Historia

Pod Górą św. Anny

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

102 lata temu oddziały niemieckie podjęły kontrofensywę, której celem było rozbicie wojsk powstańczych na centralnym odcinku frontu i utorowanie sobie drogi do przemysłowego serca Śląska. W nocy 20/21 maja 1921 roku w rejonie Góry św. Anny rozpoczęła się największa bitwa III Powstania Śląskiego.

Uderzenie wojsk powstańczych, rozpoczęte w nocy 2/3 maja 1921 roku, zadało Niemcom cios, po którym długo nie mogli się oni otrząsnąć. Wojska powstańcze, które wskutek napływu ochotników rozrosły się w ciągu kilku dni z czterdziestu do ponad sześćdziesięciu tysięcy żołnierzy, błyskawicznie opanowały całą sporną część obszaru plebiscytowego, docierając do tzw. linii Korfantego, gdzie natarcie wstrzymano.

Niemcy nie byli w stanie stawić skutecznego oporu i dopiero na początku trzeciej dekady maja, zgromadziwszy odpowiednie siły, zdołali oni przejść do kontrofensywy. Nastał czas krwawych walk toczonych w rejonie Góry św. Anny…

Trzeci powstańczy zryw

Odnotujmy w tym miejscu, że północną część obszaru Górnego Śląska pokrywały i pokrywają rozległe kompleksy leśne – sprzyjające działaniom obronnym i organizowaniu zasadzek, korzystne do prowadzenia działalności partyzanckiej i utrudniające manewrowanie dużymi związkami taktycznymi, zwłaszcza po obfitych deszczach.

Z kolei na południu linia frontu ustabilizowała się na linii Odry, która co prawda nie była na tym odcinku istotną przeszkodą terenową, ale po jej ewentualnym przełamaniu przeciwnik miał przed sobą gęste kompleksy leśne (Lasy Rudzkie oraz Pszczyńsko – Kobiórskie). Z uwagi na rzeźbę terenu i poziom zalesienia był to region trudny do prowadzenia działań zaczepnych przez wojska regularne, za to korzystny do prowadzenia działań partyzanckich, a także do prowadzenia walk obronnych i pozycyjnych.

Rzut oka na ówczesną mapę Górnego Śląska wskazywał więc na istnienie dwóch dogodnych korytarzy, wzdłuż których biegły ważne arterie komunikacyjne i które były korzystne do prowadzenia działań ofensywnych. Pierwszy z nich, biegnący wzdłuż Kłodnicy, łączył Okręg Przemysłowy z Koźlem (przez Sławięcice i Kędzierzyn), drugi zaś wyznaczała oś Opole – Strzelce Wielkie – Pyskowice – Okręg Przemysłowy. Przy tym obydwa te korytarze znakomicie nadawały się do kanalizowania ewentualnych natarć i organizowania silnej obrony opartej o rzekę Odrę, masywy leśne nad Kłodnicą, pomniejsze zespoły leśne w rejonie Czarnocin – Olszowa – Zimna Wódka oraz naturalną pozycję ryglową, jaką był masyw Góry św. Anny.

Zgodnie z przewidywaniami, Niemcy szybko otrząsnęli się z szoku, jakim były sukcesy powstańców odniesione w pierwszej dekadzie maja 1921 roku. Z różnych stron Niemiec ciągnęli na Górny Śląsk ochotnicy. Wielu z nich przybywało w zorganizowanych grupach, tworząc tzw. korpusy ochotnicze, czyli freikorpsy. Wśród nich do największych należały: bawarski freikorps „Oberland”, którym dowodził mjr Ernst Horadam, wschodniopruski freikorps „Roßbach”, którym dowodził kpt. Gerhard Roßbach, oraz saski freikorps Haßfurther Heinricha Bennecke. Szerokie rzesze ochotników ciągnęły na Górny Śląsk ze Śląska Dolnego. Z Brzegu przybył freikorps Petera von Heydebrecka, z Nysy ochotniczy batalion Heinza (Karla Hauensteina), a z Wrocławia oddział studentów von Eickena. 20 maja szef sztabu Grupy „Wschód” por. Michał Grażyński ps. „Borelowski” meldował NKWP:

Na szosie Krapkowice – Otmęt – Gogolin silny ruch oddziałów nieprzyjaciela. Zauważono większą ilość samochodów osobowych i pancernych. 2 pociągi pancerne przybyły na dworzec w Gogolinie. Na odcinku Zdzieszowic nieprzyjaciel otworzył silny ogień z broni maszynowej.

Tegoż dnia, 20 maja 1921 roku do Głogówka przybył gen. ppor. Karl Höfer, który tego dnia przejął dowodzenie nad oddziałami Selbstschutzu. Gen. Höfer wcześniej był dowódcą stacjonującej na Górnym Śląsku 117 dywizji piechoty Reichswehry, a po zakończeniu wojny był dowódcą Grenzschutzu. Dobrze więc znał specyfikę Górnego Śląska i był znakomicie przygotowany do przeprowadzenia operacji militarnej przeciwko powstańcom. Kilka dni później przybył do Głogówka mjr. Jacobsen, który 24 maja objął funkcję szefa jego sztabu.

Siły Selbstschutzu składały się w tym czasie z dwóch grup operacyjnych. Na południe od Krapkowic operowała grupa Süd, którą dowodził gen. ppor. Bernard Hülsen. Na północ od Krapkowic zajmowała pozycje grupa Nord, dowodzona najpierw przez kpt. von Arnima, a następnie przez ppłk Grütznera. Zdaniem gen. Höfera, siły te liczyły łącznie 30 tys. ludzi, przy czym wedle większości polskich badaczy liczba ta jest zaniżona.

W nocy 20/21 maja Niemcy ruszyli do kontrofensywy. W ten oto sposób doszło do krwawej bitwy o Górę św. Anny. Ze strony polskiej główny ciężar walk dźwigała w niej na swoich barkach 1 dywizja górnośląska, która to podlegała dowództwu Grupy „Wschód”, a także Podgrupa „Bogdan”, wchodząca w skład Grupy „Północ”.

W skład 1 dywizji górnośląskiej wchodziły: dowództwo dywizji z centralą łączności i kompanią łączności oraz trzy pułki – 1 pułk piechoty Walentego Fojkisa, 2 pułk piechoty Pawła Cymsa oraz 8 pułk piechoty Franciszka Rataja, a także: kompania lotna, pociąg pancerny i bateria artylerii. Front 1 dywizji Wojsk Powstańczych miał długość ponad 30 kilometrów i ciągnął się wzdłuż Odry (od Starego Koźla po Obrowiec), po czym zwracał się w kierunku północno – wschodnim, gdzie dochodził do Kamionka. Odcinki odrzańskie – od Starego Koźla po Januszkowice (włącznie) obsadzał pułk zabrski kpt. Pawła Cymsa, zaś odcinek od Wielmierzowic (włącznie) po Łęg zajmował katowicki pułk por. Walentego Fojkisa. O walorach militarnych Odry Roman Umiastowski w swej pracy „Geografja wojenna Rzeczypospolitej Polskiej i ziem ościennych” napisał:

Łożysko Odry, pierwotnie bardzo kręte, zostało skrócone przekopami. Począwszy od Koźla (Cosel) w dół jest ono w wielu miejscach jednostronnie lub dwustronnie obwałowane. Szerokość rzeki wynosi 35 – 50 m, przy głębokości 1,5 – 2 m.

Rubież zajmowana przez pułki Cymsa i Fojkisa należała więc do trudnych do przełamania. W gorszym położeniu był pszczyński pułk kpt. Franciszka Rataja, który zajmował pozycje na prawym skrzydle 1 dywizji górnośląskiej i który organizował obronę na odcinku od rejonu na południe od szosy Strzelce Opolskie – Gogolin po rejon na południe od Kamionka. W przeciwieństwie do pułków Cymsa i Fojkisa, nie chroniły go żadne liczące się przeszkody terenowe. Na prawo od pułku Rataja obronę organizowały bataliony podgrupy „Bogdan” Grupy „Północ”.

W tym miejscu warto kilka słów poświęcić Górze Św. Anny, która górowała nad okolicą, dając temu, kto ma ją w swoim posiadaniu, wgląd w pozycje przeciwnika. Rejon Góry Św. Anny wyróżnia się w skali całej Wyżyny Śląskiej swymi wyniesieniami i bogatym urzeźbieniem terenu. Kulminacyjnym wyniesieniem jest właśnie Góra Św. Anny o wysokości 404 m n.p.m., inne wyniesienia to: Kamienna Góra (326 m n.p.m.), Biesiec (350 m n.p.m.), Wysocki Las (385 m n.p.m.), Poręba (302 m n.p.m.), Stoki (308 m n.p.m.). Na bogatą rzeźbę terenu składają się: liczne suche doliny, wąskie wąwozy, zalesione pagórki, wydmy piaszczyste, leje i misy krasowe oraz wywierzyska skalne. Ewentualne zdobycie Góry św. Anny otwierało Niemcom drogę na Kędzierzyn, o którym to kpt. Adam Benisz pisał:

Kędzierzyn, położony w dolinie kłodnickiej, otoczony z trzech stron rozciągającymi się na przestrzeni kilkuset morgów lasami Hohenlohego i kozielskim, posiadał największy na Górnym Śląsku dworzec towarowy i osobowy, z którego prowadziły linie w kierunku Opola, Gliwic i Raciborza. Na północny wschód od Kędzierzyna znajduje się nad Odrą Przystań Kozielska z dworcem towarowym, oddzielona od dworca kędzierzyńskiego długim około 4 km Kanałem Kłodnickim. Kanał ten łączy Przystań Kozielską z okręgiem przemysłowym. Zarówno Przystań, jak i dworzec kędzierzyński, miały ze względów gospodarczych i strategicznych duże znaczenie: Kędzierzyn jako węzłowy punkt kolejowy, umożliwiający szybkie przerzucanie formacji bojowych na front, Przystań Kozielska zaś ze względu na olbrzymie zapasy żywności, jakie złożone były w porcie i na statkach oraz ze względu na możliwość wykorzystania dróg wodnych dla celów wojskowych.

Ale nie koniec na tym. Ewentualne powodzenie niemieckiego natarcia na Kędzierzyn groziło zrolowaniem polskiej obrony na linii Odry, a w konsekwencji – doprowadziłoby do powstania w polskich liniach obronnych szerokiej wyrwy, przez którą formacje niemieckie bez problemu wlałyby się do Okręgu Przemysłowego, gdzie połączyłyby się z pochowanymi w cernowanych przez powstańców miastach oddziałami Selbstschutzu. Adam Benisz wspomniał tu o Kanale Kłodnickim. Cytowany przed momentem Roman Umiastowski napisał był o nim:

Kanał Kłodnicki łączący Odrę z Królewską Hutą, wobec niewielkich wymiarów posiada nikłą wartość gospodarczą. Szerokość jego w zwierciadle wody wynosi 10 m, gdzieniegdzie 12 – 14 m, przy normalnej głębokości 1,5 – 2 m. Dozwala na ruch statków o ładowności do 180 ton.

Cel niemieckiej ofensywy był więc jasny. I jak już to zostało powiedziane, skoncentrowawszy odpowiednie siły, w nocy 20/21 maja 1921 roku przystąpili Niemcy do kontrofensywy. Niemieckie natarcie rozpoczęło się w nocy, o godz. 2.30.

Do przeprowadzenia operacji przełamującej Niemcy wydzielili z grupy Süd związek taktyczny krapkowicki. Dowództwo nad nim objął osobiście gen. Hülsen. W jego skład wchodziły dwie grupy uderzeniowe.

Na lewym skrzydle natarcie prowadzić miała bawarska grupa „Oberland”, w składzie trzech batalionów piechoty oraz pododdziałów wzmocnienia i zabezpieczenia bojowego. Dowodził nią mjr Horadam. Od północy wspierały ją freikorpsy, którymi dowodzili por. hr. Strahwitz, chor. Haustein i von Holz, a także batalion „Gogolin” por. von Frobla, operujące na prawym skrzydle grupy Nord. Zadaniem grupy lewoskrzydłowej było przełamanie obrony powstańczej w rejonie na północ od Gogolina i wyprowadzenie natarcia w kierunku wschodnim celem oskrzydlenia sił powstańczych broniących się na północny – zachód od Góry św. Anny.

Na prawym skrzydle krapkowickiego związku taktycznego natarcie prowadzić miała grupa dowodzona przez majora von Chapppuisa, w skład której wchodziły również trzy bataliony. Miała ona przełamać obronę powstańców trzymających pozycje w rejonie na południe od Gogolina i rozwijać natarcie w pasie: Obrowiec, Strzebniów, Kępna, Jasiona, Zdzieszowice, Leśnica z zadaniem oskrzydlenia od południa sił powstańczych broniących się na południowo – zachodnim przedpolu Góry św. Anny. Odwód grupy stanowiły batalion rtm. Watzdorfa z pułku Gilgenheima oraz oddziały wydzielone von Rotzkircha – Wildego oraz von Eickena.

Celem natarcia obu grup było okrążenie, a następnie zniszczenie sił powstańczych skupionych w rejonie Góry św. Anny. To z kolei miało doprowadzić do utorowania oddziałom Selbstschutzu drogi do Gliwic, gdzie miały one połączyć się z cernowanymi tam oddziałami niemieckimi. Działania te miały wspierać natarcia prowadzone od północy – z Olesna na Lubliniec i z Zębowic na Kolonowskie oraz od południa – z rejonów Landzmierza, Bukowa i Zabełkowa. Miało to doprowadzić do trwałego rozcięcia sił powstańczych broniących się na szerokim froncie, ich okrążenia i zniszczenia. Po zrealizowaniu tych zadań połączone siły niemieckie miały wkroczyć do okręgu przemysłowego, by ostatecznie zdławić powstanie.

Jak już pisałem, front powstańczy na odcinku od Starego Koźla po szosę Strzelce Opolskie – Gogolin trzymała, podległa dowództwu Grupy „Wschód”, 1 dywizja górnośląska, którą dowodził mjr. Jan Ludyga – Laskowski. Na prawo od niej zajmowały pozycje pododdziały Grupy „Północ” (podgrupa „Bogdan”). Trzon 1 dywizji górnośląskiej stanowiły trzy pułki piechoty:

  • odcinek od Starego Koźla po Januszkowice obsadzał 2 pułk piechoty, którym dowodził kpt. Paweł Cyms, i który – według raportu dowództwa Grupy Środkowej z dnia 15 maja 1921 roku – liczyć miał 1.510 ludzi;

  • odcinek od Januszkowic po Łęg trzymał 1 pułk piechoty, dowodzony przez por. Walentego Fojkisa, który – według przywołanego raportu z 15 maja – liczył 1.860 ludzi;

  • odcinek od Łęg po szosę Strzelce Opolskie – Gogolin obsadzał 8 pułk piechoty, którym dowodził kpt. Franiciszek Rataj, liczący 15 maja 1921 roku 1.200 ludzi.

Były to stany o ok. 20 – 25% niższe w stosunku do stanów z końca pierwszej dekady maja. Wielu żołnierzy bowiem, korzystając z zastoju w działaniach wojennych, wzięło urlop i udało się do rodzinnych domów. Diametralnie inaczej wyglądało to po stronie niemieckiej, gdzie wojsk stale przybywało.

W takim to położeniu zastała oddziały powstańcze ofensywa Selbstschutzu. Dowódca 1 dywizji górnośląskiej, mjr Jan Ludyga – Laskowski w taki oto sposób opisuje ostatnie dwa dni poprzedzające niemieckie natarcie:

Dzień 19 i 20 maja przeszedł na wytężonej pracy fortyfikowania wyznaczonych punktów obronnych na odcinku dywizji. Pułki 2 i 8 zajęły stanowiska w myśl rozkazu operacyjnego nr 2, o czym powiadomiły dowództwo dywizji. Natomiast 1 pułk zaskoczony został atakiem niemieckim podczas wykonywania ruchów przegrupowania. Adiutant 1 pułku przesłał telegraficzny meldunek do dywizji, donosząc, iż z powodu przemęczenia ludzi przegrupowanie nie będzie ukończone w dniu 20 maja.

Wieczorem 20 maja do sztabu 1 pułku powstańczego, którym to dowodził por. Walenty Fojkis, docierać poczęły sygnały o wzmożonym ruchu wojsk niemieckich, wskazujące, że natarcie może rozpocząć się lada moment. Zastępca Walentego Fojkisa, Romuald Pitera, w swej autobiograficznej powieści „Gniew” pisze:

Jedno było dla nas jasne. Niemcy ładują się na barki i uderzą lada chwila.

— Łączcie mnie z dywizją — kazał Fojkis. Połączenie było już przerwane.

— Goniec na motocykl.

— Dopisz: co z Górą Świętej Anny? — rzuciłem mu przez ramię wybiegając z pokoju. Usłyszałem jakąś awanturę przed budynkiem. Goniec z 4 batalionu kłócił się z wartownikiem — zapomniał hasła.

— Co się dzieje?

— Pilny meldunek od pana baonowego Woźniaka. Zmarła mu muterka.

— Gdzie baonowy?

— Pojechał fort.

Zawróciłem w te pędy do Fojkisa z wiadomością, która nie należała do dobrych. Trzeba było natychmiast mianować zastępcę. Wybór padł na Kawę. Tymczasem gońcy wpadali jeden za drugim. Watoła meldował, że Niemcy przeprawiają się na wysokości Łęgu, Lortz podawał, iż w lesie schodzącym do brzegów Odry, leżącym na wprost Wielmierzowic, obserwuje przesuwanie się sił nieprzyjacielskich, które ocenia na jeden batalion. Kurier od dowódcy 8 pułku, kpt. Rataja, przywiózł odręczne pismo ze szkicem sytuacyjnym, z którego wynikało, że na kierunek Zakrzowa przesuwa się dwa bataliony nieprzyjacielskiej piechoty. Przewidywał, iż Niemcy uderzą na jego odcinku około godziny 5. Prosił o zwrócenie uwagi na styk jego pułku z naszym. Przesłaliśmy wszystkie otrzymane meldunki do dywizji. Widać tam również uważano tworzącą się sytuację za zapowiedź generalnej ofensywy niemieckiej. Do Zalesia została skierowana pół-bateria polówek i oddział Oszka. Zabezpieczano drugą linię — bramę do okręgu przemysłowego.

Nie udało się precyzyjnie określić godziny, w której wyszło niemieckie natarcie – źródła nie są w tym względzie ze sobą zgodne. Jedno jest pewne – było to już po północy 20/21 maja 1921 roku. Mjr Jan Ludyga – Laskowski pisze:

O godz. 12.30 w nocy z dnia 20 na 21 maja rozpoczęli Niemcy bombardowanie z dział artylerii tudzież minomiotaczy stanowisk 8 pułku. Po zniszczeniu przednich placówek przystąpili natychmiast do ataku frontu powstańczego, przenosząc równocześnie ogień artylerii na ważniejsze punkty strategiczne położone poza linią frontu. Wywiązała się ciężka walka, gdyż powstańcy bronili się bohatersko. Baon Szendery z 8 pułku, który miał dwie kompanie w Zakrzowie, tudzież baon Kurtoka, również z 8 pułku, zdziesiątkowane. Nieprzyjaciel, napotykając silny opór na odcinku Dąbrówka – Zakrzów, uderzył na pozycje I baonu 1 pułku, zajmującego pozycję na zachód od Krempnej, forsując Odrę na północ od Zdzieszowic. Do ataku tego nieprzyjaciel użył podstępu, wysyłając kobiety z chorągwiami białymi przez most. Tuż za nimi posuwały się oddziały Selbstschutzu. Wywiązała się zacięta walka między I baonem a oddziałami nieprzyjacielskimi na odcinku Krempna – Rozwadze – Obrowiec. Baon I poniósł dotkliwe straty, gdyż dwie kompanie zostały przez nieprzyjaciela osaczone, a następnie wymordowane. Walka w okolicy Obrowiec – Krempna trwała do godziny 9. Mniej więcej o tym samym czasie nieprzyjaciel uderzył ponownie na stanowiska 8 pułku pod Jesioną – Zakrzów. Podczas tych walk baon Szendery znalazł się w pewnym momencie w bardzo przykrym położeniu. Zauważyła to załoga wzgórza 310 i wbrew rozkazowi opuściła swoje stanowiska i samorzutnie pośpieszyła z pomocą zagrożonym oddziałom baonu Szendery. Była to lekkomyślność, brzemienna w fatalne następstwa. Oddział dostał się w krzyżowy ogień niemieckich karabinów maszynowych i został zupełnie rozbity. Tym samym znalazło się wzgórze 310 bez obrońców. Dlatego też nieprzyjacielowi udało się zająć prawie bez wałki pozycje 310, która jest kluczem do posiadania Góry Św. Anny. Zdając sobie sprawę z poważnej sytuacji, jaka się wytworzyła po zajęciu przez Niemców wzgórza 310, dowództwo dywizji chciało użyć do kontrataku na to wzgórze część załogi baonu 1 pułku, który w myśl rozkazu operacyjnego dywizji z dnia 18 maja znajdować się był powinien na Górze Św. Anny. Niestety, 1 pułk, z powodu nieukończenia ruchów dyslokacyjnych w myśl rozkazu operacyjnego nr 2, Góry Św. Anny nie obsadził, przez co jej obrona stała się niemożliwą.

Co gorsza – dywersanci niemieccy zdołali poprzecinać kable telefoniczne, skutkiem czego poszczególne pułki nie miały łączności ze sztabem dywizji. W tej sytuacji można było polegać wyłącznie na gońcach. Major Ludyga – Laskowski nieco dalej pisze:

21 maja o godz. 6 [dotarł] do dowództwa I dywizji meldunek o rozpoczętym ataku niemieckim. Dowódca dywizji przesłał niezwłocznie meldunek o rozpoczętym ataku niemieckim do grupy wschodniej. Dowództwo dywizji wysłało na odsiecz powstańców natychmiast pociąg pancerny, a od dowództwa grupy wschodniej żądało natychmiastowego przysłania przynajmniej jednego batalionu zapasowego do Sławięcic oraz odwrotnego przesłania granatów dla artylerii.

Pomimo bohaterskiej postawy powstańców, Niemcy posuwali się naprzód, jednak tempo natarcia nie było takie, jak tego oczekiwał gen. Höfer. Romuald Pitera wspomina:

O godzinie 2.30 Niemcy rozpoczęli bitwę ogniem artylerii. Pierwsze pociski padły w rejonie Zakrzowa i Łęgu. Zostały więc zaatakowane oddziały naszego i 8 pułku. Ten ostatni o wiele gwałtowniej. O godzinie trzeciej ruszyła piechota. Pojechałem do 3 baonu. Ciężkie karabiny maszynowe Watoły grały bez ustanku. Mimo ciemnego poranku i ciągnącej znad Odry mgły widać było wyraźnie linię nacierającej piechoty. W kierunku na Łęg posuwały się trzy kompanie: schodami w lewo. Ciężkie moździerze niemieckie macały stanowiska 3 baonu, usiłując odnaleźć gniazda karabinów maszynowych. Czołowa kompania nieprzyjacielska podniosła się do ataku. Odezwały się lekkie karabiny maszynowe i ręczne. Niemcy przypadli do ziemi. Po linii biły pociski naszych granatników. Z kolei weszła do akcji następna kompania niemiecka. Cały odcinek tętnił ogniem. Ogień artylerii ucichł. Zbyt mała była odległość między liniami. Wreszcie Niemcy rzucili trzecią kompanię.

— Teraz ich pokropcie moździerzami — odezwał się Watoła.

Zaraz po pierwszej salwie z czołowej kompanii niemieckiej poderwali się wpierw pojedynczy żołnierze, a po nich grupki — po dwóch, po kilku — aż w końcu cała kompania zaczęła wycofywać się.

— Kontratakować?

— Siedź cicho. Będzie jeszcze okazja. Popatrz — pokazałem Watole wycofujących się powstańców z lasu leżącego na południe od Obrowca i Żyrowej.

— To 8 pułk?

Podjechałem na rowerze do grupki ludzi, prowadzących rannego.

— Skąd?

— Od Zakrzowa. Tam już są Niemcy.

— Nie wiecie, kto was zaatakował?

— „Oberland”.

— W takim razie na nas idzie „Chappuis” — odezwał się Watoła.

 — Wszystko według planu. Trzym się.

W dowództwie zastałem meldunek od Lortza. Niemcy uderzyli na styk naszego l batalionu i 2 pułku Cymsa, między Wielmierzowicami i Januszkowicami. Natarcie załamało się w ogniu karabinów maszynowych. Omówiliśmy z Fojkisem położenie. Według naszych przypuszczeń główne siły nieprzyjacielskie były skierowane na 8 pułk. W zależności od powodzenia na tym odcinku następne uderzenie wyjdzie na nas.

 — Bez wsparcia artylerii nie wytrzymamy — rozważał głośno Fojkis.

— Jedź do dywizji.

Jeszcze Fojkis nie wyjechał daleko za Leśnicę, kiedy otrzymałem wiadomość z 8 pułku. Pułk po nieudanym kontrataku na Zakrzów wycofywał się na Żyrową, odsłaniając prawe skrzydło baonu Watoły. Kurier, który przywiózł meldunek, otoczony żołnierzami z 2 baonu, jeszcze nie ostygły po walce, opowiadał o jej przebiegu. Zakrzów przechodził kilka razy z rąk do rąk. Straty były duże. Po naszej stronie według jego relacji padło 60 zabitych i 100 zostało rannych. Straty niemieckie wynosiły: 150 zabitych i rannych.

W tym miejscu warto nieco więcej miejsca poświęcić sytuacji na odcinku bronionym przez 8 pułk piechoty. Położenie stało się tam krytyczne, gdy baterii armat „Ordon”, zajmującej pozycje w rejonie na północ od Żyrowej, po wystrzeleniu kilkuset pocisków zabrakło amunicji.

Bataliony grupy „Oberland” opanowały Dąbrówkę, Sprzęcice i Niwki, przez co zaczęły wychodzić na tyły pułku dowodzonego przez kpt. Rataja. Batalion ppor. Krukowskiego z tegoż pułku pod naporem Niemców opuścił Obrowiec i zaczął wycofywać się na południe. W krytycznym położeniu znalazł się batalion Kurtoka, który bronił się w rejonie pomiędzy Wygodą, Strzebniowem i Zakrzowem. Nad ranem Niemcy, wdarłszy się klinem do Wygody, zaczęli wychodzić na jego tyły. Batalion zaczął odchodzić na południe, w tym jednak momencie do akcji został wprowadzony, pozostający dotąd w odwodzie, batalion Szendery, który odzyskał Zakrzów i zamknął na krótko powstały wyłom. Bataliony grupy „Oberland”, uporządkowawszy się, wznowiły natarcie, uderzając z impetem na batalion Szendery. W sukurs sąsiadowi pospieszył – wbrew rozkazowi – oddział broniący wzgórza 310 (w Oleszce), ważnego punktu taktycznego, broniącego dostępu od północy do Góry św. Anny. Na skutek nie trzeba było długo czekać. Niemcy opanowali wzgórze 310 i dotarli do Góry św. Anny. Batalion Szendery znalazł się w okrążeniu, z którego wydostał się kosztem ogromnych strat – 60 zabitych i 94 rannych. Walki te tak oto opisuje Jan Ludyga – Laskowski:

W międzyczasie Niemcy przypuszczali raz po raz atak na Żyrowę – Oleszkę. Dla złamania oporu powstańców skierowali ogień artylerii i minomiotaczy na wymienione miejscowości. Aż do godziny 10.30 załoga Żyrowy – Oleszki wstrzymała pięć gwałtownych ataków niemieckich, które wszystkie załamały się w ogniu powstańców. Z powodu wzmagającego się ognia artylerii dowództwo 8 pułku zmuszone zostało do przeniesienia dotychczasowego swego miejsca postoju z Żyrowy do Leśnicy i od tej chwili przestała istnieć łączność telefoniczna 8 pułku z dowództwem I dywizji. O godzinie 11.15 Niemcy ponowili swoje dotychczasowe bezowocne ataki na pozycję Żyrowy – Oleszkę, która zaatakowana przez nieprzyjaciela z trzech stron, broniła się uparcie aż do godziny 12. Dziesięciokrotnie liczebniejsze oddziały nieprzyjacielskie zapanowały ostatecznie nad Żyrową i Oleszką, zmuszając powstańców do opuszczenia zajmowanych stanowisk i wycofania się w stronę Leśnicy.

Główny ciężar walk dźwigał odtąd na swoich barkach pułk Walentego Fojkisa. Romuald Pitera wspomina:

Koło godziny dziesiątej wyszło ponowne natarcie niemieckie na baon Watoły, który, mimo iż został wsparty dwoma kompaniami 2 baonu, cofał się na linię Zdzieszowice – Rozwada.

— Siły nieprzyjaciela obliczam na dwa bataliony — meldował Watoła.

W tym samym czasie 8 pułk został wyparty z Żyrowej. Jeden z jego oddziałów, dowodzony przez kpt. Kellera, cofając się ku południowi wpadł na tyły niemieckiego batalionu nacierającego na Watołę. Niemcy nie wytrzymali rozpaczliwego uderzenia Kellera, który sądził, że jest otoczony i z całą desperacją postanowił się przebijać. Ta niespodziewana pomoc pozwoliła Watole na uporządkowanie oddziałów i oderwanie się od Niemców. Nowa linia obronna przebiegała teraz przez dworzec w Leśnicy i Solownię. l baon, który zepchnął nieprzyjaciela za Odrę, został przesunięty na północ od Wielmierzowic z zadaniem stworzenia drugiej linii obronnej i zamknięcia skrzydła 2 pułku, na co bardzo nalegał Cyms, przypuszczając, że Niemcy z kolei uderzą na niego.

Dodajmy, że w międzyczasie dowództwo 1 dywizji górnośląskiej skierowało na najbardziej zagrożone odcinki (Krępna, Żyrowa) posiadane odwody – kompanie marynarzy kpt. Oszka i bosmana Walerusa, katowicki batalion Sitka oraz pociąg pancerny „Korfanty”. Jan Ludyga – Laskowski pisze:

Tymczasem nadszedł meldunek z I baonu 1 pułku o wzięciu Krempnej przez Niemców. Zarządzony został kontratak przez dwie kompanie III baonu oraz oddział marynarzy wraz z samochodem pancernym. O godzinie 11.15 zdobyli powstańcy Krempnę.

W zażartych bojach takie miejscowości jak Krępna, Żyrowa czy Rozwada po kilka razy przechodziły z rąk do rąk. Niejednokrotnie dochodziło przy tym do starć na broń białą. Romuald Pitera pisze:

Kiedy Fojkis wrócił z dywizji, sytuacja na odcinku 8 pułku przedstawiała się wręcz źle. W samej rzeczy 8 pułk nie był zdolny do zorganizowanej akcji. Dowództwo i część rozbitych oddziałów wycofało się na Górę Świętej Anny. Fojkis odebrał im zapasową amunicję, której brakowało 4 baonowi, i usiłował zmontować obronę góry. Poszczególne oddziały 8 pułku zorganizowały się w trzy gniazda oporu: Góra Świętej Anny, Koczorownia, Rozwada. Między tymi punktami przeciekały drobne grupki nieprzyjaciela w kierunku na górę. Posłałem Fojkisowi ostatnią naszą rezerwę: kompanię saperów z Wełnowca, dowodzoną przez kompanijnego Kowalskiego. Akurat Niemcy rozpoczęli ponowny ogień artylerii. Na wszystkich drogach i ścieżkach prowadzących do Leśnicy i na górę walczyły pomieszane ze sobą oddziały: resztki 8 pułku, cofające się kompanie 1 pułku, z 2 i 3 baonu, wreszcie oddziały niemieckie. Oddziały grupy „Oberland”, prące wprost na górę, zatrzymały się zdezorientowane sytuacją. To pozwoliło kpt. Ratajowi na wycofanie sporej części swoich ludzi. Obydwaj z Fojkisem zdawaliśmy sobie sprawę, że Niemcy zdążają do zdobycia góry i do otoczenia nas przez zajęcie Lichyni i Januszkowic od północy. Dlatego też na rozkaz cofania się na Zalesie, otrzymany z dywizji drogą okrężną przez Kędzierzyn, odpowiedziałem ustnie kierowcy Wasilewskiemu, nie było bowiem już czasu na pisanie:

— Na Zalesie cofa się 8 pułk. My zaginamy skrzydło na Cymsa.

Była to ostatnia wiadomość, jaką dywizja otrzymała tego dnia o nas. Na stokach góry wciąż trwał młynek. Dwukrotnie Niemcy zajmowali stok północny i dwukrotnie musieli się wycofać, raz wyrzuceni przez 4 baon, to znowu przez kompanię Skrzypca tegoż baonu, która wróciła na linię.

Major Ludyga – Laskowski wspomina, że, wobec coraz groźniejszych meldunków z frontu udał się na zagrożony odcinek (pod Leśnicą), wysyłając równocześnie oficerów sztabu dywizji do Kędzierzyna, Zalesia i Ujazdu, celem powstrzymania uciekających z frontu powstańców i przeprowadzenia natychmiastowej reorganizacji rozbitych jednostek bojowych. Z sytuacji, jaką dowódca dywizji zastał na froncie, wynikało, że o obronie Góry Św. Anny przez 1 pułk mowy być nie mogło. Resztki 8 pułku w tym czasie trzymały się kurczowo zachodnio – północnego podnóża Góry Św. Anny.

Niemcy tymczasem parli dalej naprzód. Wyczerpane ciężkimi walkami bataliony 1 i 8 pułków piechoty wycofały się na rubież Wielmierzowice, Kraszowa, Zalesie, Popice. Górą św. Anny została w ten sposób opuszczona przez Polaków. Romuald Pitera wspomina:

Ostatecznie o godzinie 14 grupa „Oberland” zajęła Górę Świętej Anny. Jej obrońcy z Fojkisem wycofali się na Zalesie, a stamtąd do Sławięcic. Natomiast na nas uderzyły z podwojoną zaciętością oddziały grupy „Chappuis”. Cofaliśmy się pod osłoną l baonu, idącego w tylnej straży. Miał małe straty i zwycięski poranek za sobą. Baon opóźniał według wszelkich reguł żołnierskiej sztuki. Szedłem wraz z Lortzem i jego pocztem szosą na Leśnicę; zmieniające się kolejno kompanie zajmowały stanowiska, otwierały ogień i znowu po przepuszczeniu zapóźnionych podnosiły się i cofały do stanowisk kompanii następnej. Jak rozkładanie dywanu. Walka w Leśnicy trwała krótko, w mieście połączyły się obydwie grupy niemieckie. Było już dobrze pod wieczór, kiedy oparliśmy się o linie 2 pułku.

— Jak przechodzi front? — Zapytałem Szajnocha, mego kolegę z politechniki.

— Januszkowice, Rokicie, Raszowa, Cisowa, Zalesię.

— A Lichynia?

— W Lichyni nasi.

— Mieliście ciężki dzień?

— Skąd, tylko pozorowane natarcie. Cyms w pierwszej chwili myślał, że to wy zaczęliście ofensywę.

Stanęliśmy na postój w Raszowej. Baonowi podali straty: 10 zabitych, 5 zaginionych i około 60 rannych. Na wozach wieźliśmy ciała zabitych kolegów z różnych pułków.

Pułk Fojkisa w walkach dopołudniowych stracił około 100 zabitych i rannych. Kilka godzin później z czterech jego batalionów jedynie batalion Marcina Watoły zdolny był do walki. Tak upłynął pierwszy dzień bitwy o Górę św. Anny. Kolejne dni bynajmniej nie przyniosły spokoju. Pomimo zaciekłych ataków, Niemcom nie udało się przełamać pozycji powstańców, którzy bronili im dostępu do przemysłowego serca Śląska.

W obliczu niemieckiego natarcia, dowództwo Grupy „Wschód” postanowiło skierować w rejon walk dodatkowe siły. Wacław Ryżewski w pracy „Trzecie Powstanie Śląskie” pisze:

Szczególnie pilne było zluzowanie wykrwawionych i zdziesiątkowanych oddziałów 1 i 8 pułku, które w rzeczywistości nie przedstawiały już większej wartości bojowej, a ponadto w dotychczasowych walkach utraciły większość posiadanej broni maszynowej. Tylko z wielkim trudem udało się ściągnąć na odcinek południowy siły odwodowe: dwa bataliony bytomskie z 5 pułku Cz. Paula, 3 batalion ppor. F. Michalskiego z 2 pułku żorskiego oraz batalion pszczyński z odwodu NKWP. Ponadto skierowano do tego rejonu dwudziałową baterię artylerii por. J. Lgockiego oraz pociąg pancerny „Korfanty”.

Jednakże dopiero około godz. 3.00 nad ranem (dnia 22 maja) przybyły do Rudzieńca zapowiedziane dwa bataliony (I i II ) 5 pułku piechoty, choć dowództwo Grupy „Wschód” zapewniało, iż przybędą one już dzień wcześniej, do godziny 19.00. Tak późne ich przybycie dodatkowo skomplikowało i tak niełatwe położenie 1 dywizji górnośląskiej. Jan Ludyga- Laskowski, od którego domagano się przeprowadzenia kontrataku celem odzyskania utraconych pozycji, w swym meldunku napisanym tuż po godz. 3.00 dnia 22 maja:

1 i 8 pułk, które miały do czynienia z całą nawałą regularnego wojska niemieckiego, obecnie, jako jednostki bojowe zdolne do dalszych walk, nie istnieją. Dwie kompanie I batalionu Lortza zostały osaczone i przez nieprzyjaciela doszczętnie wymordowane. Dalsze dwie kompanie tegoż batalionu, staczając ciężką walkę podczas odwrotu, poniosły poważne straty w zabitych i rannych. Brak dowódców przyczynił się do zdemoralizowania resztek tego batalionu, który tym samym jako jednostka bojowa istnieć przestał. Trzeci batalion również osaczony przez nieprzyjaciela, oswobodzony następnie przez oddział marynarzy Oszka, poniósł bardzo ciężkie straty przez ogień ciężkich karabinów maszynowych. Czwarty batalion zupełnie rozbity. Drugi batalion stosunkowo najmniej ucierpiał. W panice, jaka powstała wśród szeregów wskutek ukazania się nieprzyjacielskich oddziałów konnych oraz wskutek celnych strzałów artylerii tudzież wskutek fatalnego braku dowódcy, powstańcy rzucali broń, ratując się ucieczką. Tyle co do 1 pułku. Odnośnie 8 pułku nie mogę dać bliższych szczegółów. Według oświadczenia dowódcy pułku, kapitana Rataja, pułk jego nie istnieje, będąc zupełnie rozbitym. Oficerowie, dowódcy batalionów względnie kompanii są zabici lub ranni. Oddział lotny Walerusa zupełnie rozbity. Z powyższego, jak i sytuacji stwierdzonej przeze mnie na miejscu wynika, że te dwa pułki jako jednostki bojowe nie istnieją. Demoralizacja wśród powstańców ogarnęła również ludność cywilną, zamieszkującą w dolinie kłodnickiej, która po wsiach urządza procesje z chorągwiami kościelnymi i figurami świętych. Inni zaś, ogarnięci paniką, uciekają z całym dobytkiem w stronę Gliwic. W tak ciężkich warunkach zawiodła zupełnie żandarmeria i piesza, i konna przysłana do miasta Kędzierzyna. Zamiast starać się o zaprowadzenie porządku w mieście, uspokajając ludność cywilną oraz zatrzymując cofających się powstańców i formować z nich oddziały, była ona pierwszą, która uciekała z miasta Kędzierzyna, upiwszy się przed tym, zostawiając służbę bezpieczeństwa w mieście na łasce losu. O odejściu swoim nie zawiadomiła nawet swojego dowódcy placu, kapitana Benisza, który pozostał sam na swoim posterunku. […] Front od Kędzierzyna aż do Zalesia włącznie broniony jest przez oddziały straży ludowej i przez bardzo nieliczne jednostki bojowe, sformowane z rozbitków l i 8 pułku. Dowództwo grupy wschodniej jak i Naczelna Komenda Wojsk Powstańczych przysłali jedynie rozkazy do wykonania kontrataków, nie dając możności wykonania takowych. Nie wystarczy dać rozkaz, ażeby był wykonany, ale trzeba ludzi, by rozkaz ten wykonać. Otóż wedle rozkazu NKWP atak miał się rozpocząć wczoraj o godzinie 21, natomiast pierwsze posiłki zapowiedziane w rozkazie Naczelnego Dowództwa na… „przypuszczalnie godzinę 19-tą” przybyły dziś rano o godzinie 3, i to w stanie nieużyteczności do walk. Inne oddziały zapowiedziane do tej pory się nie zjawiły. W takich warunkach trzymać front od Januszkowic aż do Zalesia włącznie, wstrzymując silny napór nieprzyjaciela, przechodzi siły ludzkie.

Zameldowawszy się na froncie, I batalion 5 pułku piechoty, skierowany został w rejon Zalesia, gdzie zluzował resztki 8 pułku piechoty, zaś II batalion 5 pułku piechoty udał się do Cisowej, luzując resztki 1 pułku piechoty. Bateria artylerii Lgockiego zajęła pozycje na wschód od Zalesia, skąd wspierała swym ogniem działania I batalionu 5 pułku piechoty. 1 pułk piechoty w tym czasie zbierał się w Sławięcicach, natomiast 8 pułk piechoty – w Ujeździe.

Z Zalesia I batalion 5 pp rozwinął akcję na Leśnicę, a dalej na Olszowę – Dolną, celem nawiązania styczności z prawoskrzydłowymi oddziałami Grupy „Północ”. II batalion podjął działania na Łąki Kozielskie, Raszową, gdzie nawiązał łączność z oddziałami 2 pułku piechoty w Przystani Kozielskiej.

Późnym wieczorem 22 maja I batalion 5 pp wyszedł na rubież Popice, Klucz, Olszowę, nawiązując łączność z podgrupą „Bogdan” Grupy „Północ”. W ten sposób doprowadzono do zamknięcia luki na prawym skrzydle dywizji. Oznaczało to, iż Niemcom nie udało się dokonać głębokiego włamania, które otworzyłoby im drogę do Obszaru Przemysłowego i do zduszenia powstania. A taki wszak był ich zamiar. Sukces ich był więc połowiczny i miał charakter wyłącznie taktyczny.

Następnego dnia pododdziały 1 dywizji górnośląskiej toczyły ciężkie walki u podnóża Góry św. Anny, skąd nieprzyjaciel miał znakomity wgląd w pozycje wojsk powstańczych, precyzyjnie kierując zeń ogniem artyleryjskim. W pasie działania dywizji Niemcy ugrupowali swe siły na kształt wygiętej podkowy na wysokości od Januszkowic na południu, poprzez Lichynię w centrum i osiedle Hanów na północy. Pułk Chappuisa wyciągnięto do przodu wzdłuż 8-kilometrowego odcinka przebiegającego Równiną Nadodrzańską od Januszkowic po Lichynię, natomiast pułk „Oberland” ugrupował się na wzgórzach Góry Św. Anny.

Bataliony 1 pułku piechoty, wsparte wyposażoną w samochód pancerny kompanią kpt. Roberta Oszka, uderzyły od strony Zalesia i posuwały się wzdłuż szosy na Lichynię i – nie bacząc na silny ogień broni maszynowej oraz z dział – przełamały przedni skraj obrony batalionu Bergerhoffa, następnie zdobyły Lichynię, po czym skierowały się na Leśnicę. Wkrótce i ta miejscowość znalazła się w rękach powstańców. Wydawało się, że lada moment uda się odzyskać Górę św. Anny.

Niestety, bataliony 5 pułku piechoty oraz pszczyński z niezrozumiałych powodów, miast nacierać, trwały na pozycjach wyjściowych. W rezultacie prawe skrzydło walczącego pod Leśnicą 1 pułku piechoty wystawione zostało na kontratak nieprzyjaciela, który nie omieszkał wykorzystać nadarzającej się sposobności do wyprowadzenia kontrataku. Niemcy skierowali tu do walki odwodowe bataliony pułku „Oberland”. Pierwszy batalion kpt. Ostreichera uderzył w prawe skrzydło 1 pułku i wyszedł na jego tyły. 2 batalion kpt. Firsterlina i 3 batalion mjr Siebringhausa ruszyły na Dolną, Olszowę i Klucz, by zlikwidować grożące stąd niebezpieczeństwo. Z Dolnej powstańcy zdołali w porę wycofać się bez walki. W Olszowej, do której wtargnęły oddziały niemieckie, stawili twardy opór i ogniem karabinów maszynowych skutecznie powstrzymali natarcie Niemców.

Szczególnie ciężkie straty miał tu ponieść 2 batalion „Oberlandu”, z którego to pozostać miało przy życiu jedynie 67 rozbitków. Tymczasem jednak Niemcy wbili się w odsłonięte prawe skrzydło 1 pułku, pomiędzy Leśnicą i Lichynią. Z najwyższym trudem udało się powstrzymać posuwających się naprzód Bawarczyków, którzy wspierani byli ogniem artylerii i broni maszynowej. Po stronie Niemców wystąpił tu oddział kawalerii włoskiej, który w walkach tych stracił kilkunastu zabitych. O niezwykle zaciętym przebiegu walk, prowadzonych nierzadko przy użyciu broni białej, świadczy fakt, że Leśnica, Lichynia, Klucz i Zalesie Śląskie kilkakrotnie przechodziły z rąk do rąk.

Tak przedstawiała się sytuacja w pasie działania 1 dywizji górnośląskiej, gdy zameldował się tam I batalion 4 pułku piechoty Gajdzika. Warto w tym miejscu przytoczyć treść Rozkazu operacyjnego nr 5 dowódcy I Dywizji Górnośląskiej, kapitana Jana Ludygi -Laskowskiego. Dokument ów nie ma daty, ale z treści wynika, iż został on sporządzony nad ranem dnia 24 maja 1921 roku:

Sytuacja nieprzyjacielska. Nieprzyjaciel znajduje się na linii Wielmierzowice – Krasowa – Lichynia – Czarnocin – Dolna. Ponownie został stwierdzony udział regularnych oddziałów Reichswehry. Dnia 23 maja ppoł. od godziny 14 – 20 nieprzyjaciel atakował nasze pozycje od Odry aż do naszego prawego skrzydła. Nieprzyjaciel koncentruje siły swoje w Leśnicy, gdzie zauważyć można było oddziały bojowe w sile od 50 – 100 ludzi, posuwające się wzdłuż szos Leśnica – Zalesie i Leśnica – Raszowa. Sytuacja własna. Oddziały nasze zajmują stanowiska: Januszkowice – Rokicze – Raszowa – Łąki – Zalesie w kierunku na Zimną Wódkę. W ciągu dnia oddziały dywizji wzmocnione zostały rezerwą około 1000 bagnetów. Zamiary własne. Dowódca 2 pułku Cyms otrzymał ustny rozkaz posunięcia się jak najdalej na północny zachód, wzdłuż Odry i toru kolejowego, by współdziałać z grupą północną, która atakuje od godziny 2 w nocy dzisiejszej, posuwając się w stronę Gogolina – Odry. Po odcięciu Niemcom drogi odwrotu, jedna część grupy atakującej atakuje Górę Św. Anny. Zadaniem l i 8 pułku oraz formacji przysłanych w dniu wczorajszym jest nie przepuścić Niemców, którzy atakiem kombinowanym od zachodu i pomocy osaczeni zostaną. Wobec tego: dowódca 8 pułku nawiąże za wszelką cenę łączność z grupą północną, ażeby zamknąć obecnie istniejącą lukę. Po nawiązaniu łączności kapitan Rataj doniesie natychmiast do dowództwa dywizji. Dwie kompanie 6 pułku zabrskiego otrzymały rozkaz zajęcia Zalesia, nawiązując łączność z kompanią Wolfa w Cisowie i na północ od Zalesia w Zimnej Wódce (ew. Popice) z oddziałami 8 pułku. Kompania Wolfa nawiąże łączność z 2 pułkiem Cymsa w Łąkach. l pułk pozostaje na miejscu.

W powyższym dokumencie znajdujemy informację o wzmocnieniu dywizji rezerwą około 1000 bagnetów. Z całą pewnością chodzi tu o I batalion 4 pułku piechoty Gajdzika, który to właśnie w dniu 23 maja 1921 roku przybył w rejon na południe od Góry św. Anny i z marszu wszedł do walki. Dodajmy, że wedle rozkazu operacyjnego nr 17 Naczelnej Komendy Wojsk Powstańczych z 22 maja 1921 roku, ta część pułku Gajdzika, która miała zostać następnego dnia skierowana na front, liczyć miała 1.070 uzbrojonych powstańców oraz 13 karabinów maszynowych.

Niektórym kompaniom już w następnych dwóch dniach przyszło toczyć ciężkie boje z nieprzyjacielem. 23 maja pierwsze ofiary poniosła kompania lipińska. Pod Wielmierzycami i Januszkowicami polegli: Jan Czarnynoga I, Tomasz Gonsior, Edward Stanik, Rudolf Białoń, Józef Piotrowski i Adolf Żelazny. Wyeliminowani zostali z dalszej walki ciężko ranni: Paweł Gruszka i Augustyn Jancik. Józef Trojok, dowódca 3 kompanii w I batalionie pułku Gajdzika, swój udział w tej fazie walk wspomina następująco:

Po przybyciu do Kędzierzyna, kompania szła w marszu ubezpieczeniowym, a później tyralierą posuwała się przez las. Na skraju lasu oczekiwała pancerówka. Doszła do Raszowej, skąd wysłała patrolki. Później ruszyła na Januszkowice zajmując takowe… Powstańcy zdobyli jeden karabin maszynowy, poważną ilość amunicji, namioty, wóz i żywność. Posuwając się dalej wysunęli się aż po same Wielmierzowice. Stamtąd z powodu przewagi Niemców, zmuszeni byli wycofać się na Januszkowice, gdzie staczali walki 9 dni. W Januszkowicach kompania była silnie popierana przez artylerię. Front kompanii wysunął się bardziej na prawo do Krasowej. W walkach pod Krasową poległ powstaniec Winkler. Również w Krasowej trwały zacięte walki. Pancerówka „Pieron” była przy nas i dobrze się spisała.

Kolejne dni przyniosły nieco spokoju. Siły 1 dywizji górnośląskiej wzmocnił wydatnie przybyły na front 3 pułk piechoty Rudolfa Niemczyka. Wykrwawiony 1 pułk piechoty Walentego Fojkisa oraz I batalion 5 pułku piechoty mogły odejść na zasłużony odpoczynek. Do odejścia gotowały się nie mniej wyczerpane walką 8 pułk piechoty oraz II batalion pułku piechoty, który wkrótce również odszedł z frontu.

2 czerwca siły I dywizji górnośląskiej wzmocniły stojące dotąd w Lipinach pozostałe pododdziały 4 pułku piechoty im. „Czwartaków” Karola Gajdzika.

Tymczasem 4 czerwca Niemcy wznowili natarcie, ale o tym będzie mowa następnym razem…

Wojciech Kempa

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!