Kultura Wiara

Bóg w wielkim mieście [recenzja]

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Książka Bóg w wielkim mieście dotarła na Śląsk! Nie można sobie wyobrazić lepszej lokalizacji na jej lekturę niż Katowice – stolica regionu – z jej najbardziej modną i gwarną ulicą Mariacką.Kiedyś zapomniana i cicha uliczka, dzisiaj tętni życiem, co weekend zmieniając się w modne miejsce spotkań śląskiej „warszawki”. Rzecz można ująć następująco: Mariacka to modowo-imprezowy tygiel Katowic. Dlatego siedząc w jednym z letnich ogródków i pijąc kawę, łatwo nałożyć na nią optykę kultowego serialu Sex w wielkim mięście, którym kiedyś mocno inspirowała się autorka książki Kasia Olubińska. Chodzi o pewien szczególny sposób współczesnego pojmowania życia. Tutaj naprawdę można poczuć klimat popkulturowego pędu, wszechobecnego materializmu i postarzania wszystkiego. W świecie wielkiego miasta wszystko jest tylko na chwilę. Wszystko oprócz Boga.

Symboliczność tego miejsca podkreśla jeszcze bardziej górująca nad ulicą Mariacką iglica XIX w. kościoła Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny. Najstarszego kościoła katolickiego w śródmieściu Katowic. Wygląda na to, że większość bawiących się w weekendy na Mariackiej ludzi zupełnie go nie dostrzega, a szkoda, bo to prawdziwa perła architektury sakralnej w regionie. Prawdopodobnie w wirze dobrej zabawy, kolorowych shotów i ślicznych dziewczyn, ubranych w śliczne sukienki, majacząca na samym końcu bryła kościoła może ujść niezauważona. Ale niby dlaczego ktoś miałby ją zauważyć w samym środku imprezy? Dużo łatwiej odkryć ją za dnia, kiedy ulica zapełnia się studentami i miejscowymi. Niestety Mariacka nieubłaganie weryfikuje gusta. Szybko okazuje się, że kościół położony przy najmodniejszej ulicy Katowic, modnym nie jest.

Całe szczęście świadomi szczęśliwcy mogą sycić oczy do woli, podziwiając piękno jego architektury. Kiedyś to się budowało – myślę zawsze, kiedy porównuje stare kościoły do ich nowoczesnych następców. Jest coś, w dawnym kanonie budowli sakralnych, przed czym chylę czoła, a co sprawia, że zadzierając wysoko głowę widzę dawne marzenia ich budowniczych, aby kościoły były bramami między ziemią, a niebem.  W takim właśnie otoczeniu – idealnym środowisku badawczym – przebrnęłam przez strony książki Bóg w wielkim mieście.

Ogólnie rzecz biorąc sprawa jest prosta. Mamy pięknie wydaną książkę. I chociaż nie ocenia się książki po okładce… ta akurat dowodzi wielkiej dbałości o szczegóły! Przyznaję, że czytanie czegokolwiek w tak uroczej oprawie graficznej jest tym większą przyjemnością. Samą książkę czyta się jednym tchem, a lektura należy do tych miłych i refleksyjnych. Bije od niej ciepło i spokój, który przychodzi tylko z wiekiem i doświadczeniem, pozwalając człowiekowi zrzucić mocną kotwicę w niespokojne wody życia.

Zaryzykuję twierdzenie, że książka Kasi Olubińskiej spotka się z doskonałym przyjęciem wśród osób, do których dotrze. Jak wielkie będzie to grono, tego nie wiem. Weszło nam w krew przekonanie, że jak czegoś nie ma na liście bestsellerów, to świat się o tym nie dowie. W rzeczywistości, gdyby było w tym twierdzeniu ziarenko prawdy, świat przegapiłby naprawdę wielkich pisarzy, a tak się nie dzieje. Innymi słowy, w moim odczuciu książka ta ma szansę stać się jedną z popularniejszych książek traktujących o Bogu, wierze i duchowości. Dlaczego? Z jakiegoś niezwykłego powodu Bóg wybrał na swojego apostoła dziennikarkę TVN. Jest to o tyle zaskakująca mieszanka, że sama autorka na stronach książki kilka razy przyznaje jak TVN stygmatyzuje.  Jak to się stało, że Edwardowi Miszczakowi – dyrektorowi programowemu TVN – było z tą publikacją po drodze? Nie mam pojęcia.  Oto, jak świat może nas zaskoczyć.

Co ciekawe książka, to nie tylko historia samej Kasi, to też świadectwa ludzi z pierwszych stron gazet. Pojawienie się tych nazwisk w kontekście wiary jest sporym zaskoczeniem. W naszych czasach dopuszcza się istnienie ludzi wierzących, ale mam wrażenie, że z tą wiarą to raczej nie wypada się obnosić. Zwykle przemawiają za tym trzy argumenty: żeby nie urazić osób niewierzących, żeby nie urazić osób wyznających inną religię oraz żeby nie wyjść, na katomohera 😉 Tak to już jest, że ludzie potrafią mówić o mowie nienawiści czyhającej za każdym kioskiem sprzedającym Gazetę Wyborczą i jednocześnie wypowiadać się o Kościele w taki sposób, jakby tkwiło w nim całe zło tego świata, a sama wiara nie miała najmniejszego uzasadnienia. To rodzi tabu, o którym nie mówi się głośno. Jak zauważyła autorka współczesny chrześcijanin nadal musi obawiać się, że zostanie pożarty przez lwy – tym razem te salonowe. Nie chcąc narażać się nie kpiny, przytyki czy otwarte ataki, zmienia się temat rozmowy, unika odpowiedzi, a nawet kłamie. Wszystko, żeby być poprawnie politycznym, tolerancyjnym, lubianym i akceptowanym. Codziennie miliony osób w ten sposób zamiatają swoją wiarę pod dywan, a współcześni strażnicy postępowej moralności pilnują, aby ten stan utrzymać.

Dlatego świadectwo tych wszystkich ludzi jest tak ważne, i takie elektryzujące. Jest być może rzeczą naturalną, że każdy z nich postrzega Boga trochę w inny sposób, a w większości historii trudno doszukiwać się ortodoksji; to raczej kodeks niż obowiązek, miłość niż miłosierdzie. W pewnym sensie jest to jednak najbardziej śmiały chrześcijański coming out ostatniego czasu. Wyjście z szafy katolików, i to katolików nie byle jakich, bo z pierwszych stron gazet. Nie wiem czy autorka zdaje sobie sprawę, że pomimo dużej swobody w doświadczaniu Boga przez jej rozmówców, książka Bóg w wielkim mieście daje zielone światło dla wszystkich tych, którym do tej pory brakowało odwagi. To niesamowity zwrot jak na nasze czasy.

Jakich problemów oprócz wiary dotyka książka? Znajdują się w niej spore pokłady ludzkiego cierpienia – prawdziwe, mocne historie. Powszechnie mówi się o tym, że show-biznes nie sprzyja budowaniu zbroi duchowej i książka to potwierdza. Często życie tych, które wygląda jak bajka, bajką nie jest. Dlatego ujęła mnie odwaga autorki i jej rozmówców, zdecydowanych na wydanie tak osobistych przeżyć.

Kłopot współczesnego społeczeństwa polega na zastępowaniu prawdziwych relacji sztucznymi. Obudowywaniu się przyjemnościami, a nie wartościami. Wybieraniu skrótów i spacerowania nimi w blasku słonecznego samolubstwa, bo zawsze łatwiej być snobem i bezmyślnie podążać za kolejnymi modami. Krzywdzić innych niż wyciągnąć dłoń. Kupujemy ciągle nowe przyjemności w postaci: ciuchów – koniecznie markowych, chociaż jakże często wyprodukowanych w Chinach za miskę ryżu – niepotrzebnych gadżetów z krótkim okresem przydatności oraz żywności z długim, która z tą prawdziwą ma coraz mniej wspólnego. Ciągła gonitwa za więcej przynosi nam coraz mniej. Widać to po ilości znajomych na naszych fejsach, instagramach, twitterach; w stosunku do liczby ludzi, którzy faktycznie chętnie pomogą nam, kiedy upadniemy. Dla wielu dzisiaj przyjaciele to taka sama mitologia jak wiara w Boga. Opium dla mas, bo przecież można liczyć tylko na siebie, wierzyć tylko w siebie. Nic dziwnego, że świat budowany w oparciu o takie idee przynosi człowiekowi zamiast radości, pandemię pustki i rozczarowania.

Kościoły pustoszeją, za to w centrach handlowych czasami trudno minąć się wózkiem – tym na zakupy i tym z dzieckiem również. Wszyscy ciężko pracujemy na to, żeby wychować pokolenia o nienagannym wykształceniu i gustach, ale niezdolnych odróżnić tolerancji od holokaustu chrześcijan. Już udało nam się stworzyć miasta, zaludnione przez ludzi, którzy po osiągnięciu wszystkiego pragną już tylko własnego końca. Depresja? Nie, to bezradność człowieka współczesnego; o ironio! potomka budowniczych wielkich katedr, depozytariusza greckiej filozofii, rzymskiego prawa i etyki chrześcijańskiej.

Najwyższy już czas na zmianę, i książka Kasi Olubińskiej to potwierdza. Powoli przyznajemy sobie prawo do otwartego mówienia o Bogu. Nie boimy się przyznać, że w centrum swojego życia umieszczamy nie siebie, a Boga. Potrafimy o tym mówić mając na sobie dżinsy z dziurami i eleganckie marynarki. W kawiarniach plotkujemy o naszym życiu religijnym bez ściszania głosu, umiejąc odnajdywać radość ze wspólnych rozmów o jego celebrowaniu według Boskiego planu. Na łono Kościoła wraca po latach nieobecności coraz więcej osób. Przyznają one, że chrześcijańskie twierdzenia, po ponownym przeanalizowaniu okazują się dla nich i ich rodzin solidną podporą, a ziarno wiary pozwala im zdrowo wzrastać. Oczywiście zawsze znajdą się nieprzekonani, niewrzący lub dalej poszukujący, dla nich ich poglądy będą tymi jedynie słusznymi. Tak już jest, a mimo to chrześcijaństwo od ponad dwóch tysięcy lat trzyma niewzruszenie straże, pozwalając odkrywać Boga ludziom na całym świecie. Tego roku do tej straży dołączyła książka Bóg w wielkim mieście. Bóg zapłać za świadectwa w niej zawarte.

Książkę  Bóg w wielkim mieście  można kupić na stronie wydawnictwa WAM >>klik<< do czego gorąco zachęcam!

Źródło: http://sck.edu.pl/bog-w-wielkim-miescie-recenzja/

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!