Felietony

Mińsk pokazał Moskwie kły

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Na Białorusi nie milkną echa zatrzymania dwóch współpracowników rosyjskiej agencji „Regnum”, Jak podkreśla portal naviny.by, w ten sposób Łukaszenka wysłał na Kreml jasny sygnał, że jest zdecydowany dać odpór propagandzie „ruskiego mira”.

 

Aresztowanie na Białorusi dwóch autorów rosyjskiej agencji „Regnum” niewątpliwie posiada polityczny podtekst i kontekst. Wcześniej analitycy białoruscy twierdzili, że Mińsk obawia się zdecydowanie reagować na wojującą propagandę „ruskiego mira”. Teraz władze białoruskie pokazują, że dojrzały do ostrego przeciwdziałania, a do tego trafiającego w punkt.

 

8 grudnia Białoruska Prokuratura potwierdziła, że zostali zatrzymani Jurij Pawłowiec oraz Dmitrij Alinkin – obywatele białoruscy, którzy pod pseudonimami występowali na portalu „Regnum”.

 

Przeciw nim prowadzone jest postępowanie na podstawie art. 130 Kodeksu Karnego – o nawoływanie do waśni na tle rasowym, narodowościowym, religijnym lub społecznym i innym.

 

Za uprawianie prorosyjskiej propagandy otrzymywać oni mieli pieniądze od obywateli Białorusi, mieszkającego obecnie w Moskwie.

 

Portal naviny.by, zwracając uwagę na pogarszające się relacje między Łukaszenką i Putnem, podkreśla, że służby działały tu nie pod wpływem nagłego impulsu, a na wniosek Republikańskiej Komisji Ekspertów ds. Oceny Działań Informacyjnych Pod Kątem Ekstremizmu. Oznacza to, że operacja ta była dokładnie przygotowana i pomyślana.

 

Znając specyfikę systemu panującego na Białorusi – stwierdza portal naviny.by – nietrudno uznać, że zgodę na takie działanie, zagrażające i tak już napiętym stosunkom na linii Moskwa – Mińsk, wydano na bardzo wysokim szczeblu.

 

Wszystko to dzieje się w czasie, gdy konflikt naftowo – gazowy narasta, strona rosyjska o połowę obcięła dostawy ropy naftowej do białoruskich rafinerii, wstrzymano też transzę kredytu (300 milionów dolarów) z Euroazjatyckiego Funduszu Stabilizacji i Rozwoju.

 

Jak napięte są obecne relacje z Kremlem, sądzić można z surowego tonu wypowiedzi przywódcy Białorusi podczas mających miejsce w Mińsku 9 grudnia negocjacji dotyczących projektu Kodeksu Celnego Unii Euroazjatyckiej. Łukaszenka wyraził się jasno , że nie spieszy się do podpisania dokumentu, jeśli nie zostaną w nim uwzględnione interesy Mińsku, mówiąc, że w przeciwnym razie „po co nam taki sojusz?”.

 

Należy nadto przypomnieć, że pod koniec ubiegłego miesiąca, tuż po powrocie Aleksandra Łukaszenki z ewidentnie nieudanych negocjacji z Władimirem Putinem, rosyjskie media „wystrzeliły salwą”, pokazując obrazki, prezentujące Białoruś w bardzo niekorzystnym dla jej władz świetle.

 

Analitycy zaczęli spekulować, czy nie jest to początek wojny informacyjnej. Władze białoruskie, jak się zdaje, zdecydowały się nie patyczkować i wysłały Moskwie sygnał , że są zdecydowane strzec bezpieczeństwa informacyjnego kraju wszelkimi metodami.

 

W rozpolitykowanym społeczeństwie białoruskim, tymczasem rozgorzała dyskusja. Jedni mówią: tu rzecz dotyczy świętej sprawy – ochrony białoruskiej suwerenności białoruskiej niepodległości; nie ma się tu co ceregielić.

 

Inni przypominają, że niedawno postępowa społeczność potępiała surowy wyrok wydany na lokalnego bloggera Edward Palczisa, którego strona nie baczył na słowa, zwłaszcza gdy opisywał działania Rosji w stosunku do Ukrainy. Obrońcy Palczisa potępiali wówczas panujący na Białorusi reżim, który usiłuje tłumić wolności wypowiedzi, itp. Czy więc nie mamy teraz do czynienia z sytuacją lustrzaną?

 

Przeciw aresztowaniu autorów „Regnum” (z zastrzeżeniem, że absolutnie nie zgadza się z tym, co pisali) wyraziła w szczególności,współprzewodniczący kampanii obywatelskiej „Mów prawdę” Tatiana Karatkiewicz.

 

Szef Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, adwokat i pisarz Andriej Bastuniec w komentarzu dla naviny.by powołał się Zasady Johannesburskie, opracowane w 1995 roku przez wybitną grupę ekspertów pod auspicjami Międzynarodowego Centrum przeciwko Cenzurze – na artykuł 19:

 

„Zasady te określają granice ingerencji państwa w wolność wypowiedzi w takich wypadkach – wyjaśnił. – W szczególności wytyczne stwierdzają, że dana osoba może zostać ukarana za wypowiedzi zagrażające bezpieczeństwu narodowemu, jeśli rząd zdoła wykazać, że wyrażane opinie mają wprost wzywają do przemocy; mogą doprowadzić do takich działań; że istnieje bezpośredni i ścisły związek między wypowiedziami a prawdopodobieństwem wystąpienia przemocy.”

 

W sprawie dwóch autorów „Regnum” Bastunec nie widzi wystarczających przesłanek do interwencji ze strony rządu.

 

„Wspierając takie działania władz, dajemy im wolną rękę do takich działań w odniesieniu do innych poglądów” – podkreślił szef stowarzyszenia dziennikarzy. Aczkolwiek zastrzega: „być może w tej konkretnej sprawie, wciąż nie są nam znane różne istotne okoliczności”.

 

Zupełnie inne spojrzenie na tę sprawę ma kierownik projektu analitycznego  Belarus Security Blog Andriej Porotnikow. Uważa on, że nieporozumieniem jest zaliczanie zatrzymanych do kategorii więźniów politycznych i ofiar ataków na wolność słowa.

 

„Ci ludzie odmawiają prawa do istnienia białoruskiemu państwu, historycznej i kulturowej podmiotowości narodowi białoruskiemu; i robią to w sposób bardzo agresywny i obraźliwy. W rzeczywistości robią oni to, co na Zachodzie określane jest mianem przestępstw z nienawiści” – powiedział w komentarzu dla naviny.by Porotnikow. Stwierdził on nadto, że w tym przypadku stanowisko władz białoruskich z punktu widzenia legalności było absolutnie bez zarzutu.

 

Tymczasem, działacz praw człowieka Tatiana Riewiako przypomniała na Facebooku, że wolność słowa nie jest prawem absolutnym i że może ono być ograniczone także w zgodzie z Międzynarodowym Paktem Praw Obywatelskich i Politycznych, w szczególności ze względu na interesy bezpieczeństwa państwowego oraz zwalczaniem nienawiści na tle etnicznym.

 

Jest raczej mało prawdopodobne, by władze białoruskie przestudiowały wspomniany pakt, zanim dały zielone światło dla zatrzymania prorosyjskich komentatorów. Ci, którzy są na górze, zawsze działają w myśl zasady, iż wszystko, co służy utrzymaniu się przy władzy, jest prawnie i moralnie dozwolone.

 

A w tym konkretnym przypadku, co jest oczywiste, mamy do czynienia z reakcją na wyzwania płynące z zewnętrznej, na zagrożenie zewnętrzne. Reakcja musiała być jest adekwatna do działań tej strony, która rzuciła wyzwanie. Oznacza to, że ryzyko z tamtej strony jest traktowane jako bardzo poważne.

 

Wbrew nieustannym i absolutnie nieszczerym zapewnieniom o nierozerwalnej przyjaźni z Rosją, władze białoruskie już dawno, zaraz po gorących wydarzeniach z 2014 roku, zaczęły brać pod uwagę możliwość zastosowania w ich kraju scenariusza krymsko – donbaskiego. A wszak ludność Białorusi w dużej masie dała się zrusyfikować, do tego nieustannie poddawana jest praniu mózgów przez rosyjskie kanały telewizyjne, co stawia Białoruś w toczącej się wojnie informacyjnej w bardzo trudnej sytuacji.

 

W ostatnim czasie rosyjskie elity demonstrują niezadowolenie z powodu zbyt niezależnej, ich zdaniem, polityki zagranicznej Mińska, mówiąc, że „baćka” flirtuje z Zachodem i że nie chce wypełniać swych zobowiązań sojuszniczych (pretensje nasiliły się po odmowie rozmieszczenia na terytorium Białorusi rosyjskiej bazy lotniczej).

 

W moskiewskiej propagandzie pojawiły się tendencje, by ukazywać podobieństwa między Białorusią i Ukrainą: mówią, trzeba, działać, nim będzie za późno, trzeba zawrócić niebieskooką siostrę Białoruś ze złej drogi (zwalczyć rusofobię, a następnie doprowadzić do zmiany obranego przez nią kursu politycznego i ucieczki na Zachód).

 

Należy tu podkreślić, że mamy tu do czynienia z sytuacją, gdy zagrożenie dotyczy nie tylko ludzi znajdujących się na szczytach władzy w Mińsku, ale także białoruskiej suwerenności i pryncypiów. Tym należy wyjaśnić stosunkowo szerokie poparcie dla głośnych aresztowań w środowisku, które jest zwykle określane mianem społeczności demokratycznej.

 

Czym ryzykuje Mińsk, rzucając Moskwie rękawicę „sprawą Regnum”? Można zaryzykować przypuszczenie, że mało prawdopodobne będzie to, że Putin będzie się dziś czy jutro domagać uwolnienia tych autorów, tak jak niegdyś Borys Jelcyn domagał się uwolnienia z więzienia białoruskiego dziennikarza Pawła Szeremeta.

 

Porotnikow przewiduje, że Moskwa postara się wykorzystać zatrzymanie autorów „Regnum” do rozpalenia w Rosji antybiałoruskich nastrojów. Analityk ów spodziewa się, że „zrobią z nich męczenników, aby wykorzystać to do zniszczenia sympatii społeczeństwa rosyjskiego do białoruskiego, do samej Białorusi, a także do osoby Aleksandra Łukaszenki”. To z kolei ma pozwolić władzom na Kremlu, których możliwości maleją, „bezpiecznie wycofać się ze wsparcia dla Białorusi”, a nadto otwiera możliwość „do podjęcia pewnych stanowczych działań wobec Białorusi w przyszłości”.

 

/naviny.by/

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!