Felietony

Niezawisłe warunki koegzystencji z suwerennym narodem

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Pocieszające jest to, że dla typowego – politycznego i urzędniczego – pasożytnictwa dni są chyba policzone. Tak przynajmniej wstępnie ocenić należy wprowadzane za sprawą Zjednoczonej Prawicy zmiany legislacyjne wokół polskiego systemu sądowniczego. Bezdyskusyjne jest to, że wymiar sprawiedliwości wymaga gruntownej reformy we wszystkich obszarach jego oddziaływania, gdzie obywatel potrzebuje ochrony swoich praw cywilnych przed niezależnym sądem powszechnym – przede wszystkim co do terminów ostatecznego wyrokowania, jak i jakości jurydycznej odwołującej się do podstawowej zasady sprawiedliwości i słuszności w prawie. Kwestionowanie tych zmian przez środowiska sędziowsko-prawnicze (oraz sprzyjającą im opozycję w parlamencie) świadczy o poważnym kryzysie państwa – jako państwa demokratycznego i kulturowo katolickiego.

Dla wiarołomcy dobro kraju nigdy nie było i nie jest najwyższym nakazem (sumienia), ponieważ jako lekkoduch i ignorant nie potrafi docenić wartości niematerialnych – związanych z ugruntowaną kulturą, wielowiekową obyczajnością, bohaterską historią – utrzymujących świadomość społeczną na poziomie wyższych aspiracji; nie tylko mających wymiar materialnych korzyści. Które na każdym etapie rozwoju cywilizacyjnego wymagają należytej dbałości oraz efektywnego zagospodarowywania – ale i zachowania ostrożności pod względem uczciwego dzielenia się nimi.

Świadome pominięcie narodowego charakteru państwa – z jego wszystkimi elementami kulturowymi i uwarunkowaniami historycznymi – powoduje, że zagraniczny mocodawca jawi się jako egzotyczny dobrodziej, który podchodzi do każdego z należytą atencją i zrozumieniem. W ten sposób niektórzy ulegają tej pokusie, widząc dla siebie szansę szybkiego awansu i pozyskania dodatkowych pieniędzy. Mogliby to osiągnąć w normalnych warunkach uczciwej konkurencji, ale problemem jest niewydolny system edukacyjny i wspomniana niechęć do rodzimej kultury. Ten marazm (uwiąd) wrażliwości na sprawy polskie objawia się nieskrywaną pogardą wobec współobywateli, nieprzestrzeganiem podstawowych reguł dobrosąsiedztwa, ani zasad prawnoustrojowych mających na celu wyrównanie ewentualnych niedoskonałości normatywnych.

Z tego fałszywego przekonania bierze się to zjawisko eliminowania z przestrzeni publicznej jakiegokolwiek przymusu lub obywatelskiego obowiązku, z którego winni ludzkich nieszczęść mieliby być rozliczani przez wymiar sprawiedliwości (np. za reprywatyzację warszawską lub krakowską, albo aferę Amber Gold i OLT Ekspress). Warto pochylić się przy tej okazji nad skutkami wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2001 roku, mocą którego z ustawy Kodeks cywilny został usunięty art. 418, który niejako z urzędu domagał się dla funkcjonariusza państwowego (sędziego, prokuratora) postawienia go w stan oskarżenia dyscyplinarnego lub karnego za szkodę majątkową wyrządzoną świadomym działaniem lub zaniechaniem, podczas wykonywania funkcji publicznych. Dotychczasowy stan prawny uniemożliwiał więc wyciągnięcie konsekwencji służbowych wobec tego rodzaju nadużyć. Niezawisłość sędziowska chroniła przed odpowiedzialnością za wadliwe orzekanie tak w pierwszej instancji, jak i w drugiej. Dochodziło w prokuraturze czy w sądzie do przypadków wręcz kuriozalnych, kiedy osoba pokrzywdzona lub poszkodowana w ogóle nie miała wpływu na wynik postępowania, zachowując wszelkie wymogi dowodowe i formalnoprawne.

Aż do momentu, kiedy naród dostrzegł daleko idącą fikcyjność tejże niezależności sądowej, z jej konstytucyjną nadbudową spersonifikowanej niezawisłości, oddzielonej od ludzi bramkami do wykrywania metalu i objętej na wszelki wypadek policyjną ochroną. Nieprawdą jest, że suweren wybrał tego czy innego przeniewiercę na swojego przedstawiciela w parlamencie RP. Który przy użyciu kłamstwa, i za cenę uzależnienia Polski od struktur UE, ma obowiązek prowadzić uliczny bunt przeciwko wprowadzanym w państwie zmianom ustrojowym, w tym naprawę (skorumpowanego?) sądownictwa. Korzystając z czynnego prawa wyborczego naród realizuje jedynie względnie słuszny (demokratyczny – większościowy) tryb wyłaniania ciał ustawodawczych, nie sprawdzając na wariografie prawdziwych intencji kandydatów na przyszłych posłów, senatorów tudzież przedstawicieli poszczególnych szczebli samorządowych. Ocena predyspozycji osobowościowych dokonuje się na bieżąco, podczas każdorazowej konfrontacji programów partii politycznych, których zawartością powinny być przede wszystkim sprawy związane ze sprawnym funkcjonowaniem organów państwa oraz zagadnienia poprawiające warunki życia i rozwoju obywateli polskich (bo co innego?).

Upór polityczny zwolenników neomarksistowskiego modelu zarządzania zbiurokratyzowanym państwem, widowiskowo walących niewieścią dłonią w blat mównicy sejmowej (poseł Nowoczesnej K. Gasik-Pihowicz) z wręcz leninowskim okrzykiem “Nas wybrał suweren!”, podczas burzliwej debaty sejmowej nad zmianami w ustawie o SN, to przejaw wyjątkowej arogancji mającej na celu zdeprecjonowanie tejże suwerenności narodu do stanowienia obowiązującego powszechnie prawa. Oraz pokreślenie ścisłej zależności praw mniejszości z konstytucyjną prerogatywą (przywilejem) niezawisłości sędziowskiej, której zbuntowana mniejszość usiłuje bronić, mając na uwadze przede wszystkim swój “mały” interes; niejednokrotnie wykorzystywany do forsowania rozwiązań transgranicznych (unijnych) – internacjonalnych, światowych – kosztem macierzystego kraju.

Uzurpatorstwo mniejszości politycznych (oprócz praw mniejszości narodowych i wyznaniowych), oparte w przeważającej mierze o wzorce antykulturowe (sekciarskie i profetyczne), nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia merytorycznego i nie zasługuje na jakiekolwiek pobłażanie ze strony ucywilizowanego społeczeństwa. Jako że stanowi jaskrawe odstępstwo, sprzeczne z podstawowymi normami obyczajowymi – będącymi od zarania podstawowym źródłem prawa stanowionego – takoż nie ma podstaw do choćby najskromniejszej i najniewinniejszej agitacji jako naiwnie prowolnościowej. Pustostan jaki kryje się za tego rodzaju aktywnością quasi-polityczną nie ma żadnych szans przetrwania w przestrzeni publicznej, ponieważ nie dysponuje żadną praktyczną wiedzą mogącą przysłużyć się do polepszenia bytu jednostki, a co dopiero całego narodu.

Z pewnością gdyby nie względy poprawności politycznej (podtrzymywanej metodycznie tzw. teorią krytyczną), tak pieczołowicie przestrzeganej w akademickich programach nauczania “innowacyjnego” – przegadanego i uwstecznionego – na nic zdałyby się wszelkiego rodzaju pasożytnicze manify dopominające się równości i wolności dla bezideowej i bezosobowej nieprzydatności; poza, oczywiście, głupkowatej bezinteresowności, dającej złudne odczucie głębokiej ekstazy chyba tylko z istotami pozaziemskimi.

Naród polski, znany z wielkiej gościnności i tolerancji kulturowej, nie odżegnuje się od żadnych pożytecznych form altruizmu czy też nieszkodliwych form kosmopolityzmu (edukacyjnego), jednak zwykły rozsądek nakazuje utrzymywanie niezbędnej równowagi między jednym i drugim, ponieważ podstawą bytu państwowego są jego wielowiekowe przyzwyczajenia i dobre obyczaje.

Antoni Ciszewski

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!