Felietony

Czy polskie władze zamiotą sprawę pod dywan?

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

TVP przypomniała dwa dni temu wydarzenia, które rozegrały się w Sejmie i pod Sejmem przeszło miesiąc temu. Od początku nie mieliśmy wątpliwości, że była to próba puczu, czemu konsekwentnie dawaliśmy wyraz na naszych łamach. A że jego przebieg był taki, a nie inny, wynikało po prostu z faktu, że wykonawcami byli kompletni nieudacznicy, którym przyszło odegrać role, które ich całkowicie przerosły.

 

Ale w tym kontekście należy zadać pytanie, jakie działania podjęły w związku z tym służby specjalne naszego Państwa. Boć gdy w grę wchodzi próba wywrócenia konstytucyjnego porządku, te winny działać energicznie i z całą stanowczością. Tymczasem minął miesiąc, a efektów tychże działań nie widać. Wciąż mamy do czynienia jedynie ze spekulacjami, pośród których na wyróżnienie zasługują rozważania red. Stanisława Michalkiewicza, który na swoim blogu napisał:

 

Rzeczywiście, mieliśmy do czynienia z próbą zamachu stanu, którego scenariusz był mniej więcej taki: najpierw posłowie opozycji stworzą jakiś pretekst do awantury, by następnie ją wykorzystać do obstrukcji, której celem będzie zablokowanie możliwości uchwalenia ustawy budżetowej w konstytucyjnym terminie. Takie zablokowanie bowiem stwarza skutki prawne w postaci możliwości skrócenia kadencji Sejmu i rozpisania nowych wyborów. Toteż kiedy w Sejmie rozpoczęło się blokowanie mównicy i marszałkowskiego fotela, przed Sejmem zaczęli gromadzić się ściągani w trybie alarmowym z całej Polski konfidenci Wojskowych Służb Informacyjnych, którzy mieli odgrywać tam role „zagniewanego ludu”. O wadze zadania świadczy fakt, że zjawił się tam nawet Najstarszy Kiejkut III Rzeczypospolitej w osobie pana generała Marka Dukaczewskiego, na widok którego (prijechał rewizor iz Pietierburga!) konfidenci wprost wychodzi z siebie, żeby zademonstrować gorliwość w służbie; rzucali się pod i na samochody, a niejaki pan Diduszko, którego żona w cywilu współpracuje z „Krytyką Polityczną” (redaktor Sierakowski swoim zwyczajem nie odważył się osobiście, tylko tchórzliwie wysłał najmitów), nawet udawał trupa. Ale fajdanisi, których Wojskowe Służby Informacyjne wystrugały z banana na posłów, zawiedli na całej linii.

 

Czy więc nie jest tak, że ustalenia są na tyle porażające, że władze boją się ujawnić prawdę? A może chcą ją wykorzystać do jakichś zakulisowych rozgrywek? I kolejne pytanie – o czym właściwie chce rozmawiać z Jarosławem Kaczyńskim kanclerz Angela Merkel. która ponoć wybiera się do niego z wizytą?

 

Bo chyba nikt nie może mieć wątpliwości, że nici prowadzą tu do Berlina. Ponownie wróćmy do tego, co napisał red. Michalkiewicz:

 

Aliści „były w partii siły, co kres tej orgii położyły”, chociaż nasza Złota Pani, która przykazała surowo swojemu brukselskiemu fagasowi w osobie Jana Klaudiusza Junckera, żeby na 21 grudnia zwołał w trybie pilnym posiedzenie Komisji Europejskiej, która podjęłaby decyzje o ostatecznym rozwiązaniu kwestii polskiej i nawet obsztorcowała Donalda Tuska, który przyjechał do Wrocławia, żeby w razie czego być pod ręką. Oczyma duszy widzę tę scenę: „Słuchaj no, frędzlu! Zrobiłam z ciebie człowieka, ale jak chcesz być prezydentem, to ruszaj się! Zamiast tu kijem gruchy obijać, jazda mi do Breslau, pilnować interesu!” Toteż pogalopował tam skwapliwie, ale wygłosił tylko eunuchoidalne przemówienie, bo fajdanisowie w Warszawie zmarnowali moment zaskoczenia.

 

Red. Michalkiewicz rozprawia się z absurdalną sugestią posła Bielana, jakoby nici „puczu” prowadziły do Moskwy:

 

Warto tedy zwrócić uwagę, że firma, która „przypadkowo” w najgorętszym momencie „puczu”, gdy jeszcze nie było jasne, że moment zaskoczenia został przez Zasrancen zmarnowany, prawie na całym obszarze Polski wyłączyła sygnał rządowej telewizji, była firmą amerykańską, a nie rosyjską. Jakie udziały albo wpływy ma w tej firmie żydowski finansowy grandziarz Jerzy Soros, który nawet nie próbuje ukrywać, że nie tylko sam stoi za przewrotem politycznym w Polsce, ale w dodatku podkręca redaktora Michnika i jego cyngli – tego nawet autorzy obrazu nie próbowali nawet zauważyć. Putin – jaki jest – każdy widzi – ale na wszystko jednak się nie nadaje. Druga sprawa, to Donald Tusk. Przecież nie przyleciał do Wrocławia z Moskwy, tylko z Brukseli, z której nie ośmieliłby się wystawić nawet nosa bez pozwolenia Naszej Złotej Pani z Berlina, która – najwyraźniej po przeanalizowaniu przez BND przydatności starych kiejkutów dla niemieckiej razwiedki, skutków objęcia amerykańskiej administracji przez Donalda Trumpa i przybyciu do Żagania, leżącego wszak na niemiecko-polskiej granicy, amerykańskiej ciężkiej brygady pancernej – postanowiła 7 lutego przyjechać do Warszawy, by namówić się z prezesem Kaczyńskim, w jaki sposób w nowej sytuacji będzie realizowane „pogłębianie integracji w Unii Europejskiej”.

 

Ale w tym kontekście wraca pytanie – co w tej sprawie robi ABW? Trudno było nie zauważyć, że w ów pucz mocno zaangażowane były polskojęzyczne media – z TVN na czele. Wszyscy też zadawaliśmy sobie pytanie, jaka w tym wszystkim była rola spółki Emitel, która odpowiada za przesył sygnału TVP, mając faktyczny monopol na przesyłanie sygnału radiowego i telewizyjnego na terenie Polski.

 

I kiedy wreszcie doczekamy się rozwiązań systemowych, które sprawią, że zagraniczne koncerny utracą kontrolę nad mediami w Polsce?

 

Wojciech Kempa

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!