na kolei, ale pod koniec stycznia 1940 r. otrzymał nowe zadanie. Miał zorganizować siatkę sabotażowo – dywersyjną na obszar Rzeszy. W tym miejscu przypomnę, że kierownikiem dywersji na szczeblu Komendy Głównej OOB był kpt. Władysław Karaś ps. „Pankracy” i jemu to podlegał Wacław Smoczyk, używający pseudonimu „Magik”, a następnie „Szeliga”. Oddajmy w tym miejscu głos Zygmuntowi Walterowi – Janke, który w  taki sposób scharakteryzował Wacława Smoczyka:

„Urodzony 17 września 1919 r. w Bytomiu, syn katowickiego zegarmistrza, po maturze wstąpił do Oficerskiej Szkoły Saperów w Warszawie, której z powodu wybuchu wojny nie zdążył ukończyć. Po kampanii wrześniowej włączył się do pracy podziemnej, początkowo w szeregach Organizacji Orła Białego, a potem w  ZWZ i AK. Utworzył sieć ZO na Śląsku, ale działał głównie na obszarach Rzeszy. Od czasu odejścia „Pankracego” (listopada 1940 r.) do Warszawy, gdzie „Pankracy” objął dział dywersji na Rzeszę, sieć Smoczyka związana była również z Szefostwem ZO w Komendzie Głównej i tworzyła ekspozyturę na Śląsku dla wspomnianych działań w Rzeszy. Smoczyk specjalizował się w dywersji kolejowej.”

W przypisie Zygmunt Walter – Janke dodaje:

„Jak wynika z relacji płk. dypl. Kazimierza Pluty – Czachowskiego, Smoczyk zameldował „Pankracemu”, że osobiście podłożył dwie bomby zegarowe umieszczone w walizkach w poczekalniach dworcowych we Wrocławiu i  w  Berlinie w dn. 15 sierpnia 1940 r., w święto żołnierza polskiego.”

Przeglądając w Archiwum Państwowym w Katowicach dokumenty gestapo, natrafiłem na odpis sprawozdania, w którym możemy przeczytać (w  kontekście aresztowań, które miały miejsce na Śląsku w latach 1940 i 1941): „Dowódcy Oddziału Saperskiego nie udało się aresztować, ponieważ nie wiedziano o nim nic więcej, jak tylko pseudonimy którymi się posługiwał, mianowicie „Szeliga”, „Koniecho”, „Magik”, „Sznajderski”.”

Pomocny w rozpracowaniu Smoczyka okazał się Paweł Ulczok, który został wystawiony we wrześniu 1941 roku przez Helenę Mathea, znaną jako „Krwawa Julka” i który w zamian za zwolnienie zgodził się na współpracę z  gestapo. Pisałem o tym tutaj:

„Krwawa Julka” – najsłynniejsza agentka gestapo

Smoczyk dobrze znał Ulczoka z czasów, kiedy ten był łącznikiem sztabu Okręgu Śląskiego ZWZ i miał o nim jak najlepsze zdanie. W tamtym okresie spotykał się z nim wielokrotnie, później kontakt ten się urwał. W dalszej części przywołanego sprawozdania gestapo możemy przeczytać:

„Latem 1941 r. aresztowano b. kuriera ze sztabu Korola i po pewnym czasie zawerbowano go. Wykorzystano go do ustalenia pozostałych zbiegłych członków „SZP”. Z końcem lutego 1942 r. spotkał on na dworcu w Katowicach „Szeligę”, którego znał z organizacji, w której „Szeliga” pełnił funkcję dowódcy Oddz. Saperskiego.

W trakcie rozmowy „Szeliga” zwierzył się agentowi, że obecnie pełni funkcję dowódcy grupy terrorystyczno – sabotażowej „ZO”. Grupa ta wchodzi w  skład „ZWZ” i działa na terenie dawnych Niemiec.

Następnie „Szeliga” podał agentowi adres, gdzie chciał z nim szerzej porozmawiać, a mianowicie: Zegarmistrz Smoczyk Jan, Katowice, ul. 3-go Maja 71. Dnia 13.03.42 r. agenta powiadomił starszy człowiek, że Szeliga chce z nim rozmawiać pod wskazanym adresem /tym starym człowiekiem był zegarmistrz Smoczyk Jan/. Po wejściu do mieszkania agent został ponownie zobowiązany do pracy organizacyjnej i otrzymał wytyczne odnośnie jego działalności. Poza tym wręczono mu 100 RM i pewną ilość kartek żywnościowych. „Szeliga” zaznaczył, że kartki te są sfałszowane. Równocześnie uzyskał zgodę, ażeby mu wypłacić 300 RM, jako jednomiesięczne odszkodowanie oraz zwrot wszelkich innych kosztów.

Na dzień 14.03.42 r. ustalono wyjazd do Zawiercia, a agenta umówiono w  tym dniu na godz. 7.00 w mieszkania Smoczyka. Stamtąd udali się piechotą na dworzec główny w Katowicach. Po drodze „Szeliga” mówił agentowi, że jadą do Zawiercia po „materiał”.

Dalej mówił o swojej działalności jako dowódca grupy sabotażowej. Wspomniał przy tym, że od czasu swojej ucieczki przebywał przez parę miesięcy w  Berlinie, a następnie przez kilka tygodni pracował w dowództwie organizacji w  Warszawie. Dokonał już ok. 50 – 60 akcji sabotażowych, jak wysadzanie pociągów, szyn itp. Również pożar w fabryce w Radomsku, gdzie straty wyniosły ok. 12.000.000 RM był jego czynem.

Po przybyciu do Zawiercia udali się do niejakiej Steni Straszakównej, zam. przy ul. Piekarskiej 40, po odbiór materiału wybuchowego. Na miejscu stwierdzono, że materiał ten jeszcze nie nadszedł, skutkiem czego „Szeliga” oświadczył, że musi natychmiast jechać do Częstochowy. Aby nie wzbudzić podejrzeń podczas kontroli, „Szeliga” wręczył pozostającemu agentowi do przechowania swój pistolet /kal. 7,65 mm/, 603 RM oraz notes podróżny orbisu z  4-ma biletami, Wreszcie uzgodniono, że wracać będą pociągiem pospiesznym przyjeżdżającym w nocy z Warszawy i na dworcu w Katowicach znów się spotkają.

Miało to miejsce 14.03.42 r. ok. godz. 24-ej. Z dworca katowickiego agent odprowadził „Szeligę” do mieszkania przy ul. 3-go Maja 71. W drodze „Szeliga” prosił o zwrot swoich rzeczy oraz zaznaczył, że w dniu jutrzejszym ma jechać do Berlina na okres 3 – 6 dni. Polecił agentowi, aby następnego dnia przed południem przyszedł do mieszkania Smoczyka, gdzie żona Smoczyka wręczyła mu wspomniane wskazówki oraz 200 RM. Z kwoty tej agent miał wręczyć 100 RM niejakiemu „Tomi”, który w najbliższych dniach miał przybyć do mieszkania Smoczyka. Drugie 100 RM „Szeliga” przeznaczył dla agenta, by ten pokrył wydatki związane z pracą. Poza tym „Szeliga” polecił agentowi, aby wystarał się o książki i pisma pt. „Wykłady w służbie wojskowej” i współpracował z „Toni”, który miał specjalne zadania.

Dnia 17.03.42 r. ok. godz. 20.30 do mieszkania agenta przybył Smoczyk, który polecił mu natychmiast stawić się u „Szeligi” w mieszkaniu przy ul. 3-go Maja 71. W mieszkaniu tym „Szeliga” przyjął go słowami: “Na pewno się Pan dziwi, że już wróciłem? Zrobiłem w ostatnich dniach ok. 3000 km koleją. W  Berlinie załatwiłem „przygotowanie” i w podobnej sprawie byłem jeszcze w  Gdyni. Jutro będę w Warszawie w Centrali po odbiór ostatnich instrukcji odnośnie przeprowadzenia omówionych akcji sabotażowych. O „Toni” nie musicie się już martwić, przywiozę go samochodem ciężarowym w sobotę wzgl. w  niedzielę. Z podróży swojej przywiozłem również gotowe maszyny piekielne /bomby zegarowe/, które w razie zastosowania należy nastawić na odpowiedni czas.”

Przy tym „Szeliga” wskazał na paczkę wielkości 18 X 14 X 7 cm, obok której stał zwyczajny budzik. Po wskazaniu tych rzeczy „Szeliga” mówił dalej: „To jest już gotowana maszyna piekielna. Tylko druty należy podłączyć do budzika. Te materiały zostaną zapakowane, umieszczone w walizkach i  przewiezione koleją z Katowic do Berlina. Pojedziemy razem, lecz w oddzielnych przedziałach, aby nie wzbudzić podejrzenia, gdyż każdy z nas będzie miał 2  walizki ważące 10 – 20 kg. Zachować należy wszelkie środki ostrożności. W  Berlinie oddamy walizki do przechowalni bagażu na różnych dworcach. Następnie zaraz zniknę, a pan /agent/ pozostanie tam jeszcze parę dni i zbierze wszystkie wycinki prasowe z gazet dot. wybuchów.”.”

28 marca 1942 r. przy przekraczaniu granicy między Rzeszą a Generalną Gubernią w punkcie granicznym w Poraju dokumenty Smoczyka wzbudziły podejrzenia niemieckiego celnika, który postanowił go zatrzymać, po czym próbował telefonicznie skontaktować się z jego rzekomym miejscem pracy. W  tym momencie Smoczyk wyszarpał celnikowi jego pistolet i strzelił do niego, kładąc go trupem. Wyskoczył następnie przez okno i pomimo pościgu zbiegł. Po przybyciu do Katowic spotkał się z Ulczokiem, któremu opowiedział, co przeżył. Równocześnie zwrócił się do niego, by odebrał z przechowalni bagażu na dworcu w  Katowicach dwie walizki z „maszynami piekielnymi”, wręczając mu kwit bagażowy; sam wolał się tam nie pokazywać. Ulczok miał przechować walizki u  siebie, po czym następnego dnia, tj. 29 marca 1942 r., o godz. 10.00 miał się spotkać ze Smoczykiem w mieszkaniu Niemczyków przy ul. Stalmacha 26, o  czym poinformował prowadzącego go funkcjonariusza gestapo, któremu dodatkowo dostarczył list do kuzynki Smoczyka, z którego na gestapo zrobiono odpis, a nadto walizkę przyniesioną z domu Jana Smoczyka oraz kwit bagażowy. O tym, co stało się następnego dnia w domu Niemczyków, wiemy z zeznania, które po wojnie na procesie Ulczoka, Kamperta i Grolika złożyła Wanda Niemczykówna, kuzynka Smoczyka:

„Ulczok przyszedł do naszego domu 29 marca 1942 r. na kwadrans przed godziną dziesiątą. Jedliśmy wówczas śniadanie i zaprosiliśmy do śniadania również Ulczoka. Udałam się do kuchni, aby przygotować śniadanie. W tym czasie Ulczok podszedł do radia i zwiększył siłę jego głosu. O godzinie dziesiątej ktoś zadzwonił. Drzwi otworzył mój ojciec. W drzwiach stało czterech drabów. Jeden z  nich trzymał w ręku metalową puszkę, do jakiej zbierało się w tych czasach uliczne datki na tzw. „Winterhilfe” i potrząsając puszką oraz wołając „Eine kleine Spende, eine kleine Spende” wdarł się do mieszkania, a za nim pozostali. Ulczok po raz drugi wzmógł siłę głosu radia, chcąc widocznie uniemożliwić ojcu ostrzeżenie Wacka. Wacek zorientował się jednak, że do mieszkania wdarło się gestapo i wyciągnął pistolet ze słowami: „Paulek, ty świnio” – strzelił do Ulczoka, lecz chybił. Kula przeznaczona dla Ulczoka trafiła rykoszetem w rękę jednego z  gestapowców. Wacek nie miał już czasu, aby po raz drugi strzelić do Ulczoka, nie chciał dopuścić, aby wzięto go żywcem, i przyłożywszy pistolet do swej skroni, oddał drugi strzał, tym razem samobójczy. Zraniony w rękę gestapowiec zabrał mnie do kuchni i kazał sobie zrobić opatrunek. Do kuchni wpadł ich szef, teraz wiem, że nazywał się Bauch, i chciał mnie zastrzelić za to, że Wacek strzelił do jego ludzi. Zraniony gestapowiec powstrzymał go słowami: „Das war Abschluss” (to był odprysk).

Gestapo stwierdziwszy, że Smoczyk żyje, przewiozło go do szpitala, a nas aresztowano, a więc mnie, ojca mego Pawła i matkę Wiktorię. Przed tym wydarzeniem, tzn. dnia poprzedniego, Wacek opowiadał mojej siostrze Augustynie o zastrzeleniu strażnika w Poraju i polecił jej jechać do Warszawy, aby kogoś uprzedzić i przekazać zlecone informacje. Siostra wyjechała do Warszawy i  w  czasie podróży została w pociągu aresztowana. O aresztowaniu siostry dowiedziałam się w więzieniu w Mysłowicach. Naczelnik więzienia umieścił mnie w  jednej celi z siostrą, nie orientując się, że jesteśmy siostrami, bowiem siostra jako mężatka nosiła odmienne nazwisko. Nad siostrą znęcano się potwornie. Dopiero po przesłuchaniu okazano siostrze odpis listu Wacka, jaki Wacek wręczył Ulczokowi do doręczenia siostrze.
W tym samym tragicznym dniu, 29 marca 1942 r., aresztowano całą rodzinę Smoczyków, ojca, matkę, córkę, zamężną Sznajderską, oraz przypadkowo przybyłą do mieszkania panią Kościelniakową. W tym też dniu aresztowano w  Krakowie brata mego Pawła. Odpisem listu, jaki był przesłany przez Ulczoka, udowodniono siostrze winę i stracono ją w Oświęcimiu razem z rodziną Smoczyków. Urzędowe zawiadomienie o zgonie, jakie nadeszło z Oświęcimia, informowało, że siostra zmarła 26 maja 1942 r. W tym samym dniu stracona została cała rodzina Smoczyków. Następnie straceni zostali Kościelniak i  Kościelniakowa oraz Hala ze Smoczyków Sznajderska, oraz brat mój Paweł Niemczyk. W mieszkaniu Smoczyków, Niemczyków i Kościelniaków założone zostały kotły, wszyscy przychodzący zostali aresztowani i niemal wszyscy z tych osób osadzeni zostali w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Aresztowania przeprowadzone zostały także w Krakowie.”

W uzupełnieniu do cytowanego uprzednio sprawozdania gestapo przesłało meldunek następującej treści:

„Jan Szeliga został rozszyfrowany jako czołowy funkcjonariusz znany z zamachów bombowych na terenie Rzeszy. Dnia 29.03.1942r. podczas aresztowania go popełnił samobójstwo przez strzał w głowę. W międzyczasie ustalono, że Szeliga i b. polski aktywny porucznik Wencel Smoczyk to jednak i ta sama osoba.

Agentowi polecono odebrać materiał wybuchowy od wskazanych przez Szeligę osób oraz wejść w kontakt z poszczególnymi adresatami również podanymi przez Szeligę alias Smoczyka.”

Jak wynika z dokumentów gestapo, w związku ze sprawą Smoczyka zostali między innymi aresztowani:

1. Jan Kościelniak, który „miał wysłać maszyny piekielne /bomby zegarowe/ do Rzeszy”;
2. Janusz Politowski, który „odbył kilka spotkań ze Smoczykiem alias Szeligą, a to w Berlinie oraz w Warszawie”, a nadto „przyjechał 10.4.42 r. do Krakowa i przywiózł ze sobą ważne zapiski”,

W kolejnym dokumencie gestapo czytamy:

„W międzyczasie wpłynęła do nas „Kennkarta” Szeligi na nazwisko Rudolf Wolf, wystawiona przez Naczelnika Miasta w Częstochowie /dla Volksdeutschów/.
Szeliga po zastrzeleniu niemieckiego celnika w dniu 28.03.1942 r. koło Poraja zostawił tam powyższą „Kennkartę”, przez co stwierdzono jego identyczność z  Rudolf Wolf. Politowski twierdzi, że poznał Wolfa w Berlinie. Pozostałe dane odnośnie tej znajomości wydają się nieprawdopodobne. Niewątpliwie jest on kurierem działającym na terenie Rzeszy.”

Aresztowania przeniosły się następnie do Częstochowy, gdzie w siatce AK gestapo również miało swojego agenta. W kolejnym dokumencie, do którego dotarłem, sporo uwagi poświęcono kobiecie, używającej pseudonimu „Marysia”, którą nadto tytułowano „panią doktor”. Miała ona należeć do ścisłego kierownictwa Związku Odwetu. W dokumencie tym czytamy:

„Jak się dowiedział agent, kobieta ta w dniu 8.04.1942 r. była w  Częstochowie, gdzie zostawiła 100 maleńkich buteleczek zawierających bakterie cholery. Agentowi udało się je uchwycić. W tej chwili znajdują się w Instytucie Kryminalnym w Berlinie. Agent otrzymał również od niejakiego „Kazimierza” instrukcję odnośnie sposobów użycia materiału wybuchowego, zapalającego bomby termitowe, truciznę itp. Dalej „Kazimierz” doręczył agentowi następujący materiał sabotażowy: 20 kg materiału wybuchowego „Szedyt” /ten sam, który zastosowano przy wysadzaniu gazociągu w tut. dystrykcie oraz w Rzeszy/, 8 kostek materiału wybuchowego.

Z uwagi na to, że materiał ten miał być przekazany jak najszybciej do dystryktu katowickiego, zamieniono część zapalników do bomb termitowych na zapalniki niedziałające.

Przewidując dla agenta inne zadania i mając dla niego zastępstwo, aresztowano go w fabryce w ramach akcji kryminalnej i przetransportowano do Radomia, gdzie jest przesłuchiwany.

Wczoraj aresztowano również nieznajomego, który swego czasu zapoznał agenta z „Szeligą” alias Wencel Smoczyk. Aresztowanie to nastąpiło na ulicy i  osobnika tego również przetransportowano do Radomia na przesłuchanie.

Próbujemy zamienić resztę materiału wybuchowego, który agent przekazał swemu następcy na materiał fałszywy, niedziałający. Poza tym polecono agentowi sfałszowany materiał przekazywać dalej, aby wykryć dalsze kontakty. […]

Aresztowanym kurierem, u którego znaleziono ważne materiały organizacyjne, okazał się student Gejm Władysław, ur. 17 I 1918 r. w Sosnowcu, zam. w Częstochowie 7 Kamienica Nr 19/9. W/w był znany z przeprowadzonej akcji aresztowań jako członek „ZWZ”. W tym czasie zamieszkiwał u swojej matki w  Starachowicach przy ul. Małej 11.”

W uzupełnieniu dodam, że w świetle dokumentów gestapo, do których dotarłem, agent ów był pracownikiem Fabryki Papieru w Częstochowie.

Wojciech Kempa

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!